sobota, 18 listopada 2017

czekoladki Trader Joe's Peanut Butter Chocs Salted Caramel

Już przy batonie Magnum Double Peanut Butter wspominałam o produkcie podobnym - tak, wreszcie czas na jego debiut. Nie lubię amerykańskiego jedzenia, ale muszę przyznać, że dwie ich rzeczy wprost ubóstwiam: solony karmel i masło orzechowe. Połączenia tego po prostu nie mogłam nie chcieć spróbować, skoro Tata podarował mi paczkę czekoladek, które Aldi sprowadziło jednorazowo.

Trader Joe's Peanut Butter Chocs Salted Caramel to czekoladki nadziewane kremowym masłem orzechowym z solonym karmelem w mlecznej czekoladzie (o zawartości 33% kakao).
Przy "wyprodukowano w Niemczech" podali wawi.com.

Po otwarciu poczułam smakowity, wyrazisty zapach masła orzechowego z solidną ilością soli, przy czym stał także karmel i zapach mlecznej czekolady.

Czekoladki już w dotyku były dość tłuste, a po przekrojeniu okazało się, że pod gruba warstwą czekolady jest jedno nadzienie (a nie dwuwarstwowe jak myślałam). Było zbite, konkretne, ale nie twarde.

W ustach okazało się tłuste w sposób charakterystyczny dla masła orzechowego, a więc gęsty, zalepiający. Dodano mu jednak jeszcze bonusowej maślaności, co mi trochę przeszkadzało. Nie było gładkie, gdyż kryło drobinki soli.
Również bardzo tłusta, ale nie ulepkowata czekolada sprawiła, że ogólnie było za tłusto, ale w sumie do zniesienia.

Czekolada była wyraźne mleczna, trochę maślana i słodka w odpowiednim stopniu, z minimalnie wyczuwalnym kakao. Taka całkiem w porządku zwykła mleczna czekolada.

Nadzienie smakowało przede wszystkim masłem orzechowym w kontekście naturalnie podprażonofistaszkowym. Świetnie podkreśliła to spora ilość soli. Sprawiła nawet, że całość wcale nie wydawała się taka słodka.
Niestety, był też element odbierający trochę wyrazistości, a wprowadzający pewną neutralną nijakość, przez którą rozumiem maślany, może też trochę mleczny smak. W nadzieniu z masła orzechowego wydał mi się zupełnie zbędny, zaburzający to masło orzechowego. To pewnie miał być karmel, jednak... jego karmelowość gdzieś się zgubiła.

Czekolada pozostawała w ustach bardzo długo, prawie do końca rozpuszczania się nadzienia; a to nadzienie, a konkretniej słone masło orzechowe czułam w posmaku.

Czekoladki ogólnie okazały się całkiem smaczne, jednak z racji tłustości i nijakiej nuty połowę i tak oddałam Mamie. Myślę, że taka forma połączenia "solony karmel i masło orzechowe" to beznadziejny pomysł. Dwie warstwy, czyli masło orzechowe i solony karmel byłyby o wiele lepsze, ewentualnie (jak się nie potrafi) to karmelu w ogóle tam nie pchać. Tak było masło orzechowe, ale nie tak mocarnie wyraziście masłoorzechowe jak bym chciała, a karmel... no właśnie, to on tu zawinił.


ocena: 7/10
kupiłam: dostałam (Tata kupił w Aldi)
cena: -
kaloryczność: 565 kcal / 100 g; 2 szt. (ok. 19g) - 108 kcal
czy znów kupię: nie

Skład: orzeszki ziemne 31%, cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, glukoza, olej kokosowy, sól 0,7%, utwardzony olej rzepakowy, syrop glukozowo-fruktozowy, lecytyna sojowa, słodzone mleko skondensowane, aromat naturalny

piątek, 17 listopada 2017

Baron Luximo biała z nutą jagodową

Dawno, dawno temu, gdy w moim Rossmannie pojawiły się czekolady, zapragnęłam spróbować jakiejś białej z jagodami, ale do czekolad z tego sklepu byłam wyjątkowo sceptyczna (mimo że żadnej nie próbowałam). Obecnie to pragnienie przeszło, ale że coś podobnego pojawiło się w Biedronce, a wraz z Mamą postanowiłyśmy popróbować tego i owego z tej linii Luximo, nie mogłam nie spróbować. Zgarnęłam od Mamy dwie kostki, trochę i tak bojąc się zacukrzenia po bardzo słodkiej mlecznej z pistacjami i karmelizowanymi orzechami laskowymi Luximo Baron.

Luximo Premium Czekolada biała z nutą jagodową to "czekolada biała z granulatem jagodowym", który to stanowi 2,5% całości (i jest z soku jagodowego i cukru) produkowana przez Millano-Baron dla Biedronki.

