niedziela, 11 sierpnia 2019

Moser Roth Chocolat Amandes Mozart ciemna 50 % i mleczna z nugatem oraz pistacjowo-migdałowym marcepanem z likierem

Nigdy nie interesowałam się czekoladami z Mozartem. Nie lubię muzyki poważnej ani bombonierek i czekoladek. Myślałam, że robi je jakaś jedna firma, ale po latach dowiedziałam się, że to tak jak z czekoladkami "kocie języczki" czy "owoce morza" - mają je różne firmy, chodzi o jakiś tam typ. W tym przypadku połączenie marcepanu, nugatu i często (?) pistacji. Dopiero mozartowe słodycze zyskały w moich oczach! Chociaż zaraz. Nie. Właściwie to nie. Tylko ta czekolada wydała mi się kusząca, bo inne wciąż wydają mi się tandetne. A ta kusiła o tyle bardziej, że polowanie na nią wymagało sporo zachodu. Przy niej jednak zorientowałam się, że jakoś czekolady z marcepanem (w ogóle marcepan?) mi przeszły; podchodzę do nich zupełnie bez emocji i nawet nie umiem sprecyzować, dlaczego.

Moser Roth Chocolat Amandes Mozart to ciemna czekolada o zawartości 50 % kakao (33%) z mleczną czekoladą o zawartości 32 % kakao (22%) nadziewana pistacjowo-migdałowym marcepanem z likierem morelowym (30%) i nugatem z orzechów laskowych (15%).

Po otwarciu poczułam delikatny, acz dość poważny, wytrawny zapach migdałów z zaskakująco wyraźną nutą pistacji. Wydały mi się lekko podkreślone solą, przy czym ogólnie doszukałam się i laskowo orzechowego poniuchu, odrobiny alkoholu i paloności (sama czekolada wydała mi się jakaś mało czekoladowa, a tyle tylko że palona). Wszystko to przełożyło się na skojarzenie z goryczkowatym piernikiem.

Niemal czarne tabliczki w dotyku wydawały się tłustawo kremowe, lecz przy łamaniu trzaskały. Nadzienia okazały się konkretne, zwarte, nawet nieco twardawe.
W przekroju dobrze tego nie widać, ale to naprawdę warstwowy twór (od góry): ciemna czekolada, marcepan, średnia warstwa nugatu (jakby "łódeczka" na marcepan), warstwa czekolady mlecznej - miałam wrażenie, że chwilami stopiła się z nugatem. W ogóle najpierw myślałam, że spód to sam nugat zrobiony m.in. na bazie czekolady mlecznej, ale chyba jednak nie.
W ustach obie czekolady rozpływała się podobnie, a więc łatwo, tłusto-kremowo, gładko. Lekko zalepiały usta, odsłaniając nadzienia. Najlepiej wyszło, gdy obracałam kawałek ustach, mimo że w sumie jak bym go nie umieściła, rozpływał się tak, że ciemna mieszała się wraz ze spodem: czekoladą mleczną / nugatem.
Nugat do plastycznych na pewno nie należał. Był tłusty w orzechowo-czekoladowy sposób oraz gładki. Upodobnił się do mlecznej czekolady (że był prawie nie do odróżnienia; Mama była przekonana, że to po prostu taka orzechowa mleczna czekolada).
Marcepan wydał mi się odrobinę scukrzono-podsuszony, ale wciąż nasączony. Umiarkowanie plastyczny. Nie był rzadki, choć rozchodził się na grudki z pewną wodnistością. Robił to jednak dość powoli, usiłując zachować zwartość.
Całość wyszła bardzo spójnie, gęsto i konkretnie, mimo że nie bardzo tłusto.

Po zrobieniu kęsa czekolady odezwały się mniej więcej równocześnie, obok siebie i zachodząc na siebie nawzajem. W smaku wyszły przede wszystkim słodko. Mleczna odegrała większą rolę, choć gorzkawość ciemnej cały czas pobrzmiewała w tle. To połączenie cukru z waniliowej naleciałości, do których szybko dochodziła maślaność. Nabrała niemal śmietankowego wydźwięku, a za sprawą silnej paloności ciemnej, poczułam bardzo jednoznaczną kawę. Nie było jednak mocno gorzko. Cierpkawość i gorzkawość jedynie się zaznaczyły, potem chyba trochę wydobyło je wnętrze. Ogólnie wyszło to jak czekolada śmietankowa, a nie ciemna + mleczna.

Wyrazistsze z nadzień okazało się... dolne, czyli nugat. Właściwie wkraczał zaraz po czekoladzie, bo mleczna nim przesiąkła.

