sobota, 28 grudnia 2019

Lindt Excellence Figue Intense Noir Avec eclats de Feuilletine ciemna 48 % z figami i wafelkami

Tę czekoladę postanowiłam otworzyć niedługo po Zotter G.Nuss.Tafel Cashews, żeby mieć bardzo "spersonalizowaną serię". O co chodzi? Otóż przy podlinkowanej pisałam, że nerkowce to w sumie jedyne orzechy, jakie zdarza mi się tak o chrupać np. do oglądania. Z kolei suszone figi to jedne z nielicznych suszonych owoców (bo jeszcze daktyle i morele), które tak same jadam (inne raczej jako pojedyncze strzały). Co prawda uważam je za tak pyszne, że już niczego im nie trzeba, przez co nawet Pacari Fig do mnie nie przemówiła tak w pełni, ale lubię tę linię Lindta mimo przesłodzenia i miękkości, więc nie mogłam jej nie kupić.
A tak już przy ogarnianiu posta uznałam, że warto zerknąć, co to "Feuilletine" - w tłumaczeniu na angielski wprawdzie "biscuit", ale to jakieś ciastko-prażynko-chrupki francuskie, dodawane do pralin. Jedząc odebrałam je jako wafelki, może i prażone (znając producentów: karmelizowane w cukrze). Ciekawe to, choć zdania sobie na temat tego dodatku nie wyrobiłam.

Lindt Excellence Figue Intense Noir Avec eclats de Feuilletine to ciemna czekolada o zawartości 48 % kakao z figami i kawałkami wafelków (chrupek?) typu Feuilletine.

Już podczas rozrywania sreberka uderzyła mnie woń przecukrzono-cierpkawej czekolady o wydźwięku kawy i sosu / syropu lub nawet likieru czekoladowego i/lub kawowego. Jej cukrową słodycz wzmacniały zrównane z nią niemal podfermentowane, słodziuteńkie figi. Za nimi stał również zaskakująco soczyście-świeży, wręcz winogronowy motyw.

Ciemna i lśniąca tabliczka łamała się z łatwością. Nie była miękka, ale zdradzała kremowość i tłustość. Wydawała się lekko krucha - za sprawą dodatków? Tych na oko nie było tak bardzo dużo, wystąpiły w formie rozmaitych drobinek, waflowych płatków i cząstek-kostek. Przy robieniu kęsa całość (od dodatków) ni skrzypi, ni chrupie.
Czekolada w ustach rozpływała się łatwo, szybko mięknąc i zalepiając już na trochę dłużej. Gęsta, gładka i mocno maślana (chyba nawet jak na Lindta) masa leniwie odsłaniała dodatki. Tych dodano mnóstwo - trudno o najdrobniejszy kęs bez jakiejś drobinki. Nie powiedziałabym, że fig dodali więcej, proporcje wydawały się równe.
Figi dodano pod postacią średniej wielkości kostek, kojarzących się z kandyzowanymi owocami. Były suchawe, zwłaszcza z wierzchu... tak dziwnie cukrowo-suchawe. Początkowo twardawe, przy rozgryzaniu rozpadały się częściowo na jakby grudki z cukru, choć gdy nasiąkały, rozkręcała się ich żelowo-przecierowa strona. Odebrałam je więc jako przecierowe owocowe twory, zagęszczono-podsuszone cukrem. Wydaje mi się, że i jakieś pojedyncze pozostałości po pesteczkach się zaplątały.
Kawałki chrupacza były z kolei po prostu dziwne: większe płatki i mniejsze kawałki. Najpierw trafiłam na mniejsze - w pierwszej chwili wzięłam je za kryształki cukru. Drobne, mikroskopijne wręcz trzeszczały / skrzypiały, ale i trochę rozpuszczały się. Oblepiały zęby na sekundę, by zaraz po tym zniknąć. Momentami udawały pesteczki fig.
Sporo było jednak tych płatków, które wyszły jak skrzypiąco-trzeszcząco-chrupiące wafelki (gdy skupiłam się na tych, które pozostały na koniec skojarzyły mi się z niewiarygodnie cienką miniaturką wafli duńskich do lodów). Zachowywały świeżą twardawość szkiełka-wafelka, miękły bardzo niechętnie. Gdyby były grubsze, pewnie pełnoprawnie można by je nazwać dość twardymi.
O ile przy braniu wszystkiego pod lupę miałam się do czego czepiać, tak całościowo, w trakcie jedzenia na wady łatwo oko przymknąć. Dodatki bowiem w udany sposób udawały kawałki posiekanych, suszonych fig: kostka jako takie scukrzone skórki ususzonych, a drobinki wafelko-chrupek do złudzenia przypominały pesteczki, wafelki-płatki zaś... ot, były, ale wciąż plus za niecodzienność i jakość.

