Mimo małego doświadczenia w temacie ciemnych czekolad (wiem, że niektórych z Was to zdziwi, ale naprawdę, te, które próbowałam to malutka część setna tego, co chcę spróbować), słysząc połączenie słów "Wenezuela" i "czekolada" od razu myślę o czymś pysznym. Jeszcze żadna czekolada z kakao stamtąd nie wydała mi się słabsza niż "arcypyszna". Tak jak Madagaskar kojarzy mi się z czymś diabelsko pysznym i charakternym, tak Wenezuela... tu najszybciej przychodzi skojarzenie z czymś delikatnym (i pysznym), które to skojarzenie wzmacnia kolor opakowania (który mi się straszliwie nie podoba, ale to szczegół).
Pralus Venezuela 75 % to ciemna czekolada z Wenezueli, a dokładniej z Barlovento. Niestety nie jestem w stanie napisać nic bardziej szczegółowego, bo nie mówi mi to za wiele. Z krótkiego opisu na stronie wynika, że to obszar małych wiosek (a moja wyobraźnia już dorysowała troskliwe podejście do kakaowca). Tutaj mamy do czynienia znowu z ziarnami trinitario, czyli najpopularniejszymi z rejonu.
Po zobaczeniu bardzo ciemnej czekolady, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jest ona lżejsza od pozostałych. Niewątpliwie także ma 5g, ale tu chodzi raczej o zapach, możliwe, że także smak.
Co prawda, pachniała soczyście kwaśno, ale... coś mi mówiło, że wcale nie będzie owocowo.
Umieściłam kawałek na języku i tu jakby zawisło pytanie: "cierpkość?". Nie była to pewna tanina, tylko taka lekka sugestia... dość niepewna. Trochę cierpko było, ale jedynie przez moment.
Potem to zanikło, zrobiło się słodko i karmelowo. Kawałek rozpuszczał się dość szybko, trochę zalepiająco (z początku).
Zaczęło się robić jakoś tak... jakby ta czekolada była rzadka, a i smak niezdecydowany.
Karmel, karmel... ale palony. Palone toffi? Tak, zdecydowanie masło. Konsystencja dalej nie taka maślana... albo raczej jak roztopione (palone?) masło? Zupełnie nie umiem tego opisać. Takie dziwaczne przejście od cierpkości, przez słodki karmel po palone toffi.
Smak był zupełnie inny niż zapach.
Pojawiła się lukrecja z chłodną i orzeźwiającą słodyczą. To był efekt, podobny do tego, jaki wywołuje mięta, ale tej nie czułam.
Lukrecja też nie była czystą lukrecją. To była bardzo kakaowa lukrecja, do której dołączyła typowo kakaowa cierpkość i pozostała ze mną już na długo.
Ta czekolada była po prostu dziwna, nic mi tu do niczego nie pasowało, ale przejścia były zaskakująco gładkie. Tak jakby to, co czułam, było zupełnie normalne i oczywiste.
Co tu dużo pisać? Kolejna przepyszna i zaskakująca czekolada, która zainteresowała mnie na tyle, że kupiłabym kiedyś 100-gramową wersję.
ocena: 9/10
kupiłam: dostałam od Sekretów Czekolady
cena: -
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: w przyszłości bardzo bym chciała
Skład: kakao, cukier, czyste masło kakaowe, lecytyna sojowa bez GMO
Ja tez przy malych wioskach wyobrazam sobie, ze bardzo o cos dbają ;)
OdpowiedzUsuńA ta Wenezuelka rzeczywoscoe jest ciekawa, skoro pojawia sie tyle zupelnie innych nut smakowych :)
Tyle i to w dodatku trudnych do odgadnięcia,bo niezły mętlik w głowie mi pozostawiła.
UsuńÓw "dziwaczne przejścia" oddają właśnie całą tajemnicę czekolady, której nie da się rozwiązać. Nic do siebie nie pasuje, a ma ukryty sens..Nie muszę chyba pisać,że bym ją chciała spróbować :P
OdpowiedzUsuńA co do "bagażu doświadczeń" związanych z czekoladą.Nie mów,że on taki mały.:P Na pewno jesteś w tej dziedzinie tysiące razy lepsza niż ja :P Od Ciebie i Basi można się wiele nauczyć ;)
Chyba po prostu mam bogatą wyobraźnię i od zawsze przychodziły mi do głowy dziwaczne skojarzenia związane z zapachem i smakiem różnych potraw. ;)
UsuńKarmelowo och to musi być smaczne:)
OdpowiedzUsuńWidzę, że ta czekolada pozostawiła cię w lekkim mętliku. Wydaje się lekko chaotyczna, ale również taka spójna. Ciekawe ile byś wyczuła w całej tabliczce.
OdpowiedzUsuńWłaśnie też się nad tym zastanawiam... Może by mi się bardziej wszystko poukładało.
UsuńIntryguje mnie to przejście ze smaku kwaśnego do gorzko-palonego. Już mi się co prawda mieszają te neapolitanki, ale jest szansa, że przez tą 'zmianę' akurat tę zapamiętam xD
OdpowiedzUsuńRzeczywiście łatwo się w nich trochę pogubić, dlatego cieszę się, że mam swoje notatki. :D
Usuń"Arcypyszne" wenezuelskie czekolady bardzo kuszą, muszę się rozejrzeć za tamtejszymi tabliczkami, zajrzę może w weekend do Almy :)
OdpowiedzUsuńTaka dziwność też jest ujmująca na swój sposób :) Ciekawe czy jakbyś zjadła jej więcej czy jeszcze parę ciekawych nut byś odnalazła :)
OdpowiedzUsuńZałożę się, że tak.
UsuńMi dla odmiany róż tego opakowania całkiem przypadł do gustu.
OdpowiedzUsuńWenezuela? W niedzielę próbowałam Domori Sur Del Lago, a wszystkie wynalazki z ich własnej plantacji dopiero przede mną... Nie mniej, zajrzałam u siebie do zakładki Wenezuela i... hm... Kurde, coś sporo czekolad stamtąd kojarzy mi się z ponętną kobietą w czerwonej sukience, generalnie z czymś seksualnym :P
Wenezuela jest trochę... nieobliczalna, można by rzec.
UsuńOwszem, TAKI wstęp napisany przez CIEBIE mnie dziwi, bo musi oznaczać, że ja w temacie czekolad nawet nie wygrzebałam się z ziemi, a przede mną dłuuuuuuuga droga do rozkwitnięcia.
OdpowiedzUsuńNuty ciekawe, karmel kocham chyba w każdej postaci. Tylko rozmiar na wielkie nie.
Ty na razie po prostu specjalizujesz się w... innej czekoladowej galaktyce. :P
UsuńRozmiar - nie, ale cena pełnowymiarowej... albo właściwie wszystkich, które chcę... przyprawiłaby mnie o ból głowy, bo nie umiałabym wybrać np. dwóch czy trzech.