czwartek, 11 lutego 2021

Cocoloco Chocolates Lemon Curd 64 % Peru ciemna z cytrynowym nadzieniem

Drugą tabliczką, którą postanowiłam zjeść od Chocoloco, była właśnie ta z paru powodów. Raz, że bałam się, iż również mogła ulec zniszczeniu przez formę (nadziewane, delikatne wnętrze), a dwa... po prostu bardzo, bardzo mnie ciekawiła. Samo w sobie lemon curd jako masa z cytryn, nie wydaje mi się czymś moim - nie wyobrażam sobie, do czego mogłabym to jeść, ale! Jako smak? Bardzo mi się podoba. Nieciastowa ja, bardzo polubiłam nawet ciasto z tym związane, lemon bar (odkryte w nieistniejącym już krakowskim Sweet Life a odtwarzanym przez mojego ojca ze specjalną modyfikacją pode mnie). Niestety, Zotter mający reprezentować lemon curd (Lemon Curd + Orange Lord) okazał się wielkim rozczarowaniem. A rozochocił mnie na taką właśnie czekoladę. Zerknąwszy na skład tej, z goryczą pomyślałam, że coś ostatnio dużo tych czekolad z jajami (huehue) mi się trafia (nawiązuję do Fossa Salted Egg Cereal). Czy wreszcie miałam dostać wymarzoną tabliczkę?

Cocoloco Chocolates Lemon Curd 64.5 % Peru to ciemna czekolada o zawartości 64.5% kakao z Peru nadziewana "lemon curd", czyli masą cytrynową na bazie jaj.

Gdy tylko rozchyliłam złotko, poczułam wyrazisty zapach cytrynowo-maślany, jednoznacznie kojarzący się z ciastem lemon bar i właśnie masą lemon curd, otulonych intensywnie paloną, ale jednocześnie cukrową nutą. Była to gorzkość czekolady o dymno-orzechowym, trochę palono-ciastowym charakterze. Całość wydała mi się soczyście-kwaśna i zarazem cukrowa za sprawą czekolady.

Tabliczka z jednej strony była twarda za sprawą grubej, twardej i trzaskającej czekolady - zwłaszcza spodu, a z drugiej... delikatna. Łamała się nie po liniach kostek, wierzch się wgniatał jak chrupka polewa na lodach na patyku, a nadzienie wyciskało się. Dodano je w beznadziejnej formie: nie do każdej kostki osobno; biegło przez cały środek (a w brzegowych kostkach prawie go nie było), przez co po ludzku nie da się tego połamać.
Nadzienie było bowiem półpłynne, jak gęstawy, bardzo lepki sos.
W trakcie jedzenia czekolada wykazywała tłustą polewowość, była raczej gładka i zmieniała się na niezbyt gęstą zawiesinę. Kryła się w niej lekka talkowość, ale kawałek czekolady i tak wydawał się tłusto-śliski.
Nadzienie, które z niej wypływało znikało oczywiście o wiele szybciej, mimo oblepiania wszystkiego, co napotkało na swej drodze. Było lepkie i ślisko-gładkie, dość tłustawe, ale i tak bardzo, bardzo soczyste.

W smaku czekolada zaserwowała mi ogrom cukru i gorzkość dymu. Dołączyła do tego lekka cierpkość, która zawiązawszy te nuty, zasugerowała likier, coś alkoholowego i przesłodzonego. W cierpkości doszukałam się kwaskawo-soczystego motywu, ewidentnie cytrynowego. Płynął z samej czekolady, ale niewątpliwie podkreśliło go nadzienie, którym czekolada częściowo przesiąkła.

Ono podkręcało kwaśność właśnie. Okazało się zachwycająco naturalnie cytrynowe, kwaśno-soczyste, jakby lekko tylko dosłodzone (w składzie w ogóle nie jest) i stonowane nutami jajeczno-neutralnawą i maślaną. Gdy nieco rozeszło się po ustach, dołożyło jeszcze goryczkę skórek cytrynowych. To... dosłownie definicja cytrynowej masy, kremu o nieprzesadzonej słodyczy. Właściwie, samo w sobie nie było słodkie, ale czekolada mu dopomogła. W pewnym momencie (po około 1/3 tabliczki?) wydało mi się jednak... zaskakująco jajeczne właśnie.

Maślana nutka kremu podkreśliła polewowość czekolady, jej przeciętna cierpkość wyszła topornie, ale z kolei nuta dymu i cytrusów ładnie związała się z nadzieniem. Cytryny świetnie łączyły się z dymem i cytrynowo-kakaowymi nutami, zostając w tym splocie aż do końca. Tu jednak przesadzona cukrowość, chyba na zasadzie kontrastu, znów wyszła zbyt napastliwie. Chociaż... wanilia mi chyba też w pewnym momencie mignęła.

Na samej końcówce czekolada wróciła na pierwszy plan. Potwierdziła swoje przeciętne przecukrzenie, ale i gorzkość dymu.

Po zjedzeniu pozostał kwaśno-gorzki posmak cytryn i goryczkowatego kakao w wydaniu niemal cukrowo-likierowym. Czułam się zalepiona i zatłuszczona czekoladą, przesłodzenie czekolady dawało mi się we znaki, ale na szczęście w ustach czułam cytrynowe orzeźwienie. Dziwna była za to nuta jajeczno-maślana, także utrzymująca się. Kojarzyła się trochę ciastowo-deserowo.

