wtorek, 2 lipca 2019

E. Wedel Peanut Butter Cookie mleczna z nadzieniem o smaku masła orzechowego z chrupkami pszennymi i herbatnikiem

Po strasznie cukrowo-chemicznym Wedlu o smaku grzańca, postanowiłam sobie przedzielić zimowe limitki tej marki tabliczką z nowej serii (nowej stosunkowo do tego, jak długo Wedel jest na rynku) Cookie, bo akurat ona jakoś, jak na Wedla, zdobyła moje zaufanie. Gorzej, że ogólnie nie mam zaufania do słodyczy o smaku masła orzechowego - rzadko wychodzą tak masłoorzechowo, jak bym chciała. Naprawdę trudno jest też mieć zaufanie do czegoś o takim opisie. "Z nadzieniem peanut butter" - muszę to sobie gdzieś zapisać i czytać za każdym razem, jak najdzie mnie na umartwianie się.


E. Wedel Peanut Butter Cookie to czekolada mleczna o zawartości 29 % kakao "z nadzieniem peanut butter (37%) z orzeszków arachidowych i herbatnikiem (10%)", czyli z kremem o smaku masła orzechowego z chrupkami pszennymi i herbatnikiem.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach fistaszków, wtoczonych w margarynowo-cukrowoczekoladowe tło, co skojarzyło mi się z Pierrotem. Dopiero po przełamaniu / przekrojeniu fistaszki wydały mi się bardziej słonawe, a zapach odlegle reese'sowo-masłoorzechowy. Wyraźnie natomiast poczułam zapach ciastkowy, na tyle słonawy, że niemal krakersowy.

Całość w dotyku była tłusta i sprawiała wrażenie miękko-konkretnej. Twardawa z racji grubości tablica składała się z grubej warstwy czekolady, skrywającej krem z gatunku tych plastycznych i miękkich oraz kruszącego się herbatnika.
Gdy gryzłam, nadzienie potwierdziło swoją plastyczność, przekładającą się na to, że nie tak łatwo to porozwarstwiać, ale da się.
W ustach bezsprzecznie wszystko już po chwili stawało się miękko-tłustym, bardzo zalepiającm ulepkiem a'la ciepła plastelina.
Czekolada rozpływała się gęsto i powoli w tłusto-proszkowy sposób. Krem był od niej bardziej miękko-tłusty, margarynowy. Wydał mi się bardziej pylisty niż proszkowy, ale to pewnie z racji kontrastu do niej, bo wedlowska czekolada jest proszkowa, jak mało która inna. W kremie zatopiono chrupiąco-skrzypiące (kojarzące się pod tym względem z cukrem lub przynajmniej czymś karmelizowanym) kulki pszenne. Było ich całkiem sporo.
Herbatnik okazał się świeży, chrupiący - gdy w porę użyło się zębów, albo (wolę tę opcję), nasiąkający, mięknący i rozpływający się spójnie, leniwie wraz ze wszystkim innym. Mimo kruchości i chrupkości, był bardzo tłusty.
Całość wydała mi się margarynowo-obrzydliwa, choć herbatnik w dość udany sposób to neutralizował (mimo że sam tłustości też dokładał). Kulki jakoś nie miały tu znaczenia.

W smaku już czekolada uderzyła cukrem, do którego dość szybko dołączył wyraźne mleko. Nie był to smak ani obrzydliwie "mleczkowego" Wedla sprzed lat (jak ja go nienawidziłam!), ani czysty cukier Wedla o smaku grzańca. Mimo to, coś w nim dziwnego pobrzmiewało - nuta taniości.

Krem słodycz kontynuował. Oprócz cukru podrzucił jednak sporo soli, za którą pomknęło mnóstwo margaryny i wyciszony, fistaszkowy smak. Margaryna mieszała się z mlecznością, a orzeszki ziemne najpierw (w towarzystwie czekolady) kojarzyły się z margarynowym Pierrotem. Potem już bardziej zahaczały o margarynowe, mdłe masło orzechowe. Pojawiło się w tym jeszcze więcej soli, która nie przełamała słodyczy. Słodycz i słoność po prostu były obok siebie - obie bardzo silne. Cukrowość, ale chyba i słonawość, podbijały kulki, na które po dłuższym czasie zaczęłam trafiać językiem. Miało to dziwaczny, dość "obrzydliwawy" wydźwięk. W tle pobrzmiewała sztuczność - jakaś taka cukierkowa... cukierkowo-pseudoowocowa (?).

Próbując trochę osobno (lub gdy gryzłam tak, by było jak najmniej paskudnej czekolady), miałam wrażenie, że nadzienie to zalatuje margarynowym popcornem... A przynajmniej "zapachem popcornu z kina" (nie jadłam popcornu od kilkunastu lat?).

Herbatnik szybko wkroczył do gry jako smak mocno wypieczony - aż lekko przesadnie - w połączeniu z solą kojarzący się z krakersem. Cała tłustość (margaryna) tylko skojarzenie to podbiła.
Obok "słonej chrupaczowości", wszystkie części, także właśnie ciastko, dokładały tylko słodyczy.

Rozgryzane kulki pszenne niby wnosiły jakiś lekki posmak (popcorn?!), ale sprawiały wrażenie bezsmakowo-cukrowych. Chwilami właśnie wydawało mi się, jakby były to jakieś bryłki cukru lub soli, więc przez nie było jeszcze dziwniej.

Końcówka należała do słonych, mocno wypieczonych chrupaczy, margaryny i cukrowo-masłoorzechowej nutki. Ona gdzieś tam się plątała, jakby zupełnie zagubiona. Cukrowa czekolada pod koniec odrobinę ją podkreśliła, ale sama nie była zbyt wyrazista.

