niedziela, 14 lutego 2021

Manufaktura Czekolady MANU Orzech Nerkowca 70 % Kakao ciemna z nerkowcami

Ostatnio poczułam się aż trochę przytłoczona czekoladami z orzechami, które tak szczerze nie są według mnie jakoś szczególnie ciekawe. Dzisiaj przedstawiana jednak była. A to dlatego, że czekolady z nerkowcami robią rzadko. Gdy już na jakieś trafiam, to przeważnie mleczne. A tu? Jednej z ulubionych niegdyś marek? Wyglądała fajnie. Mimo że nerkowce uwielbiam osobno, wydała mi się atrakcyjna. Oblanie nerkowców czekoladą uznałabym wprawdzie za godne potępienia (w ogóle nie przemawiają do mnie bakalie w czekoladzie), ale dodanie jako orzechów do potencjalnie dobrej czekolady? Miałam nadzieję, że się nie zawiodę, jednak starałam się nie nastawiać na za wiele.
Po otwarciu jednak... ech. Mam ogromny zarzut w stosunku do formy. Spodziewałam się tabliczki z kawałkami sporych orzechów wtopionych, a to, co zobaczyłam trochę mnie niepozytywnie zaskoczyło. Owszem, nie lubię siekanej drobnicy, ale połówkom wtopionym w grubszą tabliczkę nie miałabym nic przeciw. A może w ogóle coś zmielonego? Nie, postawili na dosłownie nalepienie kilku lichych sztuk. Brawo! Tego się nie spodziewałam, bo myślałam, że posypki robią jako tabliczki z okienkami... Ta jednak rzeczywiście nie wyglądałaby atrakcyjnie w okienku.
Co więcej, nie podoba mi się nowy sposób pakowania. Że niby bardziej eko? Tektura i czekolada w papierze? To nie trzyma zbyt dobrze świeżości. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego producenci odchodzą od sreberek albo hermetycznie zamkniętych opakowań, które pozwalają zachować 200 % zapachu i smaku.

Manufaktura Czekolady MANU Orzech Nerkowca 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z orzechami nerkowca.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam bardzo intensywny, ziemiście-wiśniowy zapach, w którym nie brakowało palonej słodyczy konfitur wiśniowych i miękko-dojrzałych, podfermentowanych owoców. Doszukałam się też akcentu przypalonego karmelu, jak również takiej jakby... nadgniłych / nadpleśniałych orzechów. Zbliżając się z kolei do spodu, rzeczywiście czułam delikatne i zarazem charakterne nerkowce.

Tabliczka była bardzo ciemna i tłustawa, choć matowa. "Zdobiło" ją kilka orzechów, co wyglądało dość nędznie.
Łamiąc ją, musiałam użyć sporo siły, ale było warto, by usłyszeć piękne, głośne trzaski i zobaczyć ziarnisty przekrój. Całe orzechy nerkowca (i jedna połówka) też z trzaskiem łamały się wraz z nią, częściowo odpadając. Wyglądały na dość sucho-prażone.
W ustach czekolada rozpływała się bardzo powoli, najpierw trochę skąpo i ściągająco, ale nie opornie. Gładkawa... po paru chwilach zmiękła i zaczęła zalepiać, by pokazać się z cięższej, gęsto-zagęszczonej (jakby była "zagęszczona" suchawo-ściągającym pyłkiem) strony i odsłonić orzechy, które po prostu z niej w ustach wypadały. Większość zjadłam po prostu odgryzając orzecha, a jedząc czekoladę oddzielnie, bo i czekolada dobra, i orzechy, ale połączenie wyszło bezsensownie.
Te były chrupiąco-miękkawe, dość w porządku. Nie wyprażone za mocno, ale i nie świeże.
Tłustość całości wydała mi się nie tyle wysoka, co ciężka.
Największym zarzutem jest to, że to strasznie niespójna tabliczka: czekolada sobie, orzechy sobie; zamiast współpracować, przeszkadzały sobie.

W smaku od początku czułam gorzkość czarnej ziemi wilgotnej za sprawą hektolitrów soku z wiśni. Oczami wyobraźni zobaczyłam przejrzałe, miękkie owoce, które puściły słodko-kwaśny sok wtapiający się w ciemną masę. Gorzkość splatała się z kwaśnością. Przez moment doszukałam się nawet kwaśnych cytryn. Lekka pikanteria umocniła ten splot, a ja pomyślałam o czerwonym wytrawnym winie. Pojawiła się jego wyrazista tanina.

