piątek, 4 stycznia 2019

Zotter "Sting" Red Edition ciemna 70 % z czekoladowym kremem z czerwonym winem, rodzynkami, grappą i warstwami czekolady porzeczkowej

Zotter jest znany z szalonych pomysłów na nadziewane czekolady, więc czy można powiedzieć, że któreś z nich, ręcznie czerpanych, nie zawodzą? Tak. Wszystkie czekolady ciemne Zottera z czekoladowym kremem z czerwonym winem mają u mnie 10/10. Kocham je. Kupując nową, miałam nadzieję, że i ją pokocham, mimo że uczucia jakie żywię do osoby z obrazka na opakowaniu i tytułu od miłości są dalekie. Nie no, szczerze nie znam Stinga i nie obchodzi mnie, ale przy tej czekoladzie dowiedziałam się, że zajął się produkcją wina (pierwsza myśl "może lepiej niech robi wino, niż śpiewa" - aj, złośliwa ja). Acha. Traktuję to jako po prostu kolejne bardzo konkretne wino do kompozycji Zottera, ale... w tej nowości doszła jeszcze mini-nowość, bo warstwa owocowej czekolady. Doprawdy nie rozumiem, co Zotter ma z tymi cienkimi warstwami i po co one (i niestety wychodzą albo bardzo dobrze, albo źle - "na dwoje babka wróżyła", jak to w mojej rodzinie lubią mówić).


Zotter "Sting" Red Edition to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z czekoladowym kremem z czerwonym winem “When We Dance” Stinga z winiarni Il Palagio (znajdującej się w Toskanii) z rodzynkami nasączonymi w winie, grappą i cienkimi warstwami czekolady porzeczkowej (w składzie są czerwone, mimo że w opisie jest "blackcurrant" - ja obstawiam, że naprawdę są jedne i drugie, bo pewnie to Labooko Currant).
Nadzienie stanowi 60 % całości.

Po otwarciu poczułam intensywną woń ciemnej czekolady o palono-drewnianym charakterze oraz czerwonego, owocowo-słodkawego wina. Po przełamaniu charakterna alkoholowość nasiliła się, ale wydała mi się tym samym jeszcze bardziej owocowa. Na pewno czułam czerwone owoce.

Tabliczka łamała się z lekkim trzaskiem, ale miękko, bo wierzch był oczywiście twardy, lecz środek to wilgotny i plastyczny krem, przypominający tłustawy mousse.
Najpierw się zdziwiłam, że nie ma obiecanej porzeczkowej warstwy, ale jak się przyjrzeć, jest, tylko że ma bardzo ciemny kolor (na "gryzionym zdjęciu" dobrze widać). Były tak ze sobą złączone, że właściwie nie da się ich rozdzielić. Jako że jestem uparta, wzięłam nóż: porzeczkowa wtedy z łatwością dała się oddzielić, zwijając się przy tym w średniej grubości rulon.

Czekolada w ustach rozpływała się powoli i kremowo, lekko suchawo. Potem nagle nadciągała soczystość i wzrastało poczucie kremowości, aż w końcu spod czekoladowych warstw wyłoniło się, rozchodząc po bokach po ustach, nadzienie. Okazało się plastyczne, ale zarazem zwarte i gęste. Odebrałam je jako gładko-tłustawe w mleczny sposób.
Znalazło się w nim trochę kawałków rodzynek - raczej malutkich farfoclo-skórek, ale ze świetnie zachowaną soczystością.

W smaku czekolada wydała mi się poważna, gorzka i dość mocno palona. Słodycz była się wycofana i również w tych klimatach.

Po chwili jednak słodycz szybko rosła, pojawiła się cierpkość i leciutki kwasek owoców - powiedziałabym, że porzeczek z przewagą czarnych.

Do owoców dołączył smak nadzienia - również poniekąd owocowy. Miał jednak inny charakter, bo czułam w nim czerwone, ale głównie kwaśno-słodkie.

Nagle cierpkawość została podkreślona alkoholem - zaskakująco mocnym i rozgrzewającym gardło. Wyraźnie po ustach rozlało się mnóstwo wytrawnego, czerwonego wina. Palono-drewniany klimat osiągnął apogeum, alkohol zaś zahaczył o pociągającą ordynarność. Mieszało się to z ogólną, łagodną, ale poważną czekoladową bazą. Kakao cudownie wpisało się w wytrawność i po przyjacielsku ścigało się z czerwonym winem.

