poniedziałek, 15 stycznia 2018

Zotter Tahini Palestine ciemna 70 % z sezamowym nugatem z karmelizowanymi skwarkami z baraniny w cynamonie i kremem z białej czekolady, cytryn i soku z zielonych winogron

Uwielbiam sezam i chałwowe smaki (choć prawdę mówiąc jadam ją... prawie nigdy), więc dobrych czekolad w tych klimatach ciągle mi brak. Zottery nadziewane sezamem jadłam już dwa (Ayurverdic Relaxation Treatment i Goji Berries in Sesame Nougat) i oba bardzo mi smakowały, więc stojąc przed perspektywą spróbowania tabliczki skupionej na sezamowym, nie za słodkim (w końcu słowo "tahini" zobowiązuje) wnętrzu, w dodatku w ciemnej otoczce... słowa "nie mogłam się doczekać otwarcia" nie oddają tego, co czułam. Ja się do tej czekolady rwałam! Tak kocham sezam, że właściwie po tytule "tahini" żadna dodatkowa wiedza przy zamawianiu nie była mi potrzebna, dopiero blisko degustacji trochę się zdziwiłam, bo... to nie miało być spotkanie z tahini-byćmożechałwowawą czekoladą, a... kompozycją znacznie dziwniejszą. A na pewno jeszcze wytrawniejszą, niż myślałam.


Zotter Tahini Palestine to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao nadziewana sezamowym nugatem (29%) z karmelizowanymi skwarkami z baraniny w cynamonie (5%) i kremem z białej czekolady, cytryn i soku z zielonych winogron (22%).

Po otwarciu poczułam przede wszystkim gorzkawy zapach tahini oraz ciemną czekoladę z odważnie zarysowującym się kakao o orzechowym wydźwięku. Mimo pewnej soczystości, sprawiało to wytrawne wrażenie.
Po przełamaniu nasiliła się i wytrawność, ujawniając mięsny motyw, i soczystość jasnych winogron, co z odrobiną słodyczy kojarzyło się prawie alkoholowo.

Już przy łamaniu czekolada pokazała, że jest twarda; wydała mi się też nieco krucha. 
W ustach czekolada rozpływała się powoli i kremowo, ujawniając nadzienia: jasne na górze o tłustawej, ale zarazem soczystej, kremowo-gładkiej konsystencji oraz sezamowe będące bardzo zbitym, gęstym i tłustym (w nugatowym stylu), choć w pewien sposób sucho-kruchawym. To poczucie napędzały twarde, jędrne skwarki. One z kolei chrupały, a momentami chrzęściły cukrem, same zaś napędzały tłustą soczystość.
Łatwo było porozdzielać tabliczkę, ale zrobiłam to tylko skrawkowi, by przekonać się... że właściwie osobno smaki wcale nie są specjalnie wyraźniejsze.

W smaku czekolada wydała mi się zaskakująco gorzka jak na 70 %, wręcz z leciutkim kwaskiem, ale cały czas w niewiarygodnie orzechowej tonacji (jakoś wyjątkowo mi smakowała - może po tych paru tabliczkach, gdzie były łączone czekolady?).

Obstawiam, że jej smak został maksymalnie podkręcony szybko przebijającym się nadzieniem (zarówno na zasadzie kontrastu, jak i cechami wspólnymi).

Najszybciej dawało o sobie znać poczucie mleczności i słodycz waniliowego nugatu. Były cały czas wyraźnie wyczuwalne, ale w dziwny sposób robiły jedynie za tło. Zwłaszcza znacząca słodycz zaskakiwała tym, że nie przekładała się na odbieranie tabliczki jako słodkiej.

Te nuty umożliwiły zarysowanie się łagodnemu, sezamowemu nugatowi. Szczypta anyżu nadała jego słodyczy lekkości. Przez większość czasu było właśnie dość nugatowo, przez co wydało mi się, że aż za nijako.

W między czasie, na fali silniejszej mleczności, odzywała się też owocowa soczystość. Zaszczyciła mnie delikatnym, niekwaśnym "kwaskiem winogron". Nadzienie to było bowiem głównie słodkie, kwasku nie uświadczyłam, ale sugestię wychwyciłam. Wydało mi się również nieco nugatowe.

Przyprawy, z mocnym, słodkim cynamonem na czele, usiłowały zawrócić wszelkie skojarzenia ku wytrawniejszym smakom. I poniekąd im się udało, bo w pewnym momencie przebiła się z nimi sezamowa goryczka tahini. Miałam jednak wrażenie, że to nie sezam, a mięso ją nakręca. Nugat po pewnym czasie zaczął wydawać mi się przesiąknięty skwarkami, ale oczywiście ich smak eksponował się najbardziej, przy rozgryzaniu. Najpierw uderzał cynamon i słodycz, a ja miałam wrażenie, że pod zębami chrzęści mi cukier, jednak zaraz robiło się karmelowo-palono, potem właściwie prawie "zwęglono" gorzkawo, a potem... tahinowo-mięśnie. Skwarki były bardzo wyraziste, choć też nie takie znowu mięsne... Pojawiała się przy nich słonawość, lecz nie jakoś specjalnie mocna.