W smaku najpierw poczułam przede wszystkim słodycz. Na starcie za silna, rosła błyskawicznie.
Szybko pojawił się w niej odległy motyw trochę kojarzący się z fioletowymi winogronami, sprawiający, że nie był to czysty cukier.

Ścigał go palony smaczek kakao, dodający lekką cierpkość i namiastkę gorzkawości. Wydźwięk miały z granicy kawy, a jakiegoś sosu / likiero-nalewki. To drugie nasilał "owocowawo-słodki" posmak. Figowa nalewka? Wszystko to zostało jednak złagodzone dużą ilością masła.

Czekolada, lekko naaromatyzowana winogronowo lub przesiąknięta dodatkiem, przygotowała więc już i tak bardzo słodką bazę pod wejście słodziuteńkich i delikatnych fig. Ich smak miarowo wzrastał wraz z odsłanianiem się kostki. Niestety, kostka serwowała też sporo cukru od siebie samej. Najpierw pomyślałam o figach jasnych, słabo ususzonych (jedynie lekko podsuszonych?)... takich mocno słodkich, jakby podfermentowanych. Nasilało się także skojarzenie z fioletowymi winogronami, ale mniej więcej w połowie wyraźnie, na pierwszym planie czuć figi. Bardzo słodkie, trochę przełamane neutralniejszym wątkiem, ale i soczyste. Raczej suszone, ale i o świeżych pomyślałam. Ingerowała w nie bowiem podkręcona do przesady słodycz. Przesłodzone figi nie zatraciły naturalnego smaku i cukrem nie waliły, nawet trochę soczystości upuściły, ale nie sposób w tej tabliczce nie wyłapać ogólnej skłonności do przesady.

Kawałki "prażynek" widziały mi się jako cukier, z minimalnie pszennym posmakiem, bo w trakcie rozpływania się wszystkiego, gubił się ich smak własny. Ujawniał się bliżej końca. Podbijały cukrowość, by zaraz wprowadzić element cukrowo-wafelkowy, w sumie pasujący do reszty. Kilka wydało mi się zaskakująco palono-prażonych (podkreślały skojarzenia z suszonymi, a nie świeżymi figami).

Cukrowość, jaka podskoczyła wraz z dodatkami, bliżej końca rozpływania się kęsa coraz bardziej męczyła, ale że figi nie odpuszczały, a przywróciły motyw winogron, który zrobił się bardziej aromatowo-cierpkawy, tragedii nie było. Maślana baza pozwoliła im działać, a lekka cierpkość przypomniała o sobie, wchodząc pomiędzy nie.

W posmaku, oprócz przesłodzenia, zostały figi suszone, mocno podcukrzone, lekko soczyście-słodki wątek i maślana, bardzo łagodna czekolada ciemna, wciąż z leciutką goryczką. Czułam też naaromatyzowanie, wręcz perfumowość figowo-winogronową, podchodzącą pod do bólu cukrowy likier czy coś tego typu. Nie obyło się bez cukrowo-palonych wafelków ("cukrowych" należy podkreślić).

