sobota, 13 lipca 2019

E. Wedel Kokosowe Cookie mleczna z nadzieniem kokosowym i herbatnikiem

W kwestii zakupów czasem albo zastanawiam się za długo i potem żałuję, bo okazja przeleci mi koło nosa, albo... działam pochopnie. Zazwyczaj, gdy wybieram jeden, trafiam na np. najgorszy smak z serii. Przez to czasem od razu kupuję całą (potencjalnie moją, oczywiście) serię. Jako że Wedla nigdy nie lubiłam, przed kupowaniem nowości, które zaczęły pojawiać się zimą 2018, jedną czekoladę Cookie zjadłam. I była to pyszna Orange Mocha. Nastawiona pozytywnie, w ciemno kupiłam kilka innych... Pech jednak dopadł mnie i tym razem, bo każda kolejna otwierana (już po zaopatrzeniu się niestety w pokaźną wedlowską kolekcję), utwierdzała mnie w przekonaniu, że dalej Wedla nie lubię, a... jak to mówią: i ślepej kurze trafi się ziarnko. W końcu w dzisiaj przedstawianej widziałam już tylko jeden plus: to nie 290 g, a tylko 100 g. I... przynajmniej nie kupiłam tej drugiej, orzechowej.

E. Wedel Kokosowe Cookie Chrupiące Ciastko Czekolada Mleczna to czekolada mleczna o zawartości 29 % kakao nadziewana kremem kokosowym (37%) i herbatnikiem (10%).

Zapach trochę mnie zaskoczył w miarę wyrazistą mlecznością. Owszem, była wkomponowana w cukrowość, co wyszło trochę nijako, ale w miarę przyjemnie. Kokosem... może troszeczkę zalatywało. Nawet po przełamaniu specjalnie się nie odezwał, za to do reszty dołączyła nuta jasnego, przeciętnego ciastka.

Już w dotyku czekolada odznaczała się silną tłustością, acz przy łamaniu wykazała się twardością i kruchością. To oczywiście za sprawą grubej warstwy czekolady i suchego, kruszącego się ciastka.
Wszystko w sumie łatwo rozwarstwić, bo okazało się, że biały krem to plastyczna masa, dająca się kulkować.

W ustach czekolada rozpływała się łatwo, gęsto. Zalepiała swoją niewiarygodnie silną proszkowością. Stawała się bardzo tłustą, ulepkowatą masą, mieszającą się z jeszcze tłustszym nadzieniem. Ono jednak było rzadsze w kontekście nie tyle oleistym, co cukrowo-wodnistym. Kojarzyło mi się z lukrem / pomadą. Udawało gładsze od czekolady, ale i w nim proszkowości - bardziej pylistości - nie zabrakło. Odkryłam trochę przemielonych, chrupiących (prażonych) wiórków kokosowych, które wyszły tak, że... chwilami kojarzyły się z kryształkami cukru.
Ciastko nie namokło od tego, było chrupiąco-świeże i suchawe. Miękło i rozpływało się dopiero w ustach, wraz z resztą, Gdyby nie było tak margarynowe, uznałabym to za błogą strukturę. Tak była po prostu w porządku.
Całość wyszła spójnie. Miękko-tłusto i powalająco proszkowo, przez co nie w moim guście.

W smaku czekolada zaserwowała mi cukrowość, ale też dość silną mleczność. Mam wrażenie, że nieco przesiąkła nadzieniem - stąd ta silniejsza mleczność? Mimo że przesłodzona, nie waliła tandetą. W sumie zaskakująco zadowalająca jak na Wedla.

Krem okazał się cukrowo-cukrowy i słodki w sztuczny sposób. Z czasem odezwała się w nim kokosowa, sztucznawa, ale niezła nuta, choć trudno ją było uchwycić. Silna słodycz skojarzyła mi się z cukrem pudrem, lukrem i słodzonym, skondensowanym mlekiem. W nadzieniu tym i mlecznego smaku bowiem nie brak. Szkoda, że margarynowa nuta się przy nim pałętała, ale w sumie mleczności nie zaburzyła. Krem wyszedł więc przede wszystkim słodko-mlecznie, a mdło jeśli o kokosa chodzi.

