Mimo że uwielbiam banany i kręcą mnie słodycze (głównie czekolady, których jest strasznie mało) bananowe, mam instynkt samozachowawczy i chęć przetrwania. Bywam w stosunku do bananowych rzeczy sceptyczna, patrzę więc na składy. Dobrze, jak banan jest dobry, ale gdy do gry wchodzi chemia i nie wiadomo, co jeszcze... właśnie. Tę tabliczkę kupiłam trochę niepewnie. Otóż Mistrovska Edice 68 % ciemna z morelami i chili oraz ciemna z truskawkami i solą Oriona właśnie mnie zachwyciły, ale... musiałam przyznać, że mlecznej nadziewanej do nich już na sam opis daleko.
Orion Kremova Bananova A Kakaova Naplni to mleczna czekolada o zawartości 32 % kakao z nadzieniem bananowym (31%) i kakaowym (11%).
Po otwarciu poczułam słodko-bananowy zapach, niebezpiecznie oscylujący między soczyście świeżym, a sztucznym i ogrom mleka. Zaprawione było to niemal cukrową słodyczą. Co ciekawe, spód pachniał bardziej bananami i mlekiem, wierzch zaś... czekoladą, acz zdawał się kryć tanią kakałko-orzechowość.
Tabliczka wydała mi się tłusto-miękka, raczej delikatna. Chwilami prawie się rwała, co mnie nie zdziwiło, gdy zobaczyłam, że żółtawo-białe nadzienie idzie przez całość.
Okazała się sowicie nadziana: bananowego kremu nie pożałowano; kakaowy wypełniał wierzch każdej z kostek i było go znacznie mniej, ale nie za mało. Okazał się bardzo gęstym, ciągnąco-lepiącym sosem o strukturze prawie stałej.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo, tłusto i raczej szybko. Błyskawicznie miękła w plastelinowy sposób, po czym gęsto zalepiała usta i odsłaniała miękkie nadzienia. W porównaniu do nich wyszła gładko.
Jasny krem, zalegający w ustach dość długo, zaserwował mi dosłownie proch. Okazał się bardziej plastyczny i wilgotniejszy. Kulkował się trochę jak guma rozpuszczalna, a trochę z racji proszkowości. Kakaowe nadzienie sprawiało wrażenie bardziej zagęszczonego-zżelowanego. Było mięciutkie i ciągnące. Udawało śliskawe, ale z dziwnym efektem przecieru i znikomą pylistością. Rozpuszczało się z oporem, ale w sumie znikało szybko. Zlepiało pozostałe warstwy.
Całość błyskawicznie zatłuszczała i zalepiała usta.
W smaku sama czekolada przypominała cukier wymieszany z mlekiem, choć zaznaczył w niej się motyw kakao. Nie mam tu na myśli gorzkości, a element upodabniający ją do czekoladowej polewy / figurki niż czekolady mlecznej. Mimo że od początku aż drapiąca słodyczą w gardle, całkiem wyrazista.
Wydała mi się przesiąknięta nadzieniami, bo sztucznawy banan podkreślał jej dziwną nutę, a orzecho-kakałko też zaznaczyło się bardzo szybko.
Nadzienia odzywały się prędko, przy czym ciemne "sosowate" było intensywniejsze. Wprowadziło posmak tanio-chemicznego sosu pseudowytrawnego. Bez jakiejkolwiek gorzkości, może jedynie z cierpkością chemii. Było tak słodkie, że trudno wyodrębnić jakiś smak, ale mi zajeżdżało sosem kawowym. Zwłaszcza spróbowane osobno kojarzyło się z chemiczną kawą.
Bananowe rozchodziło się konsekwentnie i leniwie. Delikatna nuta tych owoców była bardzo słodka. Trochę jak esencjonalnie słodki nektar, a trochę sztucznawa. Banany były tu zrównane z wysoką, wyrazistą mlecznością. To mleczność zasłodzona do bólu słodka. Ta część nie wyszła sztucznie-napastliwie, a jedynie sztucznawo i cukrowo. Wraz z polewową czekoladą tworzyła łagodne tło, choć w chwili dominacji sosu banany uciekały. Z kolei bez niego, czyli przy częściach brzegowych oraz na początku rozpływania się kęsa, okazało się to całkiem znośne.
Kakaowe nadzienie bowiem męczyło mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa sztucznie-kawowym, tandetnym i nachalnym smakiem. Zajechało mi alkoholem, acz bez realnych procentów. Wyszło jak spirytusowo-chemiczny ciemny sos o nieokreślonym smaku, ewentualnie... kiepsko truflowy? Odlegle pseudokawowy. Zaszczypało... słodyczą i sztucznością.
Przemieszawszy się ze słodko-mlecznym otoczeniem stworzył cukrowo-sztuczną, tanio-tandetną toń. Tak słodką, że w sumie mdłą w cokolwiek.
