Nigdy nie interesowałam się czekoladami z Mozartem. Nie lubię muzyki poważnej ani bombonierek i czekoladek. Myślałam, że robi je jakaś jedna firma, ale po latach dowiedziałam się, że to tak jak z czekoladkami "kocie języczki" czy "owoce morza" - mają je różne firmy, chodzi o jakiś tam typ. W tym przypadku połączenie marcepanu, nugatu i często (?) pistacji. Dopiero mozartowe słodycze zyskały w moich oczach! Chociaż zaraz. Nie. Właściwie to nie. Tylko ta czekolada wydała mi się kusząca, bo inne wciąż wydają mi się tandetne. A ta kusiła o tyle bardziej, że polowanie na nią wymagało sporo zachodu. Przy niej jednak zorientowałam się, że jakoś czekolady z marcepanem (w ogóle marcepan?) mi przeszły; podchodzę do nich zupełnie bez emocji i nawet nie umiem sprecyzować, dlaczego.
Moser Roth Chocolat Amandes Mozart to ciemna czekolada o zawartości 50 % kakao (33%) z mleczną czekoladą o zawartości 32 % kakao (22%) nadziewana pistacjowo-migdałowym marcepanem z likierem morelowym (30%) i nugatem z orzechów laskowych (15%).
Po otwarciu poczułam delikatny, acz dość poważny, wytrawny zapach migdałów z zaskakująco wyraźną nutą pistacji. Wydały mi się lekko podkreślone solą, przy czym ogólnie doszukałam się i laskowo orzechowego poniuchu, odrobiny alkoholu i paloności (sama czekolada wydała mi się jakaś mało czekoladowa, a tyle tylko że palona). Wszystko to przełożyło się na skojarzenie z goryczkowatym piernikiem.
Niemal czarne tabliczki w dotyku wydawały się tłustawo kremowe, lecz przy łamaniu trzaskały. Nadzienia okazały się konkretne, zwarte, nawet nieco twardawe.
W przekroju dobrze tego nie widać, ale to naprawdę warstwowy twór (od góry): ciemna czekolada, marcepan, średnia warstwa nugatu (jakby "łódeczka" na marcepan), warstwa czekolady mlecznej - miałam wrażenie, że chwilami stopiła się z nugatem. W ogóle najpierw myślałam, że spód to sam nugat zrobiony m.in. na bazie czekolady mlecznej, ale chyba jednak nie.
W ustach obie czekolady rozpływała się podobnie, a więc łatwo, tłusto-kremowo, gładko. Lekko zalepiały usta, odsłaniając nadzienia. Najlepiej wyszło, gdy obracałam kawałek ustach, mimo że w sumie jak bym go nie umieściła, rozpływał się tak, że ciemna mieszała się wraz ze spodem: czekoladą mleczną / nugatem.
Nugat do plastycznych na pewno nie należał. Był tłusty w orzechowo-czekoladowy sposób oraz gładki. Upodobnił się do mlecznej czekolady (że był prawie nie do odróżnienia; Mama była przekonana, że to po prostu taka orzechowa mleczna czekolada).
Marcepan wydał mi się odrobinę scukrzono-podsuszony, ale wciąż nasączony. Umiarkowanie plastyczny. Nie był rzadki, choć rozchodził się na grudki z pewną wodnistością. Robił to jednak dość powoli, usiłując zachować zwartość.
Całość wyszła bardzo spójnie, gęsto i konkretnie, mimo że nie bardzo tłusto.
Po zrobieniu kęsa czekolady odezwały się mniej więcej równocześnie, obok siebie i zachodząc na siebie nawzajem. W smaku wyszły przede wszystkim słodko. Mleczna odegrała większą rolę, choć gorzkawość ciemnej cały czas pobrzmiewała w tle. To połączenie cukru z waniliowej naleciałości, do których szybko dochodziła maślaność. Nabrała niemal śmietankowego wydźwięku, a za sprawą silnej paloności ciemnej, poczułam bardzo jednoznaczną kawę. Nie było jednak mocno gorzko. Cierpkawość i gorzkawość jedynie się zaznaczyły, potem chyba trochę wydobyło je wnętrze. Ogólnie wyszło to jak czekolada śmietankowa, a nie ciemna + mleczna.
Wyrazistsze z nadzień okazało się... dolne, czyli nugat. Właściwie wkraczał zaraz po czekoladzie, bo mleczna nim przesiąkła.
Nugat zdecydowanie był wyrazistszy, bo tchnął w kompozycję smak podprażonych, ale łagodnych orzechów laskowych. Jedząc, miałam wrażenie (albo było tak w rzeczywistości), że wymieszano go z mleczną czekoladą. Bardzo znacząco podbił maślano-śmietankowy smak. Podkreślił maślaność czekolady, po czym silnie ją rozkręcił. Nugatowa słodycz mieszała się z wanilią i ogólną maślanością. Wyszło to słodziutko, o ciepłym wydźwięku, przez co czekolady i nugat przywiodły na myśl cappuccino
Oto marcepan podbił cierpkawość czekolady soczyście-alkoholowym smakiem. Czuć, że alkoholu trochę poskąpiono, ale w tym przypadku aż tak bardzo to nie przeszkadzało. Do migdałowego, charakterystycznego smaku marcepanu dołączyła bowiem naturalna nuta pistacji. Wyszły strasznie przygłuszone. Wtapiały się w marcepanowo-migdałowy smak, tworząc coś a'la "rzeczy o smaku pistacjowym, które wychodzą marcepanowo". Zasadniczy smak został wtłoczony w niemal cukrową słodycz, ale - w odróżnieniu od czekolady - w tej warstwie to nie ona przewodziła. W marcepanie jednak słodycz jakby zalatywała sztucznością.
