poniedziałek, 23 sierpnia 2021

Raaka 70% Rose Cardamom Unroasted ciemna surowa z Tanzanii z różą i kardamonem

Jak udało się Bourbon Cask Aged rozpalić we mnie entuzjazm co do marki, tak Green Tea Crunch umiejętnie go zgasiła. A przynajmniej przygasiła. Powiedzmy, że się to wyrównało i Raaka nieco mi zobojętniała. Dzisiaj opisywana teoretycznie powinna pójść w kierunku pierwszej próbowanej... głupie, chrupiące kulki mi nie groziły, jednak i tak jakoś przed otwarciem oczy nie lśniły mi tak, jak podczas składania zamówienia. Wtedy bowiem bardzo zachciało mi się różanej czekolady - uwielbiam je (gdy nie wychodzą przeperfumowane), a dawno nie jadłam. Nadal się jednak cieszyłam - wszak i zawartość kakao lepsza niż w tamtym niewypale i... dzisiaj przedstawiana okazała się limitką (o czym dowiedziałam się dopiero pisząc wstęp). Niestety moja radość znów została wystawiona na próbę przy przepisywaniu składu. Liczyłam na gładką tabliczkę, a płatki róż...? I już nie wiedziałam, czego się spodziewać. Zwróciłam też uwagę na to, że Raaka na pewno dobiera region kakao pasujący do danego dodatku, skoro co dodatek, to inny. Raczej nie losują (mam nadzieję).

Raaka 70% Rose Cardamom Unroasted Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % surowego kakao z Tanzanii ze zmielonymi płatkami róż i kardamonem.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam zapach ziemi i migdałów, jakby tą ziemią przysypanych... Niemal neutralnych... pomyślałam o migdałach dziwnie zajeżdżających ziemniaczaną, bulwiastą nutą, jednak z czasem wmieszały się w mnóstwo orzechów. Pojawiły się młode laskowe, które swoją soczystością aż z owocami się mieszają. Na pewno poczułam słodkie wiśnie (może w nieco bombonierkowym wydaniu), zahaczające o wino. Nie brakowało też czysto świeżej soczystości słodkiej pomarańczy, ale i czegoś bardziej czerwonego - słodziutkich truskawek, malin. Przyszedł mi nawet na myśl grejpfrut, ale wydawał się czymś przełamany. Dodatkowo dookreślenie owoców utrudniała gorzkość jakby wilgotnego dymu, za sprawą którego w trakcie degustacji myśli szły ku kardamonowi.

Bardzo ciemna tabliczka sprawiała wrażenie tłusto-kremowej i takiej, co to może okazać się lepka jak zawilgocony pyłek... Mimo to łamała się z przyjemnym trzaskiem, zachowując kruchą twardawość. Wyglądała na gładką (żadnych suszonych paprochów / przypraw ani w przekroju, ani na spodzie).
Gdy odgryzałam kęs, wydawała mi się dziwnie twardo-miękkawa, jak "tabliczka z jakiejś masy", nie ciemna czekolada.
W ustach rozpływała się w umiarkowanym (bardziej umiarkowanie-szybkim) tempie, łatwo i nie ociągając się. Zmieniała się w tłustawy krem, jakby zrobiony w wyniku zmieszania kredowego-proszkowego pyłku z mleczno-maślana bazą. Pozostawiała swe kolejne lepkawe fale na podniebieniu i języku. Na całą tabliczkę odsłoniła ze dwie mikroskopijne drobinki kardamonu (obstawiam niedokładne przemielenie - "wypadek przy pracy"?). Wraz z jedzeniem wydawał się coraz rzadszy, by zniknąć niemal wodniście. Odebrałam ją jako tłustą w mleczny sposób.
Z jednej strony ta rzadkawość i znikanie niezbyt mi się podobały, ale ogromnie ucieszyło mnie, że gruncie rzeczy była gładka: dodatki zmielono.

W smaku od początku czułam wysoką słodycz miodu. Oczami wyobraźni widziałam lejący się litrami, jasny miód. Może kwiatowy? Miał w sobie coś trochę karmelowego, takiego wyrazistszego, palonego, ale też...otwierał drogę soczystości.

Po chwili wydało mi się, że mam do czynienia ze słodyczą złocistych, miękkich suszonych fig. Delikatne i słodziuteńkie, wprowadziły też suszony motyw, odchodzący nieco na tył. I nie były to tylko suszone owoce.

Zaraz jednak poprzez soczystość uderzyły owoce znacznie żywsze, surowo-świeże i kwaśne. Prowadziły dojrzałe, miękkie wiśnie, podrasowane nutą czerwonego wina. Nie brakowało im słodyczy, toteż pomyślałam o wiśniowej bombonierce. Wino... musiało być jakieś delikatne, zdecydowanie kwiatowe - różowe? Pojawiły się słodkie truskawki i maliny.

Z czasem za nimi poczułam nutę surowych, świeżych migdałów. Otaczała je ziemia, jakby usilnie próbowała dodać im mocy. Ziemia wydała mi się nieco węgielna. To miało wydźwięk czegoś... suchego z natury, ale zawilgoconego. Wiele migdałów było z gorzkawymi skórkami, niemal neutralne, surowe (znów raz i drugi zdarzyło im się mignąć ziemniako-migdałem)... też wydały mi się w pewien sposób "suche" w smaku. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa na przód wyskoczyły orzechy. Orzecho-migdały zdawały się trochę otulone dymem... dymem wilgotnym i gorzkawym... jak dymo-mgłą? Nie zakrył jednak samych orzechów. Wśród nich zaczęły dominować delikatne orzechy laskowe. Czułam młode i niemal soczyste, co z kolei przywracało soczystość.

