Cocoloco Chocolates Lemon Curd 64.5 % Peru to ciemna czekolada o zawartości 64.5% kakao z Peru nadziewana "lemon curd", czyli masą cytrynową na bazie jaj.
Gdy tylko rozchyliłam złotko, poczułam wyrazisty zapach cytrynowo-maślany, jednoznacznie kojarzący się z ciastem lemon bar i właśnie masą lemon curd, otulonych intensywnie paloną, ale jednocześnie cukrową nutą. Była to gorzkość czekolady o dymno-orzechowym, trochę palono-ciastowym charakterze. Całość wydała mi się soczyście-kwaśna i zarazem cukrowa za sprawą czekolady.
Nadzienie było bowiem półpłynne, jak gęstawy, bardzo lepki sos.
W trakcie jedzenia czekolada wykazywała tłustą polewowość, była raczej gładka i zmieniała się na niezbyt gęstą zawiesinę. Kryła się w niej lekka talkowość, ale kawałek czekolady i tak wydawał się tłusto-śliski.
Nadzienie, które z niej wypływało znikało oczywiście o wiele szybciej, mimo oblepiania wszystkiego, co napotkało na swej drodze. Było lepkie i ślisko-gładkie, dość tłustawe, ale i tak bardzo, bardzo soczyste.
Na samej końcówce czekolada wróciła na pierwszy plan. Potwierdziła swoje przeciętne przecukrzenie, ale i gorzkość dymu.
Po zjedzeniu pozostał kwaśno-gorzki posmak cytryn i goryczkowatego kakao w wydaniu niemal cukrowo-likierowym. Czułam się zalepiona i zatłuszczona czekoladą, przesłodzenie czekolady dawało mi się we znaki, ale na szczęście w ustach czułam cytrynowe orzeźwienie. Dziwna była za to nuta jajeczno-maślana, także utrzymująca się. Kojarzyła się trochę ciastowo-deserowo.
Czekolada na pewno była ciekawa i smaczna, naturalna. Czy jednak zachwycająca? Nie, raczej jako ciekawostka do jednorazowego podziwu jako dziwną i inną. Kakao z Peru o cytrynowo-dymnych nutach na pewno pasowało do cytrynowego nadzienia, ale jakość samej czekolady nie była za wysoka. Nadzienia za to jak najbardziej, z tym że... wolałabym je chyba bardziej cytrynowe, niż tak jajeczne i zupełnie inaczej rozmieszczone.
Podoba mi się pomysł wypełnienia czekolady czymś takim, bez żadnych mousse'ów czy kremów, ale znów - nie podoba mi się "grube denko", cieniutki wierzch i bezsensowne wtłoczenie nadzienia, bo tego nie da się czysto łamać i jeść.
Z potencjałem, ale do dopracowania.
Może i niepotrzebnie porwałam się od razu na całą tabliczkę, ale z racji formy i rozwalenia w sumie nie miałam wyjścia, w efekcie czego od cukru i żółtkowego smaku nadzienia pod koniec aż mnie zmuliło (pomarańczowa była jakaś bardziej wyważona w tym wszystkim) i ze 4-5 kostek oddałam Mamie "na zatracenie". Ona podeszła do tego jak do ciekawostki (bo nienawidzi ciemnej czekolady) i stwierdziła (bez zaskoczenia), że jej czekolada o wiele za gorzka, ale "ogólnie ciekawa", ze smakiem wylizała środki kostek, trochę czekolady przegryzła i uznała, że to było "kwaśne bardzo, ale smaczne" (jajeczności aż tak jak ja nie czuła, ale trafiły jej się kostki z małą ilością nadzienia). "Czuć jakość, że dobra jakaś i na pewno niecodzienna".
ocena: 6/10
kupiłam: Only Coco na Etsy.com
cena: 5 £
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie
Skład: ciemna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, wanilia), masa cytrynowa "lemon curd" 10 % (jaja, masło, skórka cytryny, cytryna)
Do mnie lemon curd także nie przemawia jako masa, tyle że ja wolałabym go właśnie cieście. Zastanawiam się, jaka konsystencja czekolady by mi tu pasowała. Chyba miękka milkowa czy taka jak w starych nadziewanych Wedlach (truskawka, toffi etc.). Przemarsz nadzienia przez całość nie przeszkadza mi ani trochę. Smak nie dla mnie. Biedna mama, że jej ciągle wciskasz jakieś ciemności :P
OdpowiedzUsuńO tak, lemon curd w cieście typu lemon bar sprawdza się bardzo dobrze. Pewnie nawet w deserze lodowym by się odnalazła (nie dla mnie zupełnie, ale tak obiektywnie). Może w croissantach?
UsuńTaak, do takiego nadzienia to zgodzę się, że jakaś miękka mogłaby bardziej współgrać. Nawet ciemny ulepek jak Lindty Excellence 47-49 % w sumie by chyba dobrze wyszła.
"Przemarsz nadzienia przez całość..." - nie wierzę. Piszesz o tym konkretnym? Niepodzielnym, brudzącym i wylewającym się? Bo jeśli ogółem to zgadzam się - wiesz przecież, że Zottery bez podziału lubię. Jednak TAKIE nadzienie biegnące bez podziału nie ma sensu, bo degustacja jest brudna i nieprzyjemna, a całość końcowo niezgrana. To tak jakbyś wzięła sobie 7Daysa i nagle cały środek Ci wyleciał. W sumie mogłabyś zjeść wtedy nadzienie np. łyżeczką, bułkę oddzielnie tylko ekhem... "trochę" nie o to chodzi.
Biedna niebiedna, jak ostatnio ciągle i jej wszystko za słodkie, zaczyna żartować, że przestawię ją na ciemne.
To ciasto taty wygląda tak niesamowicie smakowicie... Uwielbiam ciasta z lemon curdem. 😁
OdpowiedzUsuńTaak, z podyktowanymi przeze modyfikacjami wyszedł majstersztyk! Ale wg mnie, nie wg niego, haha. Bo ja zdecydowanie wolę mniej tłusto i niezbyt słodko, a tata jednak woli słodkie tłuściochy, ech. :P
UsuńDroga Kimiko, tak mnie zaciekawiasz opisami czekolad gorzkich... Czytam i czytam... I chciałabym Cię poprosić, abyś poleciła mi jakąś czekoladę gorzką ... By była ogólnodostępna i smaczna, bo chciałabym w końcu jakiejś spróbować... A sama nie wiem od której zacząć...
OdpowiedzUsuńMyślę, że spokojnie na początek możesz spróbować z J.D. Gross 70 % Ekwador z Lidla lub Lindtem Excellence 70 %. Są delikatne, kremowe i smaczne. Nie wiem, jakie sklepy masz w zasięgu ręki, bo linia Bio z Carrefoura i Auchana również jest warta uwagi, a jeśli masz gdzieś jakieś małe sklepy ze zdrową żywnością, możesz rozejrzeć się za Zotterami Labooko ciemnymi (wszystkie to pewniaki).
Usuń