Uwielbiam, kocham wręcz orzechy, ale nie jestem typem osoby, która by je sobie ot tak chrupała. Czasem do jakiegoś obiadowego dania sobie dodam, ale żeby np. usiąść i chrupać orzechy to jakoś nie. Wyjątkiem są... nerkowce, do których długo byłam sceptyczna. Wydawały mi się za niewyraziste, tłusto-miękkie itd. Teraz jednak odkryłam, że w sumie w jedzeniu lubię takie delikatne (ktoś może by powiedział, że mdłe) smaki i właściwie to jedyne orzechy, które zdarza mi się chrupać np. oglądając coś. Rzadko, bo rzadko, ale jednak (w sumie są jeszcze włoskie / pekany i pistacje, ale te to już w ogóle rzadko, bo problematyczne w dobieraniu się do nich). W ogóle w orzechach nerkowca na dobre zakochałam się dopiero jakoś w 2017-18, więc w sumie niedawno, toteż gdy tylko zobaczyłam tę czekoladę, musiałam ją mieć. Czytając, czym jest, pomyślałam o Zotter Pineapple + Cashew i choć tamta była pyszna, liczyłam, że ta będzie jeszcze lepsza.
Gdy tylko rozcięłam opakowanie, poczułam zaskakująco wyrazisty zapach orzechów nerkowca, osnutych nutką soli i szlachetnie gorzką czekoladą o wydźwięku palonej kawy. Mieszała się z orzechami za sprawą drzewnych i duszno-fistaszkowych nut. Wydźwięk był ciepły, choć nie zabrakło rześkiego mleka i lekkiej soczystości (do głowy przyszła mi "ananasowa kawa"). Po przełamaniu nasiliły się słonawe nerkowce, ale i mleczność, tym razem bardziej słodko-maślana.
Gruba, nie za duża tabliczka była kamiennie twarda. Trzaskała głośno i całościowo, bo nie tylko gruba (z jednej strony) warstwa czekolady taka była, ale również środek. To nie typowy (miękki) nugat czy nadzienie właśnie, a tabliczka Nougsus Nougat oblana dodatkową warstwą czekolady. Z tą różnicą, że Nougsusy są gładkie, a tu zatopiono całe sztuki orzechów.
W ustach obie części rozpływały się powoli i gładko. Ciemna mleczna idealnie kremowo-gładko, lekko tłusto. Pozostawiała nieco wodniste smugi, bez jakiegokolwiek zalepiania.
Środek zalepiał nieco bardziej, ale tylko trochę. Pozostawiał bowiem gęstsze, ale wciąż lekko wodniste (już bardziej soczyste?) smugi. Cechowała go wysoka i idealnie gładka tłustość. Rozpływał się bardzo powoli z racji tego, jak niecodziennie zbito-twardy (jak na "nadzienie") był. W zasadzie na sam koniec odsłaniał całe orzechy nerkowca, jak również ich połówki. Były lekko podprażone i cudownie świeżo-miękkie. W oczywisty sposób tłuste, że aż wilgotne i kremowe.
Całość odebrałam jako idealnie gładko-spójną.
W smaku czekolada przywitała mnie smakiem grillowanych orzechów (miksu), gorzkością palonej kawy i wręcz wytrawną cierpkością. Była minimalnie słodka również w palony sposób, trochę złagodzona maślaną nutką, ale w ciemno... powiedziałabym, że to delikatna ciemna, nie zaś mleczna czekolada.
Mlecznoczekoladowość nakręciło dopiero "nadzienie". Dołączyło do wierzchu poprzez słodycz, wzmacniając ją w kontekście słodkiego karmelu oraz właśnie orzechową maślaność. Skojarzyło mi się z rozgrzanymi słońcem drzewami. Maślano-mleczna fala przywiodła delikatne orzechy nerkowca, odrobinę podkręcone szczyptą soli.
Nagle wszystko zalało tsunami wanilii i cynamonu. Słodycz na dobre zmieszała się z rozgrzewającymi przyprawami, nadając całości cieplutko-uroczego klimatu. Karmel, wciąż palony, mieszał się z mlekiem i ogromem maślaności, co skojarzyło mi się wręcz z dobrą białą czy dokładniej karmelową czekoladą.
Ogrom słodyczy nie zabił jednak lekko podprażonych nerkowców. Wręcz przeciwnie. W pewnym momencie wyrazisty smak tych orzechów został cudownie wyniesiony na piedestał właśnie poprzez waniliowo-karmelowo-maślaną słodycz i... korzenną pikanterię. Cynamon obecny niemal od samego początku wydawał się coraz ostrzejszy. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyraźnie poczułam ostrą goryczkę pieprzu, wydobywającą mleczno-ciemną czekoladę. W pewnym momencie słodycz wanilii i ostrość pieprzu wręcz zadrapały w gardle.
Pikanteria zwróciła moją uwagę na leciutką, egzotycznie rześką soczystość bliżej nieokreślonego owocu. Tchnęło to w kompozycję coś orzeźwiającego, cudownie przełamując słodycz / tłustość.
Orzechy nerkowca wyszły z tego obronną ręką, bo wszystko tylko je nakręcało... Ich naturalnie maślano-słodkawy smak w całym tym cieple bliżej końca obłędnie mieszał się z wanilią i wycofaną mlecznoczekoladowością. Podrasował je także wyraźny ostry pieprz i leciuteńka sól. Gdy pod koniec zabrałam się za rozgryzanie i wysysanie całych... Orzechy nerkowca - to był smak numer jeden. Definitywnie. Wyrazisty jak tylko to możliwe i boski, niczym nie zakłócony. Rozgryzane w trakcie "obok" też radziły sobie genialnie.
