piątek, 3 stycznia 2020

Lindt Excellence Pistache Grillee Noir A la pointe de sel ciemna 47 % z karmelizowanymi pistacjami i solą


Tak trochę ze względu na daty, ale nie tylko, niedługo po Lindcie Excellence Fig Intense Noir Avec eclats de Feuilletine i po nerkowcowym Zotterze G-Nuss, zabrałam się za dziś prezentowaną. Jak mogłam zapomnieć o pistacjach?! A no mogłam. O tym, jak mam z orzechami pisałam przy Zotterze i, cóż, pistacje to w ogóle strasznie rzadko jadam, a kocham je (oczywiście nieprażone, niesolone itd.). W tej czekoladzie dodano je wprawdzie w towarzystwie soli, ale akurat w czekoladzie sól lubię (normalnie jej nie używam). A tak, to już kontynuacja takich "specyficznie moich" dodatków.

Lindt Excellence Pistache Grillee Noir A la pointe de sel to ciemna czekolada o zawartości 47 % kakao z solonymi i karmelizowanymi pistacjami.

Już rozrywaniu sreberka towarzyszył zapach cukrowo słodki, a jednak też cierpkawo-wytrawny dzięki palonemu klimatowi, który kojarzył się z kawą i jakimś likierowym sosem / syropem czekoladowo-kawowym. Paloność mocno podbudowała także słodycz, gdyż cukrowość wpisywała się w palenie, wyraźnie zarysowując karmel. Czułam sugestię marcepanu oraz jakby karmelizowane i lekko posolone orzechy. Czy pistacje? Początkowo nie aż tak jednoznacznie, ale po przełamaniu tak. Słonawe pistacje i pistacje niemal marcepanowe (wzmacniające skojarzenie z likierem). W trakcie jedzenia zapach przybrał na marcepanowości z odrobiną likieru.

Przy łamaniu tabliczka nie stawiała oporu, lekko tylko pykając. Przekrój ujawnił dużo dodatków, dobrze w nią wtopionych. Nie miałam wrażenia, że jest tam coś kruchego.
W ustach czekolada rozpływała się z łatwością. Miękła i zalepiała usta, stając się gęstym, gładkim kremem... albo raczej kremowo-tłustą, ulepkowatą masą. Dodatków istotnie było sporo i trochę nakręcały poczucie, że to taki ich zlepek, ale jeszcze nie było źle.
Pistacje dodano pod postacią kawałków o różnej wielkości. Panowała wśród nich różnorodność, bowiem znalazły się prawie świeżo-miękkie, ale też chrupiąco-twarde, bez dwóch zdań karmelizowane. Karmelizowane mniej, bardziej - niektóre jedynie jakby palone; większe i mniejsze. Część z cienką (na szczęście szybko rozpuszczającą się) warstewką cukru. Przy większości znalazły się jednak drobne kryształki soli.

W smaku najpierw uderzała silna słodycz czekolady o wydźwięku palonej kawy i palonego karmelu, likierowego sosu. Było to za cukrowe, a jednocześnie przyjemnie cierpkawo-orzechowe.

Orzechowość i likierowość rosły wraz ze słodyczą, już po chwili przywodząc na myśl marcepan, ewentualnie marcepanowy likier. Marcepan pistacjowy? Pistacje zaczęły pobrzmiewać w tle dość szybko; z czasem ich smak nieco rósł. Gorzkawość kawy płynęła leniwie, nawet nie próbowała walczyć z karmelem czy łagodzącą maślaną nutą.

Likierowo-marcepanowo-kawowy smak mniej więcej w połowie zaczął zmieniać wytrawnie cierpkawy aspekt w taki bardziej pistacjowo soczysty, choć ujawnił się w tym aromat... Nagle wszystko, raz po raz, przekuwała nienachalna sól, przypominając też o delikatnej, kakaowej goryczce. Po niej, gdy językiem trafiłam na kawałki pistacji, wybuchało niczym petarda poczucie prażenia i karmelu, gonionego przez pistacje i likierowo-marcepanowy klimat. Baza zrobiła się palonokarmelowa. Przy kawałkach dodatku podskakiwał czysty cukier, ale też palono-prażony smak z nieodłączną szczyptą słonawości

Gdy pod koniec i na koniec rozgryzałam pistacje, pojawiał się smak dość mocno palonego cukru, a słonawość pobrzmiewała epizodycznie (już nie wyrywając się na pierwszy plan; z czasem albo robiła się delikatna, albo wcale znikała). Niby przełamywała słodycz, ale kluczem jest tu słowo "niby". Zwieńczeniem wszystkiego był smak pistacji. Poprzez marcepanowatość i goryczkowatość cukro-likiero-aromatu śmigały odważnie, by zająć miejsce na podium. Niewątpliwie posolone, dosłodzone karmelem, ale i wyraziste jako one same. Względnie łagodnie-słodkawe (tak naturalnie) i po prostu smakowite. Przeważały wręcz świeże i słodkawe, acz parę odebrałam je jako przepalone (co nie zaburzyło smakowitości). Spójnie mieszały się z maślano-gorzkawą czekoladą.

