niedziela, 27 września 2020

(Słodki Przystanek) Beskid Madagaskar Ambanja Superior BIO 80% ciemna z Madagaskaru

Większość nowości Beskidu będących jakby stworzonymi dla mnie (zawartość kakao 70-90%) natychmiast trafiło do mnie w ramach współpracy. Gdy zjadłam Zottera Labooko Madagascar 100 % uznałam, że coś mało setek mam w szufladzie. Ok, nie jest to mój typ czekolad, ale akurat z Madagaskaru mi odpowiadają. Wiedząc, że właśnie taką ma też Beskid, postanowiłam wziąć się za te posiadane i skusić się nawet na ich setki. Z każdą bowiem tabliczką tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że to marka lepsza od wielu tych tak na całym świecie wychwalanych (osobiście obecnie chyba wolę Beskid od np. Domori). Po zniknięciu JP Czekolad i po obniżeniu poziomu Manufaktury Czekolady uważam ich na pewno za najlepszą polską markę. Zanim jednak setki... Na myśl o dzisiaj prezentowanej tabliczce aż serce przyspieszało.

Beskid Bean-to-Bar Madagaskar Ambanja Superior BIO Dark 80% to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao z Madagaskaru z regionu Ambanja (północna część).

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam intensywną woń goryczkowato-soczystego grejpfruta, przyozdobionego zaskakująco mocną pikanterią pieprzu i innych przypraw (kopru włoskiego? czegoś ostrawo-rześkiego). Za nią stała też charakterna, choć jedynie trochę zaznaczona ziemistość, w którą to wmieszały się śliwki, jagody i wiśnie.
Z czasem odważyła się i wyłoniła słodycz. Reprezentowała cytrynę w wydaniu "na słodko" (jak jakiś cytrynowy krem np. z wyidealizowanych wafelków, coś lekko pudrowego). Opiewało ją subtelne, palone ciepło karmelu.

Lśniąca i wyglądająca na tłustą, konkretna tabliczka przy łamaniu okazała się twarda. Trzaskała głośno, ale jakby całą sobą krzycząc o tym, jaki to z niej tłuścioch. Ujawniła ziarniście-zwarty, pełny przekrój. Przy robieniu kęsa wyszło na jaw, że trochę trzeszczy.
W ustach okazała się właśnie jedynie gładkawa, chwilami jakby nieidealnie zmielona i pylista. Zbitość i gęstość kojarzyła się z ciężkim, stwardniałym kremem. Zalepiała jednak trochę swymi wodniście-zawiesinowo pylistymi i jednocześnie soczystymi smugami. Dzięki nim nie wyszła nazbyt tłusto, mimo że tłustości jej nie brak. Znikała powoli, ale zupełnie nie stawiając oporu.

Robiąc kęsa poczułam słodycz na stałe splecioną z goryczką, jednoznacznie należącą do pomarańczy. Dominowała, choć obok pojawił się również grejpfrut.

Z pomarańczy wylał się słodki sok, jej skórka zdawała się być lekko karmelizowaną. Pokazał się karmel - szlachetny i nienachalny, wycofany i jedynie podpinający się pod paloną goryczkę. Mignęła mi też jakaś słodko-cierpka wiśnio-śliwka.

A palonej gorzkości nie brakowało, ponieważ już w kolejnych sekundach na to wszystko nadciągnął dym. Dym szary, gęsty i gorzki. Przez moment przysłonił cytrusy, ale grejpfrut jakoś się obronił. Nagle język drapnęły lekko goryczkowato-ostre przyprawy. Pieprz, kardamon? Dym reprezentował palony klimat, w którym to doszukałam się kawy i odrobiny orzechów. Jakby kawy o orzechowych nutach?

Orzechy szybko wprowadziły pewną delikatność, wyrównały kompozycję, duet gorzkości i słodyczy. Wykorzystał to nabiał. Wyszedł bardzo delikatnie, bez kwasku, lecz mimo to kojarzył się z białym serem... czy może właśnie serem lekko podwędzonym... delikatnym jednak i dość tłustym. Mieszał się z orzechami. Pomyślałam o mleku orzechowym czy czymś takim. Kwasek troszeczkę się przebił - właśnie nabiałowy - lepkiego, wilgotnego twarogu.

