czwartek, 4 kwietnia 2019

Lindt Hello Crunchy X-Mas Cherry mleczna z kremem śmietankowym z kawałkami ciastek korzennych i wiśni

Tej zimy raz i drugi nachodziło mnie na konkretne posiadane korzenne tabliczki (żeby było śmieszniej, i tak trafiałam, jak bym patrzyła na daty - czyżby jednak podświadomość?). Kiedyś o wiele bardziej kusiły mnie czekolady z ciasteczkami korzennymi. W ciągu ostatniego roku czy dwóch korzenne ciastka za wiele razy mnie rozczarowały - teoretycznie je lubię, ale praktyka pokazuje, że wiecznie coś mi nie gra. Teraz uważam, że czekolady z nimi lubię, ale już nie tak, jak dawniej. Ten Lindt mnie jednak bardzo zaciekawił. Głównie dlatego, że na połączenie ciastek korzennych z wiśniami nigdy bym nie wpadła... a wiśnie uwielbiam. Wszelkie przetwory z wiśni, suszone owoce jak najbardziej wpisują się w zimowe klimaty, więc... o tak, ta czekolada zapowiadała się ciekawie.

Lindt Hello, Nice to Sweet You Crunchy Xmas Cherry to mleczna czekolada nadziewana śmietankowym kremem (29%) z kawałkami ciastek korzennych speculoos / spekulatius (2%) i wiśni (2%).

Po otwarciu poczułam wyrazisty, słodki duet wiśni i cynamonu, okryty słodką, mlecznoczekoladową pierzynką. Z racji ogromnego udziału mleka i śmietanki, wiśnie jednoznacznie kojarzyły się z takimi wyjętymi z jogurtu / serka, a cynamon sugerował ciasteczka korzenne.

Tabliczka była twarda, masywna. Odebrałam ją jako nieco kruchą mimo tłustości.
W ustach czekolada rozpływała się powoli, w gęsty sposób zalepiając usta, stając się przyjemnie tłusto-gładkim kremem i... krem ze środka odsłaniając. Ten również był gładki i tłusty za sprawą mleka, śmietanki, tylko że jeszcze bardziej. Okazał się nieco mniej gęsty, a bardziej oleisty od wierzchu.
Zawierał sporo średnich kawałków: wiśniowych i ciastek korzennych. Jedne i drugie początkowo były twarde, potem jednak nieco nasiąkały. Wiśnie wyszły jak połączenie suszonych skórek z lepiącymi się do zębów twardymi żelkami (ze scukrzonym pierwiastkiem przy większych sztukach), a ciastka chrupiące i nieco mączne. "Wiśnie" męczyły, a ciastka wyszły takie sobie, w sumie neutralnie.

W smaku czekolada powitała mnie silną słodyczą i tsunami mleka z subtelnie zaznaczonym kakao.

Po dłuższej chwili rósł smak mleka. Robiło się błogo mlecznie-śmietankowo i wcale nie tak słodko, jak można by się spodziewać. Nadzienie wyszło niezwykle wyraziście śmietankowo, choć  zalatywało mlekiem / śmietanką w proszku.

Słodycz do poziomu przesady rosła dopiero po pewnym czasie. Zrównała się ze śmietankowym smakiem, a ja zaczęłam trafiać na dodatki, starające się nieco to wszystko przełamać. Jako pierwsze wychwyciłam pobrzmiewające w oddali "jogurtowo-sztucznawe" wiśnie. Miałam wrażenie, że w tym momencie mignął mi też tłuszczowy posmak, ale zaraz to dodatki skupiły na sobie uwagę. Zaczęłam ganiać je jęzorem, męczyć i rozgryzać "obok czekolady".

Oto wiśnia najpierw ukuła leciutkim kwaskiem a'la suszony owoc, by zaraz roztoczyć cukrowo-pralinowo-wiśniowy smak. Kojarzyły mi się też z mdłymi wiśniami z jogurtów / serków. Dłużej memłane czy rozgryzane kawałki dodawały jakiś dziwny, nieprzyjemny posmak (jakby sztuczny i trochę tłuszczowy?).
Ciastka korzenne wyszły biernie. Słodkie do potęgi, udawały, że coś neutralizują wypieczonym "mączno-ciasteczkowym" posmakiem i niemal niewykrywalną szczyptą cynamonu.

