Doskonale pamiętam, jak to przy mlecznych Zotterach Nicaragua 50 % i 60 % intensywnie myślałam, jak bardzo chciałabym spróbować ciemnej interpretacji na temat tego regionu marki. Niemal siłą woli usiłowałam na Zottera wpłynąć. I co? W końcu chyba się udało, haha. Tamte były niezwykłe, więc liczyłam, że tym razem to się nie zmieni, jednak na koniec nowych zakupionych, ta została mi trochę z przypadku. Czyżby zadziałał Kosmos, jakaś Karma (karma jako pokarm dla duszy w sensie dobre kakao, tak?). Mało tego, okazało się, że dzień degustacji przypadł na dzień publikacji Alexandre Nicaragua 70 % (a kolejka wpisów jest u mnie kilkumiesięczna, więc to naprawdę dziwne).
Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że kakao, z którego wyprodukowano tę tabliczkę przypłynęło do portu w Hamburgu prosto z Nikaragui pierwszym od 20 lat żaglowcem, dzięki załogom Brigantes i Timbercoast. Ahoy!
Zotter Labooko Nicaragua Sail Shipped Cocoa 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Nikaragui.
Czas konszowania wynosi 19 godzin.
Po otwarciu poczułam intensywną woń prażonych orzechów, wśród których znalazły się ziemne, włoskie, a także migdały... mało że prażone, to chyba karmelizowane i... solone? Tabliczki dosłownie pachniały wodą morską, oceanem... plażą z kokosami? W tej mokro-słonawej toni bez trudu wyłapałam również charakterne marynowane (?) tudzież suszone owoce. Śliwki i jakieś bardziej pudrowe.
Przy łamaniu czekolada trzaskała ładnie, lecz cicho, mimo twardości. Już przekrój sugerował gładkość.
W ustach rozpływała się powoli i idealnie gładko, pozostawiając tłuste, aksamitne smugi. Miękła, lecz cały czas zachowywała pierwotny kształt. Zalepiała tylko trochę, w wilgotny, wodniście-gęstawy sposób, który jednoznacznie kojarzył się z sosem.
W pierwszej chwili trafiłam na wysoką słodycz, do której szybko dołączyła wyrazista, acz szlachetna gorzkość. Przybyły w niej orzechy (włoskie?) / migdały prażone i karmelizowane do niemal cukrowego poziomu... który zrównał się z gorzkością (orzechowo-słodową?).
Słodycz rozwinęła się w karmelowym kierunku. Nie był to jednak mocno palony karmel, a słodki i tonący w ogromie śmietanki. To był zdecydowanie bardziej cukrowy karmel, który z racji prażonego klimatu (nie całkiem z nim powiązanym, a też takim jak na gorącej plaży) nagle stał się cukrowymi, grubymi waflami duńskimi. Wypieczonymi mocno, z niemal słonawą nutą. Orzechy (cały miks pod przewodnictwem włoskich i ziemnych) mieszały się z waflem, przypominając o gorzkości. Wydaje mi się, że wyłapałam tu również motyw plaży i kokosa - całej łupiny orzecha i śmietanki. Chyba że były to lody śmietankowe?
W drugiej połowie rozpływania się kęsa słodycz za sprawą wilgoci i pazurka konkretniejszych nut upuściła trochę owoców. Prażoność i w tym temacie zabrała głos. Rozgrzewając, zasugerowała lekką pikanterię. Z racji ciepłego wydźwięku, pomyślałam o suszonych, ale wciąż soczystych owocach z cukrem - tym naturalnie wydzielającym się na ich powierzchni. Cierpkawe, niemal czarne figi i... cierpkie śliwki? Coś jak cierpko-słonawe marynowane japońskie śliwki ume? Albo też jakieś jagódkowate... może niekoniecznie suszone? Słodko-pudrowo... podgniłe?
W końcu śmietanka i orzechowo-prażony smaczek wciągnął owoce. Cierpkawość wlała się w gorzkość, dzięki czemu zwyciężyła wreszcie ze słodyczą. Końcówka była gorzko-szlachetnym uderzeniem kakaowo-słodowej mocy. Jakby podkreślonego wiatrem od morza... wiejącym o poranku, gdy jest jeszcze chłodno, a my z kubkiem kawy czekamy na nadejście kolejnego upalnego dnia.
W posmaku pozostała gorzkość: taka orzechowa, opływana przez kawę; motyw prażono-słodowy i morski oraz lekka cierpkość słodkich owoców. Czułam również śmietankowość... ale raczej jako tłustość (jak lodów śmietankowych?).
