Nie lubię białego wina, raczej nie lubię białej czekolady, ale w zakupowym szale, kiedy to zamówiłam prawie wszystkie nowości Zottera, i na tę się zdecydowałam (bo głupio spróbować tylko Labooko for Red Wines). Gramatura mała (bo to z linii pojedynczych Labooko), więc uznałam, że warto sprawdzić, jak też Zotter widzi białe wino w formie tabliczki. Jak tak zerknęłam, przywiodła mi na myśl Sauvignon Blanc (With Paprika And Pineapple) i Labooko Apple and Sea Buckthorn with Vanilla, ale i tak nie wiedziałam, czego się spodziewać.
Zotter Labooko Single Schoko zum Weisswein / Chocolate for White Wines to biała czekolada z wmieszaną czekoladą białą karmelową (30%), czekoladą białą ananasową (25%) i sproszkowaną papryką (0,4%).
Przy pierwszym wdechu aż nie wiedziałam, jak określić znajomy zapach, jaki poczułam. Po chwili zaskoczył zapieczony ser (na jakimś makaronowym daniu - może pomidorowym, z czymś podwędzanym?) i/ lub "sos słodko-kwaśny" (jako jakiś bliżej nieokreślony twór - co często robią jakieś "kurczak / cokolwiek w sosie..."), a więc dość wytrawny twór z mocno soczystą bazą. Ananasa czuć wyraźnie, chwilami zdecydowanie dominował. Otaczała go pewna ciężkość. Początkowo myślałam o wędzeniu / pieczeniu (bo sos?), ale po chwili ogarnęłam się, że to jednak maślaność. Dużo maślaności. Maślaności białej czekolady...? Bardzo słodkiej w gruncie rzeczy, od silnej wanilii. Jednocześnie wszystko to nie obeszło się bez pudrowego echa. Dziwny zapach, tu i ówdzie apetyczny, ale nie wiem, czy taki zachęcający.
W dotyku tabliczka koloru brzoskwiniowego wydawała się sucho-tłustym ulepkiem, ale już przy łamaniu trzaskała z racji twardości.
Czekolada potrzebowała dwóch-trzech sekund, by zacząć rozpływać się kremowo-tłusto. Wydawało się, że kolejne soczyste smugi jakby "opadają" niczym aksamitny materiał z coraz bardziej mięknącej masy. Była aksamitna, acz z drobinkami.
W trakcie robienia kęsa poczułam pudrowość i nutę soczystego, słodkiego ananasa, które splatały się ze sobą za sprawą wanilii. Już po chwili wanilia zalewała usta, narzucając wysoką słodycz...
...kompozycji mocno maślanej. Maślaność ta mieszała się z mlecznym, pełnym smakiem, który po chwili przywiódł mi na myśl skondensowane, bardzo słodkie karmelowe mleko z tubki. Silna, niemal podrapująca w gardle słodycz waniliowo-karmelowa zyskała dodatkową głębię dzięki cynamonowi, który szybko zaznaczył się w tle. Wszystko to było ciężkie i lekko przytłaczające.
Cynamon nadał charakteru, dzięki któremu karmel wyszedł bardziej palono-podwędzany. Mniej więcej w połowie czekolada dochodziła do smaku bardziej związanego z zapachem. Pełnotłuste nuty podszepnęły mi pieczony ser. Zaznaczyła się przy nim jednak też bardziej rześka, egzotyczna nuta. Powiązana ze słodyczą, lekko pudrowa i "cytrusowa na słodko". Po chwili zrobiła się wyraźnie ananasowa. Wprawdzie bez kwasku, ale zadowalająco soczysta. Ananas mniej więcej w połowie zdawał się być jedną z istotniejszych nut.
W tej soczystości, słodyczy i z nieco rozgrzewającym efektem cynamonu, ujawniała się lekka nuta papryki. Nie wiem dlaczego, pomyślałam o słodkich pomidorach.
W posmaku pozostał delikatny ananas słodki, acz podkreślony bardziej cytrusowym kwaskiem, dużo maślaności i ogólna, karmelowa słodycz, dość ciężka. Słodycz trwała jakby obok, pozwalając ananasowi i papryce na zbliżenie na tłustym tle, co skojarzyło się z lekką cierpkością.
Muszę przyznać, że to udana tabliczka. Nie wiem, czy nawet nie ciekawsza i bardziej kojarząca się z białym winem niż wersja dla czerwonego. Połączenie smakowitej, ale nie przesadzonej wytrawności i naprawdę dobrej, białej czekolady dobrze wykonano. Maślaność nawet mnie nie raziła, bo zapewniała spójność. Jak dla mnie za słodko, a i mogła by być jeszcze bardziej ananasowa czy cierpkawa (jak wytrawne, a nie słodkie białe), ale... Myślę, że wielu zachwyci swą... błogością i miękkością, które były ciężkie w pozytywnym sensie.
