Beskid Bean-to-Bar Chocolate Wenezuela Sur del Lago 80 % to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao z Wenezueli z regionu Sur del Lago.
Czas konszowania to 48 godzin.
Gdy tylko rozchyliłam papierek, uderzyły mnie słodziuteńkie, soczyste mandarynki i równie (a może jeszcze bardziej) soczyste limonki i marakuja. Te już były kwaśniejsze. Mieszały się z pomarańczą i kwaskiem nabiału: kefiru i maślanki. Przy tych ostatnich pobrzmiewało też łagodniejsze echo, które skojarzyło mi się z białymi kwiatami pomarańczy. W trakcie degustacji wywąchałam także krzaczki truskawek: zarówno białe kwiatki, jak i niedojrzałe owoce.
Przy łamaniu twarda tabliczka wydawała trzask o średniej głośności. Obstawiałam, że wyjdzie tłusto.
W ustach jednak zaskoczyła. Rozpływała się w tempie umiarkowanym, ale łatwo. Była średnio tłusta i zmieniała się w gęstawo-pylistą zawiesinę. Dla mnie może mogłaby być gęstsza, ale... uniemożliwiała to soczystość. Soczystość i taka maślankowość... a więc nie np. wodnistość, ale właśnie też nie gęstość. Minimalnie lepka, pozostawiała lekko wysuszający efekt. Na szczęście nie wyszła nazbyt ciężko.
W chwili zrobienia kęsa poczułam delikatny twaróg, który zaraz zaczął zmieniać się w twaróg nieco kwaśniejszy i maślankę; potem też kefir. Mimo że po chwili kwaśny nabiał zszedł na dalszy plan, był wyczuwalny na tyłach przez całą degustację.
W tle z wolna zaczęły przewijać się stateczne, gorzkawe nuty. Poczułam leciutkie podwędzenie, dym, a także korę drzew. Korę i... drzewka pomarańczowe? Nie brakowało cierpkości, acz nie była nachalna - splatała te nuty z limonką. Dym narastał, jednak... nie łączył się z mocnym paleniem, a z pewnym chłodem. Pomyślałam o kwaskawym lesie iglastym i szczypiącej lukrecji (ale niezbyt pikantnej). Nabiał i tu się przebijał jako niemal "podgazowana" kwaskawość maślanki czy kefiru. Gorzkość zrównała się z kwaśnością, niby przypadkiem wyciskając słodycz. Popłynęło jej trochę, takiej... kwiatowo-lukrecjowej?
Cytrusy rozwijały się bez przerwy. Mniej więcej w połowie zrobiło się bardziej pomarańczowo, słodko-kwaśno. Marakuja podyktowała im specyficzną lekkość, a one (uparte!) wzbogaciły się o lekką goryczkę, więc zwróciłam uwagę na ich skórki. Zanotowałam sobie "cytrynisko", bo i jakąś cytrynę wyłapałam. Nie była jednak bardzo kwaśna czy soczysta, a właśnie goryczkowata. Niczym taka... w herbacie?
Na sam koniec pojawiła się za to gorzkość nieco inna, bo przydymiona i ukryta, jakby... nie najświeższego już nabiału? Łączyło się to z pewnym złagodzeniem. Dym okrył też wędzenie i mocniejsze nuty, a mi do głowy przyszedł chmiel.
Po zjedzeniu został posmak nabiału właśnie, wręcz mleczność, pewna tłustawość, a także okrywający to chłodny i gorzki dym oraz cytusowo-czerwonoowocowa kwaśna soczystość.
Całość była bardzo ciekawa. ogrom nabiału i wędzono-dymne, drzewne nuty świetnie współgrały z egzotyczną kwaśnością limonki i marakui oraz cytrusów, truskawek. Herbata świetnie połączyła owoce z kawą - że nie było zgrzytów.
Niepewne nuty truskawki przywiodły na myśl syrop malinowy Franceschi 60 % Venezuela Sur del Lago, ale bez jej irytującej słodyczy; też egzotyka była wspólna. Dym, lukrecjowe orzeźwienie i twaróg na pewno, ale też kwaśne wiśnie Domori Sur del Lago Venezuela 70 % jakoś można z tą powiązać, ale... Beskid miała specyficzny, beskidowy wydźwięk. I ogrom nabiału! Za to ją pokochałam.
Akurat region Sur del Lago nie zaznaczył się w mojej pamięci jako wyjątkowo pyszny, ale... Beskid bez dwóch zdań mnie zachwycił. Mam malutkie zastrzeżenie co do struktury, ale... była tak pyszna, że wybaczam.
ocena: 10/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 17,90 zł (za 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: tak
Skład: ziarna kakao, nierafinowany cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
PS A żeby za wesoło i za burżujsko nie było, zapraszam do "małej" aktualizacji wafelka Eti Dare to Enjoy, którego trochę zmieniono.
No i proszę, w takiej kompozycji cytrusy jak najbardziej mi odpowiadają. Cudny i zapach i przyjemny smak, zwłaszcza twarogowe otwarcie. Z lukrecją i limonką się nie zapędzaj...! Konsystencja cacy. Nie dziwię się wstępowi. Sama bym popróbowała.
OdpowiedzUsuńYeah! Jak mnie pierwsze zdanie ucieszyło. :D Dalej nieźle i... lukrecja i limonka... Cichnij, Beskid by Cię na nie nawrócił! Może by się w dymie ukryły i byś nie poczuła.
UsuńNo, i zawsze miałabyś jeszcze herbatę na koniec (oczywiście mam na myśli tę z końcowych nut!), tak na deser, na pocieszenie, na "nutową przepitkę".