Gorzkość przyniosła po chwili więcej dymu. Był to szary, lekko gryząco-kwaskawy dym, nie "nuta palona". Dym podrasował pikanterię i... wprowadził palone orzechy. Również jakby w tę ziemię się wkręciły. Były słodkawo-gorzkawe, podszyte pewną ziołowo-herbacianą nutą (jak czerwone herbaty). Czekolada chwilami sama w sobie zdawała się przesiąknięta orzechami nerkowca, a mnie do głowy przyszły kwiatowe napary, herbaty.

Szybko dołączyła do tego palona słodycz karmelu, która... nie miała w sobie tak wiele z suchości, a w jej paloności... pojawił się podrapująco-miodowy wątek. Wydało mi się to w pewien sposób żywe, roślinno-fusiaste, jak zawilgocone fusy, błoto i... znowu ziemia. Słodkawo-gnilna, podpleśniała i orzechowa. Chwilami kojarzyła się z nieco słodszym czerwonym winem i znów... ziemią przemieszaną z wiśniami, tym razem też orzechami. Nasiliły się również cytrusy, których nie odstępowała ani słodycz, ani gorzkość. Czyżby jakieś cytryn...owe skórki? Może bardziej pomarańcze, które wciąż nieco romansowały z herbaciano-kwiatowymi suszkami? (Nigdy nie próbowałam czegoś takiego jak golden syrup, ale jako twór z wody, cukru i soku z cytryny, myślę, że i jego nuty można by się tu doszukać).

Orzechowa nuta zaserwowała mi odrobinę naturalnej słodkawości. Paloność była wyraźna, ale zrobiło się też maślano. Poczułam nerkowce nie rozgryzając ich, a czasami nawet w kęsach, gdzie ich nie było (a jedynie z pobliża). Nie były specjalnie jednoznaczne, mimo że na smak jako orzechy nieźle się zarysowywały. Po kęsie z orzechem, gdy robiłam gryza samej czystej czekolady, znów znalazło się trochę miejsca na więcej miodo-karmelu / karmelizowanego miodu.

Gryzione bliżej końca oczywiście smakowały wyraźniej sobą, zagłuszając i spłycając czekoladową bazę. Nerkowce splotły się z ziemią, pleśniową pikanterią i herbacianą nutą w momencie, gdy winno-ciężka czekolada prawie znikała. Potem oczywiście już zupełnie dominowały.

Gryzione już po czekoladzie podbiły smak swój własny, tylko minimalnie zaburzony podprażeniem, ale za to... nasiąknięty winną nutą czekolady. Wydały mi się naturalnie słodko-słonawe i dziwnie "orzechowo-ziemiście" ostre.

Czekolada, gdy jadłam ją po orzechu, wydawała się jeszcze bardziej kwaśno-gnilnie owocowa, mocno wiśniowa i taninowa jak czerwone wino, ale też słodsza jak miód i karmel. Jej charakter podrasowany dymem i winem trochę kontrastowo wychodził po delikatnych orzechach. W pewien sposób jednak współpracowały w swej specyficznej słodkawości i ostrości.

Po zjedzeniu został posmak jak po wytrawnym czerwonym winie, ale i typowo czekoladowo ziemiście-ziołowy, goryczkowaty, a także słodki w sposób karmelowo-miodowy. Obok tego wyraźnie czułam orzechy jako orzechowo-prażoną nutę i orzechy nerkowca. Co więcej, silny był efekt taninowego ściągnięcia i wysuszenia.