Gdy tylko rozerwałam sreberko, zaskoczyła mnie intensywność i naturalność soczyście jagodowego zapachu. Za nim czułam słodko mleczny zapach całkiem dobrej białej czekolady. Słodko, ale rześko, a więc dość lekko i przyjemnie.

Już przy łamaniu czekolada napomknęła o swej tłustości (ale nie była miękka czy coś), a po pierwszym kęsie okazało się, że nie kłamała. Rozpływała się bowiem tłusto kremowo, minimalnie proszkowo, ale na szczęście nie była ulepkiem. Powoli odsłaniała twardawe i przyklejające się do zębów owocowe kryształki.

W smaku od pierwszej chwili czułam wyrazisty smak mleka z lekko zaznaczoną wanilią. Było bardzo słodko, wyraziście białoczekoladowo, ale niemal natychmiast dawała o sobie znać soczystość. Nasiąkła nią cała tabliczka.

Z czasem smak jagodowy robił się coraz wyraźniejszy. Zaskoczyło mnie to, jak naturalny był. Nasilał się przy kryształkach. One były słodkie, ale i dawały lekkiego kwaśno jagodowego kopniaka. Potem tonął w słodkiej, maślanej białoczekoladowości.

W ustach pozostawał posmak jagód i białej czekolady zaskakująco dobrej jakości.

Ta tabliczka to taki mocno słodzony, jakby ze skondensowanym mlekiem, mleczny koktajl z jagodami. Osobiście wolałabym ich o wiele więcej, nawet tylko pod postacią soku, ale po prostu żeby ten smak był jeszcze wyrazistszy. Kawałkami owoców w ogóle byłabym zachwycona, no ale nie można mieć wszystkiego. Coś podobnego było w Cachet Blackberry & Ginger, ale granulki Cachet się tak nie lepiły, wyszły lepiej jakościowo.
Dwie kostki mnie nie zacukrzyły, ale zasugerowały, że kolejna mogłaby to zrobić, więc wystarczyły. Było smacznie, choć na więcej i tak bym się nie skusiła.


ocena: 8/10
kupiłam: Biedronka
cena: 2,99 zł (chyba)
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, granulat jagodowy 2,5% (sok jagodowy, sacharoza), tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii, aromat naturalny

czwartek, 16 listopada 2017

piwo Setka Madagaskar Milk Stout [18 LAT+]

Uwielbiam Madagaskar i wszystko. co z nim związane. Zaczęło się to od tego, jak lata temu namiętnie oglądałam Animal Planet do jedzenia i leciał program o lemurach, potem jeszcze doszło kakao, którego nuty uważam za jedne z najsmaczniejszych. Teraz można do tej miłości podciągnąć wszystko: to, jak to wygląda, bajkę, egzotyczne smaki... Przy tym wszystkim to chyba jasne, że jak tylko zobaczyłam to piwo na półce, nie mogłam przejść obok niego obojętnie.

I niestety, również nieobojętnie, a z przykrością muszę wyprosić tych, którzy nie są jeszcze pełnoletni. Spokojnie, recenzja poczeka, bo jest to wpis przeznaczony wyłącznie dla osób dorosłych (+18). 

Browar Setka Madagaskar Milk Stout to ciemne piwo słodzone laktozą z wanilią madagaskarską i kardamonem.

Od razu po nalaniu do szklanki i aż do ostatniego łyka roznosił się nad nią słodki zapach kojarzący się z piernikiem z przyprawami, mleczną czekoladą, czymś trochę palonym i niewątpliwie zapach wanilii.

Pianka rosła wysoka, ale nie utrzymywała się jakoś specjalnie długo. Struktura ogółem była raczej lekka i przyjemnie kremowa (a nie oleista jak w przypadku piwa Golem Dybuk rye porter z kakao i solą), a kolor cudownie ciemny.

Smak okazał się bardzo podobny do zapachu, ale na szczęście był też nieźle podbudowany lekką gorzkością niesioną przez paloną nutę. Ona przywodziła na myśl wręcz przypalony piernik, a pewna słodowość zasugerowała mi, że w pierniku tym pewnie kryją się jakieś skórki pomarańczy czy coś. Te smaki oczywiście były zaserwowane w ewidentnie ciemnopiwnym wydaniu.
Wszystko to jednak było subtelne i przystępne, bo jednak te słodkie akcenty z zapachu wyraźnie wszystko sobie podporządkowywały. Było więc słodko, ale nie słodziaśnie. Wanilia i nieco mlecznawa nuta zagrały ambitniejszy duet, który miał w sobie coś z czekolady i piernikowego cappuccino.

