Po Bailey's Coffee Delight Ice Cream bałam się drugiego smaku. A właściwie... może nawet nie bałam się, co byłam prawie pewna, że okażą się niesmaczne i nie miałam ochoty nawet ich otwierać. Był jednak problem, co z nimi zrobić, ponieważ lodów czekoladowych czy z sosem czekoladowym Mama nie lubi. Próbowałam też samą siebie przegadać, że co, jak jednak okażą się smaczne? Słabo to działało, ale w końcu uznałam, że otworzę je czym prędzej, by mieć z głowy.
Bailey's Chocolate Secret Ice Cream with the Taste of Bailey's to śmietankowe lody "z preparatem o smaku likierowym (4%) i śmietankowe lody o smaku waniliowe z sosem czekoladowym (13%)". Opakowanie zawiera 500 ml / 400 g.
Po otwarciu pudła poczułam słodko-likierowy zapach z zaznaczonym żulowym alkoholem i sztucznością, a także czekoladowo-kakaowym akcentem w tle. Rysował się na wysoce słodkim tle bardzo śmietankowych lodów.
Lody, mimo że gęste i tłusto-kremowe jak to lody na śmietance, okazały się dziwnie miękko-spulchnione. Łatwo je nakładać, rozpływały się powoli i w zasadzie ich specyfikę czuć dopiero w trakcie jedzenia. Otóż były jak... oklapła, zamrożona bita śmietanka, a więc jeszcze dość puszyste, a przy tym straszliwie tłuste. Otłuszczały usta, a mimo pozornej lekkości, mnie wydały się ciężkie i tym właśnie męczyły. Tłustość, która nie tylko otłuszczała usta, ale zawierała jakby pewien poślizg... obrzydzała.
Lody składały się z dwóch części, co wyglądało na kiepskie wymieszanie: biała i beżowa. W ciemniejszej masie było parę gęstszych fragmentów, grudek - obstawiam, że to preparat likierowy.
Całość przeplatał sos. Był gęsty, zwarty i gładki. Był niczym... jakaś sosowa masa, w której rzadkawość jedynie się kryje. Rozmieszczono go średnio równomiernie, mieszał się z lodami, gdy te zaczynały się już bardziej topić. Przekopawszy się trochę przez pudło odkryłam, że wewnątrz przy ściankach były jakieś wielkie skupiska tego czegoś, co przy tym smaku uważam taką kumulację za minus.
W smaku sama baza lodowa przywitała się śmietanką i sztucznością. Słodycz była dopiero później, ale do niskich nie należała. Wyraźnie zaznaczyła się w niej sztucznie-likierowa nuta, nakręcana przez grudki preparatu. Te cechowała wysoka słodycz i w pierwszej chwili (każdorazowo) smak likieru bez alkoholu, a z chemią. Dopiero po pewnym czasie alkoholowość z nich dawała o sobie znać wyraźniej.
Czysto biała część wydała mi się nijaka, przesłodzona i śmietankowo-tłuszczowa, przy czym jej słodycz cechowało sztuczne echo. Nic konkretnego, a tłusta nijakość i tak ją wyprzedzała. Ta część podporządkowała się nieco wyrazistszej, zwłaszcza gdy już się przemieszały, lub gdy spróbowałam ją po wyrazistym sosie.
Nie była to jednak pozytywna wyrazistość. Sos czekoladowy smakował bowiem tanio. Uderzył alkoholem, a właściwie... spirytusem, takim... czystym, mało spożywczym, a następnie dorzucił do tego cierpkawo-cukrowy kakaowy motyw. Chemia goniła w tym taniochę i tandetę.
Po paskudnym sosie lody wydawały się jeszcze sztuczniejsze i nijakie. Myślę, że lepsze przemieszanie, przewinięcie ich sosem, a nie wielkie skupiska wyszłoby na dobre.
A tak? Po zjedzeniu małej ilości w ustach pozostawał posmak sztucznych aromatów likierowych i taniego spirytusu, wraz z obleśną tłuszczowością na ustach.