W nią też najpierw wpisywał się wilgotny dym / mgła, co przeszło w grejpfruta, ale może raczej... jakieś inne cytrusy. Może nawet dziwnie karmelizowano-kandyzowane? Mignęła cytryna; jakaś wariacja na jej temat... Coś podkręconego słodyczą fig i słodko-kwaskawych rodzynek. Znów w kwaśności odnotowałam wiśnię. I to ponownie dzięki ziemi w wydaniu nieco winnym... Tym razem jednak wyłapałam różany motyw. W drugiej połowie rozpływania się kęsa chwilami róża - naturalna i kwiatowa - zrobiła się wiodącą nutą na parę chwil. Myślałam o niej jako o "różo-winie".

A jednocześnie, za orzechami, wciąż kryła się tym razem bardziej gorąca ziemistość, goryczka. Pomyślałam o wilgotnych, chyba aż przegniłych płatkach róż. Wydawały się wgniecione, wmieszane w lekko zawilgoconą ziemię. Jakby wycisnąć z nich... esencję różaną... Czułam taką... gorzkawą, w pełni naturalną kwiatowość. W pewnym momencie wzrosła poprzez "suszoności". Z mgły wyłoniły się lekko ostre, gorzkawe zioła. Bliżej końca wyraźnie poczułam gorzki kardamon. Rozkręcił gorzkawe akcenty orzechów, podkreślając je. Dodał goryczkę słodyczy, uwypuklając miód.

Oto pod koniec słodycz znowu wzrosła jako miodowo-złote figi i kwiatowy miód. Miód... albo wino o mocnej nucie miodu i kwiatów. Wraz z przyprawą wnosiło ciepło, a w tle pobrzmiewała kwiatowa delikatność - rzeczywiście róże. Za sprawą ziemi wydały mi się nieco... przegniłe? Bardzo jednak autentyczne. Kardamon zawalczył o ich suszono-kwiatowy (mieszający się z ziołami?) aspekt.

Pod koniec umocniła się czekolada, ale... już bardzo złagodzona. Słodziutko-miodzikowa i aż lekko maślana. Ziemistość i ziołowość trwały jako jedynie cierpkawe, nieco węgielne echo.

W posmaku został przede wszystkim kardamon sugerujący pewną pieprzność. Aż się zdziwiłam, jak się popisał na koniec. Mimo to, był niemal utopiony w ogromie słodyczy miodu, suszonych fig i karmelu. Na szczęście jednak wyraźnie czułam soczystą kwaśność cytrusów i taninę czerwonego wina. Trochę winno-wiśniowa soczystość, lekka ziemia i ogrom orzechów stłay za wytrawniejszym akcentem, ale o gorzkości trudno tu mówić. Było słodziutko i ciepło, a jednocześnie kwaśno-owocowo.

Całość wyszła smacznie, ale za łagodnie. Wprawdzie bardzo spodobała mi się niezwykle naturalna róża, ale wolałabym, by była wyrazistsza. Mieszała się ogółem ze smakiem czerwonego słodkiego wina i ziołowości, co z jednej strony wyszło cudownie harmonijnie, ale z drugiej właśnie tak "uładzenie". Wino i ziołowość przez słodycz też niemal bez charakteru i pazurów. Słodycz była wprawdzie przyjemna (miód, figi), ale... za wysoka, za... za pierwszoplanowa. Orzechy i migdały okazały się bazową nutą, co też przełożyło się na delikatny efekt. Jedynie akcenty ziemi i owoców (wiśnie, inne czerwone słodkie, odrobinka cytrusów) przypominały o surowości, ale nie bardzo. Kardamonu dodano niewiele, podkreślił jedynie pewne aspekty i wyszedł na koniec. To mnie akurat cieszy, bo nie zagłuszył czekoladowości; więcej mogłoby ją przytłoczyć. Z tym, że tak słabo go czuć... Może więc taka kompozycja powinna mieć mocniejszą bazę?
Tak wyszła łagodniutka, przystępna i wyważona, zachowawcza, ale z domniemanym charakterem, "brudem"... wolałabym, by te ostatnie były o wiele mocniejsze.
To trochę jakby połączyć Pacari Andean Rose z Cardamom / Cardamomo, ujmując im większość dodatków oraz niemal cały charakter bazy. Wciąż smacznie i przyjemnie, ale tylko tyle. Ocenę chyba trochę naciągam za ciekawy wariant i jednak zahaczanie o moje nuty.


ocena: 8/10
cena: 28 zł (za 50 g - cena półkowa)
kaloryczność: 532 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, płatki róż, tłuszcz kakaowy, kardamon

3 komentarze:

  1. Ogrom miodu, świeże wiśnie, jasne delikatne wino (a potem czerwone, ale słodkie), zgniłe róże. Ależ frykasy! Skoro nawet Tobie przeszkadzała wysoka/pierwszoplanowa słodycz, ja bym utyskiwała tym bardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoje odbieranie słodyczy jest dla mnie niezrozumiałe. Smakują Ci rzeczy, które mnie cukrowości by zabiły, w wielu nawet czekoladach, a wytykasz słodycz tabliczkom, które... to oczywiste, że są słodkie, jak np. 70%. W tej zrecenzowanej jednak faktycznie nic dla Ciebie. No chyba że akurat nutka malin by wyżebrała u Ciebie wstążkę.

      Usuń
  2. Bardzo chetnie bym ją kupiła:)

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.