sobota, 1 września 2018

Kallari 85 % ciemna z Ekwadoru

Lubię lokalne marki. Do takich właśnie należy ekwadorskie Kallari, stworzone przez członków plemienia Kichwa. Należy do nich mała plantacja w regionie Napo, w pobliżu miasta Tena, a więc w miejscu zupełnie mi nieznanym. Czekolad z Ekwadoru zjadłam już dość sporo, większość jednak pochodziła raczej z popularniejszych miejsc. Dzisiaj przedstawianą perełkę otrzymałam od Basi, której bardzo, bardzo dziękuję. Czy czekało mnie dzięki niej odkrycie nowej twarzy Ekwadoru?

Kallari 85 % Cacao to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao Arriba z Ekwadoru.

Gdy tylko zaczęłam rozcinać sreberko, uderzył mnie intensywny zapach. Złączył w sobie skrajności i wyszedł przy tym szokująco harmonijnie. Klimat odebrałam jako pralinkowo-ziemisty. Czułam bowiem mokroziemistą, kakaową bazę, ale przede wszystkim ogrom wanilii i śmietanki. Czekolada miała niezwykle mleczny wydźwięk, a dzięki kakao pomyślałam o jakiś kremach orzechowo-czekoladowych, nugatach z orzechów laskowych... Nie wiem, jak pachnie Monte, ale jego idealna wersja musiała by pachnieć tak. Idealna i dla dorosłych, bo ziemia cały czas tonowała resztę, np. przywołując wyrazistą kawę. Co więcej, słodycz tego była naturalnie złagodzona, jakby trochę kwiatowa.

Przy łamaniu tabliczka nie wydała mi się zbyt twarda, a właściwie nawet w pewnym sensie miękka, ale... mimo że nie usłyszałam głośniejszych trzasków, była dość konkretna. W ustach rozpływała się w średnim tempie, trochę nazbyt tłusto i z talkowo-kredowym (nie pylistym) efektem.

W smaku w pierwszej chwili poczułam sugestię kwasku - takiego niezbyt owocowego, jednak po chwili wciągnęła go nieordynarna, ale dominująca gorzkość. Zadebiutowała jako niemal smolisty, gęsty dym. Mokry dym kłębiący się nad... jeszcze bardziej mokrą ziemią. Wszystko to było takie lepko-rześkie...

Rześkie? Lekko chłodząca słodycz zaznaczyła się wyraźnie. Na pewno czułam w tym miętę, ale i coś bardziej roślinnego (nie do końca kwiatowego), może bardziej melasowego (roślinny słodzik?). Łączyło się to z wanilią.

Wanilia trafiwszy na gorzkawą bazę i tam trochę podziałała. Z ziemi wyciągnęła paloną kawę i wyniosła ją na przód. Kawę niewątpliwie spowijał dym. Bardzo dobrze zeszła się z kolejnymi skojarzeniami, które dopiero nabierały pewności siebie.

Słodycz nie była bardzo mocna, ale ogólny smak czekolady wydał mi się... intensywny, acz przystępny. Cała wilgoć, mniej więcej w połowie rozpływania się, roztoczyła po ustach ogrom śmietanki. To takie... mleczne kremy / desery o smaku czekoladowo-orzechowym w wersji wyidealizowane; solidnie posłodzone wanilią.
Wanilia totalnie rozkręcała się bliżej końca i podrzucała wtedy jednoznaczne skojarzenia biszkoptowo-ciasteczkowe. Przed oczami miałam lekko zakalcowe, maślane ciasto. Przy tym cudnie zarysowała się kawa, a ja wychwyciłam jeszcze lekko pylisty smaczek orzechowo-kakaowy (może to nie jasne biszkopty a jakieś brownie? albo czekoladowy deser na bazie mleka z leciuteńko pylistym efektem).

Na samym końcu pojawiał się bardziej gorzkawy, kakaowo-kawowy akcent, a posmak pozostawał... również gorzkawy, ale bardziej owocowy - cytrusowy? W sensie, że cytrusy ze skórką. W dodatku jakby w towarzystwie... roślinnego chłodku (mięty)?

Muszę przyznać, że czekolada była bardzo intrygująca, niezwykle obrazowa. Nie do końca wpisała się w moje klimaty, bo po prostu miała w niej miejsce kumulacja nut, które wolałabym oddzielnie niż jako połączenie (nugaty, mleczne kremy orzechowo-czekoladowe, a potem biszkopty i ciasteczka) i była mi za tłusta. Wydała mi się przede wszystkim śmietankowa, a jej odymiona ziemiście-kawowa baza okazała się intensywna i zaskakująco łagodna. To nie siekiera, ale też nie bardzo słodka tabliczka, mimo że właściwie to wanilia rozstawiała większość nut po kątach.
W ciemno nie powiedziałabym, że to Ekwador, a już na pewno nie 85 %, ale... wydała mi się jakby jedynie z ekwadorskimi zapędami, np. rześkość, która w ekwadorskim kakao przeważnie jawi mi się jako kwiaty tu urzekła mnie miętą. Śmietankowo-kawowy smak przywodził na myśl moją najukochańszą wenezuelską Idilio Origins 5nto, jednak w przypadku Idilio bukiet był bardziej pasujący, owoce odegrały ogromną rolę, a struktura biła Kallari na głowę.


ocena: 8/10
kupiłam: dostałam (dziękuję! <3)
cena: -
kaloryczność: 686 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, cukier, wanilia

3 komentarze:

  1. Z dużym prawdopodobieństwem jest to jedna z lepszych ciemnych tabliczek, o jakich u Ciebie przeczytałam. Wydaje się całkiem moja. Skoro pomimo 85% znalazło się w niej miejsce dla śmietanki czy ciasta, jestem na tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że mogłaby Ci smakować. Jestem bardzo, bardzo ciekawa, czy jedna końcowa nuta wydała by Ci się bardziej kawowa, czy cytrusowa (jeśli to pierwsze, to smakowo pewnie wszystko by Ci odpowiadało). A może byś zaskoczyła, wyczuła jeszcze więcej, niż ja i to rozszyfrowała. xD

      Usuń
    2. Żarciki się Ciebie imają, jak widzę.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.