sobota, 10 lipca 2021

Zotter Hazelnut Marzipan mleczna 50 % z nugatem z orzechów laskowych z kawałkami karmelizowanych orzechów oraz marcepanem z orzechów laskowych i miodu oraz cienkimi warstwami czekolady białej

Jak pisałam przy Hazelnut, Zotter nieco zmienił skład (orzechy laskowe i mleko odtłuszczone wskoczyły nieco wyżej na liście składników). Mimo zachwytów opakowaniem z wiewiórem, liczyłam się z tym, że to nowa wersja bardziej mi posmakuje - jakoś tak po składzie (jedyne, czego mi było żal, to że miazga kakaowa spadła za orzechy; a to, że wzrosła ilość cukrów zauważyłam dopiero po degustacji). Z drugiej jednak strony... nowe nadzienia Zottera zaczęły robić się coraz bardziej miękkie, zamiast specyficznych, konkretnych dawnych nugatów (no, i zaczął je nazywać "pralinami" nie "nugatami"). Ok, wtedy narzekałam, że za tłuste, ale... nowych się bałam, że będą i za tłuste, i za miękkie. Ech, cała ja. Gdy w dniu otwarcia dowiedziałam się jeszcze o dodanych warstwach białej czekolady... zmarkotniałam zupełnie.


Zotter Hazelnut Marzipan / Haselnuss Marzipan to mleczna czekolada o zawartości 50 % kakao "z nadzieniem orzechowym stanowiącym 60 % całości", a dokładniej nadziewana praliną / nugatem z orzechów laskowych z karmelizowanymi (?) kawałkami orzechów oraz marcepanem z orzechów laskowych i miodu; a także przyprawami: m.in. wanilią, gałką muszkatołową, anyżem, cynamonem i goździkami; z cienkimi warstwami białej czekolady; wersja od 2020 roku.

Już rozchylając papierek poczułam wyrazisty, orzechowo-marcepanowy splot o wysokiej słodyczy: prażone orzechy laskowe i marcepanowy motyw, mieszający się z piernikowo-chlebowymi nutami. Wydawało mi się, że to głównie z wierzchu wydobywa się mnóstwo przypraw ostro-korzennych, ale także kwiatowej delikatności i nuta marcepanu (dałabym się oszukać, że z migdałów). Spód wyraźnie pachniał prażonymi orzechami laskowymi, dużą ilością cynamonu, ale był znacząco słodszy, karmelowo-nugatowy. Zwłaszcza po przełamaniu wzrosła słodycz: już ewidentnie nugatowa i miodowa. Czekolada pobrzmiewała jako orzechowo-chlebowy, też karmelowo-słodki wątek.

Przy łamaniu tabliczkę odebrałam jako tylko trochę konkretną i tylko do pewnego stopnia, a tak skorą do mięknięcia i delikatną. Wprawdzie sama czekolada lekko pykała, ale robiła to wgniatając się w miękkawe, choć zbite nadzienia. Mleczna wydała mi się cieńsza od białej, którą dodano pod nią. Tak samo jak marcepan wydał mi się znacznie cieńszy od nugatu.
Grube warstwy czekolad w ustach miękły na kremowo-tłusty budyń i zalepiały. Zaczynała kremowo-gładka, gęsta mleczna, potem wkraczała kremowa biała. Przez rzadkawą, wysoką tłustość śmietanki (a przez to lekką wodnistość) znikała szybciej (albo wtapiała się w otoczenie) - trudno je rozdzielić, bo mocno do siebie przylegały i nie było zgrzytu przy "przejściu" (bo mieszały się?).
Miękkie i plastyczne nadzienia szybko spod nich wypływały, przy czym nugat był spójniejszy z czekoladami i znikał szybciej. Z czasem mieszały się ze sobą, jednak marcepan zostawał na dłużej, przejmując kawałki z nugatu.
Bardziej wyróżniał się marcepan, kojarzący się raczej z niegładką miazgą marcepanowo-orzechową. Rzadkawą, mokro-nasączoną, a do tego lepką od miodu. Nie był tłusty.
W przeciwieństwie do niego, nugat tłusty był. Tłusty, konkretniejszy i bazowo gładki, ale także wilgotny, nasączony. Miękł w maślany sposób. Ten jednak cechowała niemal śliskawa mleczność. Po dłuższym czasie pozwalał wydostać się z siebie twardo-chrupiącym oraz miękkawym kawałkom orzechów: średnim i drobinkom. Częściowo musiały być karmelizowane. Dałabym sobie rękę uciąć, że w nugacie znalazły się też kawałki czegoś... skrzypiąco-chrupiąco-trzeszczącego, jakby zawilgoconego palonego cukru. Inne zaś... takie były tylko częściowo, a w większości to... lepko-plastyczne kulki. Niektóre w kolorze karmelowym, inne czarne - wszystkie jednak skrzyły się.
Tabliczki w zasadzie nie da się czysto rozwarstwiać, ale najlepiej sprawdzało się przegryzanie przez całość, więc byłoby to bez sensu.

