środa, 3 kwietnia 2019

Mulate 88 % ciemna

Gdy postanowiłam sprawdzić, czy nie pojawiły się żadne nowe smaki Mulate, zdałam sobie sprawę, że tęsknię za odkrywaniem tej marki. Wprawdzie miałam jeszcze jedną tabliczkę, ale już wiedziałam, że boskie opakowania nie skrywają niczego aż tak przepysznego. Owszem, to dobre i smaczne czekolady, ale nie żebym miała się za nimi uganiać. Wolałam stan, kiedy były dopiero przede mną, a ja widziałam tylko przepiękne opakowania. Obecnie nie wiem, co z marką będzie, bo stojące za nią Naive wypuściło linię większości tych smaków już pod swoim logo. Dziś prezentuję więc "trochę dinozaura", który nadal jest jednak tylko i wyłącznie w takim wydaniu.
Do tabliczki podeszłam z ochotą, ale bez "napalenia się" na nią. i pozwolę sobie jeszcze, o tak o, zacytować z filmu, na który z kolei zawsze jestem napalona:
"Budd: Więc mówisz, że wyrżnęła 88 goryli, nim załatwiła O-Ren?
Bill: Nie, nie było ich tylu. Po prostu nazywali się Obłęd 88.
Budd: Czemu?
Bill: A ja wiem? Pewnie uznali, że to brzmi cool."

Mulate 88 % dark chocolate to ciemna czekolada o zawartości 88 % kakao, produkowana przez Naive.

Zapach tej czekolady cechuje niezwykła dynamika. Gdy tylko rozerwałam sreberko poczułam silnie palony zapach o wędzonym wydźwięku oraz niezwykłą soczystość cytrusów. Po chwili rozszedł się na bardziej ziemisto-"nabiałowe" (z czasem wręcz śmietankowe) i palono-drzewne klimaty. Te palone drzewa po dłuższym czasie zarysowały kawę z pianką, której podporządkowała się nabiałowość. Porzucona ziemistość zajęła się podkreślaniem owoców, nadawaniem im charakteru.

Lśniąca tabliczka przy łamaniu nie sprawiała problemu, bo miejsca "łamania" były znacznie cieńsze, a mimo to pięknie trzaskała niczym żywa gałązka. Dopiero w trakcie odgryzania kawałka dawała o sobie znać twardość.
W ustach z twardości niewiele zostawało, bo czekolada rozpływała się na gładki, tłusty, nieco zalepiający krem. Powiedziałabym, że powoli, ale ochoczo.

Jako pierwsza przywitała mnie łagodna gorzkość czarnej, rozpuszczalnej kawy z pianką, szybko przywołując również łagodną słodycz.

Gorzkość najpierw miała bardziej prażony wydźwięk, kojarzący się z drzewami rozgrzanymi słońcem i trochę z orzechami. Było w tymcoś z żywych roślin.

Słodycz wydawała się przy niej oddalona, ale dość zwyczajna, może trochę słodkokarmelowa z racji ciepłego wydźwięku reszty. Mieszała się też trochę z owocowymi przebłyskami, które raz i drugi pozwalały sobie wyjść na wierzch. Doszukałam się tu jakiś "oddalonych smakowo" melonów, łagodnych gruszek i moreli. Skojarzyło mi się to z owocowo-śmietankowych puszystymi kremami, lodami itp.

W tym czasie gorzkość złagodniała, przeszła w orzechową neutralność a'la nerkowce i zrobiła się niemal maślana.

Do akcji znów wkroczyły przebłyski owoców, tym razem jako czerwona porzeczka, niosąca odrobinkę kwasku.
Śmietankowość przeszła w bardziej "nabiałowy charakterek" podchodzący pod kefir.

Porzeczka upomniała gorzkość, która przybrała mocniejszy wydźwięk. W drugiej połowie rozpływania się kęsa, pojawiła się ziemistość i czarna, bardziej siekierowata, wręcz kardamonowa kawa z lekką cierpkością. Poczułam palony klimat, paloną kawę i grejpfruta.

Im bliżej było końca, tym smaki bardziej się mieszały. Obok grejpfruta mignęła ogólna, bardziej cytrynowa cytrusowość, co mieszało się z kefirem i ziemistością. Ta ostatnia nieziemsko podkreślała kawę i lekką pikanterię, a ten "oddalony" wydźwięk pewnych smaków przytoczył roślinną lekkość.

Posmak należał do gorzkawej cierpkości ziemi i czerwonych porzeczek, cytrusów oraz smakowicie prażono-ciepłego smaku delikatnych orzechów, mieszających się z nutą nabiału, który też już zdążył złagodnieć i wystąpić jako śmietanka. Nad tym wszystkim czuwała nieimperialistyczna kawa.

Całość bardzo mi smakowała z racji harmonii między gorzkością, a słodyczą. Żadnej nie brakowało, ale o ile gorzkość i jej nuty były po prostu cudowne, tak słodycz chwilami wydawała mi się jakaś zbyt "prosta". Ciekawie wyszło chwilowe, niemal maślano-nerkowcowe, złagodzenie, a później te siekierowate uderzenie. Niektóre nuty sugerowały kwasek, ale prawie go tu nie uświadczyłam. Podobały mi się też proporcje między ciepłym wydźwiękiem, a rześko-roślinnym elementem. Te drugie łagodziły poczucie nieco zbyt silnej tłustości (której jednak w strukturze trudno coś zarzucić).
Ogrom kawy, prażono-ziemiste akcenty, orzechy i rozmaite owoce (cytryny, grejpfrut, czerwone porzeczki, gruszki / melon), zmieniający się nabiał (od śmietanki w różnych formach po kefir) złożyły się na bardzo złożoną, wymieszaną i niejednoznaczną kompozycję. Niska słodycz, łagodna gorzkość i sugestia kwasku sprawiły, że była ona łagodna i leniwa, przystępna.

Mnie kupiło mieszanie się nerkowców z nabiałem i nuty kawy z kardamonem - ileż bym dała, by to głównie to było czuć w tej czekoladzie.

Naszła mnie pewna myśl z racji, że dzień wcześniej jadłam Organiko 95 %, która była jej przeciwieństwem. Również nie była to kakaowa siekiera, ale jej słodycz była dziwnie silnie słodzikowa, a gorzko-kwaśny smak za bardzo podchodził w oleistą strukturę. Mulate miała o wiele bardziej czekoladowy niż oleisty smak. Może i mniej kwaśna, a słodsza, Mulate to pokaz dobrego podejścia do kakao.


ocena: 8/10
cena: 19,99 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 631 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

3 komentarze:

  1. Ciemna może się rozpuszczać wolno. Najważniejsze, żeby w ogóle się rozpuszczała. Smak nabiału i kawy - ekstra. Kardamon raczej obojętny. Nie kole w jęzor, więc niechaj będzie. No i na koniec to opakowanie... unicorn estetyki. Ta czekolada zdaje się moja i bardzo chętnie bym jej spróbowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię właśnie jak rozpuszcza się wolno, ale przyjemnie.

      Tak szczerze, to akurat w przypadku tej... Hm, mogłaby Ci smakować, ale nie wiem, czy chwilami by Cię nie nudziła.

      Usuń
    2. Jakby nudziła, patrzyłabym na opakowanie i przypominałabym sobie, że było warto (:

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.