czwartek, 17 września 2020

Pacari Lemon / Limón ciemna 60 % z Ekwadoru z cytryną

Smutno mi się zrobiło na myśl, że to już ostatnia posiadana Pacari. Tak ją zostawiałam... z jednej strony umyślnie. Lubię bowiem dobre cytrynowe rzeczy. Niestety jednak trudno o te naprawdę dobre. Denerwuje mnie z kolei przerysowywanie smaków cytryną, przesadzanie z nią i upychanie tam, gdzie jest to zbędne. W przypadku Ekwadoru - byłam ciekawa, jak wyjdzie, bo zawsze w zwłaszcza Pacari jakieś lekkie cytryny czuję. Na maksa podkręcone cytryny...? Czy nie szykowało się na zabicie innych nut? A może... podsycić, np. ziemistość?

Pacari Lemon / Limón to ciemna czekolada o zawartości 60 % kakao z Ekwadoru z cytryną.

Już rozcinając papierek poczułam goryczkowato-kwaśny zapach cytryny: skórki oraz soku z nutą podfermentowanej ziemi, zmieszany z mnóstwem kwiatów, a konkretniej róż. Otaczała to wysoka słodycz, zarówno różana właśnie, jak i wykwintnego, palonego karmelu. Kwiaty dodatkowo wygładziły to zestawienie i rozmyły kontury tych nut na kawowym, łagodnie gorzkawym tle. Mimo paloności, było to rześkie, soczyste i aż ociekające "smakami" w wydźwięku. Miałam wrażenie, że po przełamaniu i w trakcie jedzenia bardzo się ta soczystość nasiliła.

Ciemna, raczej matowa tabliczka głośno trzaskała. Z racji kamiennej twardości wydała mi się oporna. Jej ziarnisty przekrój wyglądał nieprzyjaźnie.
Rozpływała się raczej powoli i właśnie też niezbyt przyjaźnie. Była zbito-gładka i wręcz śliska. Może nie jakoś specjalnie tłusta, ale gęsta i konkretna. Opływała lepkimi, mazisto-wodnistymi smugami. Te chwilami wydawały się bardzo soczyste, ale i tak nie odebrałam ich jako wyjątkowo przyjemne.

Od samego początku po ustach rozszedł się dym, budujący palone, gorzkawo-łagodne tło. W motyw ten wgryzła się cytryna swą charakterną, wyrazistą skórką. Oczywiście tchnęła również soczystość kwaśnego soku. Wtórowała temu kawa...

Poprzez którą rozchodziła się soczystość. Była to bowiem jakaś zacna, soczyście-rześka kawa czarna parzona alternatywnymi metodami (np. aeropress) o mocno cytrusowo-ziemistym profilu. Po goryczce skórki cytryny, poczułam mnóstwo soku z cytryny. Mimo to, kwaśność była niska; dodatkowo za przełamanie jej wzięła się słodycz, dodając sporo karmelu.

Mniej więcej w połowie smak cytryny zdawał się dominować ponad wszystkim innym. Nie było jednak specjalnie kwaśno. Wyszła na przód, częściowo skłaniając się w kierunku cytrynom lekko przerysowanym na słodko, z naleciałością goryczki żelek / galaretek; nawet nie tyle sztucznym, co "z aromatu", z którym trochę przesadzono.

Rześkość i naturalność dobudowały jednak kwiaty. Oczami wyobraźni widziałam już nie tylko róże, ale też jakieś białe kwiaty cytrusów. Były dość ciężkawe. Karmel mieszał się z kwiatami i dymem, który jak i one ciężko okrywał kompozycję. Karmel znów podkreślił kawę, przybierając na znaczeniu bliżej końca. Wtedy to kompozycja złagodniała i zrobiło się trochę bardziej wręcz maślano karmelowo, a poszczególne nuty wydały mi się perfumowe. Tu znów pomógł dym, jakby szlifując to wszystko.

W posmaku pozostała goryczka i kwaśność cytryny, soczyście naturalnej i już słodko-przerysowanej, takiej aż jakby żelkowej, słodycz karmelu i bardziej ziemisto-kawowe, osnute dymem i ciężkimi, wilgotnie-soczystymi kwiatami akcenty.

Całość wyszła smacznie, bo rześko, soczyście cytrynowo i poważnie zarazem. Sama mam jednak mały zarzut w kwestii tego, że cytryna sprawiała wrażenie przesadzonej. Nie było kwachowato, właściwie nie było nawet specjalnie kwaśno, a kwaskawo (np. czysta Zotter Labooko Madagascar 100 % była znacznie kwaśniejsza), ale jej wydźwięk... zdawał się trochę zabijać co bardziej ulotne w czekoladzie. Ta jednak i tak dostarczyła całkiem sporo kawy, słodyczy karmelu czy ziemi. Kwiaty jak również dym okazały się ciekawym spoiwem. Czekolada zaskoczyła mnie, że mimo tak wyraźnego smaku cytryny wyszła bardzo słodko (co też nie jest gigantycznym plusem, bo wolałabym gorzkość kakao niż słodycz).
Wydała mi się gorsza niż Pacari Orange, chyba dlatego, że... przecież chyba łatwo jest zrobić naturalniejszą cytrynową czekoladę, a nie pójść w takie coś... Też spodziewałabym się raczej efektu rodem z Passion Fruit, ale niestety... Poza tym cytryna, jako owoc kwaśniejszy niż pomarańcza, jakoś mniej współgrała z bazą w moim odczuciu.


ocena: 8/10
cena: £4.39
kaloryczność: 559 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, ekstrakt z cytryny (0,15%)

7 komentarzy:

  1. Czekolada nie dla mnie, wszak esencjonalnie cytrynowa. Podoba mi się nazwa aeropress, chyba nigdy jej nie słyszałam. Karmel i kawa - to nuty dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słyszeć może i nie słyszałaś, ale na pewno czytałaś, bo zdarzyło mi się o tym w recenzjach wspominać. Uwielbiam tę metodę, a lata z niej już nie piłam kawy. Fajnie tak "wyciskają" z gigantycznej "strzykawy". Ponoć trzeba mieć dużo siły w rękach, by to dobrze przecisnąć - już widzę, jak próbuję się całym ciałem na tym zawiesić, by ruszyć tłok. xD

      Usuń
  2. Muszę ją kupić, bardzo lubię połączenie z cytryną, jeśli wyszła tak soczyście to przesadna cytrynowość chyba nie będzie mi przeszkadzała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obstawiam, że mimo wszystko mogłaby... Zobacz, że nawet w najbardziej soczystych Zotterach, gdy przedobrzy z cytryną, to trochę przeszkadza.

      Usuń
    2. Tak, ale Zotter używa kwasku, a tu jest ekstrakt. Chyba mi się spodoba :)

      Usuń
  3. Czy mogłabyś polecić jakieś sprawdzone sklepy internetowe z czekoladą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście. Biokredens, Słodki Przystanek i Sekrety Czekolady.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.