Przegryzając się przez całość w pierwszej chwili poczułam przede wszystkim słodycz, całkiem szlachetną, bo karmelowo-miodowo-waniliową.

Już sama czekolada mleczna w smaku pobrzmiewała orzechami laskowymi, acz wkomponowanymi w palono-gorzkawą toń, kojarzącą się z chlebem, palonym karmelem i piernikiem. Wyraźnie czułam też mleczność, narastającą z czasem.

Biała podwyższała bowiem nawet nie tyle mleczność, co aż śmietankowość a także słodycz do poziomu zbyt wysokiego. Zapowiedziała silną maślaność, co stanowiło gładkie przejście do nadzień.

W smaku szybciej odzywał się właśnie maślano-śmietankowo-orzechowy nugat. Bardzo słodki, acz niewątpliwie cynamonowy i orzechowolaskowy, mieszał się trochę z marcepanem słodyczą i cynamonem. Niemal natychmiast podchwycił maślaność białej czekolady i kontynuował ją cały czas w tle. Był waniliowo słodziuteńki. Wydawał się też miodowy (ale gdy spróbowałam osobno miodowy nie był), drapiący do pary z przyprawami. Orzechy laskowe z niego wydawały się w dużej mierze nugatowe i wręcz maślano-mleczniusie, acz i miejsce na cynamonowe rozgrzanie się znalazło. Ta warstwa, kontrastowo do marcepanu, wydała mi się aż urocza i przypominająca zasłodzone wanilią mleko z cynamonem. Chwilami wzrastała za jego sprawą cukrowo-karmelowa słodycz (od skrzypiących kawałków), potem jednak słodycz przejmował miód (bo marcepan dłużej się rozpływał; jednak nie jestem pewna, czy te kawałki też np. z miodu nie były).

W drugiej połowie rozpływania się kęsa rozbrzmiał orzechowy marcepan, otwierając sobie drogę przyprawami korzennymi. Smakował mocno podprażonymi orzechami, złudnie migdałowo marcepanowo i korzennie. Początkowo zalatywał orzechowo-oleistym posmakiem, który zaraz przemieszał się z lekkim pieczeniem i soczystością. Zarejestrowałam owocową nutę, którą przypisałabym białemu winu (zwłaszcza przy próbowaniu osobno wyraźnie też lekką aluzję do kwasku). Mignęło jeszcze różaną nutą, a ta... Wskazała na miód, przy którym alkohol wciąż jedynie pobrzmiewał. Nie był mocny, jak i przyprawy korzenne, Ta warstwa bowiem bazowo wydała mi się dość orzechowo-tłusta, maślana smakowo. Mimo to czułam i gałkę muszkatołową, i piekąco-chłodzący anyż, i gorzkawy kardamon, ostre goździki...

Słodycz i maślaność wnętrza mocno związała się z mlecznością czekolad, a także słodyczą (białej), wchodząc z nimi w korelację.

Bliżej końca zrobiło się za słodko i nieco nijako w tym. Mimo to, wzmocniony cynamon wydawał się wszechobecny i podkreślał soczystą, białowinną nutę. Marcepan wysunął na przód przyprawy, i do ogólnej oleistej goryczki, maślaności dodał rozgrzewającą ostrość. Gryzły w język razem z niemal nieuchwytnym alkoholem i przesłodzeniem.

Na koniec zabrałam się za ciamkanie kawałków orzechów, "czegosiów" i farfocli marcepanu. Orzechy okazały się wyraziste, podprażone, ale nie w pełni laskowoorzechowe. Część z nich była chyba karmelizowana, bo... po prostu czułam taki karmelowo-przysmażony smak i czułam, jakbym gryzła rozmokłe kryształki cukru. Niektóre były przypalone na oleistą nutę. Czasem wydawały mi się korzenne, inne gorzkie. Na niektórych trafiłam na gorzką skórkę (goryczka tych była więc uzasadniona), co podkreślało mocne przyprawy. Kawałki... czegoś w trakcie rozpływania się kęsa podwyższały słodycz i uwypuklały dziwne posmaki, jednak próbowane osobno czy właśnie na koniec kojarzyły mi się z mało miodowym, a dziwnie podsmażonym miodem (zalatującym mięsistością?!). Wśród tego wszystkiego przewijały się (mało i nie w każdym kęsie) drobinki soli, smakującej sobą i podkreślającą przesmażono-cukrowe akcenty. Ssany i podgryzany marcepan wyszedł śmiesznie orzechowo-marcepanowo, kojarząc się z migdałami.

