W lutym, patrząc jak wydłuża się kolejka wpisów, uznałam, że do wiosny chcę wykończyć wszystkie zimowe słodycze. Zastanawiałam się, czy recenzje układać chronologicznie, czy niektóre do kolejnej pory śnieżnej przetrzymać. Oprócz tego kierowałam się też datami, to prawda, ale w przypadku tej... falami nachodziło mnie na coś zasładzająco-plebejskiego i jogurtowo-truskawkowego. Potem przychodziły dni wstrętu. A potem znowu... I takie wahania uczuć w kwestii tej czekolady miałam (a kupiłam tylko dlatego, że myślałam nad jakąś o tym smaku, a akurat w sklepie zobaczyłam ostatnią sztukę; Mikołaj na opakowaniu zaś zasugerował, że to limitka - znikająca?!). Wszystko jednak do czasu. Do czasu, gdy przy planowaniu degustacji obok wypadły: Lindt Excellence Raspberry (która przypomniała mi smaczną Excellence Strawberry) oraz Wedel solony karmel. Wiem, że moje myśli krążą po dziwnych szlakach, ale cóż. Niestety, potem wypadł jeszcze Wedel Piernikowy, którym byłam przerażona i... chciałam mieć już wszystkie mleczne nadziewane tabliczki tej marki jak najszybciej za sobą.
E.Wedel Czekolada Mleczna z nadzieniem Jogurtowo-Truskawkowym to mleczna czekolada o zawartości 29 % kakao z mlecznym kremem jogurtowym z kawałkami truskawkowymi (czy może raczej o smaku truskawek).
Od razu po otwarciu poczułam sztuczną, kwaskowatą truskawkę w towarzystwie mlecznego jogurtu... co miało dość rześki charakter, całkiem niezły, nie zaś napastliwie wściekły jak w wedlowskiej Mlecznej Truskawkowej. Obok kwaśności nie zabrakło jednak cukrowości czekolady. Ta, o dziwo, również nie była taka straszna.
Przy łamaniu czekolada wprawdzie nie uginała się ani nic, ale już czułam jej tłustość. Nadzienie wyglądało na zbito-suchawe, lekko różowawe i z czerwonymi kawałkami o różnych rozmiarach: od mikroskopijnych po zaskakująco spore.
W ustach czekolada rozpływała się szybko, niemal natychmiastowo mięknąc i zalepiając usta w tłusto-proszkowy sposób. Po chwili odsłaniała wnętrze, mieszające się z nią w tej całej miękko-ulepkowatej tłustości.
Nadzienie odebrałam jako strasznie proszkowe, wręcz suche, a zarazem margarynowo tłusto-miękkie.
Pełno było w nim chrupiąco-trzeszcząco-skrzypiących kawałków, które niegryzione po prostu się rozpuszczały.
Czekolada zaatakowała cukrem od pierwszej chwili, do którego jednak prędko dołączyło mleko. Nie specjalnie wyraziste, ale jednak. Ewidentnie przesiąkła nutą truskawkową, co być może tę mleczność podkreśliło.
Wraz z tym, jak czekolada odsłaniała nadzienie, smak mleka rósł. Umacniała się również cukrowość, ale ogólna mleczność zapewniła niezłą spójność i dodała trochę rześkości. Trafiłam na całkiem wyraźne echo jogurtu, mieszającego się z nutką truskawki, lecz... Zaraz ten smak zaczęły rozbijać nuty margaryny i oleju palmowego.
Otworzyły drogę sztuczności. Najpierw pomyślałam o sztucznym, cukierkowym mleku truskawkowym, potem może i o takim jogurcie, ponieważ pojawiła się chemiczna kwaśność pseudotruskawek. Nadzienie smakowało cukrem i sztuczną truskawkową kwaśnością... Jogurtowo-mleczne tony też były wyczuwalne, ale uwaga skupiła się na truskawce. Ukłucia kwasu były epizodyczne i raczej niezwiązane z chrupaczami.
Te bowiem... tylko częściowo cechowała kwaśność. Miały nutkę suszonych truskawek, ale serwowały przede wszystkim wściekle chemiczne truskawy. Były cukrowo-cukierkowe, a jednocześnie kwaskawe. Nibytruskawkowe, chwilami niby naturalne, ale okropne. Smakowo mieszały się z nadzieniem.
Kwasek tonął w cukrowości, a i tak jego wyczuwalność była dziwnie silna. Chemia swoje tu dołożyła. Truskawki wyszły więc sztucznie, podkreśliły margarynowość, a jogurt uciekł. Czekolada... też - bliżej końca gdzieś pałętała się raczej cukrolada.
W posmaku zostały sadystyczne, straszliwie sztucznie kwaśne truskawki, truskawkowa cukierkowość, przecukrzenie i poczucie tłuszczowości. Lekka mlecznawość odeszła w niepamięć.
