Ostatnio trafiło do mnie całkiem sporo zagranicznych plebejskich czekolad, więc postanowiłam wykopać z dna szuflady kolejną Roshen kupioną razem z Roshen Dark Bubble. Największe ukraińskie przedsiębiorstwo słodyczowe - to nie brzmiało zbyt dobrze, bo wiało masówką i cukrem. Brak satysfakcji z jedynej zjedzonej dotąd tabliczki marki też nie nastrajał pozytywnie, ale uważam, że i tym popularnym producentom, których większość próbowanych słodyczy mi nie smakuje, potrafi coś wyjść i zachwycić także mnie. Ok, ochów i achów się nie spodziewałam, ale co do tej tabliczki miałam dobre przeczucie.
Po otwarciu rozniósł się zapach przede wszystkim mocnego palenia o kawowo-syropowych, gorzko-wytrawniejszych nutach. Po chwili dołączyła słodycz jako śmietankowo-bananowy krem. Leciutko owocowy wątek mieszał się tu z moim wyobrażeniem o słodyczach typu mleczko (np. Ptasie; nie cierpię, ale tu uszło). Wszystko to w sumie było miłe, ale nie jakoś specjalnie cudowne czy głębokie.
Tabliczka wyglądała na dość tłustą, była bardzo twarda i trzaskała w pełny sposób, co o niczym jeszcze nie przeświadczało. Była nieodgadniona.
W ustach okazała się dość zbita, gęsta. Powoli, ale z łatwością rozpływała się w gładko-kremowy sposób. Bardzo silnej tłustości (kojarzącej się trochę z czekoladami śmietankowymi) towarzyszył pyłkowy, minimalnie ściągający efekt kakao, który poprawił nieco jej odbiór.
Gdy tylko zrobiłam kęs, poczułam prostą, nie za mocną słodycz i palono-orzechową gorzkawość. Było to spokojne, ale wyraziste. Stan zawieszenia trwał, a taniość zaczęła przy tym prześlizgiwać się bezkarnie. Tandetna, słodko-kakałkowa polewa próbowała przedostać się na pierwszy plan.
Po paru chwilach jednak moją uwagę odwróciła lekko owocowa nuta z tła.
Moment ten wykorzystała palona kawa, która wypchnęła polewę daleko w tył, a sama splotła się z orzechami. Gorzkawość dojrzała do bardziej wytrawnie-gorzkiej paloności. Proste kakao i pyłkowość zasugerowały tu także jakiś syrop / sos ciemnoczekoladowy...
...którym polano bananowo-śmietankowy deser. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa zwykła słodycz natrafiła na owocową sugestię i wzrosła, nabierając charakteru czegoś gęsto-esencjonalnie słodkiego. Banany i krem albo jakieś mleczko bananowe na bazie śmietanki. Do głowy przyszedł mi niestety też cukier puder (pyłkowość struktury?), kojarzący się tak... "tanio".
Jako jednak, że po tej ofensywie kawy gorzkość nie zamierzała zmarnować szansy, mieszała się z tym na wyrównanych warunkach. Końcówka była łagodna, ale gorzko-kawowa, wytrawnie kakaowa i znacząco słodka w kontekście... słodziaśnie bananowo-śmietankowym i z tanim echem.
Posmak pozostał podobny do końcówki, a więc śmietankowo-słodki, łagodny i z nutą taniości... taniej polewy kakałkowej, taniego kremu, a zarazem lekko palono-kawowy. Wydźwięk raczej neutralny, niezbyt w moim stylu, ale też nie zły.
Całość wydaje się bardzo w porządku, acz nie głęboka, wyjątkowo smakowita czy zbyt wyróżniająca się. To, że zalatywała tanią polewą mi utrudniło cieszenie się z jej pozytywnych nut, które też niewątpliwie miała. Procent kakao jest więc oszukany, ale mimo to nie smakowała drastycznie za słodko czy suchym próchnowatym kakao. Przystępna struktura mi wydała się trochę za tłusta, ale tabliczkę zjadłam. Wyszła gorzej od Lindta 70 % i lepiej od Terravity 70 % oraz 77 %.
W sumie była spoko, nie wiem, czy nie za wiele oczekuję od tej półki, toteż postanowiłam kupić nowość (w momencie pisania recenzji; w dniu publikacji jest on już zrecenzowany i czeka w kolejce wpisów do publikacji) Lindta 78 %, ale kiedyś tam (by porównać).
ocena: 8/10
kupiłam: odkupiłam od osoby prywatnej
cena: 5 zł (za 90 g)
kaloryczność: 560 kcal / 100 g
czy kupię znów: w sumie kiedyś, od biedy mogłabym
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, lecytyna sojowa, aromat waniliowy
PS O ile do tej, jakbym nie miała nic lepszego do wyboru, mogłabym wrócić, tak z dziką przyjemnością wróciłam ostatnio do Manufaktury Czekolady Grand Cru Ghana 70 %, przy której trafiłam na coś ciekawego. Zapraszam do aktualizacji.
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku, lecytyna sojowa, aromat waniliowy
PS O ile do tej, jakbym nie miała nic lepszego do wyboru, mogłabym wrócić, tak z dziką przyjemnością wróciłam ostatnio do Manufaktury Czekolady Grand Cru Ghana 70 %, przy której trafiłam na coś ciekawego. Zapraszam do aktualizacji.
Ostatnio coś w Polsce jest zalew produktów Roshen. Szczerze mówiąc to jakoś mnie nie ciągną :D zamierzasz testować więcej ich slodyczy? :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie, choć zabrzmi to banalnie, zaczęłam testy przed tą falą. Publikuję po prostu zawsze z dużym opóźnieniem.
UsuńSłodyczy? Nie, obecnie odrzuca mnie od słodyczy innych, niż czekolady. Przekonałam się o tym przy nawet dobrych, ale zupełnie niesprawiających mi przyjemności ostatnio. Z czekolad oprócz tej za to dawno już zjadłam dwie inne ciemne (recenzja bąbelkowej już jest, druga za jakiś czas), a przy okazji tej fali w sklepach kupiłam jeszcze 4, bo może mleczne (3 z tych kupionych) będą lepsze (ciekawe nugaty), a jak nie, to Mama z chęcią je zje. Ogólnie jednak marka nie budzi entuzjazmu.
Brak dziwnych i trudnych smaków + śmietankowość konsystencji + dobre przeczucie = chętnie kupię. Najpierw jednak zjem posiadany baton z ciemnej czekolady. Jeśli zda test, bierę tę panienkę z Twojej recenzji. Wątpię, bym wyczuła taniość. Zobaczymy.
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa. Baton nadziewany to jednak też zupełnie co innego, niż tabliczka. Tak, jak się zapatruję na tę i jej podobne marki czuję, że czekolada w batonie może być inna, bardziej polewowo-skorupkowa. W czymś nadziewanym taka śmietankowa mogłaby mieć problem z przetrwaniem.
Usuń