Po niemiłym doświadczeniu z Lindt Lindor Stick Dunkle utwierdziłam się w przekonaniu, że nawet czekoladowa wersja Lindorów nie jest dla mnie. Na samą myśl o miękko-tłustych kulkach aż mnie... No ale. Ale są smaki, do których miękkość i tłustość pasuje i które potrafią w tej swej słodkiej tłustości smacznie wyjść, o czym przekonało mnie ostatnio parę niezłych nugatowych rzeczy (dobre porównania: ciemna miękka Moser Roth Chocolat Delice Praline Edel Zartbitter i zacna nugatowa MR Edel Nugat oraz "miękko-meh" Freihofer Gourmet Kakao i ciekawa Freihofer Gourmet Nuss-Nougat). Postanowiłam więc dać jeszcze szansę bardziej pasującemu do formy smakowi Lindor, co jednak nie znaczyło, że sięgnę po pralinki (co to, to nie! w życiu!). Zdecydowałam się na czekoladę, bo w wersji batonowej nie znalazłam, a Mama stwierdziła, że jakby co, to chętnie skończy. Wciąż nie była to moja forma, bo nie podoba mi się już gotowy podział na kostki, ale to już czekolada (a i btw czekały mnie dwie Schogetten, które normalnie bojkotuję ze względu na lichą jakość i gotowy podział właśnie). A że orzechowa Creation Hazelnut de Luxe Dark nie przestawała mnie zachwycać, a że kupiłam coś innego i ciekawego, to i na tę nabrałam umiarkowanej ochoty.
Lindt Lindor Hazelnut Milk Chocolate to czekolada mleczna o zawartości 31 % kakao nadziewana orzechowym kremem i kawałkami orzechów laskowych.
Po otwarciu poczułam zapach toffi wymieszany z niezbyt przyjemnym motywem cukru pudru zalatującego sztucznością. Zaraz za tym miejsce znalazł maślany nugat i... po prostu orzech laskowy.
Kostki już w dotyku wydały mi się tłuste, ale nie jakoś specjalnie miękkie. Przy gryzieniu czy krojeniu czekoladowy, gruby wierzch zachowywał się względnie normalnie, jak tłusta czekolada. Dopiero środek był znacznie miększy i plastyczny, lekko mazisto-ciągnący i lepiący.
W ustach czekolada szybko miękła na gęsty, gładki krem, który zalepiał usta zupełnie. Wydała mi się tłustsza od innych mlecznych Lindtów, choć wciąż przyjemnie śmietankowo-maślana.
O wiele tłustszy, rzadszy i bardziej miękki był środek, przypominający oleiste, zalepiające smarowidło (typu Nutella). Dzieliło z czekoladą mleczną kremowość, ale to jego nieprzyjemna oleistość skupiała na sobie uwagę przez większość czasu.
W kremie znalazłam mnóstwo kawałków orzechów. Drobnica i całkiem spore, jeśli wziąć pod uwagę proporcje świeżo-chrupiąco-soczystych sztuk do wielkości kostek.
Całość odebrałam jako oleiście-miękką i już w tym ulepkowatą. Nie podobało mi się, bo orzechy poczucie to nasiliły, zamiast przełamać (co byłoby bardziej logiczne). Odstawały jakoś od konwencji.
W smaku czekolada zaserwowała mi duet cukru i mleka. Mleko było wyraziste, lekko wręcz śmietankowe i smakowite, niczym nie zaburzone, a przyjemnie kojarzące się z mlecznymi czekoladkami (typu Kinder) dla dzieci. Poprzez słodycz niestety przemykała się lekka sztucznawość - waniliowa i coś "orzechowawego" (prawdopodobnie przesiąkła wnętrzem).
Nadzienie szybko dochodziło do głosu, acz specjalnie intensywne... Rozchodziło się jako wzmocnienie mleka i cukru, co skojarzyło mi się z cukrem pudrem. Od niego z kolei rozlał się przesłodzono-nijaki wątek. To była taka... oleiście-margarynowa mdłość, nieprzyjemna i kojarząca się ze smarowidłami czekoladowymi. Szybko jednak maślaność i mleko, a także cały czas rosnący orzechowy smak, ubrały to w orzechowo-nugatowy kostium. Ogrom cukru i tłustość przywołały toffi. Właśnie jego smak w pewnym momencie przybrało nadzienie.
