czwartek, 10 września 2020

Pacari Jasmine / Jazmin ciemna 60 % z Ekwadoru z jaśminem

Czasem wydaje mi się, że czuję smak zapachu czegoś. Albo inaczej... Postrzegam w dany sposób smak jakiegoś zapachu. Właściwie trudno to nawet opisać, powiedzieć, ale mam nadzieję, że wiecie, o co chodzi. Podobnie ze smakiem rzeczy, których nie jedliśmy - można je sobie jakoś wyobrazić w oparciu o to, co znamy. Długo jednak nie byłam pewna, czy chociażby Mama w 100 %-ach mnie rozumie. Wtedy dałam jej spróbować suszone płatki róż (tak, są jadalne) i była bardzo zaskoczona, bo "to nie smak wszelkich nadzień" jakie znała, ale "dosłownie smak zapachu róż... perfum różanych". Jednocześnie przyznała, że no tak, to naturalne płatki, nie perfuma. Mówiła jednak, że wrażenie dziwne. Idąc dalej... Z różą jest łatwo. Według mnie z kolei lawenda pachnie i smakuje nieco inaczej. A co z jaśminem? Ten intensywny, piękny zapach znam bardzo dobrze, rzeczy jaśminowe też często się pojawiają (np. herbaty; ja osobiście bardzo lubię ryż jaśminowy). Jednak z całym tym bagażem wiedzy, akurat na "jak właściwie smakuje jaśmin sam w sobie?" nie umiałam udzielić sobie satysfakcjonującej odpowiedzi. Mogłam powiedzieć, że wydaje mi się, że znam smak zapachu... ale smak smaku jaśminu? Jakoś miałam problem z osadzeniem tego w realiach, toteż żywiłam nadzieję, że ta tabliczka rozjaśni mi sytuację. Trochę nie wiedziałam, czego spodziewać się po tej degustacji.

Pacari Jasmine / Jazmin to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao z Ekwadoru z jaśminem.

Gdy tylko rozcięłam papierek, obezwładnił mnie zapach jaśminu. Natychmiast przeniosłam się do wiosenno-letnich, ciepłych dni dzieciństwa. Czułam ogrom kwiatów, w zasadzie nie tylko jaśmin. Zwaliły się na mnie, ponieważ były ciężkie, jakby zawilgocone. Na pewno żywe i słodkawe w trochę duszny sposób. Płatki róż, jakieś duże białe i... właśnie dużo takich toporniejszych. Osnuwał je palony karmel, przysporzył im ciężkości, mieszając je z wręcz ziemiście-kawowymi gorzkawościami i... jednak pewna lekkość w tle się z czasem obudziła. Doszukałam się jakiegoś owocowego motywu.

Tabliczka była twarda jak kamień, toteż przy łamaniu wydawała donośny trzask, zanim ujawniła ziarnisty przekrój. Wyglądała na zbitą i zwartą. Podpadła mi tym, że łamała się nie po podziale na kostki oraz... że po oględzinach przekroju byłam pewna, iż zawiera drobinki jaśminu.
W ustach potwierdziła się jednak jedynie zbitość, zwartość. Czekoladę cechowała bowiem gęstość i idealna gładkość. Rozpływała się w umiarkowanym tempie, ale nie opornie. Mimo to długo zachowywała formę, kształt, a jedynie opływała wodniście-mazistymi, lekko tłustawymi smugami. Wydawała się nasączona, zawilgocona i aż w tym nieco lepka.

W smaku od wgryzienia się czułam szlachetne, ale ciężkie i niemal goryczkowate perfumy oraz  słodycz palonego karmelu. Podrasowany był leciutko paloną goryczką i odymionymi nutami kwiatów. Były perfumowo-płatkowe. Z jednej strony ciężkie i cierpkie, z drugiej zaś pełne życia i niejednoznacznie słodkawe.
Wyraźnie poczułam smak zapachu jaśminu, bukiet kwiatów i płatki róż. Było to coraz bardziej naturalnie-roślinne. Zupełnie jakbym miała w ustach smak kwitnącego późną wiosną ogrodu, kwiatów w nim. Lekka perfumowość pobrzmiewała,  acz nie było to sztuczne. Smakowitości i spożywczości nadawał im karmel, który otulały. Słodycz okazała się więc silna, ale wielopoziomowa i jakby zawoalowana.

