czwartek, 15 lutego 2018

Libeert Organic Dark Chocolate Lemon & Ginger ciemna 60 % ze skórką cytrynową i imbirem

Czekoladę tę kupiłam w ciemno, gdy podczas pobytu u Taty trafiłam na nią w Piotrze i Pawle. Lubię imbirowo-cytrusowe curry, więc stwierdziłam, że to połączenie powinno mi i w czekoladzie posmakować. Tym bardziej, że miała zacny skład. Nie nastawiałam się jednak na nic nadzwyczajnego. Jak się okazało: błędnie. Ta belgijska marka jest bowiem nadzwyczajna, choć nie w tym sensie, co teraz pewnie myślicie. Otóż jej nazwa została zmieniona jakiś czas temu przez wzgląd na tzw. państwo islamskie. Dlaczego? Pierwotnie nazywała się ISIS (znaczy się "IS" od Italo Suisse), co obecnie byłoby... ekhem, wiadomo. No i jest Libeert. To tekst nie na miejscu, ale nie mogę się powstrzymać. Czyż ta tabliczka nie zapowiadała się bombowo?

Libeert Organic Dark Chocolate Lemon & Ginger to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao ze skórką cytrynową i imbirem.

Po otwarciu poczułam niewiarygodnie soczysty zapach cytryn. Obok tego jawił się, również dość soczysty, motyw naturalnie "kwiatowo-perfumowo-mydlanego" imbiru, wkomponowanego w schodzącą na dalszy plan łagodną czekoladę (w trakcie degustacji uznałam, że i ona odpowiadała za kwiatowy motyw).

Matowa tabliczka była twarda i bogato wypełniona różnej wielkości skórkami.
Rozpływała się gładko i nietłusto, bez zalepiania, ale i nie "sucho". Skojarzyła mi się trochę z ciemnymi czekoladami Zotter, tylko że tu na rozpuszczaniu się samej czekolady trudno było się skupić - tak najeżona chrupiąco-jędrnymi skórkami była. Wydały mi się lekko podsuszone (dzięki temu przyjemnie chrzęszcząco-chrupiące), ale i niewiarygodnie świeże - wypływała z nich sok.

Od samego początku wyraźnie czuć naturalną cytrynę - głównie w postaci "gorzko skórkowej", ale i trochę jako cały, świeży owoc, choć kwasek się nie pojawiał. Smak nabierał siły wraz z rozpływaniem się kawałka, ale cały czas pozostawał przystępny, wręcz subtelny.

Przez większość jedzenia była to zaskakująco "słodka cytryna" za sprawą ciemnoczekoladowej słodyczy - również wyczuwalnej od początku. Delikatna czekoladowa baza wydała mi się lekko palono-odymiona, z łagodnego kakao. Oczami wyobraźni zobaczyłam mnóstwo kwiatów (obstawiam, że czekoladę zrobili m.in. z ekwadorskiego kakao). Był to obraz bardzo żywy i utrzymujący się długo.

Płatki kwiatów przyozdobione rosą... bo nie zabrakło takiej... wilgotnej rześkości. Była soczysta, cytrusowo-słodko-mydlana; zespajała cytrynę i czekoladę. Imbir wyszedł świeżo i subtelnie, jakby był jedynie spoiwem, nie osobnym smakiem, choć pod koniec nakręcał się przy skórkach cytryny.

Pod koniec pojawiała się nuta dymu i gorzkość, w dużej mierze cytrusowa; wciąż przystępna, nienachalna. Kwiatowo-imbirowe, słodkie smaczki świetnie przy tym wyszły.
W ustach pozostawał głównie posmak cytrynowych skórek.

Tabliczka wyszła bardzo cytrynowo skórkowo, ale wcale nie mocno gorzko. Była dosadna, ale nie ofensywna. To propozycja o łagodnym charakterze, ale na pewno nie o mdłym czy za delikatnym smaku. Kakao harmonijnie wpisało się w cytrusową kwiatowość, ale... ja miałam wrażenie, że aż za bardzo. Jakoś samej czekoladowości mi tu brakowało (czekolada podporządkowała się cytrynie).

I tak mi jednak smakowała i z chęcią spróbowałabym innych czekolad tej marki; tę polecam wszystkim. Na tak naturalne i łagodne, ale nie mdłe, wydanie cytryn i imbiru trafiłam chyba po raz pierwszy.


ocena: 8/10
kupiłam: Piotr i Paweł
cena: 12,99 zł
kaloryczność: 543 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: czekolada 96,9% (miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone kakao w proszku, lecytyna sojowa), skórka cytryny 3%, aromat imbirowy 0,1%

11 komentarzy:

  1. Wiadomo, że za cytrynowymi smakami w czekoladach nie przepadamy ale coraz częściej się do nich przekonujemy :) Z imbirem mogło to być ciekawe połączenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza do takich naturalnych łatwo jest się chyba przekonać, więc tę polecam i Wam.

      Usuń
  2. Przyznam, że lubie cytryny, ale nie przepadam za skórkami, więc trochę się obawiam, czy będzie mi smakowała. To jest chyba jedna z tych tabliczek, gdzie dodatki tłumią smak czekoladay, skojarzyła mi się z tabliczkami od Zaabar. Chyba wolę czekolady, w których kakao ma więcej do powiedzenia, ale musiałbym jej spróbować, żeby sie przekonać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wolę, gdy to czekolada przewodzi, jednak w tym przypadku chyba dobrze, że wyszło, jak wyszło. Naprawdę przyjemna, więc można spróbować, ale te skórki to jednak... Jak nie przepadasz, to różnie mogłoby być.

      Usuń
  3. Jezu, to jest mój koszmar zaklęty w tabliczce czekolady.

    OdpowiedzUsuń
  4. A nie skojarzyła Ci się z Pacari Lemongrass? Ja się jaram Zaabarem (może przedwcześnie, dopiero dwóch próbowałam), bo w sumie nie ma wielu dobrze zrobionych czekolad z dodatkami i to jeszcze tak 'trudnymi'. No i dostępność stacjonarnie na duży plus.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niee, zupełnie nie. W Pacari jest i moc kakao, wyszła też wytrawniej i... inaczej po prostu.
      O Zaabar pierwsze słyszę, nigdy nie widziałam. Gdzie je kupujesz?

      Usuń
    2. Neuhaus w Warszawie. Hm, mi Pacari wydała się dość mocno słodka.

      Usuń
    3. A, już się ucieszyłam, że gdzieś i dla mnie dostępne... Pomarzyć mogę, bo w Warszawie bardzo rzadko bywam. :>

      Usuń
    4. W razie czego służę pomocą :D Chociaż teraz się zastanawiam czy nie spróbować zamówić z ich strony, bo byłoby dużo taniej w sumie, ale nie wiem czy jest opcja wysyłki do Polski.

      Usuń
    5. Zapamiętam tą deklarację. :D
      Trzeba sprawdzić, bo jak np. Pacari zamawiałam z oficjalnej niepolskiej strony, to wcale nadzwyczajnie drogo przesyłka nie wyszła.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.