W posmaku pozostało miodowo-nugatowe przesłodzenie, orzechy laskowe: prażone, goryczkowate, oleiste i nieco korzenne. Korzenność czułam też jako przyprawy same w sobie: i to raczej ostre, niż słodkie. Je podkreśliła alkoholowa nuta, która... w sumie przejawiała się tylko jako składowa rozgrzewania. Anyż i goździki wydawały się aż odrętwiać końcówkę języka. Został też dziwny zgrzyt miodowo-alkoholowoowocowy z tłustością.... Właśnie i smakową tłustość czułam.

Nowa wersja wydała mi się bardziej mleczno-śmietankowo-maślana, acz i orzechowa za sprawą kawałków. Do tego tłusta i uładzona, przesłodzona (z tabelki: "w tym cukry" wzrosły o 2g). Proporcje nadzień mi się nie podobają - większość to nudny nugat.
Wciąż korzenna, ale... Z racji bardziej miękko-chrupiącej i warstwowej formy mniej moja. Ta pikanteria dziwnie odstawała, nie współgrała.
Dodanie białych warstw uważam za beznadziejne. Zupełnie nie podobały mi się kawałki orzechów - popalone, otoczone czymś słodko-skrzypiącym. Sól kompletnie niepotrzebna (ok, było jej malutko, ale mogłoby wcale nie być). Z tą słodziuteńkością i orzechami wino w ogóle dziwnie wyszło - dodało nieprzyjemnego posmaku bez alkoholowości (wolałam i posmak, i alkoholowość ze starej - uważam, że jak już dodaje się alkohol, to powinien pasować i być, albo wcale*). Tak samo miód... był, a jakby nie. To bezsensownie kontrastowa czekolada, jakby nieprzemyślana... Dziwi mnie, że wypchnęła naprawdę pyszną Hazelnut, którą cechuje wyważenie. To dziwna tabliczka. Wiem, że właściwie ją zjechałam, ale tylko dlatego że Hazelnut było blisko do ideału, a ta... to przeciętniak, zwykła środkowa półka w smaku (tylko że skład dobry). O tym, że łaskawie przyznałam o punkt więcej, jednak zadecydował pomysł na marcepan. Mimo to, wyszła bardzo inaczej niż Hazelnut.

Zjadłam niecałą połowę i jako nudną, niemoją resztę oddałam Mamie, nawet wiedząc, że tych ostrych przypraw nie lubi. Po prostu nie chciałam się męczyć z tą czekoladą. 
Mama stwierdziła, że ona nie ma nic do zarzucenia, ale: "nie była niesmaczna, ale smaczna też nie. Kojarzyła się trochę z ciastkami korzennymi, bo te przyprawy nienachalnie tak wyszły, czekolady fajnie smakowały, tak mlecznie, a nie gorzko. W marcepanie nie czuć, że jakiś niezwykły, a w drugim kremie te coś dziwne dodane niepotrzebnie. Zwykła czekolada, a od Zottera chyba więcej się oczekuje, nie?".

*Gdy poczytałam o Muscat Ottonel: ponoć smakuje owocowo i gałką muszkatołową, korzennie, więc... obstawiam, że korzenność mogła się z nim mieszać - dlatego może zanikła alkoholowość sama w sobie, a smak przypraw korzennych gubił się w piekąco-rozgrzewającym efekcie? W moich oczach to jednak nie usprawiedliwienie, nie podobało mi się to.


ocena: 6/10
kupiłam: FoodieShop24
cena: 16 zł (za 70 g)
kaloryczność: 535 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: surowy cukier trzcinowy, masa orzechowo-miodowa (orzechy laskowe, miód), tłuszcz kakaowy, orzechy laskowe, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku°, Muskat Ottonel, syrop skrobiowy, masło, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sól, sproszkowana wanilia, cynamon, anyż, kardamon, goździki

10 komentarzy:

