piątek, 14 lutego 2020

lody Ben & Jerry's Love Is...Topped

Nie lubię słodkich ulepków. Koloru różowego od dziecka nie trawię*, ale... jestem dziwadłem i wiem to nie od dziś. Tak jak czasem lubię rzeczy podchodzące pod kicz, to i np. coś różowego mogę uznać za tak wręcz groteskowe, że aż fajne. Zdarza się, że strzela mi coś do łba, by spróbować coś zupełnie nie w moim stylu albo sprawdzić coś... tak po prostu. Walentynki? Tylko takie, powtarzając za Marilynem Mansonem, w cieniu Doliny Śmierci. Czy zabójcze dla mnie miały okazać się dzisiaj prezentowane lody? Nie ukrywam, że w kolejce specjalnie czekały właśnie na ten dzień. Ja czekałam z ironicznym uśmiechem. Ktoś mógłby się zdziwić, po co w ogóle wydałam na nie kasę, skoro składają się ze wszystkiego, czego nie lubię... Kierowałam się tym, ze zupełnie nie w moim stylu Birthday Cake w jakiś dziwny sposób... były smaczne, mimo że z nutą obrzydliwości.
Dzisiejsze, wydaje mi się, wpisują się w jakiś tam amerykański kanon. Wydaje mi się, że akurat do masła i przesadzania z cukrem brązowym mają słabość. Robienie rzeczy o smaku brązowego cukru wydaje mi się niedorzeczne, ale cóż... Chyba nie tylko mi, skoro i tłumaczenie na polski opisu tych lodów jest dziwne. Stworzyłam własny, by jakoś brzmiało, ponieważ brązowy cukier tak trochę karmelowo smakuje, a i mniej więcej tak je odebrałam, ale... widzi mi się to jako po prostu to, co Amerykanie lubią najbardziej: masło i cukier. W oryginalne brzmi to: "Buttery brown sugar ice cream with pink salted caramel cups, a cookie swirl, a pink topping, and pink chunks".
*Uogólniam, często półżartem. Są i całkiem w porządku odcienie - kolor jak wszystkie inne.

Ben & Jerry's Love Is...Topped to lody o smaku maślano-karmelowym z brązowym cukrem ("buttery brown sugar ice cream"), z różowymi czekoladkami nadziewanymi solonym karmelem oraz z  masą ciasteczkową, przykryte różową polewą z różowymi kawałkami.

Po otwarciu w zasadzie nic nie poczułam, ale wiadomo - zamrożone czekolady / polewy rzadko kiedy pachną (chyba?). Dopiero w trakcie jedzenia poczułam silną, wręcz cukrową słodycz mdło-śmietankowych lodów z tanią, karmelowo-maślaną nutą.

