sobota, 5 września 2020

Georgia Ramon 70 % Espresso Dominican Republic ciemna z Dominikany z kawą

Ostatnimi czasy pewne dodatki w czekoladach jakoś mi przeszkadzają, za bardzo zaburzając sam właściwy smak - czekolady. Należy do nich m.in. kawa. Dzisiaj prezentowaną tabliczkę kupiłam jednak dawno, jeszcze zanim mi się tak nastawienie zmieniło. Znalazła się w jednym zamówieniu z kawowymi Pralusami (ciemnym i mlecznym) jako propozycja "trochę do porównania". Stało się jednak tak, że tamte mi nie podeszły, a po drodze trafiłam na Georgia Ramon 70 % Carolina Reaper Chili, która dosłownie doprowadziła mnie do łez ostrością. Tym samym wydłużyła czas oczekiwania tej. Nie chciałam bowiem poczuć się, jakbym jadła ziarna kawy garściami, a tego się obawiałam. Potem jednak zjadłam bardzo łagodną Georgia Ramon 70 % Kardamom, a jakieś dwa tygodnie po zaskakująco udanej Molly's Cappuccino odrobinę przychylniej pomyślałam o kawowych czekoladach. To był dobry czas dla tej.
W ogóle warto też zwrócić uwagę, że do dzisiaj prezentowanej nie dodano byle jakiej kawy, a blend (mieszanki) dominikańskiej arabiki i indyjskiej robusty. Dostawca kakao to Oko Caribe.

Georgia Ramon 70 % Espresso Dominican Republic - Trinitario to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao trinitario z Republiki Dominikany z kawą.

Gdy tylko otworzyłam papierek, poczułam intensywny zapach płatków róż i innych kwiatów oraz pudrową słodycz malin i truskawek, z lekko zaznaczoną gorzkością starych drzew, ich kory. Błąkała się w tym palona nuta. Wraz ze słodyczą drzewa przywiodły na myśl suszone owoce. Zapach wydał mi się stateczny, początkowo nie ujawniał kawy. Dopiero przełamawszy i już w trakcie jedzenia, wyraźnie poczułam gorzką, smakowitą kawę, nienarzucającą się zbytnio czekoladzie.

Przy łamaniu tabliczka ładnie trzaskała, była twarda jak należy. W odróżnieniu od niektórych GR nie sprawiała wrażenie kruchej, a gęstej i konkretnej.
W przekroju wyglądała na lekko ziarnistą i jakby zwartą.
W ustach czekolada rozpływała się powoli, trochę opornie. Od suchawości przechodziła do gęsto-zbitej tłustości. Miękła, upuszczała trochę wody, po czym lepiła się jak... "gęsta" kawa (?). Długo zachowywała przy tym formę kształtnego kawałka. Wydała mi się tłusto-esencjonalna, nie tak bardzo męcząca. Była raczej gładka, może tylko odrobinę bardziej pylista przy pierwszym wrażeniu i zostawiająca takowy efekt.

Gdy tylko zrobiłam pierwszego gryza, poczułam szlachetną gorzkość palonych nut: kawy, karmelu oraz dymu i drewna. Kawa wyraźnie dała o sobie znać, po czym uplasowała się na dość znaczącej pozycji, ale pozwoliła rozwinąć się innym nutom.
Splotły je gorzkawe drzewa i ich kora. Wyobraźnia przeniosła mnie do starego parku. Klimat odebrałam jako kurzowo-odymiony, trochę leniwy. Panowała tam suchość...

Suchość suszonych owoców? Do głowy przyszły mi daktyle i słodkie suszone figi, które zaraz zniknęły błyskawicznie. Przybył wątek niemal mleczno-maślany, czyniąc na moment z kawy coś bardziej cappuccinowego. Mniej więcej w połowie prychnęła z oburzenia bardziej kwaskawo-słodką odsłoną. Kwasek pochodził trochę z kawy, trochę... z pudrowości? Z jakiś czerwonych tworów. Pomyślałam o malinowo-truskawkowych, może różanych rzeczach typu tureckie delight (których nigdy nie jadłam - to tylko wyobrażenie). Po chwili jednak słodyczą zajął się karmel (wchodząc jakby przez maślaność), zagłuszając owoce.

Dym nieco osiadł, odsłaniając drzewa i odrobinę orzechów. Wszystkie one opalone na gorzko. Wydały mi się też nieco kurzowe i... bardzo kawowe. O ile najpierw czułam "babciną kawusię", tak z czasem robiło się mocno kawowo. Kawa przewodziła. Była gorzka w pozytywnym sensie, palona, acz nie za mocno. Miałam przed oczami czarną, dobrą kawę.