Całość wyszła lekko i przyjemnie. Słodko, ale nie za słodko, bo wciąż jednak palono i zdecydowanie, jak na ciemne piwo przystało. Wanilię czuć, ale w ogólnej kompozycji wyszła nie tyle waniliowo, co słodkawo. Czy ja wiem, czy to piwo oddaje charakter Madagaskaru? Niee, po prostu jest z wanilią stamtąd. Czy przeszkadzało to w odbiorze? Nie. Czy było w tym coś niespotykanego? Niestety też nie, bo wyszło dość zwyczajnie.


ocena: 7/10
kupiłam: Tesco
cena: 9,99 zł (chyba)
czy kupię znów: nie

środa, 15 listopada 2017

Lifefood 70 % Cacao Chia Raw Chocolate Bar ciemna surowa z nasionami chia i daktylami

Kocham daktyle i nie mogę pogodzić się z tym, że w czekoladach prawie nie występują. Jadłam dwie Zottera (Ayurverdic Relaxation TreatmentArabian Dates with Mint), a one tylko potwierdziły, że to genialny dodatek do czekolady. Dziś prezentuję Wam propozycję zupełnie innej marki, której próbowałam już czekoladę ze spiruliną i, prawdę mówiąc, do momentu spróbowania nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać (m.in. też dlatego, że zawierała chia, które uważam za kiepski dodatek do czekolady).

Lifefood 70 % Cacao Chia Raw Chocolate Bar to surowa ciemna czekolada o zawartości 70 % składników kakaowych z daktylami i nasionami chia.

Bardzo ciemna czekolada została podzielona na strasznie malutkie kostki, a na spodzie widać przebijające dodatki. Ogół zupełnie do mnie nie przemawia.

Po otwarciu poczułam mocno kawowy zapach osłodzony nieco karmelową nutą i akcentem suszonych owoców. Ta kawa wypływała z "mokrych" klimatów surowego kakao, także w dużej mierze ziemistych, wręcz trochę cytrynowych.

Tabliczka łamała się z łatwością, ale nie przez tłustość, miękkość czy coś... można tu mówić o pewnej kruchości przez chia, które aż odskakiwały. Było ich mnóstwo, daktyli zaś... jakby mniej. Daktyle były strasznie podrobione - aż trudno je nazwać nawet kawałeczkami.
Czekolada rozpływała się łatwo, nie wydawała się zbyt tłusta, choć trochę taka była; a do tego zaskakująco gładka i... śliska. To wrażenie potęgowały nasiona chia, które nierozgryzane dłuższą chwilę robiły się właśnie śliskie i irytujące. A rozgryzane... strzelały i też strasznie mnie irytowały. 

W smaku od pierwszego kęsa czuć gorzkość palonej kawy, dość sporo dymu. Nie była to gorzka siekiera, a smak przystępny i przyjemny. Mnie wydał się nieco zbyt "uneutralniony" poprzez dużą zawartość tłuszczu kakaowego, ale nie było źle. Dym trochę się potem kumulował, wychwyciłam przy nim nieco ziemisty wątek, gubiący się jednak wśród słodkich przebić.

Początkowo głównie waniliowe, potem zaczęły pojawiać się także bardziej karmelowe. Karmelowy klimat napędzała nuta dymu. Trzy razy, trafiając na większą drobinkę, poczułam "powiedzmy, że smak daktyli", co cudownie weszło w kawową gorzkość i dym, ale przez większość czasu jedzenia brakowało mi smaku daktyli. Owszem, stanowiły słodzidło, ale... przez to ich podrobienie, jako one same nie były zbyt wyraźnie wyczuwalne.

Na końcu, kakao zmieszane z nieprzesadzoną, ale znaczną słodyczą przybrało postać bardziej czekoladową. Było to dobre kakao, z kawowymi i dymnymi akcentami, ale taka wersja bez głębi jak w przypadku prawdziwych ciemnych czekolad. Surowy smak też nie był tu taki oczywisty; powiedziałabym, że słodycz skutecznie go ukryła, choć nie była wiodącym smakiem (pewnie tłuszcz też odegrał w tym swoją rolę). Daktyle chyba były tylko zamiennikiem cukru, nie zaś dodatkiem samym w sobie (ich smaku jako "ewidentnie daktyle" nie było czuć), a chia... denerwowały mnie i tyle. W smaku nie wnosiły nic, a były "czymś do gryzienia" - wypełniaczem? Zbędne. Lepiej by było, gdyby zrobili czekoladę z dużymi daktylowymi farfoclami. 


 ocena: 6/10
cena: 11,99 zł (za 35 g)
kaloryczność: 577 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy tłuszcz kakaowy 45%, surowy proszek kakaowy, daktyle, nasiona chia 10%, sproszkowana wanilia

poniedziałek, 13 listopada 2017

Jakub Piątkowski Czekolada Madagaskar 72 % ciemna

Ostatnio zaczęłam odczuwać ogromny niedosyt w kwestii ciemnych plantacyjnych czekolad, a już zwłaszcza tych z madagaskarskiego kakao. Jako że postanowiłam zapoznać się z sowicie nagradzaną przez Akademię Czekolady polską marką Jakub Piątkowski Czekolada, nie miałam najmniejszego problemu ze zdecydowaniem, po którą sięgnąć na początek.