Całość była potworna. W pierwszej chwili pomyślałam nawet, że może jednak coś z tego będzie, ale natężenie chemii przy truskawkowym smaku skutecznie to uniemożliwiło. Ilość oleju palmowego jeszcze w tej kwestii dowaliła.
Kawałki wyszły kwaskawo i po prostu sztucznie truskawkowo, więc źle, ale to chyba lepsze rozwiązanie niż żel prosto z laboratorium z Mlecznej Truskawkowej. Tak samo jednak trochę jogurtowy krem, nie zaś tylko mleczny, ratował sytuację. Czekolada wyszła minimalnie lepiej od Truskawkowej, ale i tak była na tyle podle sztuczna, że nie dałam jej rady. Szkoda, bo gdyby nie ta ilość chemii, może mimo cukrowości by coś z tego było. Oceny jednak wystawiam takie same, bo forma i tytułowy smak jest zupełnie inny (jedna ma być z dżemorem, druga z kawałkami, więc... mleczny, a jogurtowy krem to też coś innego). Ja jednak jestem zaskoczona, bo chrupiących dodatków nie lubię i zawsze myślałam, że w przypadku owocowych plebejskich czekolad: chrupacz (niebędący owocem!), a dżem (względnie żel), wybiorę to drugie, no ale...
Nie dałam rady nawet kostce, resztę oddałam Mamie. Stwierdziła, że "słodka, ale i fajny kwasek w niej był", przy czym zgodziła się ze mną, że mniej niesmaczna niż Wedel Piernikowy.
ocena: 3/10
kupiłam: Biedronka
cena: 2,49 zł (promocja?)
kaloryczność: 546 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: czekolada mleczna 50% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; aromat), cukier, tłuszcz palmowy, jogurt w proszku 5,7%, serwatka w proszku, mleko pełne w proszku, granulki truskawkowe 1,2% (syrop glukozowy, cukier, truskawki 25%, substancja zagęszczająca: E401), proszek truskawkowy 0,9% (maltodekstryna, zagęszczony sok truskawkowy 35%), lecytyna sojowa, aromat, regulator kwasowości: kwas cytrynowy, koncentrat czarnego bzu
Skład: czekolada mleczna 50% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; aromat), cukier, tłuszcz palmowy, jogurt w proszku 5,7%, serwatka w proszku, mleko pełne w proszku, granulki truskawkowe 1,2% (syrop glukozowy, cukier, truskawki 25%, substancja zagęszczająca: E401), proszek truskawkowy 0,9% (maltodekstryna, zagęszczony sok truskawkowy 35%), lecytyna sojowa, aromat, regulator kwasowości: kwas cytrynowy, koncentrat czarnego bzu
W dzisiejszych czasach aż strach kupować truskawkowe słodycze w szczególności czekolady i pralinki. No cóż ale zaryzykuję i idę dziś po milke strawberrycheescake.
OdpowiedzUsuńJa trzymałam ją w rękach w Tesco, zapytałam Mamę, czy chce, bo pasek mogłabym jej podkraśc, ale sama na pewno całej bym nie kupiła. Ze strachem odłożyłam.
UsuńKiedy się za nią weźmiesz? Dasz znać, jak wyszła?
Jak kupię bo narazie nie ma ich nigdzie ...
UsuńCarrefour? Tesco? Nic?
UsuńNiestety ...
UsuńZgadzam się, że jest sztuczna, kwaśna, chemiczna i cukrowa, ale mi i tak smakuje :D przypomina mi dzieciństwo i takie czekoladki dla Kinderki z truskawkowym nadzieniem :3
OdpowiedzUsuńA ja pojąć nie mogę, jak to wszystko można czuć i jak to może smakować. :P Bo gdyby tak nie wyczuwać... Albo też nie rozumiem, jak coś może bardziej smakować tylko ze względu na skojarzenie z dzieciństwem.
UsuńTylko nie mów, że chodzi o te straszne Hibbi z hipopotamem?! :P
Taak, o te! Jejku, ja je uwielbiałam :D
UsuńHah, do mnie też ochota na niektóre produkty przychodzi falami. Raz mogłabym zjeść całość naraz, a za chwilę wolałabym umrzeć, niż zbliżyć produkt do ust.
OdpowiedzUsuńTruskawkowa nie jest napastliwa, sio mi od niej! Suche i tłuste nadzienie, hmm. Chyba wiem, o jakie chodzi. Kwasek dobrego rodzaju lubię, a tu zakładam obecność właśnie takiego. Wedlowska sztuczność truskawek też jest ołkej. Wydaje mi się, że to całkiem moja tabliczka.
Co było najdziwniejszym słodyczem, na którego Cię dziwnie naszło?
UsuńTaak, mogłaby się Twoja okazać, ale nie wiem... Takie drobinki dodatku wydają Ci się spoko?
Najdziwniejszy słodycz to na pewno nie jest, ale ostatnio siedzę przy laptopie i nagle naszła mnie ochota na chrupki bekonowe :D
Usuń...póki nie są malinowe.
Super czekoladki uwielbiam ten smak
OdpowiedzUsuń