Margarynowa wypieczoność, słodycz i sól w asyście fistaszków pozostały jako posmak. Czułam się, jakbym wszamała jakieś krakersy i ciastka oraz coś margarynowo-czekoladowo-orzeszkowego... może z odrobinką nuty Reese's. Wydawało mi się, że tłuszczu z ust i palców szybko się nie pozbędę.

Hm, to czekolada... podła, która może znaleźć niewymagających amatorów. Lubię czekolady z solą, ale ta? Ta była słona, a jednocześnie cukrowo-słodka. Nawet sztucznawość mi tak nie przeszkadzała jak połączenie słodkiej margarynowości i soli, która kojarzyła się z tłustymi i słonymi przekąskami, a z masłem orzechowym o wiele mniej. Chyba że takim, w którym orzeszki są pół na pół z margaryną. Trochę masłoorzechowa wersja Pierrota? Albo coś jak Milka Tuc z mnóstwem margaryny i zaleciałością Reese's. Tylko że takie... mdłe, nijakie.
Ja w tym doszukałam się wiele dziwnych nut, niby znikomych, ale jednak dokładających się do obrzydliwości. Bezsensownym dodatkiem wydają mi się te kulki pszenne. Wyszły dziwnie. Gdyby tak dali orzeszki... Może przynajmniej bardziej arachidowo by było.
Mimo że nie straszliwie wyjątkowo niesmaczne, to było tak wyciszone, że po jednej kostce po prostu mnie stopowało, dalej nawet gdybym chciała, nie mogłabym jeść. Drugą spróbowałam po paru godzinach, ale tej to już nawet nie dojadłam do końca...
Resztę oddałam Mamie. Kojarzyło jej się ze słonym Pierrotem i "czymś znajomym"; myślała, że chrupki pszenne to kryształki soli. Najpierw zjadła sporo, a i tak nie umiała powiedzieć, czy jej smakuje, czy nie. W końcu uznała, że chyba raczej pozytywnie to wyszło ("złe na pewno nie było"). I dziwiła się, że "tak słono, a jednak nieźle". Jak jej powiedziałam, że to niby o smaku masła orzechowego (jada je codziennie na śniadanie) nie mogła uwierzyć ("nie wpadłabym!"). Kiedy kończyła innego dnia, doszła do wniosku, że czekolada jednak bardzo jej smakuje, choć, że masło orzechowe to: "no, jak wiem, że to ono, to jakoś je tam czuję".


ocena: 5/10
kupiłam: Tesco
cena: 8,99 zł (promocja)
kaloryczność: 525 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada mleczna 53% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E 476; aromat), cukier, herbatniki (mąka pszenna, cukier, tłuszcz palmowy, syrop glukozowo-fruktozowy, skrobia ziemniaczana, mleko odtłuszczone w proszku, substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu, pirosiarczyn sodu; jaja w proszku, sól, ekstrakt słodowy z jęczmienia, lecytyna sojowa), tłuszcz palmowy, serwatka w proszku, miazga z orzeszków arachidowych 6,8%, chrupki zbożowe (mąka pszenna 69%, cukier, słód pszenny 10%, substancja spulchniająca: wodorowęglan sodu; lecytyna słonecznikowa, sól, aromat), miazga kakaowa, sól, lecytyna sojowa, barwnik: ekstrakt z papryki

9 komentarzy:

  1. Pierroty rzeczywiście mają margarynowy wydźwięk, ale o dziwo mi on bardzo smakuje :D jezeli tutaj ten posmak jest czymś podobnym, to na pewno polubilabym te tabliczke. No i bardzo lubie mocno slono slodkie slodycze, nawet jeśli są przesłodzone, bo bardzo lubie jak wyraźnie czuć sól mimo wszystko - jak w Reeses. Ciekawe tylko, czy wyczułabym to masło. Orzeszków w składzie w sumie nie jest zbyt hojnie dane... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że poodbnym, ale według mnie chyba nieco mniej odpychającym.

      Po Wedlu akurat nie spodziewałam się większej hojności.

      Usuń
  2. Jak długo ciumkałaś kostkę, że aż Ci ciacho zmiękło? Moje było idealnie kruche od pierwszego do ostatniego chrupnięcia. Skądinąd uznałam je za fajne, choć chyba niepotrzebnie słodkie (nie pamiętam soli, ups). Krem wg mnie PB nie jest, a czeko nie urzeka, acz całokształt jest taki... no, spoko oko na raz.

    PS Milkę Tuc kochałam (nie wiem, jak byłoby dziś), a Reese's nie lubię od zawsze. Nie pasuje mi zestawienie ich z Wedlem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, stoper mi siadł. Nie no, ja po prostu kładłam do ust i ki się tak rozpływała. Językiem może ciastko trochę liznęłam, ale tak to nie ciumkam, rozpływa się. Jak ciumkam, to właśnie ciastka itp. zawsze są bardziej chrupiące.

      Usuń
  3. Mój Tata jadł i mówił, że bardzo smaczna ale on nie jest wymagajacy xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście nie jest, chociaż ona rzeczywiście może smakować, jak ktoś pewne rzeczy toleruje bardziej niż ja.

      Usuń
    2. Mój Tata stwierdził, że przypomina mu ciastka... to i smakowało ;)

      Usuń
    3. Mi im bardziej czekolada przypomina coś innego niż czekoladę, tym smakuje mniej.

      Usuń
    4. Nie dziwię się - czekolada ma być czekoladą

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.