poniedziałek, 12 lipca 2021

Novi Nero Nero 70% Extra Bitter chocolate with raspberries and almonds ciemna 70 % kakao z malinami i migdałami

Nie lubię tworzyć sobie błędnego przekonania w kwestii danej marki. Nie lubię ani być uprzedzoną, ani idealizować. Lubię mieć za co uwielbiać / nie znosić. Tak się jakoś stało, że Novi uznałam za markę wartą uwagi i nie mogąc zdobyć upragnionej konkretnej tabliczki, kupiłam, co w internetowym sklepie Bottega Del Gusto mieli. To, na co ostatnio trafiałam (np. Novi Nero 70% Extra Bitter chocolate with lemon peels and ginger crystals czy już kupiona w Auchanie Novi Fondente Nero 72 %), nie satysfakcjonowało. W konsekwencji na dziś przedstawianą łypałam ponuro. Znaczy... to może za dużo powiedziane, bo... chyba po prostu z rezygnacją spodziewałam się nudnej tabliczki, którą "od biedy można zjeść". Uznałam, że sprawdzi się na dzień zapchany konwersatoriami online. Oby tylko te 3 % malin okazały się czymś więcej, niż pestki.

Novi Nero Nero 70% cacao Extra Fondente con Lamponi E Granella Di Mandorle / Extra Bitter chocolate with raspberries and almonds to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z kawałkami malin i migdałów.

Zaraz po otwarciu poczułam łagodny zapach orzechowo-palonej czekolady o wysokiej słodyczy. Paloność przejawiała się jako trochę kawowa gorzkawość i mieszała się z nutką migdałów. Słodycz zaś wydała mi się ciepło-soczysta, bo ewidentnie malinowa. Kojarzyło się to z zasładzającym syropem malinowym (albo mieszanką dwóch) i trochę czekoladowym. Zwłaszcza po podziale, w trakcie degustacji maliny wydały mi się soczyście-konfiturowe, co kontrastowo podkreśliło kawowość bazy.

Cienka tabliczka była zaskakująco twarda w trochę kruchym kontekście. Trzaskała / chrupała głośno ze względu na dodatki, które łamały się wraz z nią. Już spód i przekrój pokazały, że ich nie pożałowano. O kęs bez nich naprawdę trudno.
W ustach rozpływała się powoli i ulepkowo tłusto. Próbowała jakby zmięknąć i zgęstnieć na krem, ale ledwie miękła i zostawiała jakieś tłusto-wodniste smugi. Niechętnie odsłaniała spore i średnie kawałki migdałów jak i pestki malin z lichymi farfoclami samych owoców. Wydawało mi się, że najwięcej dali tu pestek. Chrupały, trzaskały i irytowały, a migdały... ratowały sytuację. Okazały się bowiem chrupiące i twardawo-świeże, naprawdę porządne. Mimo to, nie podobała mi się konstrukcja tej tabliczki, bo to dosłownie czekoladowy jeż / szyszka; zdecydowanie zbyt zapchana dodatkami.

W smaku najpierw wyrwało się gorzko-cierpkie odtłuszczone kakao w proszku, na które czekolada zaraz nasunęła bardziej wyważony, palony motyw. Był nieco kawowy, nieco maślany. Na pewno baza uplasowała się jako jedynie gorzkawa.

Chwilowo jakby onieśmielona, przymglona słodycz ruszyła po chwili z impetem. Była prosta, rosła kojarząc się z cukrem pudrem, jednak poziomu przesady nie osiągnęła. Zatrzymała ją nutka malin. Też poniekąd w słodycz się wpisała, gdyż całość wydawała się nią przesiąknięta. Dało to efekt przesłodzonego, ale wciąż soczystego syropu malinowego. Może trochę likierowego?

W tym czasie i migdały zaczęły się tam snuć. Połączyły likierowo-słodki motyw z maślanością i palonym akcentem. Nimi też czekolada przesiąkła. W pewnym momencie wydała mi się aż nieco dymna. O słodyczy dziwnie przymglonej i chłodnej jak efekt mięty / lukrecji.

