Lindt Lindor Hazelnut Milk Chocolate to czekolada mleczna o zawartości 31 % kakao nadziewana orzechowym kremem i kawałkami orzechów laskowych.
Kostki już w dotyku wydały mi się tłuste, ale nie jakoś specjalnie miękkie. Przy gryzieniu czy krojeniu czekoladowy, gruby wierzch zachowywał się względnie normalnie, jak tłusta czekolada. Dopiero środek był znacznie miększy i plastyczny, lekko mazisto-ciągnący i lepiący.
W ustach czekolada szybko miękła na gęsty, gładki krem, który zalepiał usta zupełnie. Wydała mi się tłustsza od innych mlecznych Lindtów, choć wciąż przyjemnie śmietankowo-maślana.
O wiele tłustszy, rzadszy i bardziej miękki był środek, przypominający oleiste, zalepiające smarowidło (typu Nutella). Dzieliło z czekoladą mleczną kremowość, ale to jego nieprzyjemna oleistość skupiała na sobie uwagę przez większość czasu.
W kremie znalazłam mnóstwo kawałków orzechów. Drobnica i całkiem spore, jeśli wziąć pod uwagę proporcje świeżo-chrupiąco-soczystych sztuk do wielkości kostek.
Całość odebrałam jako oleiście-miękką i już w tym ulepkowatą. Nie podobało mi się, bo orzechy poczucie to nasiliły, zamiast przełamać (co byłoby bardziej logiczne). Odstawały jakoś od konwencji.
Nadzienie szybko dochodziło do głosu, acz specjalnie intensywne... Rozchodziło się jako wzmocnienie mleka i cukru, co skojarzyło mi się z cukrem pudrem. Od niego z kolei rozlał się przesłodzono-nijaki wątek. To była taka... oleiście-margarynowa mdłość, nieprzyjemna i kojarząca się ze smarowidłami czekoladowymi. Szybko jednak maślaność i mleko, a także cały czas rosnący orzechowy smak, ubrały to w orzechowo-nugatowy kostium. Ogrom cukru i tłustość przywołały toffi. Właśnie jego smak w pewnym momencie przybrało nadzienie.
Dotoffiowany, docukrzono-donugatowiony wyszedł słodziaśnie. Całość przybrała postać Toffifee w wersji kremo-bagienko-kostki.
W posmaku pozostała oleistość, przecukrzenie i posmak świeżych orzechów laskowych oraz toffi. Pobrzmiewająca sztucznawość nie była zbyt napastliwa. Poczucie tłuszczu w ustach, na ustach i nawet na dłoniach za to było.
Całość wyszła... kiepsko jakościowo, przeciętnie smakowo, mdło przez cukier i oleistość. To raczej propozycja kojarząca się z kinderkami, toffi-orzechowa, niż taka orzechowo-orzechowa. Niby można pewnie przyjąć, że ma swój urok, ale... po Lindtcie spodziewałabym się czegoś lepszego. Gdyby ta miękka tłustość poszła bardziej w kierunku mlecznym / nugatowym (wprawdzie nie miała być nugatowa, ale mogłaby być), a nie oleistym, już byłoby lepiej.
Ponad połowa powędrowała do Mamy, która uznała, że czekolada jest naprawdę dobra (i rzuciła mi spojrzenie pt. "czego ty od niej chcesz?! dziwna jesteś").
O wiele bardziej przemówiła do mnie miękka tłustość Freihofer Gourmet Nuss-Nougat, którą cechowała bezkresna kremowość. Lindt zawalił sprawę oleistością i miękkością margaryny.
ocena: 5/10
kupiłam: Tesco (Mama kupiła)
cena: około 10 zł zł (za 100g, Mama zapłaciła)
kaloryczność: 612 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcze roślinne (kokosowy, z nasion palmy), tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, orzechy laskowe 5%, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, bezwodny tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, ekstrakt słodowy jęczmienny
A jak macie ochotę na coś bardziej ciemnoczekoladowego (czyli jak ja zawsze), to zapraszam na krótkie aktualizacje:
Tesco finest Ecuadorian 74 %
Tesco finest Peruvian 70 %
Przy okazji robienia zapasów w Tesco, znalazłam całe kartony tych czekolad, na których był wymieniony producent: ICAM (ten od Vanini).
A jak macie ochotę na coś bardziej ciemnoczekoladowego (czyli jak ja zawsze), to zapraszam na krótkie aktualizacje:
Tesco finest Ecuadorian 74 %
Tesco finest Peruvian 70 %
Przy okazji robienia zapasów w Tesco, znalazłam całe kartony tych czekolad, na których był wymieniony producent: ICAM (ten od Vanini).
Tej tabliczki nie jadłam, ale jadłam orzechowe Lindory. Smak mi pasował, ale konsystencja miękkiej margaryny... No nie :(
OdpowiedzUsuńOj, wiem, że mnie wyjątkowo by ta struktura i forma obrzydziły.
UsuńJadłam kiedyś batona pralinowego tej marki... dziwny był jak margaryna. Siostra myślała ze zepsuty. Dla mnie to kiepska marka
OdpowiedzUsuńAle że z serii Lindor czy że Lindta?
UsuńTen drugi
UsuńPonieważ to odpowiednik orzechowych kulek Lindor, spodziewam się, że u mnie miałby ocenę kulek (unicorna) albo 6 chi. Lubię i smak, i konsystencję. Nawet schogettenowe kostki są ok, bo podobne do pralin.
OdpowiedzUsuńPotrafię wyobrazić sobie Twój zachwyt. Ale nie zrozumieć, haha.
Usuń