wtorek, 12 lutego 2019

Zotter Champagne + Raspberries ciemna 70 % z czekoladowym kremem z szampanem oraz nadzieniem malinowym

Szampan to jeden z tych alkoholi, które omijam. Jaki by on nie był, tak jak białe wino, jest u mnie na przegranej pozycji, tak samo jak niektóre Zottery z nimi. Przeważnie bowiem producent dodaje je do jasnych nadzień. Za ciemnymi czekoladami z ciemnoczekoladowymi nadzieniami z alkoholem Zottera z kolei jestem gotowa wskoczyć w ogień. Do dzisiaj przedstawianej miałam mieszane uczucia, bo z taką kompozycją jeszcze się nie spotkałam, a owocowo-alkoholowe nadzienia Zottera odbieram bardzo różnie.
Do tej tabliczki dodano konkretnie szampana producenta Fleury, co mi nic nie mówiło, ale szybko wygooglowałam. Obecny właściciel, Jean-Pierre Fleury, to winiarz w czwartym pokoleniu, od 1989 stosujący zasady biodynamiki, mający ekologiczne certyfikaty, kultywujący ponad stuletnią tradycję rodzinną. Wszystko wytwarzane ręcznie, uprawę gleby wykonuje się przy użyciu zaprzęgu konnego. Specjalnością Fleury są szampany wytwarzane z gron odmiany Pinot Noir, zarówno z owoców własnych jak też skupowanych od partnerów, pochodzących z 8 hektarów certyfikowanych winnic biodynamicznych.


Zotter Champagne + Raspberries to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z czekoladowym kremem z szampanem (40%) oraz nadzieniem malinowym (20%).

Po otwarciu poczułam się, jakby miała przed sobą czekoladowy mousse, do którego dodano sporo słodko-rześkiego alkoholu. Zbliżywszy się do tabliczki poczułam palony charakter czekolady oraz maliny. Z zaskoczeniem wyłapałam też nutkę pudrową i niemal białoczekoladową.
Po przełamaniu maliny robiły się odważniejsze i mieszały z pudrowością.

Ciemna tabliczka głośno trzaskała, gdyż była twarda i zwarta.
W ustach czekolada rozpływała się kremowo, powoli ujawniając nadzienia. Szybciej wymykało się spod niej owocowe, co wcale nie dziwi z racji jego plastyczności. Wydało mi się wyjątkowo maziste, ale wciąż zwarte. Było soczyste, ale wciąż nieco mleczne, a nie tylko owocowe, choć chwilami sprawiało wrażenie nieco śliskiego. Co więcej, skrywało parę malinowych pesteczek (obeszłoby się bez nich).
Krem czekoladowy był znacząco tłusty w maślano-śmietankowym kontekście. Rozpływał się znacznie wolniej i idealnie gładko.
Całość dało się łatwo podzielić, ale w sumie nie ma to sensu, bo to spójna, smakowita całość.

Najpierw kubki smakowe przywitała czekolada o gorzko-palonym smaku i palonokarmelowej, subtelnej słodyczy.
Szybko dołączył do niej malinowy smak. Nadzienie owocowe mignęło kwaskiem, a później roztoczyło słodycz. Jednoznacznie skojarzyło mi się ze słodkim, malinowym kompotem, choć na brak soczystego kwasku nie mogę narzekać. Płynął on z tych malin, także świeżych, które to zadebiutowały w pewnym momencie, by rozejść się na rzecz bardziej słodko-mlecznego smaku.

Mleczność i maślaność popłynęły z nadzienia czekoladowego, które również częściowo wpisało się w kwasek. Gdy spróbowałam je osobno, z zaskoczeniem odkryłam, że też smakowało kwaskowato owocowo. Było owocowe, ale wyraźnie owocowo-alkoholowe. Roztaczało alkoholowy smak, który ja nazwałabym likierowym. Ilościowo całkiem sporo, ale nie był on strasznie mocny. Smakowicie nakręcił ciepły wydźwięk kompotu malinowego, a całość na chwilę zrobiła się tak "ogólnie owocowa" - doszukałam się truskawek, owoców leśnych, sugestii wiśni czy jasnych winogron.

Po tym, jak szampan zagrał wyraźniej, słodka malinowo-mleczna nuta zrobiła się nieco pudrowa, ale zaraz zebrała się mleczno-maślano-waniliowa ekipa i przekierowała słodycz w kierunku czekoladowym.

Maślana czekoladowość z rześkim, kwaskowatym alkoholem i słodyczą pod koniec na zasadzie kontrastu podkreśliły palono-gorzki, niemal dymny charakter samej czekolady.

To właśnie głównie gorzko-wytrawny smak czekolady zamknął kompozycję, pozostając w posmaku, w którym to swoją szlachetną słodycz wymieszał ze świeżymi malinami i owocami leśnymi (truskawki?) a także dość mocnym poczuciem alkoholowości.

