Przy Beskidzie Madagaskar 100 % pomyślałam, że to szatan jak Zotter Labooko Peru 100%, ale o smaku Madagaskaru. Uznałam ją za boska, mimo że niewiele setek mnie zachwyca. W przypadku tej marki wiedziałam jednak, że nie ma co zwlekać, trzeba jeść. Peru od Beskidu? Byłam prawie pewna, że to będzie niezapomniane przeżycie.
Beskid Peru Satipo BIO Dark 100 % to ciemna czekolada o zawartości 100 % kakao z Peru z prowincji Satipo.
Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam mocno palono-prażony zapach kawy i smoły, której to już wydźwięk był lepki. Smoła i smoliste cytrusy, jakieś papki-miazgi z nich, niosły kwaśność balansującą na skraju spożywczości. Czułam cytryny i grejpfruty, za sprawą których kompozycja była i soczysta, i intensywnie prażona zarazem. Pomyślałam o jakiś kwaśnych orzechach z nutą słodszą... Jakby ananasa lub surowych moreli? Z tyłu głowy kręciły mi się jakieś malagowe, a więc śliwkowo-rumowowo-rodzynkowe, nawet troszeczkę ostrawo-wiśniowe (alkoholowe?) klimaty.
I gęsta pozostawała w ustach. Zmieniała się jedynie w ciężko-zwartą, lepką masę. Trochę maziała usta i podniebienie tłustymi smugami. Była raczej gładka.
Od pierwszego kęsa poczułam zimno-chodnikowy smak i dym. Dym kwaskawy, dym... gęsto-ciężki, lepki i smolisty. Smoły i siarki aż się same oblepiały i mieszały. W gorzkości, a zwłaszcza kwasowości tego było coś wręcz przenikliwego, a jednak zaraz pojawiły się też owoce. Jędrne, niemal mięsiste, choć także już wręcz przejrzałe, dojrzałe wiśnie. Kwaśne i z pewną podpleśniało-ostrą słodyczą.
Słodycz ta stąpała niepewnie. Poczułam chłodek, toteż pomyślałam o lukrecji, ale obyło się bez mocniejszej pikanterii. Zawisła wprawdzie nad poszczególnymi nutami, ale jakby tylko czyhała na odpowiedni moment (realnie nie zwalając się na nie).
Wzrosła natomiast gorzkość jako chłodna ziołowość, właśnie dym i prażenie. Niczym odymione, wyprażone zioła. To tu znalazła ujście słodkawa pikanteria. W połowie było prażono-wytrawnie, ziołowo, choć klimat zrobił się zawilgocony... Jakby ta zielarnia była na jakiś bagnach z lepkim mułem i... gorzką kawą. Przez moment czułam paloną kawę, wyłamała się z niej soczystość i czmychnęła w orzechy.
Orzechy wydawały mi się jakieś podkwaszone, soczyście-tłuste i... właśnie coraz tłustsze, rozmyte. Pomyślałam o tłusto-ciężkich lodach malaga. Śmietankowe, a więc dość złagodzone, z przygłuszonymi procentami, lekkim kwaskiem. Kwaskiem... owoców typu rodzynki? Bliżej końca wyłoniła się mocniejsza kwaśność owoców. Suszone zioła trochę się ożywiły za sprawą różności z otoczenia: od podsuszonych rodzynek, przez suszone cytrusy po cytrusy pełniejsze smaku. Wydaje mi się, że to po tym tłusto-nabiałowym złagodzeniu tak wychynęły. Zrobiło się egzotycznie, ananasowo-cytrynowo i gorzko-cytrynowo, grejpfrutowo, z naciskiem na skórki. Skórki ukryte w dymie, odymione.
Wróciły też słodko-gnilne wiśnie. Tym razem powiedziałabym, że mogą to być też wiśnie w likierze.
Po zjedzeniu pozostał właśnie gorzkawy posmak dymu, bardziej żywa, chłodno-apteczna, ale słodkawa ziołowość. Także pikantnie-alkoholowy, w którym kryły się rozmaite kwaśności - cytrusów i te mniej spożywcze. Było też dość orzechowo-tłusto, ogółem tłusto smakowo i niepewnie słodko. Trochę od owoców, trochę ziołowo.
Całość miała chłodny i mokro-zapychający, ciężki klimat, a jednak i soczystości trochę łaskawie podała. Była ciężka jak czerwone wytrawne wina, a więc pozytywnie. Dymno-smoliście tony i ich kwaśność oraz goryczka i pikanteria ziół za sprawą kawy i orzechów świetnie połączyły się z wiśniami, cytrusami (raczej goryczkowatymi, ale i kwaśnymi) oraz malagowymi tonami. Podobała mi się ta alkoholowość. To kolejna, pyszna setka. Sadystyczna, ale taka, której człowiek chce więcej i więcej.
Zadymiono-kwaśna, orzechowo-podpleśniała, a w pewnym momencie śmietankowo-słodka była też Zotter Labooko Peru 100 %, a roślinna, cierpko-kawowa i nalewkowo-owocowa (w tym wiśniowo-cytrusowa) była Beskid Peru 70 %. O wiele chłodniejsza była jednak Beskid 98 % ze stewią, która przez słodzikową ostrość mi nie smakowała zbytnio. Czułam w niej też apteczne zioła, kawę, napar... ale to dzisiaj przedstawiana jest siekierą smaku w momencie, gdy tamta była dziwnie wodnista i ostra, a nie głęboka w smak.
ocena: 10/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 18,90 zł (za 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: tak
Skład: ziarno kakao
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.