Zaraz za nią plątała się słodycz palonego, wręcz przypalonego i przymglonego / przydymionego karmelu. Leciutko osłodził kawę, która...
Która stała się mocnym espresso. Espresso z ekspresu? Znów mignął w niej też leciuteńki kwasek. Zaraz jednak to czarna, ta statecznie gorzkawa, kawa zalewała wszystko zupełnie.

Wraz z drzewami i dymem, czarna kawa osłodzona karmelem pozostała w posmaku. Po paru sekundach doszukałam się lekkiej kwasko-cierpkości, ale zaraz umknęła. Ogólnie posmak utrzymywał się bardzo długo. Najdłużej ta lekko słodka, czarna kawa.

To bardzo dobrze zrobiona, mocno kawowa, ale wciąż mocno czekoladowa, tabliczka. Gorzkość kawy cudownie splatała się z gorzkością drzew i dymu czekolady. Gorzkość drzew czułam również w wersji prawie czystej (GR Dominican Republic 72 % Sweetened with Date Sugar) - tam jednak były mocno związane z orzechami i raw barami; tu splotły się z kawą.
Owocowych nut na szczęście było bardzo niewiele, więc obyło się bez mocnej kwaśności. Te przejawiały się raczej w słodyczy, która w tej kompozycji wcale tak mocno w pudrowość czy przesadę nie poszła. Wyważona, stateczna i leniwa, ale taka, która potrafi "powiedzieć, co myśli". Zdecydowanie jedna z lepiej wykonanych kawowych, jakie ostatnio jadłam, ale jednocześnie... ta pudrowość pewnych nut i struktura nie do końca w pełni mnie zachwyciły. Zdecydowanie jednak wolę jej ciemny, palony-gorzki wydźwięk niż mlecznego Zottera Labooko Coffee. Tak samo wolę ją od nieco za słodkiej Pacari Coffee z kawałkami kawy, której niektóe ekwadorskie nuty też mi jakoś średnio z kawą się widziały.


ocena: 8,5/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 18,74 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 540 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, ziarna kawy 9%

4 komentarze:

  1. Aromat byłby niezły w kosmetykach. Może mydle do rąk, a może nawet w perfumach. Gęsta kawa źle mi się kojarzy. W czasach licealnych próbowałam zrobić sobie i ówczesnemu ukochanemu kawę z adwokatem. Miała być gęsta i pyszna. Dolałam likier do gorącej i się zwarzył. Potem pływały w środku takie gluty, dzizas. Ofc nie wypiliśmy. Po starym parku chętnie bym się przeszła z mp3. Dużo kawy, dobrze. Jadłabym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fu, kawa z adwokatem - na samą myśl mnie mdli. To jednak dlatego że przypominają mi się jedne jedyne lody naturalne, jakie z Mamą same próbowałyśmy zrobić. Właśnie z adwokatem... Wyszło... lepiej nie pisać co. Rozdzieliło się na warstwy: jedna to był tłuszcz, jednak jakby mleczna woda i jedna spirytus. Zmroziło się na cegło-grudy.

      Usuń
  2. Uwielbiam kawę, ale niestety nie powinnam jej pić. Moja mama zawsze parzy sobie espresso i rozstawia słoiczki z ziarnami kawy w rożnych kątach mieszkania, więc już sam jej aromat przyjemnie kojarzy mi się z domem rodzinnym. Dlatego też chętnie kupiłabym opisywaną tabliczkę, szczególnie, że ostatnio oczarowały mnie palono-dymne nuty w kakao z Dominikany. Myślę, że tak bardzo mi one odpowiadają, bo nadają intensywniejszego wrażenia gorzkości nawet czekoladom o odrobinę niższej zawartości kakao.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mam podobne wrażenia. W sensie, że Dominikana jest taka... prostsza w gorzkawy sposób i dzięki temu intensywniejsza, pyszna. Bardzo lubię kakao stamtąd i ze złośliwym uśmiechem myślę, że przez "speców" od Akademii Czekolady itp. nie jest takie uznawane, bo im pewnie za mocne (zauważyłam, że szczególnie cenią te "creamy" - cokolwiek to według nich znaczy; wg mnie zazwyczaj te najbardziej cenione są jakieś bez tego uderzenia kakao).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.