Jakub Piątkowski Czekolada Madagaskar 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao z Madagaskaru.

Po rozchyleniu papierka poczułam wyrazisty zapach drzew w ciepłym wydaniu, jakby wręcz trochę podwędzano-poddymianym. Czułam także pewną mokrość (wilgotny las?), mięsistość (ale nie mięso), a od tego jakby jędrną skórkę pomarańczy, ale i samą dojrzałą pomarańczę w towarzystwie czerwonych owoców (porzeczki i jakaś taka drobnica oraz chyba grejpfrut) i subtelnych cytrusów. Woń niecodzienna i nie typowo madagaskarska. 

Przełamałam czerwoną tabliczkę, która wydała zdrowy trzask i ujrzałam nieco ziarnisty, bordowy przekrój, po czym spróbowałam.
Czekolada rozpływała się łatwo, przyjemnie leniwie w nietłusty sposób, a wręcz soczyście i z minimalnym efektem papieru ściernego, co jednak było tak leciutkie, że nawet szorstkością nie można tego nazwać. Świetnie jeszcze bardziej podkreśliło to jej charakterek.
Zakochałam się w tym, że z tej czekolady jakby wypływał sok... był to efekt porównywalny do najbardziej soczystej czekolady jaką jadłam - Pacari z marakują. Nieprawdopodobne!

W smaku już od pierwszej sekundy zaatakował mnie ogrom cytrusów ze wskazaniem na cytrynę, jej skórkę oraz gorzkość drzew (również "podwędzano-dymionych", jak w zapachu). Cała ta wędzoność skojarzyła mi się nieco ze "stekową" Domori Sambirano 70 %, a z czasem zaczęła ujawniać wręcz nibsowy smak.

Bardzo szybko zaczęło mi się wydawać, że z czekolady wypływają soki świeżo wyciśnięte z grejpfruta, cytryn, pomarańczy i marakui. Zrobiło się słodko owocowo, po czym marakuja zaczęła królować, podkręcając wcześniej niemal niewyczuwalną nutę czerwonych owoców. Oto obok marakui uplasowały się słodkie, dojrzałe maliny. Czuć przy nich cały miks malutkich czerwonych owoców, a z czasem doszukałam się również hibiskusa. 

Równolegle cały czas rozwijała się bogata gorzkość. Nibsowość poszła w mokre klimaty niemal ziemisto-trawiaste (też trochę trawy cytrynowej?) i kefirowe, ale nie do końca. Chwilę mi zajęło, nim znalazłam dobre określenie. Czułam takie suszone herbaciane fusy oraz nie tyle kefir, co twarożek z jogurtem.

Smaki te świetnie łączyły się z nutkami delikatnej słodyczy. Fusy splatały się z hibiskusem, twarożek wydał mi się wymieszany z malinami i marakują oraz... tu pojawiała się karmelowa nutka cukru trzcinowego, jednak kompozycja była tak obłędnie owocowa, że nie kojarzyło się to z karmelem, a jakimiś suszonymi owocami - rodzynkami? One też podchodziły pod fusiastość.

Pod koniec drzewa wchłonęły nieco te herbaciane nuty; mokra jogurto-ziemistość szepnęła coś kawowego, a więc gorzkość. Gorzkość niewątpliwie w dużej części była grejpfrutowa, ale łagodziły ją maliny i hibiskus. 

W ustach pozostawało poczucie soczystości cytrusów i czerwonych owoców, a także lekka suchawość drzew w ciepłej i wyrazistej tonacji. Wbrew pozorom czekolada nie była zbyt kwaśna, bo wszystkie smaki wyszły... jakbym po protu jadła wymieniane owoce. Słodycz również wydawała się tylko i wyłącznie naturalna. A moc kakao... A ta soczystość! Cud!

