niedziela, 18 sierpnia 2019

Libeert Organic Dark Chocolate 70 % ciemna

Po smacznej Libeert Lemon & Ginger uznałam, że warto byłoby bliżej przyjrzeć się tej marce. Sama czekolada w przypadku tamtej była zagłuszona dodatkiem, więc (po długim okresie czasu) jako drugą postanowiłam zjeść właśnie tę. Czystą, zwykłą aż miło. Co to za marka? Zaczęło się w 1923 od belgijskiej czekoladziarni zajmującej się czekoladowymi figurkami... ale to nieistotne. W 2013 do biznesu weszło kolejne już pokolenie, w 2015 nazwę zmieniono na Libeert i podjęto wyzwania rzucane przez dzisiejszy świat. Za punkt honoru właściciele obrali stawianie na jakość, nie ilość. Zaczęli poszukać ciekawych smaków na organicznych farmach w rozmaitych krajach.

Libeert Organic Dark Chocolate 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao.

Po rozerwaniu sreberka poczułam znacząco palony, trochę pieczony zapach, niesugerujący jednak silnej gorzkości. Co najwyżej goryczkowatość. I była to goryczkowatość ciemnego miodu, mieszająca się z orzechowo-drzewnym motywem. Nazwałabym to taką... orzechową roślinnością. Oczami wyobraźni zobaczyłam drzewa iglaste i podsuszone gałązki z igliwiem. Pieczoność podsunęła tosty - polane miodem i... chyba z odrobiną słodkiego dżemu z żółtych owoców (brzoskwinia / morela?).

W dotyku tabliczka wydała mi się dość tłusta, jednak przy łamaniu trafiłam na przyjemną twardość. Trzaskała ładnie, łącząc w sobie sugestię gęstości i suchości.
W ustach rozpływała się nieco zbyt opornie. W zasadzie łatwo, mięknąc (i to na szczęście nie przesadnie, a w sposób przystający ciemnej czekoladzie), mimo że długo pozostawała zwartym, tłustym kawałkiem, lekko tylko zalepiając gładko-kremowymi smugami, którymi jakby opływała. Na sam koniec zaś robiła się nieco bardziej sucha, ale nie pylista.

W trakcie robienia kęsa mignął mi słodki chłodek lukrecji. Po ustach rozszedł się palony motyw, co wraz z pierwszym skojarzeniem przełożyło się na suszkowatą ziołowość.
Palony smak roztoczył przystępną, szlachetną goryczkę.

W palonym klimacie po chwili odnalazła się również słodycz. Pomyślałam o karmelizowanym ciemnym miodzie / miodzie opływającym coś pieczonego (tosty?). Chwilami suchawa ziołowość / suszkowatość sugerowała niemal miodowe figi. Można tu chyba mówić też o kwiatowej mgiełce. Stonowana, ale jednak znacząca słodycz była o tyle bardziej wyeksponowana, że mieszała się z maślanością.

We wszystkim tym był jakiś duch orzechów. Zwłaszcza mniej więcej w połowie rozpływania się kawałka miałam takie poczucie... W tym miodzie może się jakieś utopiły? Maślaność typowa dla tłuszczu kakaowego (właśnie lekko orzechowa), pieczony twór / tosty (cieplutki, z topiącym się na wierzchu masłem) również kierowały się w stronę orzechów. Była w tym pewna przyjemna, naturalna gorzkość - jak orzechów ze skórkami? Oto orzechowe tosty znów przypomniały o drzewach i... tej suszonej, trochę bardziej kwiatowej roślinności?

Rośliność, ta bardziej kwiatowa, tchnęła życie i uwypukliły delikatną soczystość. Zioła prawie zupełnie zmieniły się w figi, a z goryczki uwolnił się akcent skórki cytrusów (cytryna / pomarańcza). Spowodowały pojawienie się na wypieku, wśród orzechów, odrobiny dżemu z żółtych owoców. Obstawiałabym dżem z brzoskwini i moreli, wciąż z pomarańczą. Wmieszał się w słodycz.

Bliżej końca, słodycz powoli odchodziła na tyły, zamieniając się z ziołową nutką z tła. Ta w dużej mierze weszła w orzechowo-drzewną gorzkość, uwypuklając ją. Wzrosła ogólna suchawość, suszoność i poczucie palenia.