Ze zdziwieniem odkryłam, że polewa na wierzchu, mimo iż twarda, z kamieniem nie miała nic wspólnego i po ludzku dało się ją rozłupać. Rozpływała się po dłuższym czasie oraz oczywiście w ustach, robiąc to w sposób gęsto-zalepiający, kremowo-gładki jak... nadzwyczajnie zalepiająco-ciągnąca, tłusta biała polewowa czekolada. Tłustość tego czegoś porażała.
Wtopiono w nią "chunks" (czekoladko-kawałki?) w kształcie serduszek. Były jednolite, bez nadzienia. W zasadzie wydały mi się podobne do tejże polewy / czekolady. Niczym pseudoczekolada zmieniająca się w krem z tłuszczu, nie zaś kamień.
W masie ukryto posiekane i całe czekoladki-babeczki (również koloru różowego) z płynnym, lejąco-ciągnącym karmelem wewnątrz. Były inne niż np. w Caramel Chew Chew. Ich wierzch to też ta wyżej opisana polewa, ale w ich przypadku znośniejsza, a karmel... ślisko-lepiący i zupełnie jak niemrożony. Nie pożałowano ich, ale karmelu wewnątrz już tak.
Masę lodową przeplatała rozmieszana masa ciasteczkowa. Nazwano to "swirl", acz według mnie to po prostu skupiska, z czego niektóre bardzo rozlazłe, w efekcie czego w pudle znalazło się sporo kawałeczków-okruszków ciastek luzem. Odebrałam je jako już na starcie zawilgocone, a więc wilgotne i miękkie. Próbowały chrupać, ale raczej rozpływały się w ustach. Robiły to "na grudki", trochę mącznie. Tego dano raczej średnio dużo, nierównomiernie.
Wreszcie sama masa... Nie podobała mi się jej struktura. Okazała się bowiem twardawa, trochę gęsto-kremowa. Czuć w niej silną wodnistość. Mimo że rozpływała się powoli, pozostawała zbita, przy czym ujawniała tłustość masła i śmietanki, a i tak opływała wodą. Jakby sama się rozrzedzała, co nie było przyjemne. Sprawiło jednak, że także dodatki szybciej wilgotniały i miękły.
Ogół cechowała miękkość i lepiszczość właśnie. Ja przypisałabym im jeszcze ciężkość, kremową tłustość. Mi zupełnie się to nie podobało i nie mogę uwierzyć, by komukolwiek mogło. Polewę i wszelkie serduszka / kawałki uważam za tak podłe, że cały wierzch skończył w śmieciach.

Różowa polewo-czekolada (zarówno ta jako wierzch, serduszka, jak i "skorupka" babeczek) porażała wysoką, cukrową słodyczą. Kawałek wzięty do ust w zasadzie zaczynał przez nią drapać w gardle już po paru sekundach, równocześnie gdy w ustach roztaczał smak mleczno-maślanej białej... polewy. Parszywej, taniej polewy białej, która z białą czekoladą... to chyba tylko taką z najniższej półki miała coś wspólnego. Smakowała cukrowo, a tłuszczowa polewowość waliła taniością, że omijałam ją, jak tylko się dało. I tu ucieszyłam się, że babeczki były posiekane.

Otóż czekoladki z karmelem, oprócz ohydnego wierzchu zawierały cukrowy, maślany karmel, który też mordował cukrem, ale z wyraźną nutką soli. Nie była nachalna (chyba dodatkowo podkreślała cukrowość), ale wyczuwalna, co do tej kompozycji wyjątkowo pasowało. Było tego, tak ogółem (pomijając, że samego karmelu w czekoladkach mało), tak mało, że niestety... nikły. A mogłyby pomóc...

Ciasteczkowe drobinko-skupiska z kolei zatracały się poprzez swój w gruncie rzeczy nijaki smak. Głównie mączne i pudrowo słodkie. Trochę kartonowe, trochę "palonocukrowe" (kojarzyły mi się z ciastkami korzennymi bez przypraw korzennych). Ciastkowe, ale bez charakteru, mdłe.

I po tych wszystkich dodatkach przechodzimy do bazy: samej masy lodowej. Niezależnie, czy próbowana przed, jedzona razem z nimi, czy po dodatkach, wydała mi się nijaka. Szarżowała przede wszystkim przesadzoną słodyczą cukru. Czy to obiecany brązowy cukier? Nie powiedziałabym. Zabójczo to słodkie i tyle.
Wyraźnie czuć też... masło. Maślana jak maślano-mleczne, mdłe ciasteczka (z cukrem?). To, że zrobiono je między innymi na bazie śmietanki przez maślaność uszło uwadze. Można to uznać jako plus, bo czuć obiecany smak (mi jednak wyjątkowo nie odpowiadał). Za maślanością jednak szerzył się znaczący, mdły, rozwodniony posmak. To dodatkowo spłyciło bazę i uwypukliło słodycz. Maślano-cukrowo-rozwodniona? Taak, a przez co bez charakteru.