Ta czekolada... rzuciła mnie na kolana i weszła w elitę "moich ulubionych", zszokowała mnie soczystością równą tej marakujowej Pacari, a w smaku wydała mi się niezwykle podobna do ukochanej Akesson's 75 % Criollo Madagascar (nuty czerwonych owoców, rodzynek, ta drzewna suchość, dym), która jednak była bardziej kawowa (JP o wiele bardziej owocowa), a także kojarząca się nieco z Domori Sambirano Madagascar 70 % (ta "mięsistość", rodzynki, czerwona leśna drobnica owoców), choć zdecydowanie mniej słodka od Domori. Z Zotterem Labooko Madagascar 75 % łączy ją ta jogurtowa twarożkowość, jednak Zotter był ogółem raczej jagódkowy.
Lepsza od Domori, od Zottera, nie wiem czy nie lepsza od Akesson's (hibiskus i herbata JP bardziej mi pasowały do takiego ogromu owoców niż kawa). Ukochałam ją chyba na równi z także niezwykłą (choć w zupełnie inny sposób) Menakao 72 % Deep & Fruity


ocena: 10/10
kupiłam: jpczekolada.com
cena: 17,50 zł (za 50g)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: tak

Skład: zmielone ziarno kakao, nierafinowany cukier trzcinowy

niedziela, 12 listopada 2017

czekoladki Niederegger Lubeck Espresso Marzipan; Eier Liqueur Marzipan

Dawno, dawno temu dostałam parę marcepanów od Agnieszki, za które bardzo, bardzo dziękuję, a o których notatki... troszeczkę sobie u mnie poczekały. I to chyba z najgłupszego możliwego powodu, bo tylko dlatego, że nie wiedziałam, w jakiej kolejności je wstawić: od klasyka? nie, bo chciałam do czekolady się odnieść; od innych? ale od których? pojedynczo? długą recenzję porównawczą? W końcu uznałam, że podzielę to tak: "pitne smakowitości", "cytrusowe pomysły na marcepany", a jako wisienkę na torcie - klasyka.

Niederegger Lubeck Espresso Marzipan to marcepan kawowy (72%) w ciemnej czekoladzie.

Zapach kawy poczułam od razu po rozwinięciu papierka. Było to przyjemne, nieprzerysowane.

Warstwa czekolady okazała się dość gruba, rozpływała się łatwo, kremowo, w tempie umiarkowanym, odsłaniając miękki, ale zwarty (taki "pełny"), grudkowy marcepan o przyjemnym stopniu soczystości.

W smaku czekolada była słodko-kakaowa, ale nie wyraziście ciemnoczekoladowa. Mimo to, smakowała mi, także dlatego, że odrobiną nasiąkła kawą.

Tę czuć i w nadzieniu, w dodatku od pierwszej chwili. Była to taka delikatna gorzkość kawy rozpuszczalnej, wchodzącej w smak migdałowego marcepana. Był on oczywiście słodkawy, ale w odpowiednim stopniu. Miał wytrawny charakter, co podkreślał alkohol - wyraźnie zaznaczony, ale nie narzucający się. To wszystko przełożyło się na to, że... w sumie nie było to tak cudownie mocno marcepanowe.
Po zjedzeniu pozostawał przyjemny posmak kawy, czekoladowy i trochę marcepanowy. Bez przekombinowania, bez przesłodzenia. Nazwałabym to w sumie kawową-marcepanową czekoladką niż marcepanem, ale smakowitości odmówić nie mogę.


 ocena: 8/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 492 kcal / 100 g; czekoladka (12,5 g) - 65 kcal
czy znów kupię: z chęcią mogłabym dostać / poczęstować się

Skład: migdały 40 %, ciemna czekolada 28 % (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii), cukier, syrop cukru inwertowanego, kawa rozpuszczalna 1,7%, alkohol

---------------

Niederegger Lubeck Marzipan Pasteten Dessert Eier Liqueur to marcepan nadziewany ajerkoniakiem w ciemnej czekoladzie.

Po rozwinięciu papierka poczułam zapach marcepanowej czekoladki wzbogacony o wyraźnie ajerkoniakowy wątek.

Warstwa czekolady okazała się w porządku (przyjemnie kakaowa i słodka, ale nie wyraziście ciemnoczekoladowa), a środek... trochę mnie zaskoczył. Spodziewałam się po prostu ajerkoniakowego marcepana, a dostałam... marcepan z warstwą ajerkoniakowego kremu. Nazywam to kremem, ale twór to dziwny, raczej rzadki i wilgotny, wyróżniający się w konsystencji. Marcepan był bowiem miękki, ale zarazem zwarty i grudkowaty, trochę soczysty.

Marcepan był wyraziście migdałowy, ale również znacząco słodki. Duet ten podkreśliła odrobinka alkoholu, a później nad wszystkim roztoczyła się silniejsza słodycz. Gdy rozeszła się po ustach, alkohowość likieru dawała o sobie znać, odrobinkę rozgrzewając gardło. Nie było jednak ani specjalnie mocarnie alkoholowo, ani wyraziście ajerkoniakowo, a po prostu słodko i trochę alkoholowo.

