piątek, 26 stycznia 2018

A.Morin Perou Piura Lait 48 % mleczna z Peru

Uwielbiam czekolady Morina, bo czy mniej czy bardziej moje nuty smakowe mają, zawsze wychodzą pysznie. W ofercie marka ma głównie ciemne 63-70%, ale i "skokami w bok" mogą się pochwalić: w postaci np. przepysznej peruwiańskiej setki (Perou Chanchamayo Noir 100 %) i... jej mlecznej koleżanki. Pierwotnie planowałam zrobić z nimi jak z duetem z Wybrzeża Kości Słoniowej, a więc najpierw mleczną, potem wziąć się za setkę, ale że Cote d'Ivoire Guemon Lait 48 % wyszła za bardzo mlecznie pralinowo (trochę nie w moim stylu), chwilowo straciłam chcicę na mlecznego Morina. O odłożeniu degustacji w czasie zdecydował też fakt, że peruwiańskie tabliczki były zupełnie z innego regionu Peru. W końcu to tak urozmaicony smakowo kraj! Ochota na opisywaną dziś tabliczkę jednak szybko wróciła, bo Peru nigdy nie mam dość. Uwielbiam charakterek czekolad stamtąd, więc byłam bardzo podekscytowana perspektywą otwarcia wreszcie jedynej mlecznej tabliczki Morina.

A. Morin Perou Piura Lait 48 % to mleczna czekolada o zawartości 48 % kakao z Peru z regionu Piura.

Po otwarciu poczułam łagodny, ale mocno działający na wyobraźnię zapach. Od razu na myśl przyszło mi sianko i kozie mleko, a po dokładniejszym wwąchaniu się również jakieś pianki z ogniska (nie jadłam, pianek nie lubię, ale to tylko wyobrażenie) z naciskiem raczej na to ognisko, a więc ciepło i dym.

Przy łamaniu ruda tabliczka okazała się twarda i konkretna. W ustach podtrzymała to wrażenie, rozpływała się powoli, ale łatwo, w dość niecodzienny sposób. Odebrałam ją jako bardzo gęstą, konkretną, ale nie jakoś specjalnie tłustą. W dodatku była niegładka (nie proszkowa, szorstka czy coś, a po prostu niegładka). 

Przedstawienie rozpoczęła słodycz - szlachetna, subtelna i jakby w pełni naturalna... Od razu na myśl przyszły mi wilgotne daktyle, w wydaniu trochę podkwaszonym.

Raz i drugi zabłysła przy nich konkretniejsza nuta kakao o nieco dymnym, prażono-gorzkawym wydźwięku. Potem kojarzyło mi się to z orzechami ze skórkami, dziwnie łączącymi się z tą prawie kwaskowato-owocową nutą.

Ogólną wilgoć oczywiście na dobre rozkręcił ogrom mleka, którego smak jednoznacznie wchodził w klimaty naturalnego koziego mleka. Nie obyło się więc także bez słonawej nutki, która po połączeniu z daktylową słodyczą i dymem dała smaczek solonego karmelu (tak palonego, że prawie kwaskowatego), takiego bardziej maślanego, więc może już i toffi. Ta maślaność po części płynęła z pełnego mleka (wyobraziłam sobie jakiś wyidealizowany wędzony-topiony ser), a po części z orzechów.

Na końcówce nasilały się naturalne, konkretniejsze smaki - "palona kwaskowatość" zmieszana z orzechami (które nie były jednak takie orzechowe w 100 %-ach), charakterny kozi nabiał - coś bardziej kwaskowatego, ze słonawą nutką.

Posmak był daktylowo-karmelowy, ale wcale nie tak mocno słodki, bo również znacząco dymny i siankowo-orzechowy.

