Nigdy nie jadałam herbatników, ciastek maślanych itp., bo po prostu nie lubię masła, a takie zwykłe ciastka mnie nudzą. Wszystkim znane zwierzaki od Leibniz jednak zdarzało mi się jadać, choć raczej ze względu na formę: kształt przeuroczych zwierzaków, które lubiłam w dzieciństwie (namiętnie oglądałam Animal Planet i programy o Sawannie). I to zawsze najpierw się nimi bawiłam i długo trwało, nim zjadłam wszystkie. Niemniej ostatnio Mamę coś właśnie na zwykłe herbatniki naszło, testowała różne i podsunęła mi pomysł na sprawdzenie, czy zwierzaki aby na pewno tylko formą się różniły od zwykłych (myślałyśmy, że tak).
Po otwarciu poczułam zapach cukru i mieszaniny masła i margaryny w delikatnie ciastkowym wydaniu. Był to zapach mocny i duszno-przytłaczający.
Po wyjęciu ciastka okazały się mocno przypieczone (mocniej niż konkurencja Mondelez czy lidlowa Sondey).
W dotyku herbatniki wydały mi się konkretne, twardawe i masywne, ale nie ciężkie. Okazały się chrupko-kruche; gryzione szybko nasiąkały, bo były lekko pustawe w środku. Dość tłuste i minimalne oblepiające zęby, więc dobrze im robi popijanie herbatą. Bardzo wyważone w tym wszystkim.
Zdecydowanie konkretniejsze i - mimo lekkiej pustawości - zwarte od Petitek.
Leibniz; Petitki |
Sondey z Lidla; Leibniz; Petitki |
ocena: 3/10
kupiłam: Lewiatan
cena: 1,99 zł (za 80 g)
kaloryczność: 425 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: mąka pszenna, cukier, olej palmowy, masło 5 %, syrop cukru inwertowanego, substancje spulchniające: węglany sodu i difosforany, serwatka w proszku, mleko w proszku pełne, sól, aromat, emulgator: lecytyny, kwas cytrynowy
----------------
Ciastka już w zapachu zasładzają, uderzając cukrem i uroczym miodzikiem (którego ja, wielbicielka naturalnego miodu gryczanego nie kupuję), sztucznie podkręconym. To cała muląca mieszanka waniliny, ciasteczkowego aromatu i jeszcze większej ilości cukru. Maślaność i cięższą margarynę również czuć, ale nawet one wydały mi się lekko stłamszone.
Te ciastka również wydały mi się masywne i konkretne. Były chrupiąco-kruche, idące w pyłek i zalepiające zęby. Jedząc je miałam wrażenie, że namakają i upuszczają olej, były tłuste i lepkawe. W tym wydały mi się bardziej papkowate, aż kleikowe od klasycznych.
Smak to dopiero grom z jasnego... cukru torby. Od pierwszych sekund cukier morduje niemiłosiernie, idzie w zęby i sprawia, że serce przyspiesza. Po pierwszym szoku da się wyłapać uroczo-sztuczny motyw wanilii, waniliny i ciasteczkowo-maślany, biszkopcikowy wręcz. To wszystko jednak straszliwie zasypane cukrem.
Co więcej, ewidentnie czuć margarynę i masło, co dołożyło ciężkości. Pod nimi aż ciastkowość, herbatnikowość zanikła. Jakaś tam jednak była - i to całkiem nieźle wypieczona, ale przygłuszona słodyczą.
Ciężkie, do bólu cukrowe, zalepiające i ciężko margarynowo-tanie i mordercze w tym wszystkim; maślane... prawie wcale (nic dziwnego, skoro masło to AŻ 1 %).
Petitki też są straszliwie słodkie, ale ta ich słodycz nie jest taka ciężka. Słodycz urozmaicono lepiej, a smak rozszedł się na masło, margarynę i mleko, tu zaś... był taki zbity, przytłaczający.
Te wyszły o wiele bardziej cukrowo z ciężkimi aromatami słodkości wszelakiej i margarynowo niż herbatniki klasyczne, które mimo cukrowości i margaryny, jeszcze jakoś tam herbatnikowy charakter zachowały. Zoo okazały się mieszanką wad klasycznych Leibniz Petir Beurre i Petitek, bez zalet. Parszywce, którym nawet herbata nie pomaga (zdają się przez nią przebijać i tym samym psuć jej smak!).
ocena: 2/10
kupiłam: Tesco
cena: 2,69 zł (za 100 g)
kaloryczność: 439 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: mąka pszenna, cukier, olej palmowy, syrop cukru inwertowanego, masło, substancje spulchniające: węglany sodu i difosforany, mleko w proszku pełne, emulgator: lecytyny, aromaty, sól, lecytyny, kwas cytrynowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.