Nie pamiętam, żebym w ciągu ostatnich paru lat zobaczyła w sklepie coś słodkiego, co bym chciała zjeść, co bym kupiła i zjadła tego samego dnia. Trudno też o coś, co zjadłabym w parę dni po zakupieniu. Jednak odkąd zobaczyłam w internecie tę czekoladę, miałam na nią ochotę. Otworzyłam ją dokładnie cztery dni po zakupie. Wow, mogę sobie pogratulować.
Pseudokawy, a więc jakiejś pomarańczowej typu mocha w życiu nie chciałabym spożyć, ale taka czekolada, gdy wciąż miałam w pamięci bardzo smacznego Wedla Cookie o smaku Cheesecake, wydawała się kusząca (pomijając już, że zakochałam się w jej opakowaniu).
W chwili otwierania poczułam napastliwy zapach pomarańczy, który błyskawicznie stał się sokiem z tego owocu. Na intensywności nie stracił, lecz przybrał na autentyczności. Soczysta, słodko-kwaśna pomarańcza mieszała się ze zmielonymi ziarnami kawy. Wszystko to osnuwała słodko-ulepkowata, trochę tandetna czekolada. Po przełamaniu poczułam też herbatniki.
W ustach całość szybko miękła, ale rozpływała się umiarkowanie. Już sama czekolada raczyła silną tłustością, zmieniając się w proszkowe, zalepiająco-ulepkowate bagienko. Krem z wnętrza wydał mi się jeszcze tłustszy, ale mniej proszkowy. Oprócz margarynowości, cechowała go gładkość i lekka oleista śliskość. Wypełniały go jednak chrupiąco-trzeszczące drobinki (nie zaburzające bazowej gładkości), które prawie się nie rozpływały (ja głównie rozgryzałam je "obok czekolady" pod koniec, a część zostawiałam na moment, gdy wszystko inne się rozpuściło).
Właściwie zaskoczyła mnie obecność tych kawałków, bo odkryłam je podczas jedzenia. Przy sesji zdjęciowej jakoś nie rzuciły mi się w oczy, a część wzięłam za okruszki herbatnika.
Ciastko wszystko to "podsuszało" swoją... zwyczajnością. W porę gryzione przyjemnie chrupało, a pozostawione samo sobie, błogo się rozpływało wraz z resztą. Bardzo podobała mi się opcja numer dwa. Gdyby nie ono, uznałabym konsystencję za porażkę.
Kostkę da się podzielić, więc z kawałkiem tak postąpiłam, by mieć lepszy ogląd sytuacji.
W smaku czekolada uderzyła silną słodyczą i równie silnym mlekiem. Odebrałam ją jako przeciętną, ale bardzo się zdziwiłam, że nie odnotowałam w niej nuty "pianek / ptasiego mleczna", którą w mlecznych Wedlach czuję od dziecka i przez którą jej nie lubię. Przesiąkła nieco (przynajmniej mój egzemplarz) nadzieniem.
Szybko robiło się cukrowo do granic możliwości, jakoś już po paru sekundach - gdy nadzienie dawało o sobie znać. Poczułam nutę margarynowo-maślaną, przenikającą do czekolady i odrobinkę kawy podkreślającą ją (czekoladę), ale usta błyskawicznie zalała fala soczystej pomarańczy. Nie była jednoznaczna, bo złożyły się na nią: naturalny, słodziutki sok tylko co wyciśnięty z pomarańczy i goryczkowaty aromat pomarańczowy.
Pomarańczowa słodycz i goryczka przyjemnie łączyły się z intensywną, ale nie siekierowatą kawą. Ta nadała kremowi bardziej czekoladowego wydźwięku i rozproszyła słodycz. Maślany smak, wraz z mieszaniem się kremu i czekolady, przybrał o wiele bardziej mleczną postać. Mleczna, ale wyrazista kawa o silnej słodyczy z czasem ponad inne elementy wyniosła swoją gorzkawość. Kawa na moment zrobiła się głównym smakiem, a kompozycja zaskoczyła mnie tym, jak gorzko kawowo się zrobiła. Maślaności jednak tak całkiem nie zagłuszyła, bo ta po pewnym czasie zaczęła wydobywać się z ciastka.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, gdy krem odważnie się wdzięczył, zaczęły odsłaniać się kawałki, które dodały pomarańczy znaczącą, ale nie nachalną kwaśność cytryny.
Herbatnik nieco osłabił słodycz i wyrównał cytrusowość. Sam wnosił smak dobrze wypieczonego, maślanego ciastka. Ukrył tym samym margarynowe nuty, a kawie nadał mocha-cappuccinowo-piankowego charakteru (mam na myśli piankę na kawie).
