piątek, 24 sierpnia 2018

Chocolatier Alexandre Tanzania 70 % Forastero ciemna z Tanzanii

Mam takie zboczenie, że zupełnie nowe marki wolę poznawać przy znanym regionie. Żeby wychwycić to, co już znam, a specyfikę danego producenta? W sumie sama nie wiem. Alexandre jawiła mi się jako marka-widmo, bo prawie nic nie mogłam o niej w internecie znaleźć. Z Sekretów Czekolady dowiedziałam się tylko, że to naprawdę wychwalana marka z Holandii, co najpierw trochę mnie onieśmieliło. Z posiadanych czterech tabliczek jako region Ekwador znałam bardzo dobrze, ale nie miałam na niego ochoty, Nikaragua to rzadkość, Wietnam postanowiłam zostawić sobie na koniec, więc padło na Tanzanię.

Chocolatier Alexandre Tanzania 70 % Forastero to ciemna o zawartości 70 % kakao forastero z Tanzanii z wioski Makwale z regionu Kyela.

Nie podobało mi się nowocześnie wyglądające opakowanie, otwierające się jak książka i to, że czekoladę zapakowano w plastikowe "pudełeczko", ale trudno.

W chwili otwarcia plastikowego opakowania poczułam niemal octowy kwasek. Po wyjęciu i powąchaniu tabliczki, natężenie wyczuwalnej woni wydało mi się zbyt delikatne. Niemal kwiatowo-zwiewne. Kwasek zrobił się niejednoznaczny, może trochę bardziej owocowy. Najpierw pomyślałam o jakiś żółtych, np. morelach, ale w trakcie degustacji doszłam do wniosku, że cała ta delikatność, zwiewność, a jednak nie lekkość najbardziej przypomina gruszki. Rysowało się to na słodziutkiej bazie kojarzącej się z kremem orzechowo-czekoladowym rozsmarowanym na kromce chleba. "Chleb" można jednak zaliczyć jako nuty bardziej rozgrzane, drzewne (chodzi mi o to, że nuty specjalnie chlebowe nie były).

Bardzo ciemna, miejscami lśniąca tabliczka nie była zbyt twarda, choć wydała mi się zbita. Jej trzask był jakby zgłuszony, ale porządny. Przełamanie ujawniło przekrój, w którym ze zgrozą dostrzegłam sporo błyszczących kryształków cukru.
W ustach rozpływała się łatwo, kremowo tłusto i tak, jakby chciała chrzęścić. Nie była idealnie gładka, ale też nie szorstka czy specjalnie pylista. Co jakiś czas trafiałam na drobinki cukru.

Gdy tylko umieściłam kawałek w ustach, wydał mi się bardzo słodki. Była to słodycz lekko opalonego karmelu i suszonych fig. Karmel zaczął robić się jakby zamglony, trochę słodzikowy, a figi rozkręcały się. Słodziutkie, a jednak trochę... podkwaszone?

Wraz z nimi rozeszły się i inne słodkie owoce. Najpierw pomyślałam o suszonych morelach, ale i wielu innych, niejednoznacznych owocach świeżych (żółtych?). Wraz z kolejnymi kostkami doszłam do wniosku, że mogły to być delikatne w smaku gruszki.

Figowo-karmelowa słodycz niewątpliwie miała ciepły wydźwięk i w połowie rozpływania się kęsa ta "ciepłość" budowała bardziej drzewne nuty w tle. Od tego też rozszedł się niezwykle jednoznaczny, wyrazisty smak słodkiego kremu orzechowo-czekoladowego, którego ktoś nie żałował, rozsmarowując na kromce chleba.

Podsuszaność, lekki kwasek owoców, poczucie konkretu, ale jednak dominująca słodycz podrzuciła następnie skojarzenie z wiśniami. Przez pewien czas to właśnie wiśnie dominowały. Robiły jakieś aluzje do wina, ale były głównie po prostu wiśniami.
Ulotny posmak octu balsamicznego przekierował moje myśli ku słodkiemu kompotowi wiśniowemu. Wiśnie zgarnęły owocowość i ciepło. Zeszły się ze słodkim smarowidłem i zaczęły odpuszczać na rzecz konkretniejszej nuty.