Wyszedł taki... bardziej likierowy, słodki marcepan. Średnio mi taka wersja podeszła.


 ocena: 6/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 498 kcal / 100 g; czekoladka ok. 13 g - 75 kcal
czy znów kupię: nie

Skład: migdały, cukier, ciemna czekolada, syrop cukru inwertowanego, śmietanka (?), ajerkoniak, naturalne aromaty (?), mleko skondensowane (?), masło (?), syrop glukozowy (?), słodzone skondensowane mleko (?), aromat
(Skład podałam bardzo orientacyjny, bo z opakowania zawierającego różne smaki; pominęłam to, czego na pewno w tym smaku nie ma, ale niektórych nie jestem pewna, więc wstawiłam przy nich "?".)

sobota, 11 listopada 2017

Baron Luximo mleczna z pistacjami i karmelizowanymi orzechami laskowymi

Po tym, jaką niespodziankę zrobiła mi Biedronka z czekoladą Luximo z pomarańczą, która okazała się Wawelem, nie zaś Baronem polecanym na blogach, przyszła pora na inne spod tego szyldu. 

Luximo Premium Czekolada mleczna z orzechami pistacjowymi i karmelizowanymi orzechami laskowymi to czekolada o zawartości 32 % kakao produkowana przez Millano-Baron dla Biedronki.

Po otwarciu poczułam smakowity zapach słodkiej mlecznej czekolady z orzechami, w której był pierwiastek kojarzący się z pistacjowym marcepanem.

Czekolada nie stawiała oporu już przy łamaniu, lecz nie topiła się w rękach. Zaczynała to robić dopiero w ustach - raczej szybko, ale nie błyskawicznie, a w tłustawy, kremowy, idealnie gładki sposób, odsłaniając dodatki. Kawałków było mnóstwo, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Nie były mikroskopijne, konsystencję miały chrupiąco-miękkawą, świeżą. Jedynym, ale za to ogromnym, zarzutem jest to, że "karmelizowane orzechy laskowe" okazały się grudkami chrzęszczącego cukru, spod którego orzechowych drobinek prawie nie czuć. Karmelu też nie.

Sama czekolada z kolei nie była cukrowa, ale bardzo, bardzo słodka i równie mocno mleczna. Cały czas też czułam w niej pewien posmak. Ni to nasiąknięcie dodatkami, ni to aromat kojarzący się trochę marcepanowo, a trochę... tanio? Nie był jednak zbyt natarczywy, powiem nawet więcej: uważam, że to i tak czekolada o wiele lepsza od wcześniej próbowanych Baronów (Yummy Peanut Pleasure, Yummy Coffee & Almond, Natasja z ciasteczkami).

Dość szybko do czekolady dochodził nieco neutralizujący jej słodycz smak pistacji, zwłaszcza, gdy zaczęłam je rozgryzać bokami, pozwalając reszcie kostki swobodnie rozpływać się na języku. Był świeży, naturalnie wyrazisty, dzięki czemu świetnie wybijał się ponad czekoladę.
Całość robiła się przy nich nieco bardziej orzechowa, ale niestety, gdy dochodziły do tego napędzające słodycz niekarmelowe laskowce w cukrze... czekolada zaczynała mnie irytować. Nie było ich tak dużo, ale kilka grudek cukru wystarczyło, by popsuć nieco odbiór.

Ogół jednak uważam za i tak bardzo dobry jak na tę markę. Za słodka, ale i bardzo mleczna czekolada z pysznymi pistacjami nie mogła wyjść niesmacznie, ale zabrakło jej wyrazu. Słodko, łagodnie... tam aż się prosi dać trochę soli! Tak żeby chociaż laskowce były np. w solonym karmelu. 
Nie ideał, ale zadowalająca czekolada, którą można by dopracować bez specjalnego podwyższania kosztów. Może jakoś specjalnie mnie nie zachwyciła, ale swoją część zjadłam prawie ze smakiem - w końcu tak rzadko trafiają się czekolady z pistacjami (Mama zdanie miała podobne).


 ocena: 6/10
kupiłam: Biedronka
cena: 2,99 zł (chyba)
kaloryczność: 535 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, pistacje 4%, karmelizowane kawałki orzechów laskowych 0,5% (cukier, orzechy laskowe 20%, laktoza, karmelizowany syrop cukrowy, tłuszcz palmowy, syrop glukozowy), lecytyna sojowa, ekstrakt z wanilii, aromat naturalny

piątek, 10 listopada 2017

Zotter Pineapple Cream mleczna 40 % z kremem ananasowym i karmelową czekoladą

Na podsumowanie serii zatytułowanej "chcica na coś owocowo kwaskowatego, ale nie kwaśnego" wybrałam czekoladę, która w moich oczach jawiła się jako coś niezwykle prostego i zarazem niespotykanego (choć miałam już pewien obraz, że "będzie smacznie" dzięki Zotterowi Pineapple and Cashew Nuts).


