niedziela, 21 lutego 2021

Chocolove xoxox Almonds & Sea Salt in Dark Chocolate 55 % ciemna z migdałami i solą morską

Nie lubię sytuacji, w których wkurzam się, bo np. dostałam coś zupełnie nie w moim guście, ale co "było blisko" czegoś fajnego; od kogoś, kto szczerze chciał dobrze. Doceniam wtedy i jestem wdzięczna, ale jednocześnie męczę się z uczuciem, że "mogło być tak pięknie"... Marka Chocolove xoxox nigdy mnie nie kręciła, a ich Ginger Crystallized in Dark Chocolate nieszczególnie mi podeszła. Z amerykańskich czekolad ze średniej wyższej półki wybrałabym jednak pewnie wiele innych. Z tej marki... raczej nie tę. Ani taka "mało ciemna" mi za bardzo się nie widziała, ani obecnie soli w czekoladzie potencjalnie cukrowo-ciemnej nie uznałam za atrakcyjną, ani te "mocno i sucho wyprażone" (tak zachwalane przez producenta) migdały mnie nie przemawiały. Wprawdzie odetchnęłam z ulgą, że nie muszę się obawiać smażonej nuty (która często pojawia się przy karmelizowanych po amerykański migdałach), ale... bałam się, że znów zatraci się sama migdałowość. Gdybym mogła ją zabrać w góry, pewnie też bym o wiele pozytywniej się nastawiła. Problem w tym, że ograniczenia związane z pandemią i data ważności uniemożliwiły mi to.

Chocolove xoxox Almonds & Sea Salt in Dark Chocolate 55 % Cocoa to ciemna czekolada o zawartości 55 % kakao z prażonymi migdałami i solą morską.

Nie ukrywam, że opakowanie jest w pewien sposób ujmujące. Podoba mi się klimat związany z listami, choć prawie żadnych nie wysyłam. Wierszy, a już zwłaszcza poematów miłosnych nie lubię, ale to, że jak w przypadku każdej tabliczki jeden wydrukowali wewnątrz, też uważam za pomysłowe.

Gdy tylko rozchyliłam sreberko poczułam mocno prażono-pieczony motyw i niemal miodową słodycz, odlegle kojarzącą się z bakaliami. Bardzo wyraźnie wydobywały się z tego migdały, wpisując się w prażono-ciepły klimat. Zza ewidentnie silnej słodyczy o głos dopraszało się cierpkie kakao o kawowym zabarwieniu. Mimo że ciepła, kompozycja wydała mi się... wilgotna jak ciasto nasączone miodem.

Gładka na dotyk tabliczka była twarda i głośno trzaskała. Migdały łamały się wraz z nią - jakby nie mogły się doczekać, by pochwalić się swoją chrupkością. Dodano je pod postacią głównie połówek i ćwiartek, ale też mniejszych (także bardzo malutkich) kawałków. Wiele z nich miało skórki, co mnie bardzo ucieszyło.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i gładko, wręcz ślisko. Raczej kremowo, ale zmierzając trochę w plastikowym kierunku. Mimo że tłusta w sposób zbity i twardy, nie była ciężka. Nie zalepiała, a znikała z granicy smaru i wody.
Migdały wyszły twardo chrupiące. Chrupanie było przyjemne, choć przy dwóch-trzech wydały mi się zbyt twarde (to kwestia prażenia?). Od niektórych skórki odpadały z łatwością, co potem też dało ciekawy efekt. Rzeczywiście suchawe, ale na szczęście raczej niesoczyste i nietłuste niż suche jak pustynia. W zasadzie całkiem w porządku, choć nie pierwszej klasy.
Sól została dodana niezależnie od migdałów; rozpływała się integralnie z czekoladą i (ku mojej uciesze) na żaden jej większy kawałek nie trafiłam.
Podobała mi się ilość dodatków, bo nie miałam wrażenia, że najeżono nimi tabliczkę przesadnie. Urozmaicały przeciętną strukturę czekolady, a choć parę razy drobne kryształki soli chyba udało mi się wyczuć na dotyk językiem, to nie miałam wrażenia obcowania z nimi.

W smaku od początku czekolada zaszarżowała niemal miodową słodyczą. Okazała się bardzo słodka, w kolejnych sekundach wręcz cukrowa. Prędko jednak obudowane to zostało również intensywną nutą paloną. Pomyślałam o pieczono-palonym cieście... Miękkim i niemal mokrym od tłuszczu i miodu. O cieście makowym? Makowcu-roladzie? Z drożdżowo-maślaną częścią? Ze sporą ilością słodkich bakalii na pewno. Może w towarzystwie kawy?