To była bardzo obrazowa, smaczna czekolada o niesamowitej głębi, ale o bardzo prostych nutach. Silna słodycz karmelu właściwie prowadziła, choć orzechowe prażenie i gorzkość jej nie odstępowały. Ogrom śmietanki wszystko to zacnie wymieszał, wyważył. Delikatny motyw owoców (suszonych i słodko-cierpkawych) wyszedł charakternie, a gorzka końcówka dopełniła wszystkiego.
Ciekawe było skojarzenie z morzem / oceanem.
To niczym plażowanie i jedzenie śmietankowych lodów z sosem (struktura sosu) w bardzo słodkim waflu. Morska bryza... lenistwo i zasłodzenie, orzechy, trochę owoców... aż tu nagle finał: smakowita gorzkość i... koniec. Taak, takie zwieńczenie.
Podobna do mlecznej 60 % z racji całego karmelizowania, orzechów i śmietankowości oraz struktury kojarzącej się z sosem (co łączy ją też z 50 %). Podlinkowane były jednak bardziej słodkoowocowe i kawowe. Jeśli chodzi o charakterne owocowe nuty 60 % to raczej wino, tutaj - specyficzny smaczek suszono-marynowanych.
Śmietankowość tamtych nie dziwiła, ale tu? Manufaktura Chuno też była śmietankowa, ale jak podlinkowane - słodkoowocowa i kawowa. Wszystkie karmelowe, dość wilgotne... Ta jednak bardziej. I zdecydowanie bardziej morska. Przynajmniej to mam na pocieszenie, bo tak wyczułam dosłownie to samo, co na opakowaniu obiecał producent (a lubię wyczuć coś "swojego", mieć poczucie że daną rzecz czułam tylko ja - taka osobista więź z czekoladą).
Nie ukrywam, że tyle karmelu bardziej pasowałoby do mlecznych wersji. W przypadku tej wolałabym więcej owoców, na które czułam w przypadku innych z Nikaragui czy nawet tych, które wyłapałam tu, bo były ciekawe. Wolałabym też więcej kawy, która właściwie pojawiła się tylko na koniec.
Na plus ogrom orzechów i morska bryza, ale z kolei plaża i lody w waflach duńskich to niezbyt mój klimat. Konsystencja też bardzo ciekawa, ale niezbyt w moim stylu (tłusta i sosowata).
ocena: 8/10
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Zawsze wyczuwasz w czekoladzie to, ci producent napisał na opakowaniu? ;)
OdpowiedzUsuńCzęsto czuję podobne albo o nieco innym wydźwięku. Nie powiedziałabym, bym często czuła dokładnie to, co napisał producent.
UsuńBardzo mi smakowała, odebrałam ją jako mocno herbacianą, jedna z moich ulubionych nowości, muszę zamówić ponownie. Jakoś nie przypominam sobie natłoku karmelu.
OdpowiedzUsuńNatłokiem mimo wszystko bym tego nie nazwała, ale sporo rozmaitego rodzaju czułam.
UsuńW zdaniach orzechowych czekolada brzmi ciekawie. Kiedy jednak wyjeżdżasz z wodą morską i jej słonością, cofa mi się. Jako dziecko nie raz gulnęłam co nieco Bałtyku i nie raz się po tym zrzygałam prosto do morza. Sorry za dosłowność :D Z kolei "motyw plaży" to bułka pszenna z żółtym serem i piaskiem. No nie, nic już nie uratuje tej tabliczki w moich oczach. (Tłustość śmietankowych lodów - sprzedawanych przez LODY, LODY, ZIMNE LODYYYY, wokół których lata rój os).
OdpowiedzUsuńA oceany są tak słone od spermy wielorybów, bla bla, mnie nic nie obrzydzi, więc nie masz za co przepraszać. Na szczęście mi morski wietrzyk nie kojarzy się z podtapianiem się w wodzie.
UsuńWokół lodów są osy? Mi się raczej kojarzą z pączkami i goframi.
Gofry sprzedaje się na plaży? Pączki, taa... Moje dzieciństwo to jagodzianki z lukrem i piaskiem, które spalało się w 5 minut, uciekając przed osami.
UsuńOstatnim razem byłam nad Bałtykiem na plaży chyba gdy miałam jakieś 10 lat, więc piszę o moich wyobrażeniach. Zapamiętałam budkę z goframi i wtedy to był szał, myślałam, że teraz to standard.
UsuńObecnie jak np. przez rynek idę i widzę jakieś pączkarnie... gablotki... i więcej os niż żarcia, to aż przyspieszam, nie zbliżając się. Że ludziom to nie przeszkadza?! Znaczy się osy, a nie moje przyspieszanie.
Ne no, gofry nad morzem to standard każdego miasta, nawet najmniejszego. Tylko na plaży nikt ich nie je. Raczej podczas spacerowania po miasteczku.
UsuńDobra, to wydźwięk tej tabliczki to w takim razie wczasy nad morzem w pigułce, jak szkolne streszczenie lektury.
Usuń