poniedziałek, 18 września 2017

Pralus Tanzanie Forastero 75 % ciemna z Tanzanii

Mając ochotę na czekoladę ze "smakowym kopem", dzień po degustacji Original Beans z Tanzanii, postawiłam na propozycję Pralusa również stamtąd. Dlaczego? Jadłam już taką neapolitankę i jej nuty niemal zwaliły mnie z nóg, zaciekawiły tak, że nie mogłam przestać o nich myśleć bardzo długo. Od razu wiedziałam, że to jedna z tych czekolad, które po prostu trzeba zjeść w pełnym rozmiarze.

Pralus Tanzanie Forastero 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao forastero pochodzącego z Tanzanii.

Po otwarciu poczułam złożony zapach, którego nuty uzupełniały się wzajemnie, będąc jednocześnie dość kontrastowymi w stosunku do siebie. To fuzja słodziutkich, soczystych i miękkich jabłek i gruszek, ale także octowy kwasek zespojony z mocno palonym, ciepłym motywem.

Czerwonawa, nie tak ciemna jak neapolitanka, tabliczka wydała mi się wyjątkowo twarda, ale w ustach rozpływała się idealnie kremowo. Właściwie... stawała się kremem, który był jakby posypany kakaowym pyłkiem.

Przy pierwszym kęsie mignął mi smak masła orzechowego, ale gdy czekolada zaczęła się rozpuszczać, rozszedł się nieco. Wyraźniej wybiły się za to słodko-kwaskowate owoce.

Początkowo czułam połączenie dojrzałych jabłek i czegoś bardziej egzotycznego... brzoskwiń? Cały miks kręcący się w klimatach jabłko-gruszka-melon-brzoskwinia; naprawdę trudno tu coś konkretniejszego wyłowić. Z owoców wykradał się pewien kwasek. Ten był już mniej owocowy, podchodził pod jakieś wino lub winny ocet.

W tym czasie orzechowa nuta zaczynała coraz bardziej kojarzyć się z kremem z orzechów - jakby laskowych, nieprażonych, a bardzo świeżutkich. Obok tego pojawiła się karmelowa słodycz, od której nagle pomknął palony motyw.

Nagle "nadciągnęły ciemne chmury". Palony motyw stał się dymną gorzkością, która wydobyła ze wspomnianego kwasku soczyste nuty octu balsamicznego. Pojawiła się też wręcz pikanteria marynowanego imbiru. Pomyślałam o jakimś daniu z jabłkiem, octem balsamicznym i masłem orzechowym. Do tego ten słodko-gorzko-ostry imbir... Nie było to zbyt słodkie danie, choć ponownie wracała też ta słodsza gama smaków.

Słodsza, ale nie całkiem słodka. Czułam wśród tego jakby karmel łączący się z suszonymi owocami. Czy była w tym żurawina, którą czułam w neapolitance? Możliwe, ale równie dobrze mogły to być kwaskowate rodzynki czy suszone śliwki.

Posmak o dziwo był raczej słodki, znacząco palony i orzechowy, choć wciąż zaprawiony nieco wytrawniej octem i imbirem (minimalnie, ale jednak) z zaznaczonymi żółtymi owocami. Zostawał na dość długo.

Neapolitankę jadłam dość dawno, ale wydawała mi się o wiele bardziej żurawinowa, przy pełnej wersji smak poszedł bardziej w kierunku octu balsamicznego i wina. Pełnowymiarowa tabliczka wciągnęła mnie jednak rozwinięciem innych nut, z których wydobyły się smaki uderzające swoim charakterem. Podobał mi się stopień palenia i "doprawienia" octem i imbirem, podobnie jak niezbyt nachalne owoce, głębia orzechów . Neapolitanka była smaczna i intrygująca, pełnowymiarowa wersja w pewnym momencie przestała intrygować, a po prostu uzależniła. Wciągnęła mnie w swoją głębię, więc mam szczęście, że trafiła w moje nuty. Jej wytrawny wydźwięk bardziej przypadł mi do gustu niż łagodniejsza Original Beans.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 24 zł (dostałam zniżkę)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie wiem

Skład: kakao, tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa

9 komentarzy:

  1. nuta masła orzechowego, krem orzechowy z orzechów laskowych... jestem kupiona xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten ocet i mocna paloność trochę może mi nie pasować, ale skoro tak chwalisz, to pewnie jest warta ryzyka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale winny ocet balsamicznym to smakowita rzecz! Jest co chwalić. :D

      Usuń
  3. My byśmy wolały jakby poszła w stronę żurawiny a nie octu i wina :) A do tej żurawiny smak świeżych orzechów laskowych mógłby się fajnie wkomponować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie taki okropny zwykły ocet, a winny balsamiczny. W internecie mnóstwo osób polewa takim truskawki, więc to nie jakiś tam ocet, a smakowita nuta. :P

      Usuń
    2. Siostra nam zrobiła sałatkę ze szpinaku, truskawek, granatu i mixu różnych pestek... Było pysznie dopóki właśnie nie polała nam tego octem balsamicznym xD

      Usuń
    3. Ja niby truskawki to akurat też wolę same, ale... ech. Jak widać ocet nie dla wszystkich. :P

      Usuń
  4. Najpierw obok pysznego wina pojawił się ocet, co mnie zniesmaczyło, ale jeszcze bym przetrwała. Kiedy na scenę wjechał imbir, na dodatek marynowany i pikantny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, to na winie byś skończyła, resztę od razu byś połknęła.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.