piątek, 23 października 2015

Valrhona Grand Cru Lait Jivara 40 % mleczna

Valrhona to francuska manufaktura, istniejąca od niemal 100 lat. Zbiera bardzo dobre opinie, a w Polsce jest rzekomo głównie znana szefom kuchni drogich restauracji. Więcej nie trzeba, by mnie zaciekawić. Dlatego, że lubię sobie wyrabiać zdanie na rozmaite tematy, postanowiłam się przekonać, o co tyle szumu. Pierwszą ciemną (Guanaja 70 %), jaką próbowałam, zachwycałam się i to nie mało, a mleczna Tanariva 33 % smakowała mi, ale zdecydowanie za mało jak na tę cenę. I jak tu sobie wyrobić opinię w oparciu o dwie tabliczki?
Skoro mleczna była smaczna, ale po prostu mleczno-słodka, to taka z jeszcze bardziej podwyższoną zawartością kakao... powinna być lepsza, prawda?

Czekolada mleczna Valrhona Grand Cru Lait Jivara 40 % ma podwyższoną zawartość kakao, mniej więcej o 10 %, niż przeciętne tabliczki. Na podstawie tego stwierdziłam, że po prostu musi mi posmakować bardziej, niż zbytnio "uładzona" Tanariva.

Delikatnie otworzyłam opakowanie i powąchałam niezbyt ładną, o dziwacznym kształcie, jasnobrązową tabliczkę. Zapach był smakowity, ale nie porywał. Czuło się tu mleko i kakao, jednak obie te nuty wydały mi się bardzo dosłodzone, przez co konsument utracił możliwość wychwycenia kakaowym niuansów. 

Umieściłam pierwszy kawałek w ustach, a ten zaczął się powoli rozpuszczać. Najpierw z oporem, potem jednak uległ i zaczął się powoli przemieniać w kremową grudkę. Idealnie gładka konsystencja była bardzo maślana i przyjemna, ale... to było tak proste, że aż mnie zaskoczyło. Z taką zawartością kakao liczyłam na odrobinę chropowatości, jak w przypadku 44 %-owej Menakao. A tutaj... nic z tych rzeczy.

Gdy tak czekolada zaczynała rozpuszczać się coraz szybciej, smak nie ulegał cudownemu rozwojowi. Od samego początku był słodkawy, karmelowy, ale... ze słodyczy samej w sobie było w nim raczej niewiele. Ta tabliczka do słodkich po prostu nie należy. Kryją się w niej bardzo stonowane nuty, przypominające trochę przydługo palony karmel. Czuć także, że zastosowano pewną ilość cukru brązowego. Dla mnie taki zabieg jak najbardziej przypadł do gustu.
Lekka słodycz, w wydaniu takim jak ta, pasowałaby mi doskonale do wyrazistej, głębokiej mleczności, której...
...tu zabrakło. Owszem, czułam tu mleko, ale zabrakło mi w nim takiej smakowej pełni. Po prostu było. Jego smak stał na nieco wyższym stopniu niż słodycz, ale nie była to nuta wiodąca.

Co ciekawe, gorzkości też tu nie odnalazłam, więc kakao też nie było tu głównym dowodzącym. Jego akcent pojawiał się tylko chwilowo, a także, na nieco dłużej, przy samym końcu, ale o tym jeszcze za chwilę. Przy rozpływaniu się kawałka, wychwyciłam posmak czegoś gorzkawego, co skojarzyło mi się ze zbożową skórką pomarańczową (jakkolwiek dziwnie to brzmi). Wydaje mi się, że to nuta słodu jęczmiennego, jednak do tej kompozycji zupełnie mi ona nie pasowała. Okraszona przez lekki mleczny smak i lekką słodycz, wypadła dość blado.

Mgiełka kakao plątała się bez celu, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Czasem w ogóle zanikała, chyba po to, żeby pojawić się na sam koniec, ale tylko jako delikatnie cierpki efekt po zniknięciu całej czekolady.

Całość okazała się bardzo średnia jak na ten przedział cenowy. Jivara jest po prostu mdła. Mamy tu wątłą nutę kakao, lekką słodycz, delikatnie mleczny posmak i nutkę słodu. Wszystkiego po trochu, co jako kompozycja się nie sprawdziło. Gdyby było jeszcze więcej mleka, albo więcej kakao - byłoby lepiej, bo tak czekolada wypada tak poprawnie, że aż pospolicie. Nie ma się tu do czego przyczepić, ale nie ma też tego czegoś, co by się trwale odnotowało w pamięci. Tanariva 33 % była wyraziście mleczno-słodka, Guanaja 70 % - gorzko-słodka, a ta... po prostu nijaka.


