Nie myślałam, że ta chwila kiedykolwiek nastąpi. Nigdy mi się nawet nie śniła! Perspektywa spróbowania kolejnych tabliczek francuskiej czekoladziarni A. Morin zdążyła wejść w sferę marzeń, by uszczęśliwić mnie podwójnie, albo i potrójnie, kiedy to znów stanęłam ze skromnie zapakowaną czekoladą w dłoniach. Ta była, że tak powiem, wyjątkowo wyjątkowa, bo nie dość, że od Morin'ów właściwie zaczynała się moja przygoda z lepszymi czekoladami, to jeszcze jest to mój pierwszy (i jak na razie jedyny) mleczny Morin oraz... pierwsza wietnamska czekolada w ogóle.
A. Morin Vietnam lait 48 % to mleczna czekolada z ziaren z Wietnamu o 48 %-owej zawartości kakao.
Otworzyłam papierek z grafiką starej mapy, rozerwałam sreberko. Pierwszym, co mnie bardzo zaskoczyło, był niezwykle silny zapach.
Dość dziwny i trochę mało czekoladowy, ale znajomy. Tabliczka wydała mi się ciemna i twarda, jak na swoją zawartość kakao.
Może bardziej chrupała, niż trzaskała, ale jej gładkość i połysk (no i ten zapach!) wskazywały na coś znacznie wytrawniejszego.
Dość dziwny i trochę mało czekoladowy, ale znajomy. Tabliczka wydała mi się ciemna i twarda, jak na swoją zawartość kakao.
Może bardziej chrupała, niż trzaskała, ale jej gładkość i połysk (no i ten zapach!) wskazywały na coś znacznie wytrawniejszego.
Przy dłuższym wąchaniu uznałam, że zapach jest torfowy i minimalnie grzybowo-orzechowy, ale także znacząco mleczny. Takie tłuste, jeszcze ciepłe, mleko prosto od krowy.
Wreszcie pierwsza kostka znalazła się w ustach.
Zaczęła rozpuszczać się w dość lepki sposób, nie zalepiła, ale stała się gęsta i w pewien sposób miękka. Wydała mi się szorstka (bardziej szorstka niż np. Domori), ale przy tym nieproszkowa. W dodatku, ona prawie w ogóle nie jest tłusta - jedyny tłuszcz zdaje się pochodzić od mleka.
W smaku natychmiast dostałam połączenie mleka i kakao, pod którym, podobnie jak w zapachu, kryło się "coś" wytrawnego.
Najpierw skupiłam się jednak na głównych smakach, a więc lekko orzechowym kakao, którego charakterny akcent jest naprawdę silny (jak na 48 %). Wyłania się z niego minimalny i w pełni owocowy kwasek. Na pewno czułam jagody, takie bardzo dojrzałe, i... mieszankę porzeczek, malin, może z dodatkiem cytrusów... ciężko to określić.
Czuć, że jakieś owoce się tak chowają, ale jakie...? Na wyodrębnienie chyba jest za mało kakao.
Czuć, że jakieś owoce się tak chowają, ale jakie...? Na wyodrębnienie chyba jest za mało kakao.
Za to na za małą ilość mleka narzekać nie można. Jest ono wyraziście naturalne, momentami wydało mi się słonawe, podszyte śmietanką, ale częściej całość zalewała fala słodkawej orzechowości, kojarzącej mi się z mlekiem owczym.
Słodycz zaś była bardzo delikatna, ale nie głęboka. Zwyczajna, tylko że doskonale trafiona z natężeniem.
Najsubtelniejszą i najbardziej pokręconą nutę pozwoliłam zostawić sobie na koniec. Była obecna cały czas, raz wyraźniej, raz niemal niewyczuwalna, ale była. To lekko wytrawny motyw w tle, taki nieco przyprawiony. Może rozmaryn, może jakieś korzenne przyprawy jak gałka muszkatołowa? To raczej tylko domysły. Jednak ten akcent strasznie kojarzył mi się z grzybowym Zotterem, bo wydawało mi się, że przewijają się w nim nuty wilgotnego torfu i grzybów, te same, co z zapachu. Były bardzo delikatne, więc nie ma sie czego bać, a ja tylko ubolewam, że nie mogłam im się dokładniej przyjrzeć z racji małej zawartości kakao i jego ogólnego, delikatnego smaku w tej tabliczce.