Zotter Pineapple Cream to mleczna czekolada o zawartości 40 % kakao nadziewana ananasowym kremem z mlekiem i czekoladą karmelową.

Od razu po otwarciu poczułam wyrazisty zapach mlecznej czekolady z zaznaczonym kakao (przy którym chyba wychwyciłam też szczyptę cynamonu) oraz równie wyrazisty, a może nawet bardziej, zapach ananasa. Jeszcze się nasilił po przełamaniu twardej tabliczki, ale wciąż pozostawał w pełni naturalny.

Czekolada była twarda tylko przy łamaniu tudzież robienia kęsa. Wtedy wydawało się też, że i nadzienie jest w pewien sposób konkretne, suchawe. W ustach jednak wierzch rozpływał się idealnie kremowo, tłustawo, a wnętrze... również kremowo i gładko, ale nie za tłusto. Cieszyło lekkością i ogromną soczystością (silniejszą niż np. Pineapple and Cashew Nuts), powoli odsłaniając chrzęszczące i jędrne kawałki oraz farfocle ananasa.

Sama czekolada uraczyła mnie wyrazistym smakiem mleka z nutą "orzechowego" kakao i nieprzesadzoną słodyczą. Podobnie jak w zapachu, poczułam odrobinkę cynamonu.

Później mleczność i słodycz nasilały się - to cienka warstewka czekolady karmelowej zaczęła dochodzić do głosu. Określiłabym ją jako krówkową białą czekoladę, która jednak w całości specjalnie wielkiej roli nie odegrała. Czułam ją, jej słodycz, ale... ot, była i tyle (to jednak o wiele lepszy wybór niż po prostu biała w Raspberry).

Najwięcej do powiedzenia miało cudownie ananasowe nadzienie. Ananas świetnie współgrał z mleczną czekoladą (od której przejście przyjemnie tworzyło mleko) i utworzył z nią słodki, ale przyjemny duet. Pewnie dlatego, że nie była to słodycz zbyt przerysowana; wydawała się głównie naturalna. No, jak taki tylko trochę dosłodzony ananas. Ale świeży! Świeży i soczysty, a więc i cudownie wyrazisty. Niczym dojrzały owoc. Wszechobecne, subtelne mleczne nuty upodobniły to do mocno ananasowego koktajlu mlecznego, w którym jednak to ananas jest głównym, podstawowym składnikiem.
Z czasem z sokiem po ustach zaczynał rozchodzić się delikatny, soczysty, owocowy kwasek. Przełamał trochę ogólną słodycz, a podkreślił rześkość. Był bardzo trafiony, ani trochę nieprzesadzony.

Kompozycję zamykał właśnie słodki smak ananasa z kwaskowatymi akcentami w towarzystwie odrobinki mlecznej czekolady. W posmaku zaś na dość długo pozostawał głównie ananas.

Całość bardzo mi smakowała. Słodko, ale lekko i przyjemnie. To świetnie wykonane ananasowe nadzienie, bez jakiegokolwiek przekombinowania zaserwowane z dobrym duetem czekolad. Przedsmak ananasowego zawrotu głowy zafundowała mi już Zotter Pineapple and Cashew Nuts, ale mam wrażenie, że... ta czekolada Zotterowi wyszła dobrze, a w przypadku dzisiaj opisywanej wystraszył się eksperymentowania. Jestem ciekawa, jak to nadzienie sprawdziłoby się w duecie z ciemną czekoladą (i np. bez tej cieniutkiej warstwy czekolady).


  ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 494 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, koncentrat ananasowy, suszony ananas, inwertowany syrop glukozowy, pełne mleko w proszku, mleko, miazga kakaowa, proszek karmelowy (odtłuszczone mleko, serwatka, cukier, masło), odtłuszczone mleko w proszku, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), lecytyna sojowa, nierafinowany cukier trzcinowy, sól, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), wanilia, cynamon