Całość wyszła nijako, tanio i niesmacznie. Mam wrażenie, że zrobiono te lody, aby tylko wyglądały, jak się producentowi zamarzyło. Wszystko zasładzało, że w głowie się nie mieści. Biała polewa była po prostu okrutna: cukrowo-tłuszczowa. Karmel akurat wyszedł nieźle, ale nie odegrał istotnej roli. Ciastka... ot, były, też nie najlepsze. Cukrowo-maślane lody nie wyszły toffi / karmelowo (co w sumie mnie zaskoczyło, bo tego można by się spodziewać). Wyraźnie czuć w nich maślaność (obiektywnie to plus), ale też i taką ilość cukru, że nie da się ich jeść (zwłaszcza, że jem lody bardzo topiące się, więc odczuwalność słodyczy wtedy rośnie). W dodatku wyraźnie czuć wodę (a wraz z jedzeniem coraz bardziej).

Rzeczywiście maślano-cukrowe (chociaż jak robią taki smak to uważam, że powinny być posłodzone tylko brązowym, bo tak go nie czuć przez ilość białego) i w sumie za to trudno je winić (tytuł), ale zrobione byle jak, po jakości pojechali. Mocno przeciętne lody, które w dodatku były wszystkim tym, czego nie lubię.
Za subiektywne odczucia nie winię, ale wychodzę z założenia, że wszystko dobrze zrobione może mi posmakować (dobrym przykładem są wyjątkowo nie w moim stylu Birthday Cake). Te nie posmakowały. Smakowej taniości nie lubię i nie polecam. Niewiele ich zjadłam, resztę oddałam Mamie, która lubi bardzo-bardzo słodkie lody (uwielbia wszelkie lidlowe i Grycan!), a tłustość jej nie straszna. Smak i konsystencja różowej polewy wystraszyły ją tak, jak mnie. Zgodziła się, że ciastka właściwie żadnej roli nie odegrały. Całość odebrała lepiej niż ja, a babeczki z karmelem ją zachwyciły. O samych lodach: "jak takie zwykłe tanie lody, co ja kupuję po 10 złotych, na lody za tyle to by niezłe były".


 ocena: 3/10
kupiłam: Carrefour
cena: 24,99 zł (za 500 ml)
kaloryczność: 300 kcal / 100 g; 273 kcal / 100 ml
czy kupię znów: nie

Skład: woda, śmietanka (21%), cukier, mleko zagęszczone odtłuszczone, oleje roślinne (rzepakowy, kokosowy, sojowy), mleko pełne w proszku, żółtko jaja, cukier puder, skrobia, cukier brązowy 0,9%, syrop glukozowy, mąka pszenna, pełnoziarnista mąka pszenna, masło, śmietanka w proszku, mleko słodzone zagęszczone odtłuszczone, sól, lecytyny sojowe, tłuszcz mleczny, zagęszczony sok z buraka czerwonego, melasa, stabilizatory (guma guar, karagen), naturalny aromat waniliowy, substancja spulchniająca (węglany sodu), miód

7 komentarzy:

  1. Wygląda przebajecznie i bardzo w moim stylu :D uwielbiam wszystko co różowe i z serduszkami <3 jednak już od polewowej, drapiacej w gardło czekolady, po otoczkę serduszek, aż do nijakiej masy lodowe - wszystko to mnie zniechęca. Nawet zbyt wysoka słodycz nie byłaby aż takim problemem, gdyby chociaż użyli lepszej czekolady i dali lody o wyraźnym smaku, na przykład słonego karmelu? Wtedy pasowałoby to do wnętrza serduszek, co uważam za jedyny plus w tych lodach - a właściwie to tylko ta wyraźnie slona nuta, bo kocham sól z karmelem. Ale to za mało żeby te lody były warte zakupu :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakiej czekolady?! Wstrętnej polewy!

      Gdyby wymieszać sam cukier i tłuszczowość z solą (bo wątpię, że smakowałyby dobrym solonym karmelem)... to nie wiem, czy rzeczywiście wyszłoby dobrze... Od miłości do nienawiści ponoć jednak blisko, więc może te lody są po to właśnie by drugą połówkę zabić niby nie celowo?