Równocześnie w ustach rozeszła się słodka soczystość truskawek doprawionych lekkim kwaskiem porzeczkowo-wiśniowym i rześkością innych, jasnych owoców. Alkohol wydał mi się słodszy, a przy wyłaniających się rodzynkach wyszło na jaw, że to one i grappa coś majstrują. Były wyczuwalne epizodycznie, wpisały się w taką soczystą drewnianość. Przy nich wyłoniła się i pewna maślano-śmietankowa łagodność.

Na koniec wszystko tonęło w czekoladowej toni o palonym motywie drzew i wyrazistych owoców. Alkohol łącząc się z tą słodyczą, sugerował czekoladowy sos, a owoce nabrały charakteru dzięki kakao i "przyciemniły się" - znów czułam wiśnie i czarne porzeczki.
Podobało mi się, że czekolada rozpływała się na tyle powoli, by wszystko zwieńczyć.

Robiąc kolejne kęsy, miałam wrażenie, że czekolada jest jeszcze bardziej palono-drzewna i mniej słodka, a słodycz uplasowała się w nadzieniu, ale również nie była zbyt silna. Wyraźnie czułam tam wytrawne czerwone wino i owoce w ciemnej czekoladzie. Po paru kęsach nadzienie wydawało mi się chwilami nieco bardziej śmietankowe (ale nieznacznie).

Po wszystkim pozostawał posmak wytrawnej, gorzkiej ciemnej czekolady, czerwonego wina i słodycz owoców oraz czekoladowego sosu.

Czekolada wyszła zaskakująco wytrawnie i owocowo równocześnie. Palono-drewniane nuty (nawet te czekolady) przypominały moje ulubione nuty wina, w ogóle czerwone wino po prostu było tu tak... czysto wyczuwalne, a owoce... mimo że tak oczywiste nie były, zmieniały się, mieszały ze sobą, to ich soczystość naprawdę świetnie wyszła. Mimo wielu różnych nut i tego, że mleko stanowi bazę kremu, kompozycja była zniewalająco ciemnoczekoladowa, kakaowa.
Nie wiem, czy to dzięki nutom, czy po prostu, tabliczka nie wyszła ani trochę zbyt ciężko.

Całość dorównała Red Wine "Salzberg Beerenauslese" (mojemu ulubionemu Zotterowi z czerwonym winem), lecz pod względem nut o wiele bliżej jej było do Red Wine Umathum. Wszystkie jedzone reprezentowały bardziej owocowe wina, a Umathum była bardziej owocowo-kawowa. "Sting" połączyła palono-drzewne nuty i owoce, a trzeba Wam wiedzieć, że wina o palono-drewnianych nutach uwielbiam najbardziej. Czekolada nimi smakująca... no chyba nie muszę wyjaśniać. Kupiło mnie dodatkowo to, że to sama czekolada ciemna też wydawała się mieć takie nuty.


 ocena: 10/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za 70g)
kaloryczność: 501 kcal / 100 g
czy kupię znów: z chęcią

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, czerwone wino, rodzynki, syrop ryżowy, masło, pełne mleko w proszku, grappa, koncentrat z czerwonych porzeczek, odtłuszczone mleko w proszku, sól, lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia

9 komentarzy:

  1. O nie, mi na pewno mię posmakowalaby czekolada z winem. Strasznie nie lubię smaku wina, bez żadnego wyjątku :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedna z lepszych nowości (chociaż ogólnie tegoroczny rzut licho wypadł jak dla mnie), cieszę się, że poszli w owocowość, jako że bardziej klasyczne z czerwonym są już w ofercie (skorzystałam z pretekstu żeby odświeżyć sobie salzberg i olivin, fajnie czuć różnice). Też chętnie zakupię ponownie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, te nowości to takie... Jestem ciekawa, czy na wiosnę będziemy miały więcej szczęścia.

      Jej inność to ogromny plus.

      Usuń
  3. Trafiłaś z recenzją idealnie, właśnie niedawno ją jadłem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja jak Sting śpiewa bardzo lubię - koleś ma super głos! A, że zajął się produkcją wina to nie wiedziałam. Ciekawa ta tabliczka, ale na alkoholowe nuty się nie skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie bałaś się, że czekolada z nadzieniem ze Stinga będzie stara, stęchła i wyschnięta na wiór? (hłe hłe). Fragment z przebijaniem się przez twardą czekoladę ani opis jej konsystencji mnie nie przekonują, bo nie lubię ciemnej Zottera. Za to środeczek... o taaak. Liznęłabym te stingowe rodzyneczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, liczyłam, że jakąś kosteczkę sobie chrupnę.

      W końcu liczy się wnętrze, to fakt, ale... Oj, hahaha. Nie idźmy w tę stronę! xD

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.