Gdy jednak mniej więcej w połowie językiem zaczęłam trafiać na kawałki orzechów, to orzechy laskowe zagarnęły sobie więcej miejsca. Gdy zabrałam się za rozgryzanie tych kawałków (bliżej końca), świeży i intensywny, chwilami goryczkowaty orzech laskowy dominował.
Dotoffiowany, docukrzono-donugatowiony wyszedł słodziaśnie. Całość przybrała postać Toffifee w wersji kremo-bagienko-kostki.
W posmaku pozostała oleistość, przecukrzenie i posmak świeżych orzechów laskowych oraz toffi. Pobrzmiewająca sztucznawość nie była zbyt napastliwa. Poczucie tłuszczu w ustach, na ustach i nawet na dłoniach za to było.
Całość wyszła... kiepsko jakościowo, przeciętnie smakowo, mdło przez cukier i oleistość. To raczej propozycja kojarząca się z kinderkami, toffi-orzechowa, niż taka orzechowo-orzechowa. Niby można pewnie przyjąć, że ma swój urok, ale... po Lindtcie spodziewałabym się czegoś lepszego. Gdyby ta miękka tłustość poszła bardziej w kierunku mlecznym / nugatowym (wprawdzie nie miała być nugatowa, ale mogłaby być), a nie oleistym, już byłoby lepiej.
Ponad połowa powędrowała do Mamy, która uznała, że czekolada jest naprawdę dobra (i rzuciła mi spojrzenie pt. "czego ty od niej chcesz?! dziwna jesteś").
O wiele bardziej przemówiła do mnie miękka tłustość Freihofer Gourmet Nuss-Nougat, którą cechowała bezkresna kremowość. Lindt zawalił sprawę oleistością i miękkością margaryny.
ocena: 5/10
kupiłam: Tesco (Mama kupiła)
cena: około 10 zł zł (za 100g, Mama zapłaciła)
kaloryczność: 612 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcze roślinne (kokosowy, z nasion palmy), tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, orzechy laskowe 5%, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, bezwodny tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, ekstrakt słodowy jęczmienny
A jak macie ochotę na coś bardziej ciemnoczekoladowego (czyli jak ja zawsze), to zapraszam na krótkie aktualizacje:
Tesco finest Ecuadorian 74 %
Tesco finest Peruvian 70 %
Przy okazji robienia zapasów w Tesco, znalazłam całe kartony tych czekolad, na których był wymieniony producent: ICAM (ten od Vanini).
A jak macie ochotę na coś bardziej ciemnoczekoladowego (czyli jak ja zawsze), to zapraszam na krótkie aktualizacje:
Tesco finest Ecuadorian 74 %
Tesco finest Peruvian 70 %
Przy okazji robienia zapasów w Tesco, znalazłam całe kartony tych czekolad, na których był wymieniony producent: ICAM (ten od Vanini).
Tej tabliczki nie jadłam, ale jadłam orzechowe Lindory. Smak mi pasował, ale konsystencja miękkiej margaryny... No nie :(
OdpowiedzUsuńOj, wiem, że mnie wyjątkowo by ta struktura i forma obrzydziły.
UsuńJadłam kiedyś batona pralinowego tej marki... dziwny był jak margaryna. Siostra myślała ze zepsuty. Dla mnie to kiepska marka
OdpowiedzUsuńAle że z serii Lindor czy że Lindta?
UsuńTen drugi
UsuńPonieważ to odpowiednik orzechowych kulek Lindor, spodziewam się, że u mnie miałby ocenę kulek (unicorna) albo 6 chi. Lubię i smak, i konsystencję. Nawet schogettenowe kostki są ok, bo podobne do pralin.
OdpowiedzUsuńPotrafię wyobrazić sobie Twój zachwyt. Ale nie zrozumieć, haha.
Usuń