Kawy... i bez wątpienia orzechów. Orzechy wypalono-wyprażone płynęły z samej czekolady, która bazowo stawała się coraz łagodniejsza, maślana. Zmieniła wydźwięk na bardzo orzechowo-migdałowy, trochę ciastowo-chlebowy... Jak piernik! I to taki leciutko cierpko-kakaowy, i jakby soczysty. O gorzkości jednak nie ma co mówić, bo mniej więcej od połowy rozpływania się kęsa, baza została umocniona maślaną nutą. Wtedy też zaczęła dawać o sobie znać sól. Dziwnie podkreślała cierpkawość. Połączyła ją z miodowo-cukrową słodyczą, uszlachetniła ją, dyktując trochę karmel.

Nie musiałam gryźć dodatków, by je poczuć.
Migdały smakowały mocno prażonymi migdałami. Wyszły bardzo intensywnie, bez problemu zrównywały się z czekoladą. Sól, jaka się między nimi i wręcz na nich pojawiała, podkreśliła także sam prażony wątek. Nie pożałowano jej. Uwypukliła miodowość, a potem chwilami robiło się dość słonawo. Dzięki jednak ogólnej migdałowości nie odstawała, a umiejętnie przełamywała przesłodzoną masę. Lekko podgryzane "na boku" migdały poprzez skórki dodawały gorzkawość.

Gdy bliżej końca zaczęłam zajmować się migdałami, sól już powoli znikała. Czekolada wydała mi się wtedy złagodzona, jeszcze bardziej maślana, mniej cierpko-gorzka.
Migdały rozgryzane na koniec oczywiście przodowały. Były to mocno wyprażone migdały z goryczkowatymi skórkami. Mimo że dobrze je czułam, miałam wrażenie, że chwilami samo prażenie było prawie tak mocne, co migdałowy smak. To zaś łączyło się z solą. Co ważne, na koniec zostało tylko echo słonawości, nie sól. Wyraźnie za to wszystkim zaopiekowała się cierpkawość kakao.

Po zjedzeniu czułam posmak migdałów, cierpkawo-kakaowy oraz czekoladowo-karmelowo miodowy i silne zacukrzenie. Odnotowałam też poczucie słoności, bez mocnego posmaku soli i dziwne wrażenie tłuszczowości bez żadnych warstw itp. na ustach.

Czekolada w zasadzie wyszła w porządku, choć mam mieszane uczucia. Wolałabym, by słodycz kończyła się na iluzorycznej miodowści. Wyrazista sól podkreśliła co nieco, ale... w tym cukrowość, a to mi się nie podobało. Mimo wszystko, dobrze, że była (nawet ilości chyba bym nie zmniejszyła). Prażenie migdałów... no też pewne rzeczy podkreśliło, ale koniec końców było mi obojętne, choć nie wiem, czy trochę nie wykroiło samej migdałowości z migdałów. A może i tak by takie były? Były dobre, ale trafiałam na lepsze.
Ogólna maślaność, tłusta struktura - nie dla mnie, ale też nie jakieś specjalnie nie odpychały. Ot, zwyczajnie w porządku.


ocena: 6/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 533 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ciemna czekolada (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, wanilia), migdały, sól morska

2 komentarze:

  1. Doskonale znam uczucie opisane we wstępie. To ukłucie "a mogło być tak dobrzeee". Zaprezentowana dziś tabliczka po drobnych przeróbkach byłaby całkiem moja (po zmianie na mleczną; taki odpowiednik ritterówki). Mnie też się podoba opakowanie. Sól niezależna od migdałów? No nie wiem. Może gdyby było jej maluteńko. Ta na migdałach może być. Ciasto i kawa super tak ogólnie, choć nie w tej kompozycji, tu wolałabym czystą obietnicę nazwy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czysta obietnica nazwy? Przecież kakao zawsze jakąś nutę czegoś ma. Nie ma kakao o smaku kakao... Zawsze z czymś tam się skojarzy w tabliczce, zwłaszcza komuś, kto jest na jego wszelkie nuty wyczulony.
      Kawa i solone migdały może i brzmią dziwnie, ale przecież nie jest to jakaś migdałowa kawa z solą, a czekolada.
      Piszesz o tej RS z miodem? Łe... W ogóle to zawsze tak z zachwytem ją wspominasz, a coś tak czuję, że gdybyś do niej wróciła, tak różowo mogłoby nie być. :>

      Dlaczego sól na migdałach w czekoladzie tak, a niezależnie już nie?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.