Po zjedzeniu pozostał dość sucho-goryczkowaty posmak przedstawiający zioła i skórki orzechów. Było to takie... palono-suche, ale nie całkiem suche. Osnute mgiełką pewnej roślinnej lekkości: igliwia, ziołowości... Owoce wydały mi się tak odległe, że prawie nieobecne, ale gdzieś w głowie cały czas siedziały.

Całość wyszła bardzo zacnie, choć niestety nie bez wad. Najpierw nie mogłam skojarzyć, z jaką przepyszną czekoladą mi się kojarzyła, ale... w końcu mi się udało. Figi i orzechowo-drewniane smaki, goryczkowata słodycz... przecież to nuty z mojej kochanej Duffy's Panama Tierra Oscura 72 %! Duffy's jednak miała o wiele więcej nut, była głębsza, kwaskowato-owocowa (właśnie bardzo bogata w owoce, właśnie między innymi żółte). To jakby jej uproszczona podróbka, złagodzona i wyciszona maślanością - co właśnie uważam za dużą szkodę. Ogólnie bowiem Libeert nie smakowała tanio. Tak szlachetnie-głęboko jak wszelkie Duffy's, Domori itd. oczywiście też nie, ale czuć, że reprezentuje wysoką jakość.
Widziała mi się jako bardziej suszkowata, ziołowo-orzechowa, suszonoowocowa wersja Tesco finest Ecuadorian 74 %, choć Libeert była bardziej maślano-drzewna i palono-pieczona. Czuć w niej jednak o wiele, wiele mniej masła niż w Hachez 77 % Classic.
Nie wiem, skąd pochodzi kakao, z którego zrobiono tę czekoladę, jednak obstawiam, że m.in. z Ekwadoru. Marka ma też właśnie plantacyjne stamtąd, więc będę miała okazję sprawdzić, ile nut się pokrywa. Może jednak rzeczywiście także z Panamy coś dorzucili?


ocena: 9/10
kupiłam: Piotr i Paweł
cena: około 10 zł
kaloryczność: 573 kcal / 100 g
czy kupię znów: możliwe

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy

PS Przy tej czekoladzie aż czuję potrzebę wyjaśnienia: gdy piszę o maślaności, zazwyczaj chodzi mi o ten taki chyba "maślany" smak tłuszczu kakaowego. Nie raz czytałam, że przypomina "delikatne orzechowe / czekoladowe masło", sama mam podobne odczucia, choć... w sumie nie pamiętam smaku masła tak po prostu (nie jem go od lat, bo nie lubię). Zwłaszcza w tym przypadku, to coś bardzo specyficznego - takie orzechowawe masło, nie mające oczywiście nic wspólnego z masłem orzechowym.

5 komentarzy:

  1. Ciekawe, czy ten maślany smak o którym mówisz faktycznie przypominałby prawdziwe masło - ja masło jem codziennie, bo uwielbiam jego smak ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy piszę o maśle, rzadko kiedy mam na myśli smak czystego masła jako kostki. To taka maślaność jak w przypadku słodyczy maślanych, które rzeczywiście mają masło (a nie margarynę) w składzie.
      Smak czystego, zwykłego masła by mnie mocno odrzucił, więc obstawiam, że przypominałby, ale tylko do pewnego stopnia.

      PS Nie wyobrażam sobie, jak to można uwielbiać. :P

      Usuń
  2. Tosty polane miodem i posmarowane dżemem - brzmi świetnie, zjeść bym nie chciała. To typowe "atrakcyjne wyobrażenie". Masło o smaku orzechów też brzmi super, acz nigdy nie czułam w maśle niczego innego niż po prostu masło. Spróbowałabym tę czekoladę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak i u mnie. Marzenia i gdybanie spożywcze.

      Bo to nie masło. To pewnie smak dodanego tłuszczu kakaowego. Na logikę nie smakuje ono tym zwykłym masłem, ale jak jego połączenie z orzechami. Na zasadzie jak olej kokosowy smakuje połączeniem rzygowin i zimnych ogni, ale do końca nie jest w 100 %ach ich smakiem.

      Usuń
    2. Si, zrozumiałam :) To jak "smak zapachu czegoś".

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.