Sos swoim sztuczno-tanim charakterem zepsuł bananowy smak, co bliżej końca sprawiło, że całość wyszła zbyt namieszana, nieskładna i sztuczna, a jednocześnie głównie cukrowa. On już zniknął, czekolada trzymała resztę w ryzach, bo znikała najdłużej, ale po tych ekscesach wydawała się głównie cukrowo-czekoladkowa.
Po zjedzeniu, oprócz przesłodzenia i chemii gryzącej w język, rozgrzania sztucznie kawowym spirytusem, czułam mocno sztuczny aromat bananowy. Zarejestrowałam dziwną goryczkę.
Całość była podła. Może nie tak obrzydliwa, by puścić pawia, ale właśnie podła. Miękko-plastelinowa czekolada, zżelowany sos i prochowo-gumorozpuszczalny krem to najgorsze, co mogę sobie wyobrazić. Wysoka tłustość i lepkość dowaliły. A smak? Obiecany cudowny, a w rzeczywistości po prostu słodki, tani i sztuczny. Nadzienie kakaowe to jakaś porażka - mocne, ale w zasadzie bez bliżej określonego smaku (sztucznie alkoholowo-kawowe?), bananowe niewiele lepsze, bo cukrowo-nijakie, sztuczne, no ale w sumie banany czuć, mleko też.
Żeby chociaż smakowała, jak pachniała... Ciemne nadzienie kompletnie zepsuło resztę. Sama czekolada z bananowym kremem mogłaby i na jakieś 5 wyciągnąć, a tak... odrzucała.
Tylko co odzyskałam wiarę w zwykłe nadziewane tabliczki po Terravicie PB i Ritter Sport Weihnachtstafel, a tu taka niespodzianka. Oddałam ją Mamie, która próbowała ją jeść na różne sposoby, aż w końcu przyznała, że przez to "kakaowe" nadzienie nie da się tego jeść bez obrzydzenia. "Jakieś alkoholowo-truflowe? Kawowe? Ale okropne... że aż tego banana zupełnie zepsuło. A tak oprócz tego ciemnego, to wcale niezła czekolada by była, słodka taka. A to ciemne coś... no niepotrzebne tu wcale" - wydała werdykt i resztę czekolady odłożyła do szafki dla ojca.
ocena: 2/10
kupiłam: Auchan
cena: 3,99 zł
kaloryczność: 530 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, pełne mleko w proszku, kakao 11%, tłuszcze roślinne (palmowy, z ziaren palmowych), masło kakaowe, serwatka w proszku, syrop glukozowy 0,8%, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu, koncentrat miąższu z bananów 0,5%, tłuszcz mleczny, karmelizowany syrop cukrowy, środek utrzymujący wilgoć (glicerol), pasta z orzechów laskowych, emulgator (lecytyny, mono i diglicerydy kwasów tłuszczowych), masło, stabilizator (karagen), sól spożywcza, kwas cytrynowy, regulator kwasowości (cytrynian sodu), naturalne aromaty, ekstrakt z kurkumy
Może jestem dziwna, ale dla mnie opisana konsystencja brzmi genialnie :D Lubię też sztuczne banany, a sos alkoholowo - kawowy nie brzmi aż tak strasznie, nawet mimo że tani, więc... w sumie mogłaby mi smakowac :D
OdpowiedzUsuńNie jesteś dziwna, po prostu oczekujemy czegoś innego od czekolad i jak widać, są i konsumenci, dla których ta czekolada została stworzona.
UsuńSzata graficzna sugeruje produkt dla mnie, więc gdyby ktoś chciał kupić tabliczkę na spółkę, byłabym chętna. Po Twojej recenzji wcale nie sądzę, że bym się sparzyła, CHOCIAŻ to Orion, więc... Smak czekolady brzmi w porządku, a to tego najbardziej bym się obawiała. Chociaż nie, to kakaowe nadzienie jedna brzmi nieco wstrętnie. No nie wiem. I tak bym zjadła, żeby się przekonać, zwłaszcza że - jak sama zauważyłaś - bananów w czekoladowym światku jest deficyt.
OdpowiedzUsuń"Chociaż to Orion" - jak dla mnie większość próbowanych przeze mnie produktów tej marki to jakość beznadziejna, ale były dwie, które trafiły do moich ulubionych (żadna dla Ciebie, bo ciemne: truskawka-sól, morela-chili), i karmelowa Studetnska wyszła smacznie. Kojarzę, że u Ciebie parę ich produktów też względnie niezłe noty dostały, więc nie sądzę, by była to marka, którą ogólnie trzeba omijać, zwłaszcza, gdy lubi się Barony, Milki itp. (piszę to zupełnie neutralnie; po prostu nie uważam tej czekolady za gorszą od niektórych Millano).
UsuńKupno odradzam, ale czuję, że odebrałabyś ją lepiej ode mnie. Jestem jednak prawie pewna, że co do sosu byśmy się zgodziły.