ocena: 7/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: dostałam jako bonus do zamówienia
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: masło kakaowe, pełne mleko w proszku, cukier, ziarno kakaowe, cukier brązowy, naturalny ekstrakt waniliowy, lecytyna sojowa, jęczmienny ekstrakt słodowy

14 komentarzy:

  1. Szkoda,że wszystko się ze sobą równoważy i nie ma "nurtu dominującego" w tej czekoladzie. Nadało by to lekkiej pikanterii, gdyby jej smak uwieńczył się jakimś konkretnym posmakiem, przez co by wypadła o wiele lepiej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz to już w ogóle mam mega rozkminę na temat Valrhony... Wiem już, że trzeba uderzać w ciemniejsze klimaty, ale jednocześnie tak bardzo mnie dziwi, że mlecznym wariantom już czegoś brak... Jak to się dzieje? No cóż, i tak będę musiała przekonać się na własnym podniebieniu....

    Ej, hejże hola! Zastanawia mnie skład... W zasadzie to trochę tu namieszali, jak na mleczną czekoladę wysokiej jakości. Dominuje tłuszcz kakaowy, a ziarno zepchnięte na czwartą pozycję - może to stanowi o nie aż tak bogatym smaku, jak można by się było spodziewać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie też mi ten skład coś nie pasuje i... mam wrażenie, że mlecznym poświęcają mniej uwagi, niż ciemnym. Chyba, że po prostu trafiłam na jedną jedyną smaczną ciemną.

      Usuń
  3. Tak, dziękuje ci za tą recenzję. Po tej czekoladzie miałam wątpliwości czy ona rzeczywiście jest taka nijaka, czy to ja po prostu się nie znam. Zgadzam się z każdym zdaniem. Jest dobra, smaczna, ale nie wystarczająco jak na ten przedział cenowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakby wyprana ze wszystkiego i tyle.
      Możesz więc być spokojna, z Twoim gustem wszystko w porządku.

      Usuń
  4. I tak całe szczęście, że dostałaś je w bonusie :P Jak widzimy Czoko też podziela Twoje zdanie, także trzeba zapamiętać, że to nie jest tabliczka z serii "must have" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że na ciemnych się jeszcze nie zawiodłam i... oby tak zostało!

      Usuń
  5. Znów ta śmieszna, lekko kinderkowa czekoladka. Urzeka mnie jej wygląd, więc nawet jeśli jest przeciętna, i tak z chęcią bym jej spróbowała.

    Oglądałam dziś coś i od razu pomyślałam o Tobie. Mogłybyśmy zjeść na pół: https://www.youtube.com/watch?v=WLDF4MXyQxQ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty wzrokowcu!

      Wygląda co najmniej... interesująco. ("Ładne! Chcę to zjeść." ...się odezwałam "nie-wzrokowiec".)

      Usuń
  6. taki bonus to i ja bym chciała xDD Choć ciemna i mnie czasem nachodzi ochota na takie czekolady... jak długo czegoś nie jem to tak mam... ostatnio chciało mi się pulpetów :D I moleściłam mame... uff... dobrze, że tutaj na studiach mi to przeszło, bo te co są na stołówce mogłyby co najwyżej zrobić zamach na moje życie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest jeszcze jedna rada: samej coś gotować. :D

      Usuń
    2. ja i gotowanie pulpetów!? BUAHAHAHAAHA HAHAHA HAHAA... żartujesz nie? :D Już połowa aka myślała na 1 roku, że jestem vege bo z mięsem kompletnie nic nie działałam... bo szczerze nie umiem i trochę się boję :D Na drugim fakt, przełamałam się i pokupiłam mrożone mięso na porcje xDD I tylko parowałam do każdego obiadku... no dobra dwa razy zaszalałam i rozdrobniłam plaster indyka i wrzuciłam do jajecznicy, jestem mistrzem w obróbce mięsa :)

      Usuń
    3. Dobra, pulpetów to i ja nigdy nie robiłam, ale... bo nie lubię takiej formy po prostu. :P Mięso na parze i krwiste steki - właściwie mogę to jeść ciągle - genialne w swej prostocie, ale... no ej, pulpety nie mogą być trudne do zrobienia!
      Nie mam pojęcia, jak ten pierwszy rok przetrwałaś. :P

      Usuń
    4. musiałam xDD Sama teraz nie dowierzam jak :D Może dlatego, że typowym słoikiem jestem i połowe żarcia np gołąbki zwoziłam do aka :) Gorzej było z domknięciem lodówki, ale widocznie dawałam radę :D krwiste steki? O matko, gdzie ty je kupujesz!? :D na polowania chodzisz? :D Pulpety nie są trudne, raz czy dwa robiłam z mamą, ale samej by mi się mięsa mielić nie chciało :D

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.