Posmak należał właśnie do pistacji (słodko-świeżych, ale i przeprażonych - w proporcjach wyrównanych), ale też lekkiego przerysowania (przez aromat, który jednak nie walił sztucznością), i karmelu. Spajał je subtelny, słonawy wątek. Przesłodzenie stało jakby obok tych nut; było odczuwalne, ale nie tak mocno z nimi związane. Bardziej po prostu z niepewną, snującą się przesłodzoną, wręcz maślaną ciemnoczekoladowością.

Całość smakowała mi, jednak nie aż tak, jak można by się spodziewać po tym połączeniu. Słodycz zdecydowanie przesadzona, ale na szczęście nie zabiła ani pistacji, ani odrobinki soli. Ogólna łagodność czekolady jednak wydaje się do pistacji pasować... do soli wolałabym ciemniejszą, konkretniejszą - chociaż taką jak J.D. Gross Ekwador 56 % ciemna z solą morską. Ten Lindt był bowiem słodszy, wydawał się słodszy również od Lindt Excellence A Touch of Sea Salt i Excellence Caramel with a touch of sea salt (dobrze, że chociaż mniej słodki, dzięki soli, od Lindt Excellence Figue).
Podobało mi się, że karmel był mocno palony, nieoszukany, ale właściwie wolałabym, by pistacji nie karmelizowano. Marcepanem (aromatem) zalatywała delikatnie, co mi w sumie odpowiadało, ale uwierzę, że komuś może to przeszkadzać, podobnie jak z likierowym klimatem, który akurat do mnie przemówił. Soli dodano w punkt, ponieważ nie zaburzała smaku pistacji. W ich kwestii zdecydowanie wolałabym, by przeważały te świeże, naturalnie słodkawe. Były tak pyszne (jak to pistacje), że naprawdę cukro-karmel czy mocne prażenie tylko je tłumiło. Naprawdę nie widzę sensu karmelizowania do stopnia, ze dodatek tak specyficzny jak pistacje wyszedł (chwilami) palono-orzechowo.
Wszystko niby jak trzeba, a jednak to nie do końca "to".
Nadal będę ubolewać nad tak znikomą ilością ciemnych czekolad z pistacjami.


ocena: 7/10
kupiłam: Allegro
cena: 8-9 zł (nie pamiętam)
kaloryczność: 522 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, karmelizowane i solone pistacje 12% (pistacje, cukier, sól), tłuszcz kakaowy, masło klarowane, lecytyna sojowa, naturalne aromaty, aromat

15 komentarzy:

  1. Czekolady z pistacjami jadłam ale chyba raz i także z lindtu... nie pamiętam czy była dobra. Tej nie próbowałam. Myślę że byłaby dla mnie za słodka :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była to może mleczna nadziewana z całą pistacją w środku? Daaawno ją wycofali i pamiętam, że wprawdzie była za słodka i ogólnie "taka tam...", ale ta calutka pistacja, mm!

      Usuń
    2. Chyba o tę mi chodziło :)

      Usuń
  2. Dla mnie karmelizowane pistacje i marcepanowy posmak jak najbardziej na plus :)
    Też brakuje mi czekolad z pistacjami, choć wolałabym mleczne. I nie, jakaś Goplana czy coś się nie liczy bo tam ledwo co jest pistacji, już bym wolała taką mleczną z kawałkami jak tutaj niż z nadzieniem pseudopistacjowym napakowanym aromatem :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio trzymałam jakiegoś Oriona pistacjowego i też, ani lichego 0,01% pistacji w składzie (to wiadomo, nie wzięłam).
      A nie masz czasem wrażenia, że karmelizowanie zabija smak danego orzecha? Nie mówię, że zawsze (bo czasami nawet chyba podkreślić potrafi), ale...?