W drugiej połowie rozpływania się kęsa w kwasku prześlizgnęły się owoce. Kontynuowały słodycz, ale i ku kwaskowi robiły wybiegi. Goryczka, a także już tylko sugestia pieprzności, trzymała je w ryzach. Czułam kolejno mulące, goryczkowate śliwki i wiśnie... potem też jagody... trochę podsuszone, trochę w jakimś bagniście-ziemistym otoczeniu; może podrasowane pieprzem. Gnilne akcenty... zasugerowały swoją obecność, ale nie rozwinęły się, bo szybko w to miejsce wkroczył dym i kawa.

Bliżej końca dzięki nim wróciła goryczka (ale już i kwaskawa soczystość) cytrusów: pomarańczy i grejpfruta. Zrobiło się bardziej słodko, znów trochę karmelowo. Przez paloność, która trwała cały czas, a także przez wzrost słodyczy i delikatność pomyślałam również o wyidealizowanych wafelkach cytrynowych.

Właśnie paloność karmelu i dymu, może też kawy pozostała w posmaku. Ta ostatnia dodała goryczkę, w której obracały się wiśnie i cytrusy (w wydaniu słodko-kwaśnym) oraz cierpki twaróg.

Ta czekolada wyszła zaskakująco mało madagaskarsko... tak zupełnie inaczej (mnóstwo owoców takich jak śliwki, wiśnie, jagody, podrasowanych dymem i ostrymi przyprawami), acz z wątkiem rzeczywiście silnie w jego realiach osadzonym (cytrusy: grejpfrut, pomarańcza, cytryna; twaróg, kawa).
Trochę przypominała Domori Trinitario 70 % Madagascar (też wiśniowo-jagódkową i kawową, bardziej jednak korzenną gdy o przyprawy chodzi), jak również wiśnie i karmel Fruition Chocolate Madagascar Sambirano Dark 74 %.
Bardzo mi smakowała, ponieważ do naprawdę cudnych nut doszedł jeszcze fakt niskiej słodyczy, a wysokiej gorzkości. Prawdę mówiąc, akurat Madagaskar jest jednym z nielicznych regionów, gdzie wolę silną kwaśność - tu jednak tak nie czułam niedosytu. Tylko strukturę wolałabym nieco inną (nie tak tłustą). Jedynie ona stanęła na drodze do pełni zachwytu.


ocena: 9,5/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 18,90 zł (za 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: tak

Skład: ziarno kakao, nierafinowany cukier trzcinowy

2 komentarze:

  1. Pijasz koper włoski? Jest jednym z moich ulubionych ziół. Taka dygresja odnośne zapachu. Od czego zależy wygląd tabliczek? Moja od Ciebie była bezkostkowa. Skądinąd przepiękna. Gejpfrut nie pasuje mi do twarogu, acz osobno oba twory uwielbiam. (Plus do żadnego z wymienionych nie pasuje mi dym). Czekoladę i tak bym zjadła, bo mleczna mnie kupiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie piłam, znam go tylko jako roślinę (tę wyglądającą jak cebula z koperkową czupryną). Suszony przewijał mi się "na oko" wśród kadzideł ziołowych i zawsze miałam kiedyś z nim poeksperymentować. Ostatnio właśnie poznaję różne zioła jako herbaty, więc i koper muszę w końcu spróbować.

      Kiedyś myślałam, że mleczne mają z tym pięknym wzorem, a ciemne robią z kostkami. Obecnie dużo eksperymentują, także gramatury czasami inne, np. 60 gramów, więc nie wiem, czy mają obecnie jakąś zasadę. Btw, zgadzam się, że piękna, ale chyba wolę jak ciemne są z kostkami. Do mlecznych takie wzorki bardziej mi pasują.

      Myślę sobie, że jako nuty czekolady i Tobie mogłoby to posmakować. Odkryłam, że nuty świetnie się łączą dzięki czekoladom z Madagaskaru. Gdy mówimy o twarogu-serze i grejpfrucie-owocu, nie zjadłabym ich razem. Znaczy... nie czuję potrzeby jeść ich razem, bo to nie byłoby w moim typie. Jogurt grejpfrutowy? W sumie mógłby być spoko jako smak jak dla mnie (lata temu była taka Jogobella i pamiętam, że coś mi w niej nie pasowało i bardzo żałowałam, bo samo połączenie jogurt + grejpfrut wydało mi się spoko). Twarożku z grejpfrutem nie zrobiłabym sobie nigdy. Nie, żeby mnie to odrzucało, ale po prostu nie dla mnie. Nuty w czekoladzie? Kocham.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.