Gdy kawałek czekolady robił się coraz mniejszy, palona nuta rosła. Odłączała się od słodyczy, roztaczała subtelną gorzkawość. Gorzkawość należała do rozgrzanych słońcem drzew, może też odrobinki prażonych orzechów.

To właśnie taka gorzkawość, poczucie palenia pozostawały w posmaku na długo. Pojawiało się też poczucie słodzikowości. Trochę zaznaczał się jeszcze przy nich akcent suszonych owoców i "wiśniowego octu", ale naprawdę delikatnie.

Całość wyszła przede wszystkim słodko, choć nie przesłodzono. Słodycz miała szlachetny, "ukryty" charakter. Należała kolejno do karmelu, fig, żółtych owoców (słodko-wodniste gruszki, morele), kompotu wiśniowego. Także słodka nuta smarowidła orzechowo-czekoladowego otworzyła wprawdzie drogę gorzkawo-palonemu smakowi, a słodkie wiśnie podrzucały octowo-winne skojarzenia, ale były za ulotne, ażeby przełamać ogólnie słodki klimat. Najwięcej kwasku doszukałam się w zapachu, bo podczas jedzenia... właściwie nie, a gorzkość... to też raczej jedynie gorzkawość na końcówce. Tak więc tabliczka wyszła bardzo przystępnie i spokojnie. Chciałoby się powiedzieć "wyważona", ale tylko w kwestii kwasek-gorzkawość, bo przecież to słodycz przeważała.

Czułam w niej podobne nuty co w innych tanzańskich, a więc bardzo smakowite, ale Alexandre wyszła według mnie bez charakteru, niezgrana. Karmel i alkohol jak w Domori Morogoro Tanzania 70 %, ale podlinkowana o wiele cudowniej rozwinęła alkoholowe nuty, dorzucają kawę, dym, przyprawy i soczystość owoców. Żółte owoce i smarowidło było też w Original Beans Cru Udzungwa 70 %, ale OB mimo silnej słodyczy wyszła charakternie, co ukoronowały "piwne" nibsy. Karmel, orzechowy krem, gruszki i ocet kojarzył się z Pralus Tanzanie Forastero 75 %, ale podlinkowany właśnie cudnie rozwinął ten ocet i dodał całą gamę pikanterii i owocowego kwasku. Każda z nich miała "to coś", którego zabrakło dzisiaj opisywanej.
Było mi za słodko, a bez wyrazu. Moje poirytowanie (ale i poczucie, że "za słodko") zwiększała struktura. Nie podobała mi się tłustość i ordynarna obecność cukru (może nie było go aż tak dużo, ale denerwował).


ocena: 6/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 25,99 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa

4 komentarze:

  1. Może pozostałe okażą się lepsze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie zupełnie straciłam na nie ochotę, ale będę musiała sprawdzić, skoro kupiłam. Czekam tylko na to, aż jakoś o tej zapomnę.

      Usuń
  2. Czasem jakiś produkt wydaje się taki mój (na pewno nie ta czekolada!), ale połyskujące kryształki cukru rujnują efekt. I po cóż one? Doskonały przykład to cantuccini. Niemal idealne, tylko dlaczego robią za cukierniczkę?! Nie łaska ten cukier rozpuścić/rozkruszyć/cokolwiek?

    Patrzę na to opakowanie i widzę mistrzostwa świata w futbolu. Nie któreś konkretne, tylko tak w ogóle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spotkałam się z opinią, że kryształki cukru to "fajne urozmaicenie". Nie wiem, jak... Mi ostatnio odbiło i kupiłam Zottera z "chrupiącymi kryształkami cukru". Że niby Muscovado, że niby takie to fajne... A kupiłam tylko dlatego, bo wycofali - ot, logika.

      O, kolejne skojarzenie, dla którego jeszcze bardziej mogę się wrogo do tej marki nastawić, haha.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.