niedziela, 24 lutego 2019

Duffy's Guatemala Rio Dulce 70 % ciemna z Gwatemali

Z tabliczek Duffy's kupionych ostatnim razem tę zostawiłam na koniec. Nie wiem, czy do końca świadomie, ale tak wyszło. Teraz czuję, że dobrze się ułożyło, bo podoba mi się jej pochodzenie i opakowanie. Gwatemala to kraj, o którym jest bardzo, bardzo cicho. Zarówno jeśli chodzi o rynek czekolad (rzadko jakieś stamtąd widuję), jak i o ogół. Mało się o tym kraju słyszy, a przecież skryte w dżungli ruiny Majów muszą być czymś niezwykłym...

Duffy's Guatemala Rio Dulce 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao criollo z Gwatemali z okolic rzeki Dulce, z farm Xoco. Ziarna użyte do produkcji tej czekolady leżakowały 3 miesiące.

Po otwarciu poczułam bardzo delikatny zapach karmelizowanych / prażonych w miodzie orzechów o bardzo ciepłym wydźwięku. Potrzebował chwili, by się roznieść i nabrać pewności siebie. Prażony motyw podkreśla jakby odrobina przypraw, pieprzności i trochę chlebowe zapędy (?), dzięki czemu wydźwięk był dość poważny. Woń zawierała jednak pewną lekkość kwiatów.

Tabliczka o soczystym nieco bordowym odcieniu, pięknie trzaskała w pełny sposób z racji twardości.
W ustach rozpływała się leniwie, nie za tłusto a błogo kremowo. Po pewnym czasie przybierała na soczystości, ale leciutko pylisty efekt sprowadzał ją na bardziej esencjonalnie czekoladową drogę.

Już w trakcie robienia kęsa poczułam silną i uroczą słodycz należącą do m.in. suszonych ("chlebowatych?") "fig w miodzie". To było przede wszystkim słodkie, karmelowo-miodowe, ale właśnie z elementem owoców, a więc jak owoce w miodzie / karmelu lub jakieś kandyzowane. 

Przebłysk kwasku odwrócił uwagę od słodyczy. Wydał mi się nieco owocowy, ale chwilę później już bardziej "zakwaszony" (wciąż jednak o słabym nasileniu). Przed moimi oczami mignął chleb, który szybko zmienił się w nieczekoladowy piernik, wprowadzający subtelną gorzkawość i pieczony motyw. Tu odnalazł się ciepło-prażony klimat zapachu.
Lekka goryczka zasugerowała mocne, ale niejednoznaczne, owoce - czarne porzeczki i czarny bez?

Słodycz cały czas się rozwijała, choć nigdzie jej się nie spieszyło. Z tą pewną lekkością (podbudowaną pylistym efektem?) skojarzyła mi się z ulotnym pyłkiem kwiatów i samymi białymi kwiatami (porzeczek i bzu?). 

Stateczna gorzkość w tle ustabilizowała się, nadając czekoladzie powagi. Mimo że nie rwała się na pierwszy plan, była centrum wszystkiego. Normalnie definicja czekoladowości. Czekolada przez duże C, przejawiająca się w prażonych nutach orzechowo-ziemistych. 

Prażenie wyciągnęło konkretniejsze przyprawy. Poczułam pieprzność, a z racji lekkości i soczystości owoców, skojarzyła mi się z tymi wszystkimi "egzotycznymi" pieprzami. Pikantny, wilgotno-podkwaszony / orzechowo-ziemisty piernik z ogromną ilością miodu, mniam!

Końcówkę zamknęła właśnie słodycz. Za sprawą pieprzności nabrała charakteru, niczym ciemny, goryczkowaty miód. To właśnie miód czułam w tej chwili przede wszystkim. 
Za nim kryły się cukierkowe nuty kandyzowanych owoców lub owoców w syropie (morele / brzoskwinie?), ale to miód dominował.

Miód w parze z bezkreśnie czekoladową gorzkością - to właśnie zostało w posmaku, wraz z porzeczkową cierpkością i prażono-pieczonym aspektem. 