Nugat zdecydowanie był wyrazistszy, bo tchnął w kompozycję smak podprażonych, ale łagodnych orzechów laskowych. Jedząc, miałam wrażenie (albo było tak w rzeczywistości), że wymieszano go z mleczną czekoladą. Bardzo znacząco podbił maślano-śmietankowy smak. Podkreślił maślaność czekolady, po czym silnie ją rozkręcił. Nugatowa słodycz mieszała się z wanilią i ogólną maślanością. Wyszło to słodziutko, o ciepłym wydźwięku, przez co czekolady i nugat przywiodły na myśl cappuccino

Oto marcepan podbił cierpkawość czekolady soczyście-alkoholowym smakiem. Czuć, że alkoholu trochę poskąpiono, ale w tym przypadku aż tak bardzo to nie przeszkadzało. Do migdałowego, charakterystycznego smaku marcepanu dołączyła bowiem naturalna nuta pistacji. Wyszły strasznie przygłuszone. Wtapiały się w marcepanowo-migdałowy smak, tworząc coś a'la "rzeczy o smaku pistacjowym, które wychodzą marcepanowo". Zasadniczy smak został wtłoczony w niemal cukrową słodycz, ale - w odróżnieniu od czekolady - w tej warstwie to nie ona przewodziła. W marcepanie jednak słodycz jakby zalatywała sztucznością.
Alkohol wydał mi się trochę dziwny. Kręciła się wokół niego nuta nibyowocowa (za nic nie powiedziałabym, że morelowa), co odebrałam jako... dziwnie i zbyt namieszane. Nie dodał charakteru, a wniósł lekką tandetę.

Po wszystkim pozostało przecukrzenie i posmak nugatowo-cappuccinowy; trochę marcepanowy, a trochę... nibymarcepanowy. Czułam również maślaną, niezbyt charakterną czekoladę. "Nibymarcepanowość" to taka mieszanina migdałowego marcepanu, marcepanu sztucznawego, udawanego przez rzeczy pistacjowe i samych pistacji, zakropiona wątłym alkoholem.

Całość nie wyszła wykwintnie ani szlachetnie wytrawnie, ale w miarę... słodko-"wytrawnawie". Alkohol był słaby i smakowo nie pasował. Zwykły sprawdziłby się lepiej. Pistacji jakoś mało, ale owszem... czuć je. Tylko że w dziwnej mieszaninie. Ta czekolada kojarzyła się z bombonierką, w której jest wiele czekoladek o tajemniczych smakach. Tu cappuccino, tu kawa, marcepan, nugat, coś alkoholowego, coś śmietankowego... wszystkiego po trochu i trochę taki śmietnik.
Podobała mi się spójna, dość konkretna struktura (przy tylu warstwach mogło wyjść różnie).
Mimo to, w miarę na poziomie i dość niecodziennie, co już jest plusem.
Smakowity nugat i cappuccinowate skojarzenia przy marcepanie sprawiły, że na wady da się przymknąć oko i zjeść ze smakiem. To takie... dziwo na jednorazowy zakup.
Jedną tabliczkę dałam Mamie, bo ciekawiło mnie, co ona stwierdzi. "Spód pyszny, im wyżej, tym trochę gorzej, ale i tak bardzo smacznie." Smakowała jej "pyszna mleczna, jaka orzechowa!", w marcepanie nie czuła zbytnio pistacji (ale chyba myślała, że marcepan miał być tylko z pistacji, a nie pistacjami), a już na pewno moreli; zastanawiała się, czy alkohol w ogóle tam jest. A ciemna czekolada... była według niej ciemna (u niej to synonim: "niesmaczna / gorzka"). Werdykt był, że za dużo chcieli tu upchnąć. Gdy powiedziałam jej o moim odczuciu, że "jak o smaku cappuccino", odparła: "masz ty rację".


ocena: 7/10
kupiłam: Aldi
cena: 9,99 zł (za 210g)
kaloryczność: 531 kcal / 100 g; 1 minitabliczka 42g - 223 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada ciemna (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, masło klarowane, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), czekolada mleczna (cukier, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, maślanka w proszku, laktoza, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), cukier, mielone migdały 9%, mielone orzechy laskowe 7,5%, tłuszcz kakaowy, mielone pistacje 1,6%, syrop cukru inwertowanego, likier morelowy 1,4%, syrop glukozowy, miazga kakaowa

4 komentarze:

  1. Tak pokręconej czekolady w życiu nie jadłam :D to musi być ciekawe doświadczenie, ale na raz, nie do powtórki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no nie do powtórki.

      Mi się aż taka wyjątkowo pokrecona nie wydaje, ale wiadomo - przyzwyczaiłam się już do dziwności i złożonych tabliczek z racji zjedzonej ilości.

      Usuń
  2. Każdy smak odnaleziony w tabliczce mi się podoba. Tylko co z tego, skoro najważniejsze nuty są albo niedostatecznie intensywne, albo kiczowate? Chciałabym wyrazisty marcepan z charakterną pistacją i mocne uderzenie procentów.

    Czyżbyś o różnorodności czekoladek dowiedziała się ode mnie? ;> Dla mnie to był mały szok, niemniej pozytywny, bo po pierwszych wstrętnych drugie okazały się pyszne. Twojej czekolady chętnie bym spróbowała w ramach uzupełnienia mozartowych wrażeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, że niby fajne, a... Przekombinowanie i tyle.

      Dzięki Tobie to na pewno zapamiętałam. Bo tak to na tyle nie przywiązuję wagi do czekoladek, że nawet jak się kiedyś tam może dowiedziałam, to zaraz zapomniałam.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.