sobota, 26 września 2020

Willie's Cacao 100 % Pistachio & Date ciemna z Peru z daktylami, pistacjami, migdałami i orzechami nerkowca

Jeśli mam być szczera, to nie marzyłam specjalnie o połączeniu moich ulubionych bakalii w jednej tabliczce. Owszem, raz i drugi widziałaby mi się jakaś nadziewana, ale ogólnie daktyle i nerkowce są czymś co wolę zjeść osobno, celebrując to (aczkolwiek na czekolady z nimi zawsze i tak rzucę się jak napalona, mimo że przeważnie czegoś rzeczom z nimi brak). A gdy jeszcze dodać do tego pistacje... Mniam! Migdały są w kolejności dalej, ale je też bardzo lubię. I tak wkomponować je... w setkę... Wróć. No właśnie. W setce? Setka z dodatkami? Trochę mi się to dziwnym tworem wydało, nie umiałam sobie wyobrazić, jak to się miałoby jeść, ale właśnie - zestawienie dodatków uniemożliwiło mi pozostanie obojętną na tę tabliczkę. Mimo że to Willie's  - marka kompletnie mi obojętna, bo nigdy ani niczym nie zachwyciła, ani nie podpadła - fakt jednak, że próbowałam niewiele.

Willie's Cacao 100 % Pistachio & Date to ciemna czekolada o zawartości 100 % kakao z Peru  znad rzeki Maranon z daktylami, migdałami, pistacjami i nerkowcami; sama czekolada to 47 % całości - reszta to dodatki.
Czas konszowania wynosi 21 dni.*

*Zastanawiam się, czy to nie błąd w opisie - może raczej godzin?

Gdy tylko otworzyłam, poczułam kwaskawo ziemisty zapach zrównany z mocno palonymi orzechami. Płynęły naturalnie z czekolady, mieszały się z kwaskiem ziemi, a po chwili także ogromem cytrusów. Do głowy przyszła mi jeszcze śliwka i kwaśno-słodkie suszone owoce. W kwasku ziemi odkryłam podkwaszono-karmelową słodycz daktyli, przywodzącą na myśl kakaowe raw bary, prasowane orzechowo-owocowe "chlebki". Całość wydała mi się w dodatku już w aromacie taka... pyliście-węgielno kawowa. Jak zawilgocony pył, jak... trufle.

Odnotowałam dziwne powiązanie tego efektu z zapachu ze strukturą. Tabliczka była bardzo gruba, ale już w dotyku sprawiała wrażenie delikatnej i lepkiej. Taka, która będzie mięknąć, a jednocześnie nie tłustej. Wyszła pyliście, może trochę sucho.
Przy łamaniu nie trzaskała, za to bardzo się kruszyła. Okazało się, że dodali do niej tyle dobra, że nie sposób było zrobić kęsa, by na nic nie trafić. Dodatki wystąpiły w różnej wielkości: od mikroskopijnych drobinek po ćwiartki. Część daktyli właśnie było drobnicą twardą, która udawała drobinki skarmelizowanego cukru. Większość jednak to ćwiartki i małe kawałko-słupki owoców. Niektóre nerkowce i pistacje były miękkawo-soczyście-tłustymi prawie połówkami, inne umykały jako "posiekane coś".
W ustach rozpływała się początkowo opornie, w tempie umiarkowanym. Okazała się miękko-tłusta, dziwnie zawilgocona i papkowata. Przypominała oleistą taflę zrobioną z pyłku i tłuszczu kakaowego. Była więc gładko-pyłkowa, ściągająco-zalepiająca i dziwnie wysuszająca. Mocno kojarzyła się z obtoczonymi w kakao truflami... Tylko że... była tak wypełniona dodatkami, że baza ta w zasadzie jedynie robiła za ich spoiwo - taka "szyszka", zlepek. Pod koniec sama masa wykazywała wodnistość.
Dodatki okazały się pierwszej świeżości: to, co miało chrupać, chrupało; co miało być soczyste czy miękkawe - też takie było. Suszone daktyle wyszły jędrnie-miękkawo, włókna trochę się ciągnęły, a gryzione owoce zmieniały się w papkę, pasując do konwencji (mam nadzieję, że taka była, a nie że "bo tak wyszło"). Orzechy nerkowca i pistacje dodały sprężystości, a migdały twardej chrupkości.

Od pierwszej chwili poczułam ściągającą kwaśność i mocno palony, gorzki smak orzechowo-ziemisty. Szybko pojawił się dym. Przemknęły przez to migdały, a zaraz za nimi goryczkowato-kwaskawy, pleśniowy motyw. Ziemistość i orzechy uderzyły pełną mocą. Kwaśność wydała mi się cytrynowa i węgielno-smolista, przenikliwa. Zdecydowanie dominowała. To było trochę tak, jakbym wzięła do ust łyżkę najzwyklejszego kakao w proszku.

Gorzkość po chwili się opamiętała, bo dopłynęła do niej maślaność i świeża orzechowość. Wyszło to niczym jakieś naturalne masło orzechowe 100 % zestawione z niemal miodowo-karmelowo słodkim nugatem i... olejem orzechowym? Kwaśność zrobiła się bardziej kawowo-cytrusowa, niż taka ziemista.

Nie musiałam rozgryzać dodatków, by je poczuć. Miałam wrażenie, że tabliczka miejscami przy nich mocno zabarwiła się ich smakiem. Daktyle wprowadziły zaskakująco wyraźną, karmelową słodycz. Tak oto nagle poczułam zupełnie naturalny, ale niewyobrażalnie słodki i wyrazisty smak pistacji. Po chwili trafiłam na nerkowca i byłam w szoku, jak intensywnie smakował. Trafiając na drobinki suszonych daktyli, miałam wrażenie, że to jakieś scukrzone kropelki miodo-karmelu.