Całość była tragiczna. Słodko-tłuste, niewyraziste lody zabarwione sztucznym likierem i wymieszane z podle tanim, sztucznie-spirytusowym, pseudoczekoladowym sosem były po prostu bardzo niesmaczne, a ich struktura... obrzydzająca jak mało co innego. Jak zleżała, oklapnięta i zamrożona bita śmietanka, otłuszczająca niemiłosiernie usta. To było tak tłuste, że potem fizycznie miałam problem z dopłukaniem (zawsze płuczę naczynia przed zasadniczym myciem) miseczki i łyżek.
Po wyjątkowo malutkiej ilości uznałam, że za nic w świecie nie chcę mieć z nimi do czynienia, więc reszta powędrowała do Mamy. Ona dała radę tylko ok. 1/3; resztę wyrzuciłyśmy. "Ta sama masa lodowa jakaś taka nijaka, żadna, czasami tylko tak bardziej alkoholowo i sztucznie się robiło, a jakby o smaku jakimkolwiek to zapomnieli. Jak wszystko sobie jak Monte wymieszałam, to da się zjeść, ale jak sam ten sos spróbowałam... no, ohydny, wali jak taki mocny spiryt, niespożywczy w dodatku, gorzki, tani" - zagarnęła większe łyżeczki poszczególnych części i aż jej twarz wykrzywiło - "Nie, jednak całościowo paskudne... i ta masa". Potem myjąc naczynia jeszcze dodała: "Fu, a jakie tłuste... jedząc to tak się nie czuło, ale tłustość rękami aż czuć. No, były ciężkie, tak dziwnie... Jak na bitej śmietance, to czy one nie powinny być lekkie?". I Mama nie zorientowała się nawet, że były dwa rodzaje bazy, w tym jedna z preparatem (pewnie te jej "bardziej alkoholowo się robiło").
Ech, jakie to one powinny być... można by długo pisać.
Nie myślałam, że kupując tak w miarę rozsądnie lody (patrzę na składy i wnioskuję, czy na pewno mi posmakują, bo lubię niestety drogie i duże) trafię na godną konkurencję dla chyba najgorszych lodów, jakie w życiu jadłam: Zielona Budka Happy Twist śmietanka-mango-marakuja.
ocena: 1/10
kupiłam: Lidl
cena: 14,99 zł / 500 ml
kaloryczność: 254 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: 37% bita śmietanka, mleko odtłuszczone, cukier, woda, glukoza, żółtko jaja, mleko w proszku odtłuszczone, fruktoza, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, 04% alkohol etylowy, miazga kakaowa, białka mleka, tłuszcz kakaowy, emulgatory: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, lecytyna sojowa, stabilizatory: mączka chleba świętojańskiego, guma guar; ekstrakt waniliowy, regulator kwasowości: cytryniany sodu, barwnik: karmel siarczynowy, substancja utrzymująca wilgoć: glicerol; aromaty
PS A dla tych, którym czekolady nigdy dość (jak dla mnie) zapraszam do malutkiej (dosłownie!) aktualizacji mlecznej Domori, a właściwie... dopisku-przemyśleń dotyczących neapolitanki.
Mnie konsystencja nie obrzydza, raczej zachęca. Wolę taką niż głaz czy ulodowioną wodę. Ciekawe, co odbierasz jako zapach żula. Myślę, że porównywanie odczuć na żywo byłoby dla nas interesujące i ekscytujące. Lody nie wydają się niesmaczne, za to sos już tak. Ogólnie szkoda, że takie lody mają taką nazwę, ale i wydaje mi się, że odebrałabym je lepiej niż Wy.
OdpowiedzUsuńNigdy nie trafiam na głazy czy ulodowioną wodę, bo na szczęście lody na śmietance lub pełnym mleku lub na ich mieszance z mlekiem odłuszczonym takie nie są. Są za to kremowe, gęste, a nie po prostu tłuste.
UsuńTo tak jak... nie mamy nic do dobrej tłustości słodyczy, prawda? Powiedzmy taki olej kokosowy - nawet gdy go w smaku czuć, jest spoko (choć wielu odpycha). Życzę jednak powodzenia w łyżeczkowaniu go.
Ale nie chodziło mi o smród żula, że od pijaka spod bezdomnego, tylko o smród żulowego alkoholu, znaczy się piwa marki Piwo za jakieś 50 groszy. Pewnie nawet nigdy nienagazowanego itp.