piątek, 30 sierpnia 2019

Lindt Lindor Hazelnut Milk Chocolate mleczna z nadzieniem orzechowym i kawałkami orzechów laskowych

Po niemiłym doświadczeniu z Lindt Lindor Stick Dunkle utwierdziłam się w przekonaniu, że nawet czekoladowa wersja Lindorów nie jest dla mnie. Na samą myśl o miękko-tłustych kulkach aż mnie... No ale. Ale są smaki, do których miękkość i tłustość pasuje i które potrafią w tej swej słodkiej tłustości smacznie wyjść, o czym przekonało mnie ostatnio parę niezłych nugatowych rzeczy (dobre porównania: ciemna miękka Moser Roth Chocolat Delice Praline Edel Zartbitter i zacna nugatowa MR Edel Nugat oraz "miękko-meh" Freihofer Gourmet Kakao i ciekawa Freihofer Gourmet Nuss-Nougat). Postanowiłam więc dać jeszcze szansę bardziej pasującemu do formy smakowi Lindor, co jednak nie znaczyło, że sięgnę po pralinki (co to, to nie! w życiu!). Zdecydowałam się na czekoladę, bo w wersji batonowej nie znalazłam, a Mama stwierdziła, że jakby co, to chętnie skończy. Wciąż nie była to moja forma, bo nie podoba mi się już gotowy podział na kostki, ale to już czekolada (a i btw czekały mnie dwie Schogetten, które normalnie bojkotuję ze względu na lichą jakość i gotowy podział właśnie). A że orzechowa Creation Hazelnut de Luxe Dark nie przestawała mnie zachwycać, a że kupiłam coś innego i ciekawego, to i na tę nabrałam umiarkowanej ochoty.

Lindt Lindor Hazelnut Milk Chocolate to czekolada mleczna o zawartości 31 % kakao nadziewana orzechowym kremem i kawałkami orzechów laskowych.

Po otwarciu poczułam zapach toffi wymieszany z niezbyt przyjemnym motywem cukru pudru zalatującego sztucznością. Zaraz za tym miejsce znalazł maślany nugat i... po prostu orzech laskowy.

Kostki już w dotyku wydały mi się tłuste, ale nie jakoś specjalnie miękkie. Przy gryzieniu czy krojeniu czekoladowy, gruby wierzch zachowywał się względnie normalnie, jak tłusta czekolada. Dopiero środek był znacznie miększy i plastyczny, lekko mazisto-ciągnący i lepiący.
W ustach czekolada szybko miękła na gęsty, gładki krem, który zalepiał usta zupełnie. Wydała mi się tłustsza od innych mlecznych Lindtów, choć wciąż przyjemnie śmietankowo-maślana.
O wiele tłustszy, rzadszy i bardziej miękki był środek, przypominający oleiste, zalepiające smarowidło (typu Nutella). Dzieliło z czekoladą mleczną kremowość, ale to jego nieprzyjemna oleistość skupiała na sobie uwagę przez większość czasu.
W kremie znalazłam mnóstwo kawałków orzechów. Drobnica i całkiem spore, jeśli wziąć pod uwagę proporcje świeżo-chrupiąco-soczystych sztuk do wielkości kostek.
Całość odebrałam jako oleiście-miękką i już w tym ulepkowatą. Nie podobało mi się, bo orzechy poczucie to nasiliły, zamiast przełamać (co byłoby bardziej logiczne). Odstawały jakoś od konwencji.

W smaku czekolada zaserwowała mi duet cukru i mleka. Mleko było wyraziste, lekko wręcz śmietankowe i smakowite, niczym nie zaburzone, a przyjemnie kojarzące się z mlecznymi czekoladkami (typu Kinder) dla dzieci. Poprzez słodycz niestety przemykała się lekka sztucznawość - waniliowa i coś "orzechowawego" (prawdopodobnie przesiąkła wnętrzem).