Gorzkawość dodatkowo przełamał soczyście-cytrusowy i podkwaszono-owocowy kwasek. Pomyślałam o cytrusach, które jakby... wsiąkły w jakąś masę / chlebek... daktylowo-orzechowy? O tak, słodycz pojawiła się zdecydowanie. W połowie rozpływania się kęsa niemal na przodzie znalazły się suszone daktyle oraz ich karmelowe zapędy. Smoliście-setkowa kwaśność kroczyła zaraz za nimi.

Cała ta słodycz i paloność, orzechy gorzkie i jednocześnie złagodzone dodatkami na zasadzie kontrastu podkreślały się, a smaki płynęły niezwykle czysto. Pistacje wyszły nieziemsko słodko, a orzechy nerkowca dobudowały łagodność i maślaność. Kiedy trafiałam na migdały, wyraźnie je czuć, mimo że były to delikatne, bezskórkowe surowe sztuki. One i pistacje wydały się bardzo "czyste", acz po przemieszaniu z kwaśną bazą czułam się, jakby była tam też sól. Nerkowce trochę zanikały. Wśród dodatków jednak raz i drugi coś skojarzyło mi się z fasolą. Daktyle albo serwowały 150% siebie (duże sztuki), niemal drapiąc w gardle i zasładzając, albo "kropelki karmelu" (w przypadku malutkich).

Dodatki rozgryzane bliżej końca oczywiście dominowały w zależności od tego, na czego kawałek trafiłam.

Po wszystkim pozostał posmak gorzko-kwaśny, ziemi i cytrusów, ale także wyrazistych dodatków: migdałów, daktyli, pistacji i orzechów nerkowca. Czułam lekką kawowość, wysuszenie wywołane kakao oraz wyraźnie wyczuwalną słodycz daktyli o karmelowym charakterze.

Całość wyszła palono-soczyście, sucho-ściągająco, a jednocześnie jak zawilgocona chrupiąca zlepko-papka. Skojarzyła mi się z połączeniem smaku Zottera Labooko Peru 100 % oraz strukturą / formą tabliczek Pana Chocolate z mnóstwem dodatków. Chwilami bloczek ten był odpychający, ale smak... wszystko wynagradzał. Nie dość, że to w dużej mierze dobra, ziemiście-cytrynowa setka, to jeszcze tak wspaniałych dodatków dawno nie jadłam. To, jak je dodali też miało swój urok, bo rozbiło obleśność tabliczki. Było bowiem bardzo kwaśno, bardzo słodko, ale mi brakowało też takiej... czekoladowej szlachetności i wykwintności. Gorzkość wyszła bardzo ulegle w stosunku do mocnej  kwaśności i niewiarygodnie wysokiej słodyczy. Bardzo ta ostatnia mnie zaskoczyła.
Mimo wszystko jednak... wolałabym po prostu dobrą czekoladę z cudownymi dodatkami, nie zaś cudowne dodatki ratujące dziwną bazę.
Pod koniec trochę mnie zmęczyła... obleśna otoczka i dużo, dużo gryzienia / ciamkania - nie jest to mój typ czekolady, a jednocześnie dodatki były za dobre, by wyrzucić (przez to, jak kwaśno-kakaowa na pewno nie dla Mamy).


ocena: 7/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 11,50 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 519 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, daktyle 28%, migdały, pistacje 7%, orzechy nerkowca

4 komentarze:

  1. "Zastanawiam się, czy to nie błąd w opisie" - ja bym nawet nie wiedziała, że to MOŻE być błąd :P Cudowna czekolada, intensywnie antyolgowa już od pierwszego kontaktu. Ten zapach, uch. Szyszkowa konsystencja także nie jest moja. Nie lubię przeładowanych tabliczek. Smak... no tak. Ale szacun za zachowanie smaku orzechów, zwłaszcza delikatnych przecież nerkowców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja. Jak chcę czekoladę, to nie szyszkę-zlepek. Jednak rzeczywiście, to jak ta tabliczka końcowo wyszła w odniesieniu do tego, czym w sumie jest... "Szacun" to dobre określenie (aczkolwiek nie lubię tego słowa, bo mi się źle z jedną osobą kojarzy).

      Usuń
  2. Po raz pierwszy widzę setkę z dodatkami. Czekolada 100% kakao, migdały, pistacje, nerkowce, daktyle ... uwielbiam to wszystko, ale wolałabym mieć to osobno. Jestem zaskoczona, że smaki poszczególnych bakalii wypadły "czysto". Daktyle są tak słodkie, że rzeczywiście trudno je czymś przytłumić, ale na początku myślałam, że smak pistacji, migdałów a już na pewno nerkowców zostanie niemal całkowicie zamaskowany przez czekoladę o zawartości 100% kakao. Tym bardziej szkoda, że sama baza wypada niezbyt dobrze, bo tabliczka mogłaby być rewelacyjna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja wolę to mieć osobno, ale takie to niespotykane, że musiałam mieć.

      Właśnie już teraz sama nie wiem, czy to w ogóle miało szansę się udać. Z kolei najlepszej na świecie bazy... byłoby mi zwyczajnie szkoda pod wyraziste dodatki.

      A widziałaś może Pacari 101%? Pomysłowa. https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2018/12/pacari-raw-101-chocolate-100-cacao-1.html

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.