Nie ukrywam, że mnie znudziła i w sumie już po większej połowie uznałam, że wolę zostać z miłym wspomnieniem, bo zamysł mi się podoba. Wykonanie też przednie (acz mam swoje "ale").
Myślałam, że może Mama skończy, ale spróbowała i stwierdziła, że mimo że jest zaskoczona, iż tak wyraźnie czuć ananasa, że bardzo dobra ("coś ci w nie nie pasuje?!" - do mnie), przyznała, że rzeczywiście jest w niej coś serowego, to jednak jej za mało słodka była (o, kosmosie!) i narzekała na wyczuwalną paprykę ("zupełnie niepotrzebna!" - z czym ja oczywiście się nie zgadzam).
ocena: 8/10
kupiłam: biokredens.pl
cena: 8 zł
kaloryczność: 589 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: tłuszcz kakaowy, surowy cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, karmelizowane mleko w proszku (odtłuszczone mleko w proszku, cukier), odtłuszczone mleko w proszku, suszony ananas, sproszkowana papryka, lecytyna sojowa, pełny cukier trzcinowy, sproszkowana wanilia, sól, proszek cytrynowy (skoncentrowany sok cytrynowy, skrobia kukurydziana, cukier), cynamon
Myślę że zgodziłabym się w połowie z mamą - papryka w czekoladzie?? O matko :D ale chyba slodszej bym już nie chciała, bez przesady :p trochę martwi mnie serowy posmak, no i nie jestem fanką żadnego wina (nawet słodkiego). Jednak połączenie jest na tyle intrygujące, że mogłabym z ciekawości spróbować :D
OdpowiedzUsuńNie da się ukryć, że nudna nie jest, to i taką spróbować można.
UsuńDawniej też nie lubiłam białego wina, ale musiałam polubić, bo to jedyne, którego względnie mogę się napić. Zapach kozacki! Co prawda nie chciałabym, że tak pachniała moja czekolada, ale danie obiadowe? Poproszę! Chyba nigdy nie jadłam wyraziście ananasowej czekolady. Ba! chyba nigdy nie jadłam czekolady poświęconej ananasowi. Tabliczka kojarzy mi się z czekoladowym odpowiednikiem pizzy z ananasem albo kotleta z ananasem i serem. Jadłabym.
OdpowiedzUsuńW takiej sytuacji i ja nauczyłabym się je lubić pewnie.
UsuńA właśnie ja parę ananasowych jadłam, uważam je za spoko i tyle.
Pizza z ananasem? Tego już nie jadłam, ale nie mam do niej uczuć innych, niż do innych wariantów tego dania. Kotlet z ananasem i serem? Szalejesz! Pierwsze o czymś takim słyszę. Brzmi... Spoko, ale raczej nie chciałabym zjeść.
Pierwszy raz? Ciekawe. W moim domu jadło się go często i traktuję tę potrawę jako oczywistość. Takie cudo: https://www.przyslijprzepis.pl/uploads/media/recipe/0007/70/kotlety-bite-z-ananasem-i-zoltym-serem.jpeg
UsuńOjciec zawsze gotował i żadne "wymyślane" łączenie mięsa i owoców dawniej u niego by nie przeszło. Do kotletów z czystego mięsa zawsze musiała być góra ziemniaków, by się najeść i warzywa dla mnie i Mamy (on sam pewnie bez warzyw by się obszedł). Dopiero po rozwodzie jakoś zrozumiał, że wartościowe jedzenie to nie to, jak jadło się na wiosce w jego dzieciństwie.
UsuńA ziemnioky to nie warzywa? Hue, hue, hue ]:->
UsuńI właśnie to jest śmieszna sprawa! Od Mamy latami słyszałam, że tak jej się utarło, że "ziemniaki nie mają witamin", bo "wszyscy tak mówią" i "latami się słyszało", ale żadnych konkretów, więc traktowało się je u nas jako "zapychacz żołądka". A ja nie lubiłam się tak po prostu zapychać. Bo wyobraź sobie, że ulubiona forma ojca na ziemniaki to... takie ugotowane i rozgniecione. I taka góra, ble. Jako dziecko takie wypieczone na chrupko z wierzchu w prodiżu przez babcię to w sumie nawet lubiłam.
Usuń