Dym i wspomniana goryczka wzmocniły gorzkawy smak... Ziemi. Takiej mało spożywczej, zapleśniało cierpko-kwaskawej, ale prędko odchodzącej na tył. Ogólna gorzkość nie była bowiem wysoka, a sporo się także w niej działo.

W pierwszej chwili pomyślałam o kawie, ale z czasem coraz bardziej przypominało to napar. Napar bardzo roślinny... Roślinnie żywy, soczyście-kwaskawy. Do głowy przyszły mi młode, ale już grube i konkretne zielone badylki.

Dym prędko częściowo wzlatywał... Znikał i osiadał jako ciężkie kwiaty. Przejawiały słodkawość i zawilgocony smak kwitnącego ogrodu, trochę też kwiaciarni. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa robiło się bardzo rześko.
Za badylkami, w rosie pokrywającej je / wilgotnych roślinach snuła się wilgotna, kwaskawa ziemia, ale na pierwszy plan nie wyszła. Był tam jednak lekki kwasek. Może nawet lekko owocowy albo... taki kwaskawo-cierpki, palony?

Karmel pobrzmiewał od początku, jednak miał momenty, że przepływał przez pierwszy plan. Róże wyraźnie mieszały się z nim, jednak nie tylko je tutaj czułam.
To również kwiaty suszone i... goryczka suszonych ziół? Nie, zioła nie... Raczej herbata, w drugiej połowie wrócił napar. Je właśnie trochę uwypuklał karmel, bliżej końca może bardziej maślany - łagodniejszy. Podobnie zresztą z kawą (łagodniała). Ta z kolei robiła się delikatną kawą rozpuszczalną.
Raz po raz do głowy przyszły mi też białe kwiaty pomarańczy. Pomarańcze? Jako połączenie karmelu i kwasku? A jednak jaśmin wciąż był wyraźny.

Te ostatnie podkręcała leciuteńka, soczysta nuta cytrusów z tła. Także trochę ziemi zdradziło w niej swą obecność. Dzięki karmelowi wydawała się bardziej kawowa. Ta jednak była mocno pokryta jaśminem, jego intensywnym smako-aromatem.

W posmaku pozostał jaśmin... perfumowo-naturalny, żywy i wilgotnie esencjonalny. W mało ważnym, ale jednak, różano-karmelowym towarzystwie. Ziemio-kawa w wilgotnej tonacji też lekko się tam zaznaczała, wspomagana przez soczystą rześkość.

Ta czekolada to ciepłe lato i wręczanie kwiatów dla naperfumowanej ciotki, która budzi raczej ciepłe uczucia, a wizyta u niej jest warta nawet tarmoszenia za policzki, bowiem cioteczka ma cudny ogród pełen kwiatów i jest mistrzynią w parzeniu kawy i dobieraniu słodkości. Boski poczęstunek w boskim ogrodzie... jednak z elementami, na które trzeba przymknąć oko - tak to widzę. (Uprzedzając pytania - sytuacja i ciotka wymyślone.) Co więcej... do jaśminu chyba trudniej byłoby o lepszy region kakao, niż kwiatowy, leciutko cytrusowy Ekwador.
Czekolada była przepyszna i dziwna. Nie moja zawartość kakao, nieco przesłodzona i nieco przearomatyzowana, ale jednocześnie... niewaląca perfumami, a smakująca zapachem. Dziwne uczucie. Zjadłam ją i nadal jestem w stanie natychmiast poznać, zobrazować sobie zapach jaśminu, ale nie smak. Żeby go poznać, chyba będę musiała zjeść kiedyś jego płatki.


ocena: 9/10
cena: £4.39
kaloryczność: 555 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, ekstrakt z jaśminu (0,01%)

6 komentarzy:

  1. Czy jaśmin przeniósłby mnie do dzieciństwa? Nie sądzę, acz nie wiem, jak on pachnie. (Na pewno wiem, tylko nie pamiętam). Tak czy owak, ładny zapach ma tyn tabliczek. Konsystencja... hmm, niekoniecznie zła, choć mało moja. W smaku na pewno podobają mi się wszystkie nawiązania do bliskiego kontaktu z naturą, zwłaszcza wiosenną i poranną. Ale! Takie wolałabym perfumy, niekoniecznie jedzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konsystencja rzeczywiście jakoś nie widzi mi się jako taka, która by Cię zachwyciła.