czwartek, 9 listopada 2017

ciastka Oreo Peanut Butter Flavour

Może Was zaskoczę, ale... lubię Oreo. Dobra, pewnie część zwietrzyła podstęp. Otóż stwierdzenie to muszę rozwinąć, bo lubię kakaowe herbatniki Oreo, kremu zaś nienawidzę. Kiedyś, jak je jadłam ze dwa razy, to bawiłam się w wygarnianie kremu łyżeczką i wyrzucanie go, ale wiadomo, że takie wyrzucanie, a jednak kupowanie (a więc wspieranie producenta i tego, jakich składników używa) mija się z moimi poglądami. Będąc w Stanach kupiłam Oreo Reese's Peanut Butter i tamten krem również mi nie podszedł, a obecnie jakiekolwiek zainteresowanie takimi produktami spadło u mnie poniżej zera. Ale! Mama, marketowosłodyczowa łowczyni, odkryła ostatnimi czasy magię masła orzechowego, nauczyła się, że w słodyczach "peanut = dobre" i kupiła podobne ciastka. Podbudowana tym, jak posmakowały mi krówki Anabela, uparła się mi kilka ciastek wepchnąć, a ja... zorientowawszy się, że to co innego niż Reese's PB, uległam.


Oreo Peanut Butter Flavour to ciastka kakaowe z nadzieniem o smaku masła orzechowego (nadzienie stanowi 28,8%).

Po otwarciu poczułam zapach gorzkawych, jakby nieco przypalonych, kakaowych ciastek i fistaszkowy. 

Ciastka łatwo się rozkręcały, a krem pozostawał na obu herbatnikach. Wydawał się miękko-suchy, ale w ustach wyszło na jaw, że był bardzo tłusty (tak jak oleiste kremy, a nie masło orzechowe) i bardzo proszkowy, choć też suchawy. Znalazło się w nim trochę drobinek - soli / cukru? Okropna konsystencja trochę poprawiała się po zamoczeniu w herbacie / mleku. Wtedy tłustość aż tak się nie narzucała i był to po prostu ciastkowy krem, a nie jakaś obleśna masa. 
Herbatniki - klasyka, czyli suche, kruche i cudownie rozpływające się po zanurzeniu w herbacie / mleku.

W smaku herbatniki również nie różnią się od klasycznych - solidnie wypieczone, gorzko kakaowe i naprawdę smaczne. 
Krem... Okazał się bardzo słodki, taki już prawie cukrowy, ale jeszcze nie całkiem. Nie miał zbyt intensywnego smaku, a jedynie jakiś fistaszkowy posmak, z czym jednak nieźle wyszła wyraźnie wyczuwalna sól. Taki twór... rzeczywiście kojarzący się z czymś o smaku masła orzechowego. Wygrzebany łyżeczką i zjedzony bez herbatnika wydawał się bardziej mdły i niesmaczny.
Z herbatą zyskiwał na orzeszkowości.

Po zjedzeniu kilku ciastek oprócz posmaku gorzkich ciastek i słodyczy w ustach pozostawało sztucznawe wrażenie, ale bez przesady. Także poczucie tłustości, ale w sumie też nie jakieś wyjątkowo straszne.

Producent poleca do nich mleko, a że zwykłe Oreo wolałam właśnie z mlekiem, tak spróbowałam i te. Na pewno z mlekiem wyszły lepiej niż na sucho, ale nie chodzi mi tylko o konsystencję, a o smak. Lepiej się wszystko zgrało, było nieco bardziej orzeszkowo.

Osobiście jednak wszelkie ciastka i wafelki wolę w towarzystwie herbaty. Właśnie do niej wydają mi się stworzone te Oreo.

Herbata również połączyła wszystkie smaki, nieco osłabiła cukrowość, a podkreśliła gorzkość ciastka, sól i, przede wszystkim, smak orzeszków.

Może nie był to, nawet z herbatą, mocny smak, ale rozpoznawalny. Nie był naturalny, ale chemią też nie walił.

Z herbatą smakowały mi, całościowo. Po prostu wszystko w tym towarzystwie odnalazło swoje miejsce.
Było dobre kakaowe ciastko, cukier i sól walczące o głos, oraz smak orzeszków - całkiem udanie oddany, biorąc pod uwagę, że nie ma ich w składzie.

Zdecydowanie lepsze od Reese's Peanut Butter (i zobaczcie, że w tamtych są fistaszki!).


 ocena: 7.5/10 (z herbatą); 7/10 (z mlekiem); 6.5/10 (na sucho)
kupiłam: dostałam kilka od Mamy (kupiła chyba w Tesco)
cena: -
kaloryczność: 480 kcal / 100 g; ciastko 11g - 53 kcal
czy znów kupię: nie

Skład: mąka pszenna, cukier, oleje roślinne (palmowy, słonecznikowy), kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 5,1%, skrobia pszenna, serwatka w proszku, syrop glukozowo-fruktozowy, substancje spulchniające: węglany potasu, węglany sodu, węglany amonu, kwas jabłkowy; sól, mąka pszenna pełnoziarnista, emulgatory: lecytyna sojowa, lecytyna słonecznikowa; syrop oligofruktozowy, barwniki: E160c, E160a; aromaty