Alkohol wydał mi się trochę dziwny. Kręciła się wokół niego nuta nibyowocowa (za nic nie powiedziałabym, że morelowa), co odebrałam jako... dziwnie i zbyt namieszane. Nie dodał charakteru, a wniósł lekką tandetę.
Po wszystkim pozostało przecukrzenie i posmak nugatowo-cappuccinowy; trochę marcepanowy, a trochę... nibymarcepanowy. Czułam również maślaną, niezbyt charakterną czekoladę. "Nibymarcepanowość" to taka mieszanina migdałowego marcepanu, marcepanu sztucznawego, udawanego przez rzeczy pistacjowe i samych pistacji, zakropiona wątłym alkoholem.
Całość nie wyszła wykwintnie ani szlachetnie wytrawnie, ale w miarę... słodko-"wytrawnawie". Alkohol był słaby i smakowo nie pasował. Zwykły sprawdziłby się lepiej. Pistacji jakoś mało, ale owszem... czuć je. Tylko że w dziwnej mieszaninie. Ta czekolada kojarzyła się z bombonierką, w której jest wiele czekoladek o tajemniczych smakach. Tu cappuccino, tu kawa, marcepan, nugat, coś alkoholowego, coś śmietankowego... wszystkiego po trochu i trochę taki śmietnik.
Podobała mi się spójna, dość konkretna struktura (przy tylu warstwach mogło wyjść różnie).
Mimo to, w miarę na poziomie i dość niecodziennie, co już jest plusem.
Smakowity nugat i cappuccinowate skojarzenia przy marcepanie sprawiły, że na wady da się przymknąć oko i zjeść ze smakiem. To takie... dziwo na jednorazowy zakup.
Jedną tabliczkę dałam Mamie, bo ciekawiło mnie, co ona stwierdzi. "Spód pyszny, im wyżej, tym trochę gorzej, ale i tak bardzo smacznie." Smakowała jej "pyszna mleczna, jaka orzechowa!", w marcepanie nie czuła zbytnio pistacji (ale chyba myślała, że marcepan miał być tylko z pistacji, a nie pistacjami), a już na pewno moreli; zastanawiała się, czy alkohol w ogóle tam jest. A ciemna czekolada... była według niej ciemna (u niej to synonim: "niesmaczna / gorzka"). Werdykt był, że za dużo chcieli tu upchnąć. Gdy powiedziałam jej o moim odczuciu, że "jak o smaku cappuccino", odparła: "masz ty rację".
ocena: 7/10
kupiłam: Aldi
cena: 9,99 zł (za 210g)
kaloryczność: 531 kcal / 100 g; 1 minitabliczka 42g - 223 kcal
czy kupię znów: nie
Skład: czekolada ciemna (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, masło klarowane, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), czekolada mleczna (cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, maślanka w proszku, laktoza, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), cukier, mielone migdały 9%, mielone orzechy laskowe 7,5%, tłuszcz kakaowy, mielone pistacje 1,6%, syrop cukru inwertowanego, likier morelowy 1,4%, syrop glukozowy, miazga kakaowa
Skład: czekolada ciemna (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, masło klarowane, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), czekolada mleczna (cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, maślanka w proszku, laktoza, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), cukier, mielone migdały 9%, mielone orzechy laskowe 7,5%, tłuszcz kakaowy, mielone pistacje 1,6%, syrop cukru inwertowanego, likier morelowy 1,4%, syrop glukozowy, miazga kakaowa
Tak pokręconej czekolady w życiu nie jadłam :D to musi być ciekawe doświadczenie, ale na raz, nie do powtórki ;)
OdpowiedzUsuńA no nie do powtórki.
UsuńMi się aż taka wyjątkowo pokrecona nie wydaje, ale wiadomo - przyzwyczaiłam się już do dziwności i złożonych tabliczek z racji zjedzonej ilości.
Każdy smak odnaleziony w tabliczce mi się podoba. Tylko co z tego, skoro najważniejsze nuty są albo niedostatecznie intensywne, albo kiczowate? Chciałabym wyrazisty marcepan z charakterną pistacją i mocne uderzenie procentów.
OdpowiedzUsuńCzyżbyś o różnorodności czekoladek dowiedziała się ode mnie? ;> Dla mnie to był mały szok, niemniej pozytywny, bo po pierwszych wstrętnych drugie okazały się pyszne. Twojej czekolady chętnie bym spróbowała w ramach uzupełnienia mozartowych wrażeń.
Właśnie, że niby fajne, a... Przekombinowanie i tyle.
UsuńDzięki Tobie to na pewno zapamiętałam. Bo tak to na tyle nie przywiązuję wagi do czekoladek, że nawet jak się kiedyś tam może dowiedziałam, to zaraz zapomniałam.