      Co do czekolady - nie lubię zbyt perfumowego jedzenia, ale ta czekolada jeszcze nie przegięła.
      Lubię mocne perfumy, ale jednocześnie nie ganiam za perfumami. Nie wyjdę z domu bez pryśnięcia się nimi, ale aż tak nie przywiązuję wagi. I np. nie lubię pachnących kremów.
      O wiele bardziej kocham odkrywanie zapachu jedzenia i świeczek / kadzidełek / wosków. Mam takie swoje dziwactwo, że u mnie jest jakby odpowiedni czas na wszystko. Nie mogłabym np. jeść spokojnie za bardzo pachnąc. Mam czas jedzenia, czas na zapachy, itd. Nawet nie, że jakoś na czas czy dokładnie ustalone pory, ale np. że chcę zjeść czekoladę ALBO zapalić świeczkę, a nie jeść przy świecach.

      Usuń
  2. Doskonale rozumiem, o co Ci chodzi, gdy mówisz o smaku aromatu. Tak naprawdę czujemy to wszyscy, bo u człowieka zmysły smaku i powonienia są ze sobą powiązane, ale większość osób nie jest tego świadoma. Przypomina sobie o tym, dopiero gdy ma katar i nagle wszystkie smaki wydają się być przytłumione. Uwielbiam zapach jaśminu. To zdecydowanie jedna z moich ulubionych kwiatowych woni i bardzo miło wspominam jaśminowe perfumy, których używałam kilka lat temu. Jadłam płatki róży i lawendę, ale nie miałam jeszcze okazji próbować jaśminu. W tym roku dałam mamie na urodziny konfiturę z płatków jaśminu, ale spędziłam w domu tylko kilka dni i w końcu nie zdążyłam jej skosztować. Opisywaną przez Ciebie tabliczkę chętnie kupiłabym. Zgodzę się z Tobą, że do takiej typowo kwiatowej czekolady świetnie nadaje się kakao z Ekwadoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta konfitura z jaśminu to jakaś z w miarę ogólnodostępnych? Znajdę ją gdzieś? Bo przyznam, że... pierwsze słyszę.

      Usuń
    2. Dostałam ją w Auchan. Niestety nie jestem w stanie podać Ci marki, ale pamiętam, że była produkowana w Hiszpanii. Ja do wszelkich słodzonych przetworów podchodzę dość sceptycznie, bo kilka razy próbowałam konfitur różanych, które mimo że intensywnie kwiatowe były jednocześnie mdląco słodkie. Obawiam się, że konfitura jaśminowa też mogłaby być przesadnie słodka. Moja mama lubi dodawać konfitury do herbaty, jednak ja nie słodzę, więc nie wiem, z czym mogłabym zjeść tę konfiturę. Chciałam spróbować jej solowo, biorąc trochę na łyżeczkę prosto ze słoiczka, ale tak jak już wspomniałam, nie zdążyłam, więc nie wiem, czy mogę Ci ją polecić.

      Usuń
    3. Wystraszyłaś mnie jeszcze bardziej, bo jakiś czas temu kupiłam konfiturę z płatków róż i strasznie i tak boję się otworzyć, że będzie obrzydliwie słodka. Dla mnie nawet domowy dżem tylko i wyłącznie z np. gruszek jest za słodki, więc... I właśnie też normalnie takich rzeczy nie jadam. Raz na parę miesięcy jakoś z twarogiem / jogurtem / kaszą jaglaną / na kanapce z serem mogę, ale tak to nie moja bajka.
      Do herbaty? O nie, w życiu bym tak herbaty nie zanieczyściła.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.