Cukier cały czas walczył o swoje, nasilał się przy drobinkach. Paradoksalnie, robiła to również cytrusowość, co pod koniec wyszło soczyście-cytrynowo, ale słodko. Przegoniło to jakoś mleczny smak, bo czekolada wydała mi się bardziej maślano-margarynowa, niż mleczna właśnie. Zostawione drobinki mimo że na koniec wyszły na pierwszy plan, kawy nie wystraszyły.
Po wszystkim pozostał posmak kawy i sztucznawo pomarańczowo-cytrynowy, czekoladowa maślaność (także jako tłuszcz na ustach) oraz przesłodzenie (choć nie "smak cukru w gębie"); raczej z poczuciem kwaskowatej soczystości, a nie ciężkości.
Całość wyszła zgodnie z tytułem i bardzo harmonijnie. Smaki okazały się wyraziste, trochę ordynarne, ale wcale nie napastliwe w tym. Mimo kilku wad, odbiór był jak najbardziej pozytywny (a mnie naszła taka myśl, że krem wyszedł prawie jak czekolady z Madagaskaru, haha).
Nie odpowiadała mi w prawdzie jej tłustość, jednak podobało mi się, że to czekolada, która rozpływa się / mięknie całościowo, a nie, że trzeba ciągle chrupać (drobinek owocowych było w sam raz, jako niedenerwujące urozmaicenie). Herbatnik dobrze radził sobie ze zwalczaniem tłustości (nie zrobił tego całkowicie, ale nie było źle).
Mimo straszliwej słodyczy, tytułowe smaki również wyraziście się zaprezentowały. Smakowita kawa i niekwachowata pomarańcza na tyle naturalnie-sztuczna, że miła w odbiorze.
Do Mamy powędrowała jedynie kostka, a ja prawie całą tabliczkę podzieliłam sobie na trzy dni. O tak, po jej skończeniu nasyciłam się i w sumie nie żałuję jakoś specjalnie, że nie jest w stałej ofercie (ale mogłaby być!). Uważam ją za równie dobrą, co Cookie o smaku Cheesecake (błagam, nie chcę więcej pisać takich nazw!).
ocena: 8/10
kupiłam: Carrefour
cena: 11,99 zł (za 290g)
kaloryczność: 527 kcal / 100 g
czy kupię znów: raczej nie (kiedyś tam bym mogła, ale pewnie szybciej zniknie)
Skład: czekolada mleczna 53% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; aromat), cukier, herbatniki (mąka pszenna, cukier, tłuszcz palmowy, syrop glukozowo-fruktozowy, skrobia ziemniaczana, mleko odtłuszczone w proszku, substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu, pirosiarczyn sodu; jaja w proszku, sól, ekstrakt słodowy z jęczmienia, emulgator: lecytyna sojowa), tłuszcz palmowy, mleko pełne w proszku, pasta kawowa 4% (kawa 63%, tłuszcz rzepakowy, emulgator: lecytyna sojowa), serwatka w proszku, cząstki pomarańczowe 1,3% (syrop glukozowy, zagęszczony sok pomarańczowy 30%, przecier z moreli, fruktoza, substancja zagęszczająca: alginian sodu; naturalny aromat pomarańczowy), naturalny aromat pomarańczowy, emulgator: lecytyna sojowa
-----------
Skład: czekolada mleczna 53% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; aromat), cukier, herbatniki (mąka pszenna, cukier, tłuszcz palmowy, syrop glukozowo-fruktozowy, skrobia ziemniaczana, mleko odtłuszczone w proszku, substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu, pirosiarczyn sodu; jaja w proszku, sól, ekstrakt słodowy z jęczmienia, emulgator: lecytyna sojowa), tłuszcz palmowy, mleko pełne w proszku, pasta kawowa 4% (kawa 63%, tłuszcz rzepakowy, emulgator: lecytyna sojowa), serwatka w proszku, cząstki pomarańczowe 1,3% (syrop glukozowy, zagęszczony sok pomarańczowy 30%, przecier z moreli, fruktoza, substancja zagęszczająca: alginian sodu; naturalny aromat pomarańczowy), naturalny aromat pomarańczowy, emulgator: lecytyna sojowa
-----------
Nie lubię zarzutów dotyczących tego, że jestem jakoś szczególnie wybredna (choć jestem) i zakładania, że pewnie brzydzę się np. Wedlem, Milką. Szczerze? Są mi obojętne, bo rozumiem, że mają grono swoich wielbicieli - ok. Mało tego, cieszę się, jak także im coś smacznego wyjdzie. Od razu do głowy przychodzą mi Wedel Cookie o smaku Cheesecake i właśnie Cookie Orange Mocha. Byłam w szoku, że z przyjemnością na przestrzeni paru dni prawie całą sama zjadłam. Tyle mi wystarczyło. Gdy wróciła rok później w nieco zmienionym opakowaniu, a Mama wciąż wypominała, że dostała tylko kostkę, postanowiłyśmy ją kupić. Wiecie, że wciąż liczyłam, że mi posmakuje, jak wtedy? Gdy rok temu wrąbałam się w posiadanie kilku Wedli, z których każdy kolejny przebijał pod względem niesmaczności poprzedniego, pojawiały się pytania, czy naprawdę wierzyłam, że to mogło mi smakować... Hm, szczerze-szczerze? Czasami tak. Czy to naiwność? Nie wiem, przy tym też znowu się łudziłam. A wyszło... jak wyszło, stąd aktualizacja.
