Lubię odkrywać smaki świata, więc czekolada inspirowana daniami z Peru bardzo mnie zaintrygowała. Zwłaszcza, że znalazły się w niej bardzo lubiane przeze mnie (niecodzienne w czekoladach) składniki.
Czekoladę i nadzienia łatwo porozdzielać, ale już rozdzielenie czekolad było niemożliwe. Ich, "na oko" równe, warstwy rozpływały się powoli i kremowo. Nadzienie kukurydziane (na górze) stanowiło większość i miało bardziej zbito-suchawą strukturę kaszy - za sprawą jej drobinek i mnóstwa większych i mniejszych kawałków cytryn (głównie jędrnych, soczystych skórek), chociaż nie brakowało mu też tłustawej kremowości. Marakujowo-batatowe było wręcz soczyście-mokre, rzadkie i lepiąco-plastyczne, bardzo lekkie.
W smaku już od pierwszego kęsa czekolada wydała mi się bardzo nieśmiała, bo szybko dołączyła do niej waniliowa słodycz, pewna mlecznawość i kwasek.
Prędzej po ustach rozchodził się oczywiście rzadszy krem o znaczącym kwasku limonki i marakui. Było w tym także coś specyficznie marakujowo słodkawego, a także słodycz, która skojarzyła mi się z sokami marchwiowo-owocowymi (batatów może nie czuć zbyt wyraźnie w całej kompozycji, ale chwilami wyłapywałam ich nutkę i to właśnie ją tak nazwałam). To było egzotycznie kwaskowate, rześkie i niewyobrażalnie soczyste. Czułam ogromny niedosyt tej warstwy, bo była ciekawa i niespotykana.
Czekolada smakowała mi, ale pozostawiła wiele niedomówień, niedosyt. Nie była tym, na co się nastawiłam i... wprowadziłabym w niej wiele poprawek - zmianę proporcji albo i zrobiła z niej dwie różne tabliczki. Uwielbiam cytrusy i ich gorzkie skórki, ale tutaj... tego było za dużo. Nie, że kwach wykrzywiał gębę, ale po prostu pewne smaki, np. marakuja, brandy były tym przytłumione, a inne (bataty, ciemna czekolada) niemal niewyczuwalne. Bardzo złożona tabliczka, która okazała się być za bardzo... przemieszana.
Ciemnej czekolady powinno być o wiele więcej, a to marakujowo-batatowy krem powinien stanowić większość. Cytryny i limonki jednak też bardzo mi smakowały... więc je wkomponowałabym do jakiejś tabliczki z polentą i, powiedzmy, kukurydzą (nie jako kasza, a po prostu kukurydzą).
ocena: 7.5/10
Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, syrop glukozowy z cukru inwertowanego, verjuice - sok z zielonych winogron, bataty, suszone marakuje, sok cytrynowy, mleko, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, koncentrat limonkowy, jogurt w proszku z odtłuszczonego mleka, kasza kukurydziana, brandy z cukru trzcinowego, masło, migdały, proszek karmelowy (odtłuszczone mleko, serwatka, cukier, masło), słodka serwatka w proszku, koncentrat soku cytrynowego, skarmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), nierafinowany cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sól, wanilia, cynamon, olejek cytrynowy, chili Bird's eye, płatki róż, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier)
Tak dobrze nam się czytało tytuł a tu na końcu oczywiście musiało być brandy xD
OdpowiedzUsuńPrzesadzacie! ;P
UsuńCałkowicie się zgadzam, Zotter jak zwykle przesadził z cytrynami, a marakui za mało, ale i tak smaczna :)
OdpowiedzUsuń"Jak zwykle" - a w Lemon Curd + Orange Lord brakowało mi cyryryn właśnie. Przesadza z nimi nie tu, gdzie by się przydało. Szkoda, bo marakuja sama w sobie mogłaby tu lepiej zagrać.
UsuńDzięki Tobie dowiaduje się o ciekawych nadzieniach czekolad ;)
OdpowiedzUsuńZgodzę się, że za dużo dobrego tu było. Chociaż ja nie chciałabym grubszej warstwy kuwertury (chyba, że mogłabym ją zmienić), bo wydawała mi się średnio dobrana do nadzienia, ale dzięki temu, że była cienka, nie przeszkadzało mi to zanadto.
OdpowiedzUsuńDla mnie też przemieszana :( szkoda!
OdpowiedzUsuńNie wiem, czego pozytywnego się tu złapać. Niech będzie, że mam ochotę na dobrą czekoladę z gęstym nadzieniem marchewkowym.
OdpowiedzUsuńJa w sumie z jakimkolwiek mocno marchewkowym bym zjadła.
Usuń