Całość zaskoczyła mnie tym, jak pozytywnie ją odebrałam, mimo że wiele elementów bym zmieniła. Smakowo nie zrobiła na mnie wrażenia przeogromnego, bo jednak do bólu cukrowo-przecukrzona i maślana w stopniu, który już przekroczył moją granicę tolerancji (zbliżyła się aż do Tesco finest Swiss Dark Chocolate with Orange Pieces & Almonds, która wręcz mleczną udawała!), ale... właśnie figowe nuty w czekoladach często się z maślanością łączą... Słodko... no słodko strasznie, ale i wyraźnie figowo, a iluzja winogron (czyżby dodali ich naturalny aromat?) też mi się podobała. Miękko-tłusta struktura, kawałki, które kojarzyły się z kandyzowanymi owocami i trzeszczące drobinki, kojarzące się trochę z cukrem to coś skrajnie nie w moim typie, ale jednak tak wyraźnie czuć owoce, że miałam wrażenie, że to miękki, czekoladowy krem z posiekanymi figami (i wafelkami). Nieidealny, ale wciągający w swej nieidealności. Wady zlewały się z zaletami, mimo że przeważały. Ewidentnie wafelkowe płatki to dodatek niecodzienny i naprawdę dobrze zrobiony.
To czekolada, którą zjadłam ze smakiem, zasłodziłam się nią aż do zamulenia (w sumie to myślałam, że umrę). Zjadłam ją bowiem na raz (100 g czekolady / dzień to moja norma, średnio 6 dni w tygodniu, tak na oko): nie była więc tak przesłodzono-tłusta itp., że aż problematyczna, ale tak mocno osadzona w kategorii "ciekawostka na raz", że wracać do niej nie miałabym za dużej ochoty. Interesująca, ale na raz. Jako taką, uważam, że należy jej się ta sama ocena (mimo wszystkich, dość wielu wad Lindta), co Pacari Fig. Tamta była ciemną czekoladą z figami, zaś Lindt to jakby "tabliczka figowa", cała kompozycja. Dodatki w sumie wykonane porządnie, ale jednocześnie miałam wrażenie, że zbyt rozpraszające uwagę - ja bym po prostu kawałki fig dodała zamiast części dziwnych cząstek.


ocena: 8/10
kupiłam: Allegro
cena: 8-9 zł (nie pamiętam)
kaloryczność: 521 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, kawałki figowe 7% (cukier, puree z fig 31%, pulpa cytrynowa, błonnik owsiany, substancja żelująca: pektyny; aromaty), tłuszcz kakaowy, bezwodny tłuszcz mleczny, kawałki ciastek 3% (mąka pszenna, cukier, oleje roślinne: słonecznikowy, rzepakowy; laktoza, białka mleka, sól, ekstrakt słodu jęczmiennego, substancja spulchniająca: wodorowęglan sodu; lecytyna słonecznikowa, przeciwutleniacz: E306), lecytyna sojowa, aromaty

11 komentarzy:

  1. Figi nie są moimi ulubionymi owocami, ale jeśli już jem to wolę w całości bo mają fajne pesteczki :) raczej więc jem je dla struktury, nie dla smaku. Za to drugi dodatek już bardziej w moim stylu :D lubię takie wafelki bo kojarzą mi się z bajecznym. Opis brzmi dość podobnie do tego co jest w cukierku ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyobrażam sobie jedzenia czegoś tylko dla struktury.
      Z Bajecznym bym ich na pewno nie skojarzyła, choć kojarzę go jako batona; te wafelki były inne.

      PS W Carrefourach są nowe czekolady z podobnym chrupaczem (choć przetłumaczyli je na "naleśniki").