W posmaku pozostały orzechy nerkowca, ale też pieprzno-cynamonowo-waniliowa fuzja, silna słodycz i ogólną orzechowość. Trochę było w tym rześkości, trochę czekoladowości, ale przede wszystkim orzechy i zacna maślaność.
Całość zachwyciła mnie. To nie tylko moc orzechów nerkowca, ale także słodycz w najlepszym wydaniu. Szlachetna, bogata... tak cudownie waniliowo-karmelowa, podana na korzenny sposób w mleczno-maślanej toni, że po prostu cudowna. Pikanteria pieprzu nie była nachalna, a jednak dodała pazura. Ananasa na szczęście czuć w znikomym stopniu - więcej by nie pasowało, a taka ilość nadała tabliczce lekkości. Bardzo podobało mi się to, jak wyszła czekolada na wierzchu. Uwierzę nawet, że to błędy w tłumaczeniu, tak ciemnoczekoladowo smakowała (pewnie przez kontrast*).
Proporcje warstw, to jak jedno drugim oblano... Tu już można by się poczepiać, bo nierównomiernie, więc można by pomyśleć, że byle jak, ale... Ja to odebrałam raczej jako dające wiele możliwości. Normalnie, silna słodycz sama w sobie mnie nudzi, a tu... gdy miałam możliwość spróbowania różnych "wariantów", było świetnie. To w zasadzie nerkowcowa Nougsus, a więc czekolado-nugat, tabliczka oblana dodatkową warstwą czekolady z orzechami i pieprzem w środku. Hm, czuję, że o ile Nougsus mogłaby mnie znudzić, ta... była tym, czym nawet ja się z przyjemnością zasłodziłam.
ocena: 9/10
Skład: surowy cukier trzcinowy, orzechy nerkowca, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), odtłuszczone mleko w proszku, suszone ananasy, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, dziki pieprz, sól, sproszkowana wanilia, proszek cytrynowy (koncentrat soku cytrynowego, skrobia kukurydziana, cukier), cynamon
*Chyba, że w opisie po prostu coś pokręcono, bo nawet na oko wyglądała na jakąś "ciemnawą" i w dłuższym słownym opisie na stronie po angielski jest: "The bar is covered in exquisite dark chocolate.", mimo że w krótszym: "Milk Chocolate with cashew nougat...".
*Chyba, że w opisie po prostu coś pokręcono, bo nawet na oko wyglądała na jakąś "ciemnawą" i w dłuższym słownym opisie na stronie po angielski jest: "The bar is covered in exquisite dark chocolate.", mimo że w krótszym: "Milk Chocolate with cashew nougat...".
Nie dość, że opakowanie piękne to jeszcze wygląd samej tabliczki strasznie mi się podoba *-*
OdpowiedzUsuńPychotka!! Skąd tyle tych czekolad bierzesz. Woow.
OdpowiedzUsuńPod każdą piszę, gdzie kupiłam.
UsuńMam podobnie z orzechami. Smakowo są super, ale ich nie jem tak o, prosto z opakowania czy miseczki. Nie najadłabym się stu gramami, a mimo tego wpadłoby do bilansu 600 kcal. Bez przesady.
OdpowiedzUsuńPoczątek to orzechy i kawa, czyli jest dobrze. Sól średnio, ale niech będzie. Konsystencja nadal gicior. Akapit o nadzieniu - najlepsza część recenzji. A potem wjechał pieprzor, którego nie toleruję w ilości choćby jednego ziarenka. I tyle było z romansu.
PS Pierwszy komentarz został dodany dla osadzenia linka, a nie wniesienia wartości do tekstu. Ja z takich komentarzy wywalam linki.
Ja najadam się 80 gramami nerkowców i uwielbiam Auchan za to, że takie właśnie paczki mają (acz pomijam, że jakościowo orzechy nie zawsze tam są tak boskie, jak powinny być).
UsuńPo Twoim komentarzu tak się zastanowiłam... Mi to pasowało, ale tak na logikę: rzadko są czekolady z nerkowcami, nerkowce są łagodne, więc można założyć, że ci, którzy je lubią, lubią delikatne smaki. To właśnie oni, a nie ludzie szukający charakternych czekolad najpierw mogą rzucić się na tę czekoladę, więc... Sama nie wpadłabym, by podkręcić ją pieprzem. Ale ja się cieszę, że Zotter wpadł.
PS Wiem, wiem i często też wywalam, ale czasem lubię dopisać coś, co wytyka głupotę takiego komentarza (choć na instagramie częściej).
Ja też odpisuję, ale wywalam link. Btw, jak opublikowałaś resztę komentarzy, wyszło na jaw, że pierwszy dodała Magda. Ofc nie o ten komentarz mi chodziło. Ty wiesz, ale na wypadek gdyby ktoś inny przeczytał, nich nie pomyśli źle.
UsuńJak wywalić link?
UsuńPS No tak, coś dziwnie z publikacją wyszło.
Nie wiem, ja wygląda edytor Google, bo ja mam blog na Wordpressie.
UsuńNo tak, nie pomyślałam.
Usuń