"smakowita" pestka
Jestem zaskoczona, że tak bardzo smakowała mi ta czekolada. Jej słodycz była znacznie niższa, niż się spodziewałam, a kwasek... zaskakująco wyraźny, choć w pełni owocowy i jakby "wytrawniej" alkoholowy (choć czuć, że to lżejszy alkohol). Czuć... czuć jakość. Podobał mi się kompotowo-truskawkowy wydźwięk malin i to, że nie brak wytrawności.
Strukturze nie mam nic do zarzucenia, bo tabliczka wyszła konkretnie, ale nie nazbyt tłusto. Nie była też aż tak bardzo owocowa, a dosłownie kilka pesteczek nie przeszkadzało.
Naprawdę przepyszna, acz z bardzo subiektywnych względów wyższej oceny nie wystawię (mi jednak w pewnym momencie te posmaki pudrowy i maślany "trochę nie ten"... i chcę wyróżnić oczywiście alkoholowe kompozycje z 10/10, które kocham).


ocena: 9/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 16 zł
kaloryczność: 497 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie wiem, w sumie kiedyś mogłabym (ale wątpię)

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, mleko, syrop ryżowy, Marc de Champagne, maliny, suszone maliny, masło, odtłuszczone mleko w proszku, sproszkowane maliny, pełne mleko w proszku, lecytyna sojowa, suszone borówki amerykańskie, sól, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), sproszkowana wanilia

10 komentarzy:

  1. Kolejna pozycja z alkoholem - kolejna czekolada nie dla mnie :D Zottery intrygują mnie tym swoim ksztaltem i brakiem podzialu na kostki. Zjadasz zwykle całą tabliczke naraz czy jakoś sobie sama dzielisz? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzielę? Nie jem jej jak batona, jeśli o to chodzi. Zazwyczaj przełamuję sobie na trzy kawałki i różnie gryzę. I tak jak każdą, która mi smakuje, czekoladę do 100 gramów zjadam na raz (od tej zasady jest wyjątek dla zwykłych czekolad, którym wcześniej robię zdjęcia, sreberkuję i zjadam w ciągu tygodnia, a uprzednio notatki, bla bla, ale to za skomplikowany proces, by tak na szybko krótko opisać).

      Usuń
  2. Też mi bardzo smakowała, naprawdę udany alkoholowy Zotter. Tylko, że ona nie zawiera szampana, a Marc de Champagne, winiak (brandy) produkowany w Szampanii. Trudno go nazwać lekkim alkoholem, bo te winiaki mają do 40%, więc bliżej im mocą do wódki, niż do wina. To kolejna czekolada z tym specyficznym winiakiem, Zotter chyba nie produkuje żadnej czekolady z szampanem (nie wiem, czy wino musujące nadaje się do użycia w produkcji czekolady). Jeśli alkohol wydaje się tu delikatniejszy, to raczej dlatego, że mniej go dodali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W opisie jest, że jest z szampanem destylowanym przez Fleury - ewidentnie. Czy ja czegoś nie wiem? W składzie już Marc de Champagne, czyli rzeczywiście to, o czym piszesz (winiak).
      Lekki... mi chodzi o odbiór ogólny. To trochę tak jak z anyżówką, a zwykłą wódą - według mnie jest różnica, i np. potrafię jakoś tam zrozumieć Greków sączących "swoje anyżówki" (wiem, że to nie do końca to samo), a zwykła... wali w łeb. Może te Fleury robi jakieś bardziej "musujące winiaki", że niby są tacy specyficzni? Ćwieka mi zabiłeś tutaj, nie powiem, bo znawcą nie jestem, a smak był rzeczywiście specyficzny. To, że nie było w niej szampana (którego to nie cierpię), wiele by wyjaśniało.

      Usuń
    2. Jak destylowany, to nie szampan, a winiak właśnie :) Rzeczywiście, opis na anglojęzyczej stronie Zottera jest mylący, niestety, nie znam niemieckiego, więc nie wiem, jak jest w oryginalnym opisie.

      Usuń
    3. Ja czytałam na papierku (to samo), a z opisu niemieckiego wynika, jakoby "szampan" był przymiotnikiem do czegoś destylowanego. "Szampanowy destylat"? Mi nie pomaga fakt, że nie znam się na alkoholach. Opis czekolady na blogu ("szampan") chyba po prostu zostawię, jak jest.

      Usuń
  3. Pozytywnie mnie zaskoczyła, myślałam, że będzie jedną z najgorszych nowości, ale not even close :D Była jak dobre ciasto czekoladowe, nasączone alkoholem i posypane świeżymi malinami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie u nas z nią zgranie!
      Tylko świeżymi malinami? Nie znajdzie się w tym cieście trochę miejsca dla również takich dżemowo-kompotowych? :P

      Usuń
  4. Dłuuugo nie znosiłam białego wina. W sumie przekonałam się do niego tylko dlatego, że nie mogę pić ukochanego czerwonego. Tzn. nie mogę żadnego, ale jeśli już muszę, to czerwone odpada z uwagi na barwniki, które trzepią po żołądku jak niedoświadczony kierowca po boku toru wyścigowego. Co zaś się tyczy szampanów ("szampanów"), w młodości kochałam ruskie badziewie, bo tanie to (5 zł), słodki i szybko kopie. Teraz po wypiciu kieliszka chyba bym zwymiotowała. Czuję w tanich "szampanach" siarkowodór (zgniłe jaja).

    Szkoda, że w czekoladzie jako dodatek muszą być akurat maliny, a nie cokolwiek innego. Dobra, może nie cokolwiek, ale na przykład takie truskaweczki? Albo wiśnie? Wiśnie do alkoholu pasują. No i przydałoby się zmienić formę nadzienia, bo jednak mazista, śliska i pestkowa - nawet jeśli tylko "nieco" - brzmi niezbyt kusząco. Czekoladowy krem i likierowość spoko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja widzę słodkie truskawki! O, one by pasowały, w ogóle ciekawie by mogło być, bo z alkoholem jakoś ich w słodyczach w ogóle prawie nie łączą...

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.