Całość uważam za bezsensowną. Pyszna czekolada i dobre, ale nie najwyższej jakości, orzechy połączone... byle jak. Ot, dorzucono kilka. No, trzymały się, ale wątpię, czy ktoś myślał nad smakiem, jak on się ma łączyć czy przeplatać. Wyszło nieźle, bo oba składniki dobre, ale... ale skoro zjadłam orzechy oddzielnie i czekoladę oddzielnie w sumie, to mogłam akurat tej czekolady nie kupować, prawda? Efekt czekoladowego śmietnika, w którym nuty się zagłuszają i nawet, gdy do pewnego stopnia współpracują to... oddzielnie po prostu lepiej smakują.
Tak samo jak nie rozumiem, dlaczego obecnie tabliczki Manufaktury są normalnie grube z jednej strony, a tak okropnie cieniutkie z drugiej. Bylejakość czy jakaś pokrętna logika?
Była na smak bardzo podobna do Manufaktura Czekolady House Blend Dark 70 % z mnóstwem wina, kwiatów, dymu i cytrusów, choć... rzeczywiście zmienił się jej wydźwięk przez zestawienie z orzechami. Jakoś... nie wydaje mi się to najlepszą bazą po nerkowce. Pasowałaby do... orzechów włoskich? Na przykład.
Jak zjadłam? Najpierw wyjadłam nerkowce, które jak na nie były takie sobie, potem cienką część i wokół orzechów, która była po prostu smaczna, a na koniec czyste, grube części, w których gorzko-ziemistym i winnym smaku mogłabym utonąć. Te na smak to 10/10.


ocena: 7/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 12,90 zł (za 60g; chyba)
kaloryczność: 560 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: prażone ziarno kakao, cukier trzcinowy, prażone orzechy nerkowca 13%, lecytyna słonecznikowa

4 komentarze:

  1. Zastanawia mnie, czy chciałabyś tu tyle orzechów, ile jest w Milce czy czekoladach z okienkiem. W sensie że orzech na orzechu. Ja się przyzwyczaiłam, że w lepszych dostaje się trzy na krzyż, bo ważniejsza jest sama czekolada. Wówczas orzechy nie są nawet dodatkiem, tylko... no, niech będzie, że ozdobą (bez cudzysłowu). I teraz pytanie: czy jak mamy do czynienia z ozdobą, nie zaś dodatkiem, producent powinien starać się wkomponować go tak, jak robi to przy pełnoprawnym dodatku?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko że kiedy ozdoba wygląda śmiesznie...? To jaka to ozdoba? Ostatnio jadłam Zottera, w którym pysznych orzechów było aż za dużo i zrobiły z dobrej czekolady prawie zlepek dodatków, ale jako że to była czekolada z orzechami, nie zjechałam jej za to i wystawiłam 8. Myślę, że mimo wszystko trzeba zachować i umiar, i jednak nie żałować dodatków. Złoty środek - będę to powtarzać do znudzenia.
      Słyszałam o czekoladzie z chrobotkiem reniferowym. Brzmi dziwnie, ciekawie, prawda? To z tych plantacyjnych (Fjak). Po otwarciu jednak okazało się, że na całą tabliczkę przypada jakieś marne źdźbło trawy, którego nie czuć. A producent w asortymencie ma też czyste. Jaki jest więc sens robić dodatek dla... no właśnie, by dobrze brzmiało? Uważam, że producent / testerzy powinni tyle siedzieć nad smakiem, by osiągnąć złoty środek, a więc by dobra czekolada współgrała z dodatkiem. By było czuć i ją, i dodatek. To jest do zrobienia. Jadłam Beskidy z olejkami czy Pacari z dodatkami, w których właśnie było czuć i czekoladę, i dodatek wyraźnie, nie zagłuszały się. Tylko że to musi być ogrom pracy, masa dopracowywania, a w coraz większej ilości przypadków... wychodzą tabliczki takie jak ta Manu. Uważam, że to producent-czekoladnik, który zna się na rzeczy powinien wiedzieć, czy coś do czegoś pasuje i jeśli już mnie, konsumentowi-byćmożelaikowi, coś oferuje, to powinnam móc "zdać się na tego, kto się zna". Podobny przykład przychodzi mi, gdy chodzi o restauracje / bary - zamawiając sushi ufam, że sushi master wie, którą można podać na surowo, a którą nie. Idąc do baru to barman ma wiedzieć, co do jakiegoś drinka dodać, bym go nie zwróciła. To kucharz ma wiedzieć, z jakiej mąki zrobić ciasto do pizzy, by było ciastem, a nie powiedzmy oponą.

      Usuń
  2. Brzmi jak czekolada dla mnie ;) Uwielbiam nerkowce i kocham gorzkie czekolady :) a bakalie w polewie to już ubóstwiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i znalazła odbiorcę, jak widać! Ja zdecydowanie kocham nerkowce osobno i taką czekoladę osobno. ;)

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.