Otóż gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam smakowity splot kawy i pomarańczowy w cukrowym, mleczno-czekoladowym towarzystwie.
Struktura była taka, jak zapamiętałam.
Gdy tak wszystko miękło i zalepiało... poczułam znajomy smak. Proszkowo-cukrowa czekolada... znów wydała mi się inna niż klasyczny, znienawidzony mleczny Wedel. Powtórka z poprzedniego roku - Orange Mocha smakowała dokładnie tak samo, jak poprzednia wersja. Wydaje mi się, że nie zmienili nic, a nic. Intensywne, soczyście pomarańczowe i smakowicie kawowe nadzienie dominowało i to za sprawą tych nut, które uczyniły degustację przyjemną. Ciastko neutralizowało ich napastliwość i wyszło przyjemnie, bo moc smakowa reszty ukryła jego margarynowość. Ogólny posmak czy to właśnie oleju palmowego, czy sztuczności niby był, ale jakoś w to wszystko się wmieszał, że nie przeszkadzał.
E. Wedel Orange Mocha Cookie w tym roku potwierdził, że jest "TYM Wedlem", pysznym w swojej plebejskości. Fakt, tym razem większa część powędrowała do Mamy, ale taka była umowa. Żeby na Waszych twarzach pojawił się uśmiech dodam, że podzieliłyśmy to tak, że dostała wszystkie brzegi z racji tego, że nie cierpię samej czekolady mlecznej Wedla. Mama po prostu zakochała się w tej czekoladzie.
Ocena 8/10 zdecydowanie podtrzymana.
Ocena 8/10 zdecydowanie podtrzymana.
PS Które opakowanie bardziej Wam się podoba? Mi z poprzedniego roku, bo te prezenty na nowych kojarzą mi się z logiem FaceBooka.
Smak w ogole nie dla mnie. Nie jestem fanka kawy, a cytrusy to jedne z moich mniej ulubionych owocow :p ponadto jadlam kilka czekolad Wedla z herbatnikami i uwazam, ze te ciasteczka smakują sama mąką i margaryna :(
OdpowiedzUsuńInne smaki tego Cookie poraziły mnie swoją okropnością. Ja bym jeszcze, obok margaryny i mąki, dodała cukier. Tragedia. I pomyśleć, że po tej nastawiona tak pozytywnie, kupiłam parę smaków.
UsuńMój Tata w prezencie dostał podobną tylko nie cytrusową a z herbatnikiem i czekoladowymi ciasteczkami - bardzo mu smakowała. Ta pewnie również przypadłaby mu do gustu ;)
OdpowiedzUsuńKokosowa i Korzenna Cookie mi nie smakowały, więc nie ma tu zasady, że jak jedna z tej serii komuś smakuje, to i inne. :P
UsuńMój Tata nie wybrzydza :P
UsuńMam i czeka na testy :D Ja teraz gdy kupuję słodycze na Allegro to...w sklepie też nic ciekawego już nie widuję :P
OdpowiedzUsuńOstrzegam jednak przed Korzenną Cookie i Kokosową - o wiele gorsze od tej.
UsuńKorzenna już jedzona - mega się zawiodłam :(
UsuńWspółczuję. Ja się w sumie aż tak bardzo na nią nie nastawiłam, bo nie lubię Wedla.
UsuńJa niby też nie lubię, ale jak widzę korzenne smaki w połączeniu z czekoladą to wyobrażam sobie coś pysznego, a tutaj - no porażka :(
UsuńZnam to, ale w tym sezonie szokująco wiele korzennych czekolad bardzo mnie zawiodło.
UsuńJadłyśmy różne wersje nowych smaków czekolad z Wedla ale na tę w ogóle nie spojrzałyśmy przez wzgląd na to połączenie :D
OdpowiedzUsuńTeż już nieco tych nowych pojadłam... Stwierdzam, że ta się po prostu Wedlowi udała. Cudem chyba.
UsuńJadłam niedawno dwa inne warianty, ale rozpoznaję moje wrażenia w Twoim opisie. Oczywiście niektóre aspekty - chociażby tłustość - przyjęłam o wiele lepiej (uznałam ją za atrakcyjną), jednak odnotowałyśmy to samo. I oczywiście też wspomniałam w recenzjach o 3Bicie, bo trudno nie mieć tego skojarzenia.
OdpowiedzUsuń* ptasiego mleczka
Ja już też inne jadłam i... Jestem ciekawa, co się u nas pokryje, a co będzie różnić w recenzjach PB.
Usuń