Mimo wszystko czekolada miała subtelny wydźwięk - smaki nie były skrajne czy ofensywne. W leniwy sposób się ze sobą przeplatały, tworząc zgraną kompozycję. Smak daktyli przechodził w solony karmel / toffi, nad czym czuwała "kozia mleczność".
Bardzo podobało mi się, że nie wyszła za słodko przy jednoczesnym niezapchaniu tabliczki tłuszczem.
Większość smaków wyszła bardzo w moim stylu, więc mimo że nie miały aż takiego charakternego wydźwięku, by zgarnąć 10, czekolada porządnie zapisała mi się w pamięci i sercu.


ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 21 zł (za 100g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 589 kcal / 100 g
czy kupię znów: kiedyś mogłabym do niej wrócić

Skład: miazga kakaowa, pełne mleko, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

15 komentarzy:

  1. Podobnie ją odebrałam, lecz pewne nuty nazwałam inaczej. Bardzo ją polubiłam. Parę intrygujących nut, niebanalna, ale w sumie bardzo przystępna.

    A mleczną z Wybrzeża Kości Słoniowej zabieram na... wulkany do Ekwadoru! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatkało mnie... Kiedy jedziesz?

      Usuń
    2. Kolejna podróż, której Ci zazdroszczę tak bardzo, bardzo, że... uciec od polskiej zimy do takiego kraju... a i czekolad, które pewnie kupisz Ci zazdroszczę już teraz. Byłaby możliwość, byś się i dla mnie za czymś rozejrzała?

      Usuń
    3. Pewnie! Dziś ruszamy na cały dzień szwendania się po Quito, na pewno kupimy jakieś czekolady i coś ciekawego dla Ciebie też :) Potem po powrocie z gór też będziemy trochę w Quito, więc będzie szansa nadrobić zakupy :D

      Usuń
    4. Ale i tak zazdroszczę kupowania i w ogóle na miejscu. <3 Choociaż... nie zazdroszczę dylematów, bo ja bym pewnie miała problem z tym, które wybrać.
      Szczegóły dogadajmy na maila jakby co, w sensie dane itp.

      Usuń
    5. Ooo tak, z wyborem problem był straszny... W Quito na targu rzemieślniczym są osobne stoiska z kawą i Prawdziwą Czekoladą... Nie mówiąc już o oficjalnym sklepie Pacari. Nie wiedziałam co wziąć dla siebie, a nie za fajnie by było wydać wszystkie pieniądze na początku wyjazdu heh. Dla Ciebie też był problem, bo najchętniej Tobie też bym wzięła wszystko. W końcu zdecydowałam się tylko na dwie, ale mam nadzieję, że będą strzałem w dziesiątkę!

      Usuń
    6. Też mam taką nadzieję. <3

      Usuń
  2. Jak zahacza o klimaty koziego mleka to tym bardziej nas intryguje :) A daktylowo-karmelowe smaki to już w ogóle muszą tam świetnie pasować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, była bardzo intrygująca i bardzo spójna.

      Usuń
  3. To ciekawe, że w dobrych czekoladach, kakao w połączeniu z mlekiem daje taki posmak koziego lub owczego mleka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to jakoś... łączenie się pełnego kakao i pełnego mleka daje taki efekt? Bo w sumie te inne mleka mają taki czy to kwasek, czy coś, a krowie jest po prostu słodko-delikatniejsze.

      Usuń
  4. charlottemadness27 stycznia 2018 16:18

    Ciekawa "sztuka".. Bynajmniej nieoklepane nuty, co często się zdarza w mlecznych.

    OdpowiedzUsuń
  5. "Niegładka" - podoba mi się, choć nie do końca wiem, co masz na myśli. Niestety do smaku też się nie odniosę, bo nie jestem pewna, czy posmakowałby mi wyciąg z kozy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No bo czuć, że ta struktura była taka... no, na pewno nie szorstka, nie chropowata, nie piaszczysta, bez grudek, ale nie do końca gładka, "z zacięciem", jakby z pyłkiem... ? Taak, to Ci teraz wyjaśniłam. To trzeba spróbować i poczuć.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.