Wraz jednak z odsłanianiem się kawałków, a więc jakoś w połowie rozpływania się kęsa, dodatki zaczęły odgrywać coraz ważniejszą rolę. Maliny od syropowo-konfiturowo-przetworowych przeszły w bardziej suszone i jakby chwilami w tym "rzygowinowe" (chyba przez pestki). Kwaskawe, mniej słodkie, ale nienachalne. W końcu były to głównie pestki.
Łagodniejsze migdały z własną inicjatywą w zasadzie przez większość czasu nie wychodziły - jedynie osłabiały słodycz i pobrzmiewały.

Sama czekolada przy dodatkach wydawała się smakowo rozrzedzona, wodnista i tłusta. W swej delikatności i słodyczy aż się zatracała, czegoś mi w niej brak. Za palonością prawie nic nie stało. Przewijała sięjako orzechowo-palona nutka, wzmacniana przez dym i migdały, ale na tym koniec.

Pod koniec gorzkawość wsparła lekka cierpkość zwykłego kakao, ale kontrastowo i słodycz wyszła na pierwszy plan.

To wykorzystały maliny, sugerując lukier malinowy. Gdy czekolada zniknęła, to dodatki dały popis - głównie słodkawo-kwaskawe szuszone maliny, acz już w tym momencie w większości pestki. Po nich odezwały się świeżo-surowe, lekko soczyste i jedynie zadowalająco wyraziste migdały.

Po zjedzeniu został posmak pestek malin z nutką malin jako owoców i kontrastowo słodko-nijakiej, dymno-maślanej czekolady. Po niektórych kęsach wyraźniej czułam też migdały, ale wnikające się w resztę. Trwała też cierpkawość, orzechowość i paloność, ale... jakby bez charakteru.

Całość widzi mi się jako po prostu nudna. Nudna baza bez wyrazu, o nieprzyjemnej strukturze i byle jakie dodatki na zasadzie "aby coś napchać". Gdyby jeszcze napchali to np. dobrymi malinami... nie zaś takimi prawie samymi pestkami... A to nie. Czegoś takiego po prostu nie chce się jeść, więc większość oddałam ojcu. Jednocześnie nawet drastycznie wielkich zarzutów do niej nie mam.
Jednak nawet taki Lindt Excellence Raspberry Intense Dark prezentuje się znacznie lepiej.


ocena: 4/10
cena: 13,50 zł (za 75g)
kaloryczność: 590 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazg kakaowa, cukier, masło kakaowe, odtłuszczone kakao, maliny liofilizowane 3%, migdały 3%, naturalny aromat

4 komentarze:

  1. O, nie tylko z drwalową zgrałam się dziś rodzajem zrecenzowanego produktu. Maliny albo pestki - oto jest pytanie. W mojej tabliczce także to drugie. W sumie w świeżych owocach jest tak dużo pestek, że nie dałoby się zrobić inaczej, więc narzekanie chyba nie jest fair. Na rzygowinowe maliny jeszcze nie trafiłam, dla mnie to smak zarezerwowany dla oleju kokosowego i niektórych kokosów w innej formie, np. wiórków. Twojej czekolady nawet bym nie otworzyła. Od razu poszłaby do kogoś innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest fair. Można robić musy, przeciery z malin tak, by pestek uniknąć. Mało tego! Pestki nie są złe, kiedy owocu jest dostatecznie dużo, bo wtedy wynikają... z owocu. Jednak gdy jest efekt prawie samych pestek? I w takich proporcjach, że czuć ich smak? To mi się nie podoba. Zauważ, że nie krytykuję malin "bo pestki". Nie żeby coś, ale ogólnie wydaje mi się, że jestem o wieeele bardziej tolerancyjna co do tego owocu od Ciebie.
      Rzygowinowy - pestki potrafią tam dziwnie smakowa; maliny idą w tę stronę ogólnie też, gdy są zdechłe albo np. przypalone.

      Obecnie i ja żadnej czekolady tego producenta bym nie otworzyła.

      Usuń
  2. Czekolada z dodatkiem liofilizowanych malin z netto mi podeszła. Może skusi i Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kuszą mnie liofilizowane maliny i nie mam Netto.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.