Całość wyszła zaskakująco statecznie i... jedno-niejednoznacznie. Cudowna gorzkość mieszała się tu ze słodyczą za sprawą różnych aspektów, tworzyły harmonię. Pieczone nuty przewodziły, ale tyle skojarzeń się na nie składało, że aż trudno coś jednego wybrać (chleb / nieczekoladowy piernik, orzechy, samo karmelizowanie / prażenie). Podobnie z miodem, który został podbudowany przez karmel i nieco "podcukrzone" owoce. Gorzkość jednak stała na pierwszym miejscu. Kwasku właściwie nie czułam jako takiego, a tylko jako "wpisany" (porzeczki, podkwaszony piernik).
Wszystko obracało się cały czas w tych samych klimatach, w tej samej, obłędnej głębi.
Podobała mi się też konsystencja, bo wydała mi się wyśrodkowana (jeśli o wszystkie cechy chodzi).

Podobnie cudownie czekoladowy był Zotter Labooko Guatemala 75 %. Cechy wspólne to także wyważenie między ogólną prażonością i kwiatowością, soczystością i palonością. Orzechowo-karmelowe klimaty też w podobie, ale Zotter był bardziej owocowy, a przy tym karmelowy, orzechowy. Duffy's to przede wszystkim nuty pieczone (orzechów i piernika) oraz miód, zaprawione charakterkiem przypraw, w momencie gdy Zottera cechowała raczej maślana łagodność. W Zotterze urzekły mnie co prawda "owocowe twory", ale na szczęście "cukierkowe kandyzowanie" Duffy's było bardzo słabiutkie (gdyby była to silniejsza nuta, pewnie niezbyt by mi pasowała).
Zotter to dynamika, ogrom owoców przy jednoczesnej maślanej łagodności, a Duffy's lenistwo przy głębi poważnego smaku. Strukturę zdecydowanie wolę Duffy's. 
Wyraźnie czuć inne podejście do kakao z tego samego kraju. Moje serce należy do Duffy's.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 16,59 zł (za 60 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 587 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

8 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się sam wygląd tej tabliczki. Masz rację, o gwatemali nie słyszy się za wiele, a to musi być ciekawy kraj :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja ulubiona Duffy, ale na razie próbowałem tylko dwóch :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim przypadku to w ogóle... Już 3 Duffy's są jednymi z moich najukochańszych czekolad, obok między innymi Akesson's, Idilio Origins i JP Czekolad.

      Usuń
  3. Na co wpływa długość leżakowania ziaren? Prażenie zapewne na intensywność i rodzaj smaku. Za miodem nie przepadam, ale sama ostatnio jadłam dwie miodowe ciemne, w których ten dodatek podziałał na plus. Z figami, karmelem i chlebem to fajne połączenie. Owoce wprowadzające kwasek też łokej.

    PS Nieczekoladowy piernik jest straszny pod względem konsystencji. Gryziesz, próbujesz przełknąć i umierasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pojęcia nie mam, ale tak na logikę... Skoro kakao też fermentuje itp. to leżakowanie może na jakąś kwaśność i wilgoć? Potrafię sobie wyobrazić, że gdy kakao tak leżakuje i leżakuje, to soczysty kwasek z niego słabnie / uchodzi.

      PS W sensie, że taki suchy? Kurde, a ja to sobie wyobrażałam jako taki gęsto-mulący, suchawy, ale... jak jakieś ciasto z batatów, zmielonej kaszy czy czegoś takiego. Ja i ta moja wyobraźnia na podstawie tych niewielu ciast, jakie w życiu jadłam (właściwie wszystko, co z takich rzeczy jem, pojawia się na instagramie, a obecnie w ogóle znów bardzo nieciastowa się zrobiłam).

      Usuń
    2. Wino im dłużej leżakuje, tym jest "słabsze w kwas"? Ja bym powiedziała, że właśnie mocniejsze. (Zaznaczam, że kompletnie się nie znam). Przy ziarnach kakao też mam wrażenie, że krótkie leżakowanie = gorzki szatan, długie = kwaśna rozklapiocha.

      Usuń
    3. PS Suchy piernik jest jak pierniczki typu katarzynki, więc... :P

      Usuń
    4. A czy kwach nie kojarzy Ci się bardziej soczyście? Owocowo? Żywo-wilgotnie? Też się nie znam, ale jak kiedyś ojciec zrobił wino, trochę poleżało, to było kwachowato-cukrowe, ale też się nie znam. Piszę tylko, jak to sobie wyobrażam.

      O, to chyba wiem, o co chodzi. Acz nigdy ich nie jadłam, haha.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.