Wydawało mi się, że za sprawą dodatków wychodzą te negatywne cechy nadzienia, a i że zrobiło się w końcu jakoś mniej śmietankowo. Pod koniec powróciła sugestia czekolady, łącząca się ze znikomo  korzenną nutką, co zupełnie nie pasowało do słodko-mdłych, mało wiśniowych wiśni z dziwną nutą.

W posmaku pozostały tłuste ciastka (może i trochę korzenne, jak się skupić) i sztucznawe, słodkie wiśnie wpisane w poczucie przesłodzenia i przetłuszczenia. Na te składał się i cukier, i "inny niż śmietanka" tłuszcz, nie były więc przyjemne. Owszem, wciąż czułam też posmak dobrej, mocno mlecznej czekolady, ale... nie uratowała sytuacji. Właściwie to gryzła się z tą dziwną wiśnią.

Całość wyszła niby całkiem wyraźnie jeśli chodzi o poszczególne smaki, ale równocześnie nijako. Coś mi nie grało w kawałkach wiśniowych. Poniekąd odzwierciedlały wiśnie, ale niestety te mdłe, słodko-jogurtowe i... kryło się też w nich coś dziwnego. Ciastka korzenne wyszły mało korzennie, acz "ciastkowo w porządku". Niestety, przez to całość prawie wcale nie była korzenna. Mam wrażenie, że śmietankowy (nawet bardzo) krem to zły wybór. Jakiś czekoladowy / korzenny wyszedł by o wiele lepiej. A to tak... nie współgrało. Ani krem nie wyszedł jakoś zachwycająco (np. jak lody śmietankowe / uroczo dziecinnie jak z czekoladek itd.), ani nie było to jakieś korzenno-charakterne.

Zbyt słodko, mdło (za mało cynamonu, wiśnie za delikatne i dziwne), więc mimo że z pomysłem, to bez zgrania i po prostu nudno. Mi w dodatku za tłusto, jakość też mogłaby być lepsza. Nie pamiętam już, bym aż 6 z 10 kostek Lindta oddała Mamie, a z tą właśnie tak było (przy czym do moich czterech robiłam dwa podejścia "na siłę", bo nie mogłam uwierzyć, że to takie bez wyrazu).
Skojarzyła mi się z Tesco Finest Swiss Milk Chocolate with Cherry & Vanilla Flavour Filling, z tą różnicą, że jednak Lindt był mniej tłusty i zawierał o wiele więcej dodatków - w tym właśnie wiśni (ilość jednak na wyrazistość smaku się nie przełożyła). Smutne jednak, że był tak mało korzenny, że aż tak się skojarzył.


ocena: 5/10
kupiłam: ktoś mi kupił "na zlecenie" w Niemczech
cena: 8 zł
kaloryczność: 561 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, olej palmowy, miazga kakaowa, odtłuszczone mleko w proszku, śmietanka w proszku 3%, kawałki wiśniowe (syrop glukozowy, puree z wiśni 43%, koncentrat soku wiśniowego 7%, laktoza, naturalne aromaty, substancja żelująca: pektyna), mąka pszenna, emulgatory (lecytyna sojowa, lecytyna słonecznikowa), aromaty, syrop glukozowo-fruktozowy, naturalne aromaty, sól, środki spulchniające (wodorowęglan amonu, wodorowęglan sodu), przyprawy

4 komentarze:

  1. Z jednej strony cieszę się, że jej nie udało mi się kupić, ale z drugiej...chciałabym ją sprawdzić na własnej skórze :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, nie chciałabyś. Lindt mógłby tylko w Twoich oczach stracić. I to piszę, biorąc pod uwagę niektóre Twoje recenzje.

      Usuń
  2. "Teoretycznie je lubię, ale praktyka pokazuje, że wiecznie coś mi nie gra" - mam tak samo. Ciacha korzenne są jak krówki. I trufle. Niby się je lubi/kocha, MIMO TEGO... Lindta Hello spróbowałabym z uwagi na sam fakt, że to Lindt Hello. Na pewno jednak nie jako tabliczkę. Po ogólnym rozczarowaniu serią mogłabym kupić maksymalnie baton. Jeszcze lepiej, gdyby ktoś mnie poczęstował rządkiem tabliczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś w ogóle do mnie nie przemawia kształt batonów tej serii. Aa, no tak. Batony, właśnie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.