  1. Muszę wrócić do Zotterów, ale to raczej późną jesienią lub zimą, bo nie mam ochoty na zupę czekoladową. Jestem pewna, że nie zauważę zmiany wspomnianej we wstępie, bo brak mi odpowiednio dużego rozeznania i ciągłości praktyki. Opakowanie nieporównywalnie gorsze, strzał w kolano. Wzrost cukru też bez sensu. Powinni iść pod prąd trendu, a tu masz... Mama kojarzy marki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taa, a zamiennikami zwykłego cukru przesładzają. Współczuję, że będziesz wracać do Zotterów akurat, gdy ten od jakiegoś czasu zaczął wydziwiać i się pogarszać. Łączę to z tym, że jego córka ma coraz większy wpływ na kompozycje i robią się coraz słodsze, tłustsze, nijakie i bez sensu namieszane. Czuję, że dawnej Tobie właśnie to wszystko by się podobało, ale obecnie? Mam wątpliwości.

      Usuń
  2. Kimiko,
    a czy jadłaś kiedyś czekolady M. Pelczar? Jeśli tak, to czy warto jakąś zakupić??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy. Zerknęłam jednak szybko na stronę, co mają w ofercie. Zupełnie mnie nie interesują, bo widać, że skupiają się na dodatkach. Nie wiem, czego oczekujesz od czekolady, ale warto mieć to na uwadze.

      Usuń
    2. Dziękuję,
      Na stronie Cafe Silesia jest ostatnio kilka czekolad M. Pelczar w promocji. Poszukalam od razu u Ciebie recenzji - nie ma. Była jakaś recenzja na stronie Sex, Coffee, Chocolate, a w komentarzu wyrażone Twoje zainteresowanie marką. Ponieważ wiem, że niektóre degustowane przez Ciebie czekolady nie są jeszcze na blogu, a były już degustowane, stąd moje pytanie.
      Z zamawianiem czekolad i tak na razie muszę zaczekać (upały), szkoda, bo jestem strasznie ciekawa również czeko z Beskidu (a również mają niektóre w promocji, może to przez te upały właśnie hm)

      Usuń
    3. Aż sprawdziłam, o jaki komentarz chodzi. Rok 2015? Nie, nie ma co tu się sugerować, co mnie wtedy interesowało. Jadałam i mleczne, i białe, a i dopiero się wtedy dowiedziałam, że istnieje coś takiego jak czekolada plantacyjna.

      Nie zamawiam czekolad w promocjach, bo zawsze boję się o daty. Jak już, przed kupieniem, pytam o nie, by nie było niespodzianek.
      Beskid podchodzi bardzo poważnie do swoich czekolad, więc promocje nie oznaczają, że chcą się czegoś pozbyć przez upały. Jednak trzeba pamiętać, że na to, co kurier / poczta będą robić z paczką, nie mają wpływu.
      Przez czynnik ludzki w upałach lepiej nie zamawiać, zgadzam się.

      Usuń
  3. Tak, dziękuję, chodzi o recenzje z 2015 roku.
    Dzięki Tobie ja też powoli dowiaduję się, jak smakują czekolady plantacyjne (bardzo powoli je poznaję).
    Szykuję się też do spróbowania "setki". Nie wiem, jak to będzie, czego się spodziewać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Setki na pewno są warte poznania jako ciekawostka. Polecam na początek Zottera Labooko Maya 100 % (recenzja nieprędko, ale zdradzę, że jest przystępnie łagodny) oraz Manufakturę Czekolady Ghana: https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2016/11/manufaktura-czekolady-ghana-100-ciemna.html
      Osobiście jednak postrzegam je jako "dobre raz na jakiś czas", bo dla mnie czekolada to duet kakao i cukru (najlepiej trzcinowego). Ten drugi w małej ilości, ale jednak uważam, że być musi.

      Usuń
  4. Ps Zapomniałam napisac, że też dzięki Tobie spróbowałam twarogu z masłem orzechowym (podeszłam do tego jak do dziwadła, które na pewno będzie niedobre i trzeba to będzie posłodzić, a okazało się przepyszne i unioslo mnie do raju. Serio). Masz może jeszcze jakieś patenty na desery? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam patentów na takie desery, bo po prostu ich nie jadam. Zdarza się tylko, że próbując coś, łączę dane rzeczy jednorazowo, np. kiedy poznawałam syrop klonowy, dodałam go do jogurtu, aby sprawdzić, jak wyjdzie. Jogurty jednak jem czyste, naturalne.
      Mam zamiar kiedyś tam kupić serek homogenizowany naturalny i dodać do niego kokosa - nie wiem, jak wyjdzie, ale zainspirowałam się jakąś nowością Piątnicy chyba (ale skład jej mi się nie podoba, więc sama to połączę).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.