      Usuń
  2. "Pink chunks", ale żeby napisać czego, producentowi zabrakło czasu. W efekcie tłumacz też musiał walnąć łbem o stół. "Różowymi kawałkami", mhm, fajnie. Dla równowagi opakowanie to mistrzostwo bajeczności <3

    Takie polewy i kawałki niemal zawsze rozpuszczają się ślisko i na wodę. Czekolady w pełnym tego słowa znaczeniu nie uświadczysz. Przyzwyczaiłam się, więc nie narzekam, tylko stwierdzam fakt. Nigdy nie zabieram się za jedzenie lodów, jeśli nie pokonam całej polewy. Po zmrożeniu języka lodami dodatki wydają się nijakie, więc korzystam, póki są zacne. Smaku cukru brązowego chyba bym nie rozpoznała. Nie mam doświadczenia.

    Ja też uważam, że powstały po to, żeby wyglądać, nie zaś smakować. Ludy i tak kupio, bo takie urocze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czasu. Po prostu bał się, że jak napisze prawdy ("gów**") to się przywalą i na rynek nie wpuszczą. Albo... "różowe kawałki tłuszczu"?

      Nie zgodzę się. Ostatnio jadłam lody z Lidla z polewą właśnie i nie była ślisko-wodnista, a jak kremy typu Nutella. Kawałki czekoladowe w Haagenach np. też zachowują się jak tłusta czekolada, a nie takie wstrętne coś. Hm... ja nie zmrażam jęzora lodami (jem lody topiące się już bardzo-bardzo), więc jestem czuła i narzekam.
      Smak brązowego? Jest taki mniej słodki, karmelowawy trochę... Odróżniam po wieeelu dobrych ciemnych czekoladach, bo są ze trzcinowym (czyli brązowym). Po takich, jak jakaś jest słodzona białym, to wydaje mi się ordynarniejsza w słodycz. Różnica jest duża, a przy takiej ilości mogłabyś może wyczuć, że.... "o, coś inaczej to smakuje"?

      Głupie lodo-ludy. A przedstawicielka gatunku, która tą wyżej recenzje skleciła, chyba najbardziej. Bo co miałoby mi nie pasować w takich cudaśnych, różowiaśnych lodzikach?!

      Usuń
    2. Nie wiem, czy pamiętasz, ale Ciacho od Dan Cake ma opis "ciasto biszkoptowo-tłuszczowe", więc jak się chce być szczerym, można. A ludy i tak kupio :P

      Ja też czekam 20-30 minut przed jedzeniem lodów, zwłaszcza w dużych opakowaniach, bo są bardziej zmrożone przez zbicie. I tak język marznie, więc polewę muszę zjeść najpierw.

      Cukier trzcinowy i brązowy to nie to samo niestety.

      Usuń
    3. Nie pamiętałam. Nutella to też chyba "krem tłuszczowo-cukrowy" czy coś.

      Ja czasem z lodami siedzę cały film, najpierw gmerając łyżeczką, wydłubując dodatki, wyjmując je, by szybciej się ogrzały, próbuję osobno z łyżeczki itd.

      Serio? Yy... Dobra, nie mam żadnej wiedzy chyba w tym temacie. W sumie tak mało się z tym stykam, że mi do szczęścia nie potrzebne i co przeczytam, to zaraz zapominam.

      Usuń
    4. A z tym cukrem, aż musiałam znowu wygooglać - tak, czytałam już o tym, ale kompletnie zapomniałam. A mój komentarz wyżej, na który odpisałaś - właśnie trzcinowy od białego po czekoladach odróżniam, a jak raz i drugi w czymś był brązowy to właśnie wydał mi się podobny do trzcinowego, że w sensie bardziej karmelowy. Na szybko pisząc i przelatując artykuły wzrokiem jak zwykle uogólniłam.

      No aale większość cukrów innych niż zwykły biały daje karmelowy posmak - taka moja konkluzja miała być. :>

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.