Morinowi należą się ogromne brawa za to, że czekolada nie jest tłusta (jak np. Bonnat) i za świetnie trafioną słodycz. To bardzo dobra czekolada, o intrygujących i niezwykle ciekawych nutkach, jednak... potrafi też trochę zirytować, właśnie tym, że to jedynie mgliste nutki. Przynajmniej toną w czymś dobrym - ogromie mleka.
ocena: 8.5/10
kupiłam: cocoarunners
cena: 5.95 £
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, miazga kakaowa, mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, lecytyna
Ciekawe jakbyś odebrała tą czekoladę na początku swej czekoladowej przygody :D Chociaż przypuszczam, że i dla mnie mogłaby być za delikatna.
OdpowiedzUsuńGdyby to miała być jedną z pierwszych lepszych mlecznych, po jakie sięgnęłam... pewnie umarłabym z zachwytu i na cenę narzekała. :P
UsuńSzkoda,że nie miała w sobie trochę "pazurka".. :>
OdpowiedzUsuńPazurkiem zawsze można nazwać ten grzybowy posmak. Lekki, bo lekki, ale charakterystyczny. ;>
UsuńCzekolada ciekawa:) bardzo chętnie bym ją spróbowała:)
OdpowiedzUsuńCzekolada czekoladą, ale jak mi się podoba Twój entuzjazm. Tak niewiele osób potrafi zrozumieć, dlaczego ekscytuję się (wybranym) żarciem, a w blogosferze to takie... normalne :)
OdpowiedzUsuńO tak, ludzie chyba często myślą, że mi coś z jedzeniem odwala, a uwielbiam je celebrować i przeżywać. Przynajmniej w blogosferze (i na moim biednym zaśmieconym instagramie haha) można do woli. :D
UsuńWyobraziłem sobie, jak siedzisz i obwąchujesz czekoladę jak kot miskę :)
OdpowiedzUsuńGrzybowym Zotterem to lepiej nie strasz, tylko ty go lubisz :)~
Dobrze, że jeszcze nie formułę czekolady w kulkę, żeby mieć się czym bawić. :P
UsuńWiem, ale tutaj na Wasze szczęście to była tylko mglista nutka, nie pełnią smaku. ;)
pełnia *
UsuńJak jest dużo dobrego mleka to i na zawartość kakao można przymknąć oko ;) o dobrą mleczną tabliczkę nie jest jednak tak łatwo, więc należy to docenić :)
OdpowiedzUsuńTo prawda, ale jak na bardzo mleczną czekoladę to dali tu za dobre kakao w takim razie, haha. Pomyślcie tylko: wietnamskie kakao schowane (!) w mleku... Ja chcę poczuć jego moc! :P
UsuńZazdroszczę Ci bardzo kolejnych Morinów! Swoją drogą, mogłaś dać cynk przed zamówieniem. Może zrobiłybyśmy wspólne? Podział kosztami dostawy i finał...
OdpowiedzUsuńWiesz, że Morin wypuścił 100% Porcelanę? Pewnie wiesz :)
Mimo wszystko, grzybowa nuta a'la Zotter mnie tutaj nie odstrasza :)
Następnym razem dam, bo ten był dość spontaniczny i ryzykowny (osoba, na której adres to poszło w Anglii jest dość... nieodpowiedzialna i nie wiedziałam, czy zamiast tabliczek nie przyjdzie mi jedna wielka miazga). Swoją drogą, ten następny raz będzie pewnie w październiku. ;)
UsuńTak? Nie wiedziałam! Trzeba obmyślić taktykę, jak ją zdobyć. :D
Zdziwiłabym się, gdyby odstraszała. :P