Lekko słodko i nijako smakowały herbatniki. Blade i delikatne, wnosiły margarynowo-pszeniczny smak, który trochę podkreślał mleczno-kokosowy wątek.

Nawet wiórki nie pomogły. Przez większość czasu wydawały się żadne, a rozgryzane i wysysane pod koniec tylko trochę podbijały kokosa. Kokosowa nuta przez cały czas zbierała się w sobie, by bliżej końca jakoś wyjść trochę wyraźniej, troszeczkę przenikając do czekolady.

Właśnie czekolada, margarynowe ciastko i sztucznawy kokos zamykały kompozycję, choć w gardle cukier aż palił. Było to takie... cukrowo słodkie i sztucznie cukrowe. Lukrowe? Trochę chyba tak (na dobrą sprawę nie jestem pewna czy wiem, jak smakuje lukier). Mleczny smak okazał się zaskakująco wyraźny, choć nie wiem, czy bardziej dopomógł, czy jeszcze bardziej stłamsił kokosa.

Kokos był tu wyczuwalny, ale bardzo, bardzo delikatnie. Jako aromat głównie, ale ujdzie (kokos chemią nie walił). Pasował do bardzo słabo wypieczonego ciastka i mleczności. Nuta margaryny niestety też była. Tłustość oblepiła mi usta i zmęczyła mnie po 1,5 kostki. Miękka i obrzydliwa. To jedna z dwóch głównych cech (będących jednocześnie wadami) tej czekolady. Kolejna to słodycz. Nijaki, bardziej mleczny niż kokosowy krem, wyszedł obrzydliwie słodko. To słodycz cukrowa, ale i dziwnie sztuczna (nie sztucznie kokosowa, jakaś sztuczna inaczej - syrop glukozowy?), lukrowa.

Całość jednak nie była tragiczna... W sumie, gdyby nie to, że po prostu nienawidzę lukru i takiej słodyczy, a choćby nuta margaryny mnie brzydzi, mogłabym uznać ją za niezłą... Mi jednak bardzo osobiście to nie odpowiadało i uważam, że z wedlowską Gorzką Kokosową nie ma szans. Gdyby to była czekolada z kremem mlecznym, a nie kokosowym, dałabym 6, ale że kokosa prawie brak...
Resztę (około 80g?) oddałam Mamie, która zjadła to chyba w jakieś 10 minut i była zachwycona. "Delikatne, słodkie... Czekolada jak czekolada, ciastko wiadomo, ale ten krem jaki cudowny. Taki słodziutki, mleczny. Waniliowy jakiś?" - jak jej powiedziałam, że kokosowy, wytrzeszczyła oczy i nie wierzyła... dopóki nie trafiła na pojedyncze wiórki ("Aa, to pewnie wiórki?").


ocena: 5/10
kupiłam: Lewiatan
cena: około 3 zł
kaloryczność: 559 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada mleczna 53% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476, aromat), cukier, herbatniki (mąka pszenna, cukier, tłuszcz palmowy, syrop glukozowo-fruktozowy, skrobia ziemniaczana, mleko odtłuszczone w proszku, substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu, pirosiarczyn sodu; jaja w proszku, sól, ekstrakt słodowy z jęczmienia, lecytyna sojowa), tłuszcz palmowy, wiórki kokosowe 6,5%, serwatka w proszku, mleko pełne w proszku, lecytyna sojowa

11 komentarzy:

  1. Jadlam raz jakiegoś wedla z ciastkiem i właśnie to ciastko było takie margarynowe, więc od te go czasu omijam wersje z herbatnikiem, bo tamta mi nie smakowala. Tutaj aż nie ma co się dziwić, że kokosa nie czuć, skoro dali go aż 6,5%... Cóż za hojnosc :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie najpierw musiałam na dwa niezłe smaki z ciastkiem trafić (kremy prawdopodobnie były na tyle intensywne, że zagłuszały margarynę - cytrusowe), a potem z górki - coraz gorzej ku poziomowi "dno".
      Mogli chociaż aromatu nie żałować. Akurat kokosowy toleruję.