Czekolada na pewno była ciekawa i smaczna, naturalna. Czy jednak zachwycająca? Nie, raczej jako ciekawostka do jednorazowego podziwu jako dziwną i inną. Kakao z Peru o cytrynowo-dymnych nutach na pewno pasowało do cytrynowego nadzienia, ale jakość samej czekolady nie była za wysoka. Nadzienia za to jak najbardziej, z tym że... wolałabym je chyba bardziej cytrynowe, niż tak jajeczne i zupełnie inaczej rozmieszczone.
Podoba mi się pomysł wypełnienia czekolady czymś takim, bez żadnych mousse'ów czy kremów, ale znów - nie podoba mi się "grube denko", cieniutki wierzch i bezsensowne wtłoczenie nadzienia, bo tego nie da się czysto łamać i jeść.
Z potencjałem, ale do dopracowania.

Może i niepotrzebnie porwałam się od razu na całą tabliczkę, ale z racji formy i rozwalenia w sumie nie miałam wyjścia, w efekcie czego od cukru i żółtkowego smaku nadzienia pod koniec aż mnie zmuliło (pomarańczowa była jakaś bardziej wyważona w tym wszystkim) i ze 4-5 kostek oddałam Mamie "na zatracenie". Ona podeszła do tego jak do ciekawostki (bo nienawidzi ciemnej czekolady) i stwierdziła (bez zaskoczenia), że jej czekolada o wiele za gorzka, ale "ogólnie ciekawa", ze smakiem wylizała środki kostek, trochę czekolady przegryzła i uznała, że to było "kwaśne bardzo, ale smaczne" (jajeczności aż tak jak ja nie czuła, ale trafiły jej się kostki z małą ilością nadzienia). "Czuć jakość, że dobra jakaś i na pewno niecodzienna".


ocena: 6/10
cena: 5 £
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: ciemna czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, wanilia), masa cytrynowa "lemon curd" 10 % (jaja, masło, skórka cytryny, cytryna)

6 komentarzy:

  1. Do mnie lemon curd także nie przemawia jako masa, tyle że ja wolałabym go właśnie cieście. Zastanawiam się, jaka konsystencja czekolady by mi tu pasowała. Chyba miękka milkowa czy taka jak w starych nadziewanych Wedlach (truskawka, toffi etc.). Przemarsz nadzienia przez całość nie przeszkadza mi ani trochę. Smak nie dla mnie. Biedna mama, że jej ciągle wciskasz jakieś ciemności :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, lemon curd w cieście typu lemon bar sprawdza się bardzo dobrze. Pewnie nawet w deserze lodowym by się odnalazła (nie dla mnie zupełnie, ale tak obiektywnie). Może w croissantach?

      Taak, do takiego nadzienia to zgodzę się, że jakaś miękka mogłaby bardziej współgrać. Nawet ciemny ulepek jak Lindty Excellence 47-49 % w sumie by chyba dobrze wyszła.

      "Przemarsz nadzienia przez całość..." - nie wierzę. Piszesz o tym konkretnym? Niepodzielnym, brudzącym i wylewającym się? Bo jeśli ogółem to zgadzam się - wiesz przecież, że Zottery bez podziału lubię. Jednak TAKIE nadzienie biegnące bez podziału nie ma sensu, bo degustacja jest brudna i nieprzyjemna, a całość końcowo niezgrana. To tak jakbyś wzięła sobie 7Daysa i nagle cały środek Ci wyleciał. W sumie mogłabyś zjeść wtedy nadzienie np. łyżeczką, bułkę oddzielnie tylko ekhem... "trochę" nie o to chodzi.

      Biedna niebiedna, jak ostatnio ciągle i jej wszystko za słodkie, zaczyna żartować, że przestawię ją na ciemne.

      Usuń
  2. To ciasto taty wygląda tak niesamowicie smakowicie... Uwielbiam ciasta z lemon curdem. 😁

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, z podyktowanymi przeze modyfikacjami wyszedł majstersztyk! Ale wg mnie, nie wg niego, haha. Bo ja zdecydowanie wolę mniej tłusto i niezbyt słodko, a tata jednak woli słodkie tłuściochy, ech. :P

      Usuń
  3. Droga Kimiko, tak mnie zaciekawiasz opisami czekolad gorzkich... Czytam i czytam... I chciałabym Cię poprosić, abyś poleciła mi jakąś czekoladę gorzką ... By była ogólnodostępna i smaczna, bo chciałabym w końcu jakiejś spróbować... A sama nie wiem od której zacząć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że spokojnie na początek możesz spróbować z J.D. Gross 70 % Ekwador z Lidla lub Lindtem Excellence 70 %. Są delikatne, kremowe i smaczne. Nie wiem, jakie sklepy masz w zasięgu ręki, bo linia Bio z Carrefoura i Auchana również jest warta uwagi, a jeśli masz gdzieś jakieś małe sklepy ze zdrową żywnością, możesz rozejrzeć się za Zotterami Labooko ciemnymi (wszystkie to pewniaki).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.