Słoność jednak, a także mięsność, tahini, poczucie tłustości i wątłe wspomnienie kakao pozostawały w posmaku. Ogólnie dziwnie było po jej zjedzeniu, bo czułam, że "jakoś mi tak słodko", ale nie czułam słodyczy. Mało tego! Czułam się, jakbym zjadła kanapkę albo coś z tahini i mięsem, a przy tym przesadziła z solą. 

W tej czekoladzie coś mi nie pasowało i nawet nie to, że specjalnie nie smakowała, bo jadłam ją bardzo zaintrygowana. Było jednak - mimo przepysznej czekolady - mało czekoladowo. Denerwująco słodko mdło (słodycz była mdła, a nie po prostu delikatna), co było pewnie spowodowane częściowo mało wyrazistymi smakami. Mleczno-verjuicowy krem był mało wyrazisty, a sezam... przez większość czasu miałam wrażenie, że wszystko inne podporządkowuje go sobie. Mięcho za to - choć też głównie na końcówce - nieźle się przebiło, ale... w tak delikatnym otoczeniu mi nie leżało. (Zatęskniłam za bardzo smaczną Coffee Plum with Bacon.)
Tabliczka nie był wyjątkowo tłusta, ale ja się nią jakoś strasznie "zatłuściłam" - nawet sama nie wiem, czy nie przez same skojarzenia (nugaty, tahini, skwarki).
Paradoksalnie nie była jednak okropna. Właściwie wyszła dość ciekawie, choć ja bym nazwała ją "skwarami w nugatowym mleku" (choć wątpię, by ktoś ją wtedy kupił... na pewno nie ja).


 ocena: 5/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 559 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, sezam, skwarki z baraniny, mleko, pełne mleko w proszku, syrop glukozowy cukru inwertowanego, odtłuszczone mleko w proszku, oliwa z oliwek, verjuice - sok z zielonych winogron, proszek sojowy (soja, maldodekstryna, skrobia kukurydziana), koncentrat soku cytrynowego, słodka serwatka w proszku, nierafinowany cukier trzcinowy, cynamon, lecytyna sojowa, sól, wanilia, anyż

15 komentarzy:

  1. Dla mnie też okazała się niewypałem, a na kawie z bekonem niestety nie zdążyłam położyć zębów :( Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś wróci do oferty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A też liczyłaś, że to właśnie będzie jedna z lepszych?

      Usuń
    2. Taaaak! Oczy mi się zaświeciły, kiedy ją zobaczyłam na stronie Zottera. Ogólnie nowa oferta przyniosła sporo niespodzianek. Tabliczki, które miały małe szanse, żeby mi smakować okazały się ulubieńcami i na odwrót.

      Usuń
    3. Dużo miłych niespodzianek w sumie rekompensuje rozczarowania, więc statystycznie dobrze jest, haha.

      Usuń
    4. Też na nią liczyłam bardzo mocno. Też się zawiodłam. I też na szczęście inne czekolady mnie niespodziewanie pozytywnie zaskoczyły ;)

      Usuń
  2. Skwarki w czekoladzie... tak... xD Jakby je tak usunąć ze składu to tabliczka bardziej byłaby "nasza" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Strasznie skomplikowana kompozycja, chyba przekombinowali. Ale jak zobaczę, to kupię, tak z ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio Zotter e ogóle coś strasznie kombinuje...
      Z ciekawości można kupić. Nigdy nic nie można w sumie z góry założyć, jak np. to jak skrajnie inaczej odebraliśmy borowikową.

      Usuń
  4. Jestem otwarta na nowe smaki ale skwarki z baraniny to dla mnie zbyt wiele ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, taak, zwłaszcza w tym przypadku nie zaprzeczę.

      Usuń
    2. Brakuje tylko alkoholu w gratisie do tych skwarek aby lepiej się trawiło :P

      Usuń
  5. Czekoladę z tahini bym zjadła, zwłaszcza że nigdy tahini nie próbowałam. ALE TO?! Skwarki obrzydzają mnie od zawsze. Mama dodaje je do farszu pierogów ruskich, więc w takiej sytuacji je w czasach współdzielenia z nią domu jadłam. W żadnej innej formie nie. Jako polewa z tłuszczem? A w życiu, fuj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie na szczęście skwarki w domu nie funkcjonowały specjalnie, ale rodzice lubią. Coś polanego skwarkami...? Fu. Ogarnij sobie coś takiego: kartacz oblany cebulą i skwarkami - to dopiero obleśność. Jakaś klucha z ziemniaków, w środku mielone mięso, a całość polana tłuszczem i skwarkami z cebulą... w Suwałkach to jest niestety regionalne i często czuć smród tego przed jakimiś barami, klatkami schodowymi, a ja się nie mogę nadziwić, kto to je z własnej woli.

      Usuń
    2. Wiesz co... Ja pyzy z mięsem bardzo lubię. Jedyny kłopot to fakt, że kupowane mają w sobie chrzęstno-tłuszczowe gówno, a nie mięso, więc kupuję je tylko wtedy, gdy minie kupa czasu i zapomnę, dlaczego obiecałam sobie nigdy więcej ich nie tykać :P Kartaczy nie kupuję, bo mają więcej ciasta niż pyzy, ale nie obrzydzają mnie.

      Usuń
    3. Nie wiedziałam, że są kartacze-gotowce, tak bardzo w gotowcach jestem "zorientowana". :P Nie lubię, nie lubię... Tak swoją drogą, większość gotowców chyba opiera się na "zapychaczowych składnikach"...?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.