      Usuń
  2. Szkoda, że Wedel idzie w margarynę i cukier... i gdzie ta tradycja?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tradycja jak tradycja, ale ja się wciąż dziwię, że producenci nie wyniuchali możliwości zarobienia na modzie na zdrowe odżywianie, eko, bio itp. Mogliby chociaż pod to próbować się podłapać polepszając składy.

      Usuń
    2. Niestety wolą iść w drugą stronę i sknerzyć na jakości

      Usuń
  3. Ja nie mam problemu trafiania na najgorszy smak, ponieważ mnie dotyczy przeciwny problem: poczucie konieczności kupienia pełnej serii. Okej, w tej chwili mogę już napisać, że dotyczyŁ. Po kokosowym Cookie można się spodziewać delikatności smaku wnętrza, jako że PB i korzenny też takie były. Smaczne, ale mało wyraziste. Tłuszcz mi niestraszny, więc tu spoko oko. Na pewno w końcu i na moim blogu się ta tabliczka pojawi (jeszcze nie mam jej w zbiorach). Czuję, że moja opinia będzie bliska maminej, choć może jednak nieco bardziej rozbudowana :P

    PS Pamiętam jakąś czeko, którą jadłam jeszcze z Łukaszem, i miała być kokosowa, ale była po prostu mleczna. Mam silne poczucie, że stworzył ją Wedel, no ale wtedy byłaby na blogu.
    PPS Aaaaa, przypomniało mi się. To był Wawel całusowy. I nadzienie w nim nie było nawet mleczne, tylko wręcz żadne. (http://livingonmyown.pl/2017/07/29/wawel-czekoladowe-calusy-crunchy-coco/)
    PPPS Grunt to tak długo dodawać komentarz, że odpowiada się na własne, zadane pięć sekund wcześniej pytanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie racja.
      A tak na wygląd podobają Ci się te Cookie, co mają 100 gramów? Według mnie wyglądają trochę śmiesznie. Takie małe giganty.

      PS Odkąd tak przywiązałaś się do bloga, zdarzyło Ci się świadomie kupić coś ze słodyczy czego na blogu nie masz, zjeść nie recenzując i nie mieć z tym problemu?
      PPS Odniosę się do komentarzy spod tej recenzji. Takie nadzienia zasługują tylko na kopa, nie całusa w dane miejsce.
      PPPS Ja często pisząc komentarz czuję się, jakbym rozmawiała... sama ze sobą / osobą, do której piszę albo w ogóle wracam do wpisu i "sobie rozmawiamy".

      Usuń
    2. Małe giganty, dokładnie! Są zabawne, ale nie brzydkie.

      PS Ani. Razu. Nie potrafię tego zrobić. To już jakaś choroba.
      PPPS Si, my tak rozmawiamy :P

      Usuń
    3. Moja przyjaciółka z dzieciństwa miała fajne określenie: "śmiechowe" - wyjątkowo pasuje. Że brzydkie z wielkości to nie, ale niespecjalnie podobają mi się te zdobienia na kostkach (tę kółka). Wolę jednak je niż serię od Tiramisu itp.

      PS Też tak mam, ale w sumie przypadku moich czekolad to trochę co innego. Lubię jednak tę swoją chorobę.

      Usuń
    4. E, dla mnie te kostki są spoko. Nic nie przebije kapslowych paskud.

      Usuń
    5. Nie no, akurat jak uda mi się wmówić sobie, że to kręgi po lądowaniu UFO, a nie murzyńskie sutki, to rzeczywiście są ok.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.