czwartek, 25 kwietnia 2019

Merci Creme Fruit Pfirsich-Maracuja / Peach and passion fruit mleczna z kremem brzoskwiniowo-marakujowym

Początkowo po pysznych truskawkowych Merci chciałam sięgnąć po "drugie czerwone", ale kolejny "dzień Merci" przypadł w okolicy zjedzenia batona Bombus Raw Energy Maracuja & Coconut i czekolady Orion 68 % z morelami i chili, a lubię serie tematyczne, więc padło na dzisiaj przedstawiane. Brzoskwinie uwielbiam (acz muszę trafić na przystępną skórkę, więc dużo ich w sezonie nie jem), marakuje też (a te drogie, małe i wkurzająco pestkowe, stąd też prawie ich nie jem), więc liczyłam na wiele. Połączenie to chodziło za mną, odkąd tylko spróbowałam truskawkowe. Orion z morelami tylko mi przypomniał o tych owocach i skłonił do zjedzenia tych czekoladek dnia kolejnego. Co mają do brzoskwini morele? A no, tak tematycznie... mam wrażenie, że brzoskwinie / morele / marakuja dość często występują w połączeniu.

Merci Limited Edition Creme Fruit Pfirsich-Maracuja / Peach and passion fruit to mleczna czekolada o zawartości 32 % kakao z kremem brzoskwiniowo-marakujowym.
Oczywiście w formie czekoladek, edycji limitowanej na lato 2018 zawierającej owocowe smaki, produkowanej przez Storck.

Po otwarciu poczułam obłędny, niezwykle intensywny zapach marakui i brzoskwini. Był soczyście kwaśny, autentyczny i wkomponowany w słodziutką mleczną czekoladę. Było to naturalnie rześkie i zarazem dziecinnie urocze.

Czekoladki łamały się z łatwością, ale nie przez miękkość. Owszem czuło się ich tłustość i delikatność, ale na tym etapie jeszcze nie w pełni.
Miękły dopiero w ustach, gdy rozpływała się bardzo kremowo-tłusta, zalepiająca czekolada z proszkowym efektem. Dość szybko ujawniała rzadsze od niej, bardziej oleiste, kremowo-plastyczne nadzienie. Miałam wrażenie, że kryło się w nim parę drobinek (?). Całość z czasem stawała się miękką, kremową masą.

Czekolada od samego początku serwowała bezkresną toń cukrowości i pełnej, wyrazistej mleczności. Obie wydawały się niepohamowane i rosły, ale mimo lekkiej waniliowości, mleko było w tym bardziej złożone.

Mignęło mi mleko w proszku, lecz już po chwili wzrosła jego śmietankowość, zagarniająca do siebie słodycz i nadająca jej rześkości. Pomyślałam o śmietankowych lodach, gdy za soczystością przebił się kwasek.

Krem uderzał kwaśną, w pełni naturalną i soczystą potęgą brzoskwini i marakui. Zagarnęły do siebie słodycz, a same splotły się ze sobą. Marakuja przecinała szlak, otwierała drogę rozlewającej się dooła brzoskwini. Soczystość na moment wybiła się ponad wszystko inne. Słodziutkie owoce zatapiały się mniej więcej w połowie w mleku, za sprawą którego wyszły tak... niczym w jakimś jogurcie czy owocowych lodach / deserze. Ich smaki złagodniały, zrobiły się mniej jednoznaczne, a cukierkowość zrównała się z naturalnie owocową soczystością. Zrobiło się bardziej cukierkowo-słodko. Poczułam przez to wzmożoną, zdecydowanie za silną słodycz.

Cukrowość i sztuczność dopuściły echo margaryny, co starała się przyćmić czekolada. Na zasadzie kontrastu z owocami z nadzienia jednak nie udało jej się.

Po wszystkim pozostał intensywny posmak rześko-kwaśnej marakui, soczystej, dżemowatej brzoskwini w mlecznoczekoladowo-mlecznej toni. Niestety poczucie zacukrzenia i oleju na ustach tutaj już odegrały istotną rolę.

Całość wyszła zaskakująco smakowicie i naturalnie, ale... jednocześnie kontrastowo i trochę przerysowanie. Soczysta kwaskowatość zestawiona z taką ilością cukru i bardzo, bardzo słodko-mleczną, uroczą czekoladą... wyszła aż nachalnie. Marakuje i brzoskwinie przewodziły przez większość jedzenia, ale w końcu robiło się dziwnie mdło, sztucznawo (nie umiem określić tej "cukierkowości" - to nie była czysta chemia, ale dziwny posmak - Olga pisała o gumie arbuzowej, co wydaje mi się... poniekąd pasujące, ale raczej podkreśliłabym tu gumę balonową, niż arbuza, choć ja takich tworów nigdy nie jadałam; lubiłam za to, jak ktoś w pobliżu jadł różowe Orbit - o! to jest to!). Czekoladki wyszły lekko, a jednocześnie męczyły olejem. Były jednak na tyle autentycznie owocowe, ciekawe, że zjedzenie pięciu to była... przyjemność z elementem obrzydzenia.


 ocena: 7/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 578 kcal / 100 g (podane dla wszystkich smaków)
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, oleje roślinne (palmowy, shea), pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, jogurt w proszku (?), śmietanka w proszku, maślanka w proszku (?), laktoza, maltodekstryna, aromaty, lecytyna sojowa, skoncentrowany sok z marakui, skoncentrowany przecier z brzoskwini, kwas cytrynowy, barwnik (ekstrakt z marchwi)*
*Skład podany dla wszystkich smaków, usunęłam tylko wiśnię i truskawkę, bo to na pewno nie z tych czekoladek; tam, gdzie znaki zapytania to wątpię, by były w tym smaku, ale mogą być

4 komentarze:

  1. W sumie często jak jem coś o smaku morelowym to smakuje jak brzoskwinie, więc te dwa owocki muszą mieć coś wspolnego :D marakui na świeżo nigdy nie jadlam. Ta wersja Merci z kolei nigdy mnie nie kusila, od owocowego nadzienia wolę orzechowe, karmelowe itp. A jeszcze guma orbit? Ja rozumiem żuć samą gumę, ale w czekoladzie? Brrr :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marakuja jest fajna, ale dziwna. Jako owoc mało jedzenia w sumie

      Też wolę nieowocowe nadzienia, więc jakieś podobieństwo jest.

      Nie, nie, ja ani żuć, ani nigdzie żadnych gum nie chcę. Różowe Orbit to wąchać tylko mogę, jak ktoś żuje, haha.

      Usuń
  2. Nie kupuję brzoskwiń z uwagi na owłosioną skórkę. Cała pokrywam się gęsią skórką, kiedy zęby zgrzytną o włosy, brr. Za to produkty o smaku są super. Merci owocowe są urocze - tu się zgodzę. Ja nie odnotowałam w nich większych wad. To 100-procentowo mój klimat.

    PS Taak, różowa guma Orbit pachnie tak rozkosznie dziecięco <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też ta owłosiona skórka odrzuca, więc w sezonie na brzoskwinie często stoję w nieskończoność i szukam sztuk przystępnych. Nie wszystkie są takie włochate.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.