      Usuń
  2. Nie lubię zapachu cukrowych fig, bo przywodzą mi na myśl suszone morwy. Według mnie to kompilacja tony cukru, ziołowych tabletek na gardło i nieatrakcyjnej goryczy. Dlatego Lindt pachniałby dobrze, gdybyś po likierze kawowym postawiła kropkę i nie dodała niczego po niej. Konsystencja samej czekolady super, jak to w Lindcie (mlecznym, hmm, w sumie ciemnego nie pamiętam). Drobinki nie dla mnie, zwłaszcza skrzypiące cukry i kandyzowane owoce (#najgorzej). Wierzę, że dla Ciebie lubującej się w suszonych figach smak i wzrastająca figowość są super, ja jednak potrzebowałabym zmiany dodatku na daktyle. Maślana baza w porządku.

    PS "Otóż przy podlinkowanej pisałam" - Zotter siedzi w kącie i płacze.
    PPS A tescowa Orange razem z nim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię cukrowych fig, jak mi się jakieś scukrzą, myję je. Bardzo słodkie jednoznacznie kojarzą Ci się z cukrowymi? Tu nie było cukrowych fig, a takie podfermentowane (oczami wyobraźni widzę takie ciemniejsze) oraz delikatne (jasne i miękkie). Żadnych tabletek. O przecukrzeniu pisałam w odniesieniu dodatku - to nie były figi, a kostka z cukru i fig. To było cukrowe.

      Hm, jakie figi są Twoimi ulubionymi? Na pewno nie scukrzone, takich też nie lubię. Jasne, ciemne, mocno ususzone, słabiej?
      Ja lubię, jak w krążku są różne. Nie lubię takich gumowych (np. Alesto).

      PS Hm, dodawałam linki dwa razy... Potem spróbuję trzeci. Do skutku! Dzięki.

      Usuń
    2. Nie cierpię fig z krążka. (Kojarzysz mi się z nimi, bo wielokrotnie pisałaś o sympatii do nich, tyle że Ciebie dla odmiany lubię :P). Wolę typu alestowego, niemniej nie kupuję, bo figi to owoce na 3 chi. Szkoda mi czasu na coś, co mnie męczy. Na kolor nigdy nie zwracałam uwagi, zatem na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć.

      Usuń
    3. Byłam pewna, że lubisz figi, jak i daktyle! Jak mogłam tak się mylić?!
      O tak, kocham te z krążka. To taka... Smakowa taniocha dla plebsu (z owoców), nie jakieś fiu bździu "selekcjonowane". xD

      PS A ja bym zjadła jakieś dobre suszone banany... Lata temu każde mi odpowiadały, teraz? Jakieś kamienie, bez smaku itd. Jestem ciekawa, czy to gust, czy mam pecha (a nie będę w ciemno więcej kupować, bo mi potem szkoda).

      Usuń
    4. A jeszcze co do fig - kolor jest BARDZO powiązany ze smakiem (dlatego o niego pytałam).

      Usuń
  3. Matko boska masz spust :P ja bym się zatluściła i zapewne by mnie zemdlilo ... Ale sie nie dziwię ja mogę zjeść kilo jabłek na raz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszesz w odniesieniu do tego Lindta czy do 100 gramów czekolady jakiejkolwiek?
      Też mam problem ze zbyt silną tłustością, ale w przypadku tej ta nie była nie do przebrnięcia. Ogółem sama napisałam przecież, że się nią zamuliłam... Ale w sumie warto było. I moje "na raz" w odniesieniu do czekolady to minimum 2 godziny. Lubię przy czekoladzie siedzieć bardzo długo.
      O widzisz, ja bym tyle jabłek z kolei nie zjadła. ;)

      Usuń
    2. A myślałam że 100g na raz w sensie jak baton ale w 2 h to się da ;)

      Usuń
    3. W życiu! Niczego tak nie jem. To, że batony są do zjedzenia na szybko to kolejny czynnik, dla których ich bardzo nie lubię (inny, ważniejszy, to oczywiście smak i jakość). Wszystko jem bardzo wolno - śniadanie, kolacja - godzina będzie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.