Nadzienie szybko dochodziło do głosu, acz specjalnie intensywne... Rozchodziło się jako wzmocnienie mleka i cukru, co skojarzyło mi się z cukrem pudrem. Od niego z kolei rozlał się przesłodzono-nijaki wątek. To była taka... oleiście-margarynowa mdłość, nieprzyjemna i kojarząca się ze smarowidłami czekoladowymi. Szybko jednak maślaność i mleko, a także cały czas rosnący orzechowy smak, ubrały to w orzechowo-nugatowy kostium. Ogrom cukru i tłustość przywołały toffi. Właśnie jego smak w pewnym momencie przybrało nadzienie.

Gdy jednak mniej więcej w połowie językiem zaczęłam trafiać na kawałki orzechów, to orzechy laskowe zagarnęły sobie więcej miejsca. Gdy zabrałam się za rozgryzanie tych kawałków (bliżej końca), świeży i intensywny, chwilami goryczkowaty orzech laskowy dominował.
Dotoffiowany, docukrzono-donugatowiony wyszedł słodziaśnie. Całość przybrała postać Toffifee w wersji kremo-bagienko-kostki.

W posmaku pozostała oleistość, przecukrzenie i posmak świeżych orzechów laskowych oraz toffi. Pobrzmiewająca sztucznawość nie była zbyt napastliwa. Poczucie tłuszczu w ustach, na ustach i nawet na dłoniach za to było.

Całość wyszła... kiepsko jakościowo, przeciętnie smakowo, mdło przez cukier i oleistość. To raczej propozycja kojarząca się z kinderkami, toffi-orzechowa, niż taka orzechowo-orzechowa. Niby można pewnie przyjąć, że ma swój urok, ale... po Lindtcie spodziewałabym się czegoś lepszego. Gdyby ta miękka tłustość poszła bardziej w kierunku mlecznym / nugatowym (wprawdzie nie miała być nugatowa, ale mogłaby być), a nie oleistym, już byłoby lepiej.
Ponad połowa powędrowała do Mamy, która uznała, że czekolada jest naprawdę dobra (i rzuciła mi spojrzenie pt. "czego ty od niej chcesz?! dziwna jesteś").
O wiele bardziej przemówiła do mnie miękka tłustość Freihofer Gourmet Nuss-Nougat, którą cechowała bezkresna kremowość. Lindt zawalił sprawę oleistością i miękkością margaryny.


ocena: 5/10
kupiłam: Tesco (Mama kupiła)
cena: około 10 zł zł (za 100g, Mama zapłaciła)
kaloryczność: 612 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcze roślinne (kokosowy, z nasion palmy), tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, orzechy laskowe 5%, laktoza, odtłuszczone mleko w proszku, bezwodny tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, ekstrakt słodowy jęczmienny

A jak macie ochotę na coś bardziej ciemnoczekoladowego (czyli jak ja zawsze), to zapraszam na krótkie aktualizacje:
Tesco finest Ecuadorian 74 %
Tesco finest Peruvian 70 %
Przy okazji robienia zapasów w Tesco, znalazłam całe kartony tych czekolad, na których był wymieniony producent: ICAM (ten od Vanini).

7 komentarzy:

  1. Tej tabliczki nie jadłam, ale jadłam orzechowe Lindory. Smak mi pasował, ale konsystencja miękkiej margaryny... No nie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, wiem, że mnie wyjątkowo by ta struktura i forma obrzydziły.

      Usuń
  2. Jadłam kiedyś batona pralinowego tej marki... dziwny był jak margaryna. Siostra myślała ze zepsuty. Dla mnie to kiepska marka

    OdpowiedzUsuń
  3. Ponieważ to odpowiednik orzechowych kulek Lindor, spodziewam się, że u mnie miałby ocenę kulek (unicorna) albo 6 chi. Lubię i smak, i konsystencję. Nawet schogettenowe kostki są ok, bo podobne do pralin.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrafię wyobrazić sobie Twój zachwyt. Ale nie zrozumieć, haha.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.