      Usuń
  3. Są pistacje, jest i marcepan. Klasyka. Skądinąd zupełnie nie rozumiem tej zbieżności smaków. Tak samo jak jem pestki ze śliwek albo nektaryn - mimo iż nie wolno, ale co tam - czuję 100% słodkiego migdału.

    Przez Ciebie zgłupiałam i już sama nie wiem, jakie pistacje znam: surowe czy prażone. Te tradycyjne solone kupowane na wagę to jakie?

    Sól w pistacjach - gites. Sól w czekoladzie z pistacjami - nołp. To pistacjowość mogłaby być maślana, nie czekolada. Albo obie warstwy, bo po cóż się ograniczać? Ofc popłynęłam myślami do kremu z pistacji, nie kawałków orzechów.

    "Likierowo-marcepanowo-kawowy smak" czy "Orzechowość i likierowość rosły wraz ze słodyczą, już po chwili przywodząc na myśl marcepan, ewentualnie marcepanowy likier. Marcepan pistacjowy?" to moje ulubione fragmenty opisu i do takiej czekolady chętnie bym podeszła.

    I ostatnia rzecz: karmelizowane orzechy i kryształki soli, nawet jeśli małe, stanowią dla mnie niewybaczalne błędy konsystencji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesz te pestki?! Jak to?! Gryziesz i jesz? Mi do głowy nie przyszło, ale jak wiesz, niektóre rzeczy są dla mnie za twarde i już. Swoją drogą, dawno temu czytałam, że pestki moreli (koniecznie gorzkie, ale nie wiem, czy odnosiło się to do moreli czy do samych pestek) są nawet zdrowe. Jednak to było tak dawno i jakby to był artykuł opłacony przez producentów percepanu, nie zdziwiłabym się.

      Solone to przeważnie prażone. Na wagę prawie na bank prażone, bo inaczej szybko by zdechły. Czy solone to nie wiem, bo ich nie tykam, zawsze kupuję w paczce Alesto niesolone (niebieskie opakowanie), a jak mam gest to w ogóle z jakiś droższych, co jest napisane, że niesolone i nieprażone. Mają strukturę bliską nerkowcom i zero goryczki, czysta "pistacjowa słodycz". Jak pistacje, które znasz są bardzo chrupiące, to pewnie prażone.
      Łe, solone pistacje? To już za bardzo "przekąskowo" w moim odczuciu.
      Porządny krem z pistacji - zjadłabym i ja. I znów, te nasze różnice... bo właśnie akurat w czekoladzie sól zniosę. Tak jak w daniu, które mi w restauracji podadzą - jak niewiele soli jest, nie mam problemu, ale jakbym coś swojego miała solić? Ręka by mi odpadła!

      Usuń
    2. Na bank kiedyś o tym pisałyśmy. W twardych pestkach są mięciutkie "migdały". Jak rozgryziesz (nie polecam) albo rozłupiesz (tylko ostrożnie) pestkę, trafisz na tę część, o której napisałam.

      Usuń
    3. Przypomniałam sobie! Wtedy jakoś Ci nie wierzyłam, bo raz i drugi przypadkiem rozgryzłam pestkę śliwek z Biedry i w twardej skorupce była... pustka.

      Usuń
    4. Zrobię Ci zdjęcie, jak trafię na pestkę w suszonych śliwkach. Jem je codziennie, a w każdej 500-gramowej paczce zdarza się kilka pestek. Do końca lutego bankowo znajdę.

      Usuń
    5. Suszone śliwki mam i ja, lubię te właśnie z pestkami. Często nie jem, ale spróbuję sobie którąś pestkę rozgryźć.
      Dawaj jednak, bo obstawiam, że szybciej będzie zdjęcie niż "kiedyś rozgryzę".

      Usuń
  4. Ja marzę o kremie z pistacji no ale niestety cena małego słoiczka przerasta chwilowo moje możliwości finansowe. Poprzestaje na tych alesto właśnie niebieskich :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie marzę o samym kremie, bo i nie miałabym za bardzo z czym, kiedy go zjeść. Bardzo chciałabym raz móc, trochę, ale właśnie przez cenę, na pewno nie kupię.

      Usuń
  5. Ciekawa jestem Twojej opinii o czekoladzie J.D. Gross 56%
    z karmelizowanymi, solonymi pistacjami (szkoda, że jest ich tylko 6%).
    Udało się szanownej Kmiko upolować tę czekoladę?:) W Grudniu była łatwo dostępna w Lidlu, nie wiem, jak jest aktualnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, udało się. Również jestem jej bard o ciekawa, jednak nie wiem, kiedy zjem (nieprędko).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.